sobota, 27 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 21-,, Na podbój Bawarii!"

Pudła, pudła, wszędzie pudła. Kto by pomyślał, jeden niewielki pokój, a tyle kartonów potrzebnych do zapakowania najpotrzebniejszych rzeczy. Sophie nie mogła rozstać się z swoimi płytami CD czy innymi drobiazgami, łączącymi się z masą wspomnień. Minęło sporo czasu zanim się z wszytkim uporała, ale dobry humor nie odstępywał jej nawet na krok. Cieszyła się, że wraca do miasta, w którym się wychowała. Wreszcie zacznie tak długo wyczekiwane, dorosłe życie. Będzie spełniać swoje marzenia, uczęszczając na uniwersytet w Monachium. Ale największą radość sprawiała zielonookiej myśl, że przy jej boku będzie trwał Mario. Zamieszkają pod jednym dachem. Można powiedzieć, że oby dwoje zaczną pisać nowy, wspólny rozdział w ich życiu. On w innym klubie, ona w innej szkole, jednak wciąż razem. Kiedyś bała się ich przyszłości, teraz patrzy do przodu z podniesioną głową. Ostatecznie udało się spakować wszystkie drobiazgi do kartonów. Mario razem z dwójką mężczyzn, którzy mieli bezpiecznie dostarczyć ich rzeczy do Bawarii, znosili pudła, po czym układali jej w dużej ciężarówce. Piłkarz poruszał się już bez gipsu czy buta ortopedycznego. Niestety nadal musiał się oszczędzać, co bardzo go denerowało. Gdy biegał czy ćwiczył na siłowni, a pot spływał po jego ciele, czuł się jak ryba w wodzie. Właśnie tego mu brakowało. Nie chciał stracić dobrej kondycji. Jednak trzeba ponosić konsekwencję za to, co robimy. Poradzi sobie, to nie pierwsza kontuzja Niemca. Wie, że wróci silnejszy. Przy okazji nauczy się cierpliwości i pokory. Tymczasem blondynka omiatała salon ostatnim spojrzeniem. Do pomieszczenia zawiatał jej rodzic, ciężko wzdychając.
- Czyli tak się czuje ojciec, którego dziecko opuszcza gniazdo...- uśmiechnął się, chowając ręce w kieszeniach dżinsów.
- Nie zauważysz, że mnie nie ma.- odpowiedziała wzruszając ramionami i odwzajemniając uśmiech.
- Moja córeczka sama w takim wielkim mieście...- westchnął- Ale nie zapomnisz o starym ojcu?- zapytał z nutką nadzieji w głosie.
- Będę dzwonić, pisać. Nie wyprowadzam się do innego kraju..- puściła w jego stronę oczko.- I nie będę sama. Mam Mario.- kiwnęła głową w kierunku drzwi między którymi, co chwilę przechodził jej chłopak, dźwigając kartony.
- No tak, jak mogłem zapomnieć.- wywrócił teatralnie oczami.- Wiesz, na początku myślałem, że to będzie krótkotrwały związek. Rozejdzie się po kościach. Jednak wspólne mieszkanie to duży krok do przodu.- stwierdził.- I chyba muszę przezwyczajić się z faktem, że tak szybko nie zrezygnujesz z tego gościa.
- Bardzo go kocham.- oznajmiła- I cieszę się, że nie żyjemy w czasach, kiedy rodzice wybierali dzieciom partnerów.- wzdrygnęła się. Piłkarz Borussii wybuchnął gromkim śmiechem.
- Koniec!- klasnął w dłonie uradowany Mario, wchodząc do pokoju dziennego- Nasze rzeczy są już w drodze do Monachium.- oświadczył.
- To będziemy się już zbierać...- powiedziała blondynka, biorąc torebkę z kanapy- Jeszcze raz pożegnaj ode mnie Lisę i mojego brata.- przytuliła go mocno.
- Dlaczego brata? Przecież nie znamy płci dziecka.- zdziwił się. Lisa chciała poczekać z tą informacją do porodu. Miała to być wielka niespodzianka dla wszystkich.
- Zobaczysz będzie chłopiec. A ja będę go ubierać, tak żeby każda dziewczyna w piaskownicu była jego.- zaśmiała się.
- Myślę, że na tym etapie wystarczy wiaderko i łopatka.- wtrącił rozbawiony brunet, przyglądający się całej scence.
- Oj cicho. Niszczysz moje plany.- rzekła, uśmiechając się.- Odezwę się, jak dojedziemy na miejsce.- wreszcie uwolniła się z ojcowskiego uścisku- Do zobaczenia!- pomachała, zajmując miejsce pasażera.
- Troszcz się o nią. To mój największy skarb i oddaje go w twoje ręce.- zwrócił się do młodszego.
- Poradzimy sobie. Będę pilnował jej jak oka w głowie.- zapewnił, chcąc otworzyć drzwi od auta, aby wsiąść.
- Jeszcze jedno!- zatrzymał go Weidenfeller- Powodzenia tam w Bayernie, pokaż im, co potrafisz.- oświadczył Niemiec. W końcu żegnał również kolegę, który opuszcza Borussię dla wroga.
- Dzięki.- odparł szczerze zdziwiony Goetze i zasiadł za kierownicą. Dziś Roman był dla niego miły, nawet życzył mu powodzenia. Czyżby topór wojenny zakopany? I odjechali, zostawiając za sobą żółto- czarne miasto.
- O czym tam gadaliście?- zapytała dziewczyna, która nie usłyszała końcowej wymiany zdań między mężczyznami.
- O życiu moja kochana. O tobie i o mnie.- powiedział rozmarzonym tonem.
- Rozumiem...- pokiwała głową- Myślisz, że nie pozabijamy się, mieszkając razem? Albo nie znudzimy się sobą? W końcu jakoś szybko to się potoczyło...
- Będę miał cię przy sobie, będę budził się obok ciebie rankiem. Będziesz krzyczeć na mnie, że zostawiam po sobie bałagan, będziemy razem oglądać głupie komedie, chodzić na spacery, na zakupy. Będzie po prostu idealnie. Tak, jak chciałem.- w policzkach chłopaka ukazały się urocze dołeczki.
- Wiesz, myślałam o tym, że inne pary, które spotykają się ze sobą kilka lat, boją się żyć pod jednym dachem.- zauważyła, zerkając na reakcję Niemca.
- My nie jesteśmy- inni. Nie mamy, na co czekać.- wplótł swoje palce w dłoń dziewczyny.- Jestem pewny, że nie będziesz niczego żałować.
- Wystarczy mi, że nadal będziesz częścią mojego świata.- rozpromieniła się.
- Obiecuję.- skradł jej całusa, po czym zielonooka oblała się rumieńcem.
- Nie mogę się doczekać.- wyznała uśmiechnięta- Czyli, kierunek Monachium.
- Na podbój Bawarii!- podsumował sportowiec. Blondynka zaśmiała się, widząc iskierki w oczach bruneta. Tak, jak ona był podekscytowany i chciał już znaleźć się na miejscu. Niemieckim autostradą nie można nic zarzucić, także droga minęła dość szybko. Młodzież zatrzymała się tylko dwa razy na stacji benzynowej, aby rozprostować kości. Z Dortmundu wyjechali o dziewiątej rano, a w Monachium zameldowali się chwilę po piętnastej. Bez problemów dotarli do nowoczesnego apartamentowca w centrum miasta. Goetze kupił tam urządzone już mieszkanie. Z tego miejsca piłkarz miał blisko na stadion, a przyszła studentka spokojnie przeszłaby się na uniwersytet pieszo. Uniknęłaby w ten sposób korków na drogach i nie musiałaby wstawać wcześniej, aby je ominąć. Oczywiście cena nie grała roli. Brunet chciałby było przestronnie, wygodnie i w miarę blisko do Alianz Areny. Wprowadził blondynkę do mieszkania, wcześniej otwierając przed nią drzwi. Znaleźli się w niewielkim korytarzu z komodą i wieszkiem na kurtki. Dalej przechodziło się do salonu. Pokój dzienny wydawał się być jasnym pomieszczeniem. Kremowe ściany, meble w lekkim brązie i wielkie okno od paneli po sam sufit. Można było przez nie podziwiać panoramę miasta, piękny widok. Na środku znalazła się spora kanapa w czarnym obiciu, kontrastująca z jasnymi elementami pokoju. Blondynka zachwyciła się pomieszczeniem, a zwłaszcza oknem na świat. Przy szybie ujrzała drobną pufę w kolorze sofy. Wiedziała, że od dziś będzie tam spędzać wiele czasu. Świetne miejsce na czytanie książki czy obserwowanie ulic i budynków z tej perspektywy. Salon i kuchnia oddzielono ścianą, na której umieszczono duży telewizor. Pomieszczenie obok zaopatrzono we wszystkie potrzebne sprzęty typu garnki, patelnie. Jednak lodówka świeciła pustkami, w najbliższej przyszłości trzeba będzie wybrać się na zakupy.
- Jejku... Tu jest cudownie.- podsumowała zadowolona dziewczyna, dotykając dłonią ciemnego blatu.
- Wiedziałem, że ci się spodoba.- uśmiechnął się triumfalnie.- Chodź, to nie wszystko.- porwał ją na drugą stronę mieszkania. Niemka zwiedziła jeszcze łazienkę, która była dwa razy większa niż ta w domu Weidenfellera. Jako wisienkę na torcie, Mario pokazał wybrance sypialnie połączoną z garderobą. Pokój przypadł do gustu zielonookiej. Wszystko stało na swoim miejscu idealnie, nie przestawiłaby nic. A pomieszczenie na ciuchy na pewno się przyda, biorąc pod uwagę, ile koszul posiada brunet. Mężczyzna właśnie objął Sophie.
- I...?- wyczekiwał na odpowiedz.
- Piękne mieszkanie. Takie nowoczesne i ciepłe. Zaprasza, żeby tu zamieszkać.- rzekła, odwzajemniając uścisk chłopaka.
- Jeśli chcesz coś pozmieniać... Mamy wolną rękę.- dodał, patrząc w jej rozpromienione tęczówki.
- Jest jedna rzecz.- wyszczerzyła się.- Wiesz, nie podoba mi się ten kolor ścian w korytarzu. To nic wielkiego. Tylko ta zieleń do mnie nie przemawia. Może z czasem się przezwyczaję.- wyznała.
- Można pomalować. Zaraz zadzwonię do tej firmy, która przywiozła nasze rzeczy. Znajdę ich numer. Zajmują się nietylko przewozem, remontują też domy, więc...- zaczął szukać po kieszeniach komórki.
- Zaczekaj.- zaśmiała się dziewczyna- Po co ich znowu fatygować? Mamy swoje pudła, a oni na pewno mają poważniejsze zgłoszenia niż jakieś ściany. Pomalujmy je sami.- zaproponowała. Niemiec spojrzał na nią podejrzliwie.
- Mówisz serio? W tymczasie, kiedy oni będą malować, możemy zrobić wiele ciekawszych rzeczy...
- Zamówimy farbę przez internet. Jutro odbierzemy ją w sklepie... Będzie fajnie.- wzruszyła ramionami.
- Dobra.- zgodził się- Ale to jutro. A teraz idziemy odpocząć.- oznajmił.
- Hahaha. Nie ma takiej opcji. Trzeba rozpakować kartony.- przypomniała.
- Nigdzie się nie pali. Zrobimy to później...- jęknął niezadowolony.
- O nie mój drogi. Bierz się za te z ciuchami, ja zajmę się kosmetykami.- wskazała brunetowi odpowiednie pudła.
- Mamo, ratuj.- wywrócił oczami, otwierając jeden z pierwszych kartonów. I właśnie w taki sposób Sophie z Mario spędzili kilka godzin. Wspólnymi siłami uporali się z pakónkami. Udało się pomieścić wszystkie koszule bruneta w garderobie, ba, nawet starczyło miejsca dla panny Weidenfeller. Wczesnym wieczorem blondynka zabrała sportowca na spacer. Dziewczyna dobrze znała tą część miasta, właśnie tu spędziła najpiękniejsze chwile dzieciństwa. Pokazała mężczyźnie skatepark, w którym stawiała pierwsze kroki na rampach. Odwiedzili park, jak i zdaniem zielonookiej najlepszą lodziarnię w Monachium. Przechadzali się uliczkami, aż znaleźli Subway'a. Tam zjedli kolację, ponieważ nie mieli już sił, by wybrać się na zakupy do sklepy spożywczego. Po skonsumowaniu wyśmienitych kanapek wrócili do ich wspólnego mieszkania. Pierwszy raz nie musieli się rozstawać, po mile spędzonym czasie w swoim towarzystwie. Blondynka nie potrzebowała kontrolować godziny, aby wrócić do domu ojca o właściwej porze. Bardzo jej się to podobało. Wreszcie dorosłe życie. Miała w planach znaleźć pracę, która nie kolidowałaby z zajęciami na uczelni. Wtedy była by w pełni niezależna.
***
Nie jest to dla nikogo zaskoczeniem, że jako pierwszy następnego dnia oczy otworzył brunet. Obserwował, śpiącą jeszcze przy jego boku kobietę i czuł się świetnie. W tej chwili miał siły, by przenosić góry. Przypomniał sobie, kiedy pierwszy raz spotkał Sophie. Od razu zauważył, że jest piękna lecz jego uwagę przykuły oczy blondynki. Później okazało się, że jest córką Romana. Wieki zbierał się w sobie, aby wyznać jej co czuje. Bał się, że dziewczyna się wystraszy albo go wyśmieje. Potem wszystko potoczyło się szybko, a teraz mieszkają razem. Jest największym szczęściarzem. Nic by nie zmienił w swoim życiu. Jak wróci do pełnej sprawności fizycznej będzie w siódmym niebie. Jego marzenie zacznie się spełniać. Czego chcieć więcej? Jednak piłkarz nie wiedział, co ma się wydarzyć. Jak wpłyną na niego nowe znajomości? Życie da mu porządną lekcję. To dopiero początek jego historii, ale nie wyprzedzajmy faktów. Mario próbował powoli wyjść z łóżka, jednak zbudził tym zielonooką.
- Gdzie ty się wybierasz?- przyciągnęła go do siebie, kładąc głowę na torsie bruneta.
- Na poranny jogging.- powiedział, gładząc jej włosy, które znajdowały się w kompletnym nieładzie.
- Przecież nie możesz jeszcze...- westchnęła, nadal nie otwierając oczu- Wczoraj sporo chodziliśmy, musisz się oszczędzać. Lepiej nic nie przyśpieszać.
- Masz rację.- przyznał.
- Jak zawsze.- uśmiechnęła się- Idz spać.
- Kochana nie ma spania już poranek.- zaśmiał się- Lecimy po farbę do sklepu i chwytamy za pędzle.
- Jeszcze pięć minut.- jęknęła. Usłyszała, że Mario poszukuje czegoś na stoliku nocnym.- Tylko nie próbuj...- nie zdążyła. Niemiec znalazł odpowiedniego pilota, po czym odsłonił żaluzje w oknie, a promienie słońca zaczęły drażnić powieki dziewczyny.- Nie masz serca.- prychnęła, odwracając się na drugi bok. Brunet wybuchł niepohamowanym śmiechem.
- Jesteś słodka, kiedy się tak fochasz.- wyszeptał do jej ucha.
- A idź mi...- machnęła ręką, okrywając się szczelniej kołdrą.
- Dalej wstawaj.- zaśmiał się, zabierając jej pościel.
- Jeszcze ci się odwdzięczę.- zagroziła- Pierwsza w łazience!- krzyknęła, biegnąc by zająć pomieszczenie.

****

- Popraw tą folię, bo nakapiesz farbą.- zauważyła zielonooka, poprawiając swój kapelusz z gazety, który zdobił jej głowę.
- No coś ty, ja?- oburzył się, a błękitna maź spłynęła z jego pędzla na podłogę.- Oj...
- Ja tego nie będę sprzątać.- załamała ręce.- Gorzej niż z dzieckiem.
- Nie przesadzajmy. Zabieramy się do roboty.- zaczął pokrywać ścianę nową farbą. Bawili się świetnie, brudząc siebie i wszystko do okoła. Dzięki Bogu, że zabezpieczyli wszystkie wartościowe rzeczy folią. Korytarz był małym pomieszczeniem, więc szybko pokryli go niebieskim kolorem.
- Jestem cała w niebieskiej farbie.- wybuchnęła śmiechem, przeglądając się w lustrze.- To przez ciebie!- dała mu sójkę w bok.
- Jestem niewinny. To pomówienia.- ucałował zielonooką w policzek, który wcześniej umazał farbą.
- Krasnoludki?- uniosła brew.
- Podstępne stworzenia.- oparł głowę na ramieniu panny Weidenfeller. Stali tak przez chwilę, wpatrując się w wspólne odbicie.- Ładnie nam w niebieskim.
- Prawie jak Smerfy.- oznajmiła- Ja jestem Smerfetką, a ty...- odwróciła się w jego stronę.
- No słucham, jestem ciekawy.- stykali się nosami.
- A ty Ciamajdą.- uśmiechnęła się, a brunet złożył namiętny pocałunek na jej wargach.
- Ale dobrze całuję.- wyszczerzył się.
- Kto ci to powiedział?- zmarszczyła brew.
- Twoje oczy mówią wszystko.- powiedział, po czym zaczął składać pocałunki na jej szyi.
- Mogłyby się czasem zamknąć. Nie musisz o wszytkim wiedzieć.- oznajmiła, łapiąc Niemca za podbródek.
- Oj muszę, muszę...- zaśmiał się, biorąc dziewczynę na ręce.
- Gdzie mnie niesiesz?- zapytała rozbawiona.
- Przyda się nam prysznic. Jeśli za rogiem czycha Gargamel? Nie może nas zdemaskować.- rzekł, zamykając stopą drzwi od łazienki.
- Chyba widzę tu drugie dno.- miała słuszne podejrzenia. Mario zdjął z niej T-shirt, po czym posadził blondynkę na szafce przy zlewie, opsypując ją pocałunkami.


****
I udało się napisać jeszcze w 2014! Jestem szczęśliwa, bo wena chyba powróciła. Wreszcie pisało mi się lekko :) Mam nadzieję, że wracam. Świąteczna atmosfera chyba dobrze na mnie wpłynęła ;) I jak oceniacie to powyżej? Rozdział miał się skończyć trochę inaczej... ale wyszło, jak wyszło. Chciałam pokazać tą mocną więź miedzy nimi. Niedługo zostanie ,,zachwiana" z resztą zobaczycie. Dopracowuję w głowie szczegóły :p Dlatego bez sielanki się nie obędzie. Jednak polubiłam Sophie i Mario więc niech mają swoje szczęście, trwałe jak bańka mydlana :D jestem straszna, wiem. Nie przedłużam. Komentujcie. To daje powera do pisania. Czekam na motywacje. Pozdrawiam!!! Do zobaczenia w 2015. Życzę wam i sobie dużo bramek strzelonych przez BVB i wygranych meczy. I przekazuję życzenia, które złożyła mi koleżanka: ,,Jak najmniej transferów z Borussii do Frayernu". xoxo





sobota, 13 grudnia 2014

Przepraszam...

Nie wiem, jak się tłumaczyć. Nie mam czasu na pisanie, szkoła wyciska ze mnie siódme poty. Myślę, że nie zmieni się to do końca tygodnia. Nie mam siły by pisać :'( nie chcę nic z siebie wymuszać, bo nie wyjdzie z tego nic ciekawego. Strasznie się boję o Borussię, o Reusa... Okienko transferowe już niedługo się otworzy, skaczę z radości -,- Potrzebuję przerwy. Wierzę, że Dortmund się podniesie i mam nadzieję, że Marco zostanie z nami...? Od niego zaczęła się moja miłość do BVB i nie chciałabym, aby poszedł w ślady Mario i Roberta :/ Sama muszę sobie wszystko poukładać i złapać oddech... Nie obiecuję, ale może dodam post może jeszcze w 2014... Zobaczymy... Mam nadzieję, że będę miała do kogo wrócić :') WESOŁYCH ŚWIĄT WSZYSTKIM! I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!




wtorek, 2 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 20-,, Mój drogi spalisz dom."

Decyzja została podjęta. Sophie i Mario zaczynają nowy rozdział w swoim życiu pt.,,Monachium". Dziewczyna zdała maturę na wysokich notach, a przyjęcie jej na wymarzony uniwersytet było kwestią czasu. Piłkarz zadecydował, że chce grać w Bayernie pod czujnym okiem Guardioli. Jednak media bardzo szybko wywęszyły sensację i nie było sensu ich zbywać. Goetze oficjalnie ogłosił, że kończy się jego ostatni sezon rogrywany w żółto-czarnych barwach. Kibice długo nie mogli w to uwierzyć. Jak to? Nasz Mario? Ten, który odkrywał swój talent właśnie tutaj, w Dortmundzie? Przechodzi do Bayernu Monachium? Jednego z największych rywali BVB na krajowym podwórku? Ludzie doznali szoku. Jedni prędko znienawidzili młodego Niemca. Wygwizdywali, wyzywali od zdrajców. Ale czy można taką osobę nazywać prawdziwym kibicem? Transfery to chleb powszedni w tym sporcie. Sportowiec ma potencjał, marzenia, cele, które chce osiągać. Oczywiście widok Mario w trykocie wroga nie będzie wywoływał na twarzach kibiców uśmiechu. Niestety taka jest piłka nożna i trzeba się z tym pogodzić. Właśnie tak postąpiła druga grupa fanatyków Borussii. Z szacunkiem chcieli pożegnać młodego piłkarza. Nie zapomnieli, jak wiele razy to właśnie jego nazwisko wykrzykiwali po strzelonej bramce. Jak wiele serca zostawiał na boisku. Nigdy nie mogli mu zarzucić braku poświęcenia. Atmosferę wśród kibiców podgrzewał zbliżający się finał w Lidze Mistrzów, Borussia Dortmund kontra Bayern Monachium. Goetze miał rozegrać swój ostatni mecz pod wodzą trenera Kloppa, przeciwko przyszłym kolegom z drużyny. Jednych zastanowiało, do której brami będzie strzelał? Każdy najmniejszy błąd ze strony bruneta, zostałby odebrany, jako celowy zamiar, aby podlizać się zawodnikom z Monachium. Jednak Mario nie miał okazji im udowodnić, że są w błędzie. Zerwał więzadła boczne, co spowodowało, że przedwcześnie zmuszony był zakończyć swoją grę w tym sezonie. Wcale nie cieszył się z takiego obrotu spraw. Chciał do ostatniej chwili pokazywać, ile jest wart. Można powiedzieć, że nie zdążył pożegnać się ze swoim pierwszym klubem. Niespodziewanie doznał kontuzji, a był pewien, że ma jeszcze czas, aby wspólnie z kolegami nacieszyć się rozgrywanymi meczami. Pozostało mu dopingować Borussię z trybun, co nie było dla niego takie miłe. Z tego miejsca nie uczestniczył bezpośrednio w grze. Nie mógł doprowadzić do akcji podbramkowej, obserwując wszystko z góry.
- Chcesz może coś do picia?- zapytała blondynka, kierując swoje kroki do kuchni.
- Nie, dzięki.- odpowiedział, zmieniając kolejne kanały w telewizorze. Pogodził się już ze złym losem. Siedząc z nogą w gipsie, praktycznie przyklejony do kanapy, miał czas na głębokie przemyślenia. Zaczęły go gryźć wyrzuty sumienia.
- Proszę.- postawiła przed nim szklankę z pomarańczowym napojem. Sama opróżniła już połowę zawartości swojego kubka.- Na pewno się skusisz. Twój ulubiony.- rzekła.
- Nie musiałaś...- westchnął, chwytając za sok.- Orzeźwiający.- uśmiechnął się, po wzięciu łyku napoju.
- Coś jest nie tak.- stwierdziła zielonooka, odkładając puste naczynie na stolik.- O co chodzi?
- Wydaje ci się.- zaprzeczył. Dziewczyna zrobiła minę, która zdradziła, że nie wierzy w jego słowa.- Oj Sophie, po prostu trochę szkoda mi, że nie zagram i tyle.- skłamał.
- Przecież to nie twoja wina, że akurat teraz trafiła ci się kontuzja. Wyzdrowiejesz i wrócisz na boisko. Nie zdążysz się nawet obejrzeć.- próbowała podnieść go na duchu.
- Ale to już nie będzie Signal...- zacisnął usta w wąską linijkę.
- Żałujesz tego kontraktu? Wiesz, formalnie jeszcze nic nie podpisałeś. Możesz się z wszystkiego wycofać...- zaczęła.
- Nie. Jadę z tobą do Monachium.- zapewnił ją tymi słowami.- Ciągle powtarzałem sobie, że zagramy jeszcze kolejny mecz. Będę miał czas, aby przezwyczaić się do myśli, że to ostatni raz...
- Nie mogłeś przewidzieć takiej sytuacji.- wplotła swoją dłoń, w dłoń Niemca.
- No tak...- czuł się strasznie. Nie lubił kłamać, a sam zrobił to przed chwilą kilkakrotnie. Do uszu zakochanej pary dotarł dźwięk dzwonka od drzwi. Ktoś zaszczycił ich swoją obecnością.
- Idę tylko dlatego, że masz porządny argument.- zaśmiała się, przechodząc do korytarza, gdzie wpuściła do domu Marco.- Siemka.
- Cześć i czołem. Przyszłem odwiedzić chorego.- oznajmił, przeczesując palcami blond włosy.
- Myślę, że przyda mu się trochę męskiego towarzystwa.- powiedziała, wracając do pokoju dziennego już z gościem.
- Cześć stary.- uśmiechnął się brunet w stronę przyjaciela.
- To, że jestem starszy o trzy lata, nie znaczy, że zaliczam się do tych starych ludzi, gówniarzu.- wytknął język do Goetze, po czym zajął miejsce obok kumpla.
- Wiecie co, chyba zrobie ciasto marchewkowe na deser. Ktoś chętny?- ujrzała ręce mężczyzn w górze.- No, to grzecznie mi tu.- ostrzegła i zajęła się poszukiwaniem wszystkich potrzebnych składników do zdrowego wypieku. Znała cały przepis na pamięć, więc nie wspomagała się żadną książką kucharską czy stronami internetowymi. Sprawnie starła wszystkie marchewki i wymieszała z wcześniej przygotowaną masą. Później do rozgrzanego piekarnika wstawiła blachę z surowym ciastem. Umyła naczynia, po czym już osuszone odstawiła na przeznaczone dla nich miejsca. Kiedy kuchnia prawie lśniła, zdjęła fartuch i wróciła do sportowców. Rozmawiali o czymś, nadmiernie gestykulując. Co chwilę któryś z panów wybuchał śmiechem. Będzie im ciężko przetrwać taką rozłomkę. Sophie dobrze wiedziała, co to znaczy. Sama tego doświadczyła. W Monachium zostawiła babcię, dziadka i Marcela. Lecz jeśli im udało się utrzymać kontakt, nie jest to niemożliwe i Goetzeus ma szanse przetrwać. Blondyn poprawił humor Mario, co wcześniej nie udało się zielonookiej. Piłkarz udawał, że wszystko jest w porządku, ale słaby z niego aktor. Wyższy udał się do toalety, po czym panna Weidenfeller wtuliła się w bruneta.
- Pięknie pachnie.- stwierdził, obejmując ją ramieniem.- Aż zrobiłem się głodny.
- Miejmy nadzieję, że będzie smaczny.- uniosła kąciki ust do góry.
- Twoje ciasto? Zawsze i wszędzie.- powiedział i pocałował dziewczynę w policzek.
- Hej Mario, a ten twój samochód do kasacji, czy będą go jeszcze klepać?- pytała klubowa 11-nastka, wchodząc do pomieszczenia. W domu Goetze zapadła dłuższa cisza. Właściciel posesji gromił wzrokiem przyjaciela, a zielonooka odsunęła się od chłopaka i próbowała ułożyć sobie w głowie wszystkie informacje. Sportowiec mówił jej wcześniej, że oddał auto do serwisu na zwykły przegląd, więc jaką kasację miał na myśli Reus?- Yyy... Wiecie, ja będę się zbierał.- zaczął piłkarz- Późno się zrobiło. Wpadnę jeszcze kiedyś.- i tyle go widzieli.
- Możesz mi to jakoś wyjaśnić?- skrzyżowała ręce na brzuchu, czekając na usprawiedliwienie chłopaka.
- Nie mówiłem nic, bo nie chciałem cię martwić.- oświadczył zmieszany.
- Więc...?- ponagliła go.
- Bo z tą nogą, to tak nie do końca prawda.- skinął głową na gips- Chodzi o to, że nie nabyłem tej kontuzji na trenigu. To było po jednym z meczy. Byłem wypompowany. Ale przypomniało mi się, że obiecałem mamie dowieźć jakieś domowe lekarstwa dla cioci do Memmingen. A, że miałem to zrobić wcześniej tylko zapomniałem to musiałem jechać.- zakłopotany podrapał się po głowie.- No i kiedy już wracałem... Zmęczenie wzięło górę, nie wiem, jak to się stało. Po prostu uderzyłem w drzewo.- blondynka otworzyła szerzej oczy.- Wszystko było w porządku. Tylko samochód nie mógł już jechać dalej. No i noga bolała. Zadzwoniłem po Reusa. Odholował mnie. W klubie ubłagałem lekarzy, aby zapisali w papierach, że zerwałem więzadła na porannym treningu. Gdyby gazety coś wywęszyły... Już i tak wystarczająco często jestem na pierwszych okładkach.- zakończył, ciężko wzdychając.
- Jak mogłeś mi o tym nie powiedzieć? Wiesz, jak brzydzę się kłamstwem? To zwykłe tchórzostwo.- starała się być opanowana.
- Właśnie chciałem uniknąć kłótni.- rzekł smutno.
- A co, gdyby Marco się nie wygadał? Jak długo byś to ukrywał? Jak mogłeś wsiąść za kierownicę tak zmęczony?- zasypywała go lawiną pytań, unosząc głos.
- Nie wiem. Pewnie bym sam ci o tym powiedział. Obiecałem mamie już dawno, że to zawiozę i...- tłumaczył się.
- To dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej, kiedy miałeś czas? Zawsze wszystko robisz na ostatnią chwilę. Jak można być tak nieodpowiedzialnym? Masz dwadzieścia dwa lata! Mogłeś spowodować wypadek! Potrącić kogoś! A co, gdyby tobie się coś stało? Pomyślałeś o rodzicach, o rodzeństwie, o Marco, o mnie?- załamał jej się głos.- Przecież nic by się nie stało, gdybyś przenocował w Memmingen.
- Wiem, źle zrobiłem. Mam karę.- znowu wspomniał o nodze.- Ale myślałem, że dam radę...
- Chyba właśnie nie myślałeś i tu jest problem.- oznajmiła szorstko, po czym przeszła do kuchni, aby wyłączyć piekarnik, który dał o sobie znać. Wyjeła z niego gorącą blachę, zabezpieczając wcześniej ręce szmatką. Postawiła ciasto na blacie, jednak przypadkiem dotknęła opuszkiem palca rozgrzanej formy.
- Cholera...- syknęła z ból, chłodząc dłoń pod strumieniem zimnej wody. Była zdenerwowana. Strasznie przejęła się opowieścią brązowookiego. Przecież mogła już go więcej nie zobaczyć. Zaskoczył ją swoją głupotą i to bardzo negatywnie. Brunet podszedł o kulach do Sophie. Oparł się o szafki, dzięki czemu mógł ustać samodzielnie. Obejrzał popażoną rękę blondynki, po czym wyjął z szuflady apteczkę. Użył kilku plastrów i opatrunek gotowy. Na koniec ucałował zraniony palec, jakby miało to go natychmiast uzdrowić.
- Gniewasz się?- zapytał, wpatrując się w zielone teńczówki kobiety.
- No coś ty.- sarknęła.
- Przepraszam, gdybym wiedział... Egh... Każdy popełnia błędy.- jęknął załamany.
- Ten mógł cię kosztować życie. Zostawiłbyś mnie tu samą.- przymknęła powieki.
- Ale jestem tutaj i będę. Przepraszam, nie chciałem cię denerwować. Wiedziałem, że tak się tym przejmiesz.- oznajmił, zbliżając się do blodynki. Ta niespodziewanie, mocno go przytuliła.
- Mógłbyś czasem użyć tego mózgu. Jak nie dla siebie, to chociaż dla mnie.- uderzyła go otwartą dłonią w plecy, po czym wyrwała się z uścisku. Opuściła dom Niemca, który nawet niezdążył zaprotestować.
- Świetnie. Czyli ciche dni. Dzięki Reus...- powiedział sam do siebie, biorąc większy wdech. Spodziewał się, że dziewczyna wróci. Miała u niego zamieszkać na kilka dni, ponieważ lekarz kazał mu się oszczędzać. Widział strach w jej oczach. Poczuł się głupio. Zranił osobę, którą kocha z wzajemnością. Nigdzie nie znalazłby takiej drugiej. Potrafiła wylać mu na głowę kubeł zimnej wody, aby zdał sobię sprawę z tego do czego mógł doprowadzić. Zależało jej na chłopaku i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Z jednej strony cieszył się, że Sophie już wie o całym zajściu. Nie lubił mieć przed nią tajemnic i wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. Teraz wystarczy mu tylko błagać jego miłość o wybaczenie. Szykuje się dłuższa i szczera rozmowa. Położył się na sofie, rozmyślając, po czym zmógł go sen. Wtymczasie blondynka wybrała się na spacer z młodym labradorem. Co prawda to pies Lisy, ale modelka nie protestowała, a zwierzakowi przyda się wybiegać. Charlie potrafił już chodzić na smyczy, lecz każdego mijanego psa, chciał zaprosić do zabawy. Pupil długonogiej wyszalał się w parku, gdzie biegać już bez sznurka. Sophie rzucała mu żółtą piłeczkę, a ten szybko ją odnajdywyał. Młody szczeniak miał jednak problem z oddawaniem zabawki, co strasznie rozbawiało zielonooką. Postanowiła, że kiedyś będzie musiała sprawić sobie takiego przyjaciela. W schroniskach nie brakuje gotowych do adopcji psów, jaki i kotów. Na świeżym powietrzu zapomniała o wcześniejszym wydarzeniu. Miała żal do Goetze. Nie mieściło jej się w głowie, jak można było zrobić takie głupstwo. Dzięki Bogu, że skończyło się to tylko na kontuzjowanej nodze piłkarza. Nie chciała nawet wyobrażać sobie, do czego mogło dojść. Nie da się tak łatwo przeprosić, jest na niego zła, ale już niewściekła. Bardzo go kocha, toteż nie zostawi Mario samego z gipsem. Zdecydowała, że czas wracać. Przypięła smycz do obroży labradora i ruszyli w drogę do domu Weidenfellera. W wejściu przewitała ich blondynka z widocznie zaokrąglonym już brzuszkiem.
- Jesteśmy!- oznajmiła dziewczyna, wpuszczając szczeniaka do mieszkania. Pies nawet nie zauważył swojej właścicielki. Pognał do miski z zimną wodą.
- Ale go wymęczyłaś. Będzie spał, jak zabity.- zaśmiała się ciężarna, obserwując poczynania jej pupila.
- Proszę bradzo. Trudno mu ją jeszcze odebrać.- wręczyła piłeczkę w dłoń modelki.
- Wiesz, treser Roman nadal nad tym pracuje.- oświadczyła, po czym obie kobiety wybuchnęły gromkim śmiechem.
- Masz jakiś pomysł na kolację dla obłożnie chorego sportowca?- uśmiechnęła się, wiedzą, że mężczyźni często przesadzają z odczuwaniem bólu.
- Hym... Na twoim miejscu przygotowałabym coś lekkiego... Może tortille z kurczakiem i warzywami?- zaproponowała.
- Dobry pomysł.- odparła młodsza Niemka.- To lecę gotować. Do zobaczenia!- pożegnała się, po czym skierowała swoje kroki do posesji sportowca. Zajęło jej to tylko piętnaście minut. Słońce powoli chowało się za horyzontem. W domu piłkarza słychać było tylko włączony telewizor, właśnie tam poszła blondynka. Na kanapie leżał śpiący brunet. Przykryła go cieńkim kocem i wyłączyła odbiornik. Zawitała w kuchni, aby przygotować ostatni posiłek tego dnia. Pokroiła wszystkie składniki, a potem podsmażyła je na patelni. Nie było to jakieś skomplikowane danie, więc miała nadzieję, że się uda. W pomieszczeniu pojawił się młody Niemiec, wyraźnie uradowany widokiem swojej dziewczyny.
- Wróciłaś. Myślałem, że...- oznajmił, siadając na kuchennym krześle.
- Jak widać. Nie zostawiłabym cie samego.- powiedziała chłodno, zawijając farsz w tortillach.
- Jesteś jeszcze zła?- zapytał retorycznie. Wiedział, jakiej odpowiedzi może się spodziewać.
- Nie, no coś ty.- prychnęła.- Wiesz, nie zależy mi na tobie, więc jedno drzewo nie robi na mnie wrażenia.- sarknęła, stawiając przed nim talerz z ciepłym posiłkiem.- Smacznego.
- Dzięki. Wzajemnie.- rzekł niezadowolony. Nie lubił, gdy zielonooka zwracała się do niego tak szorstko. Chyba wolałby, żeby milczała. Sophie zjadła swoją porcję szybciej, po czym schowała brudne naczynia do zmywarki. Zostawiła bruneta samego w kuchni i przeszła do łazienki. Wzięła długi i gorący prysznic. Tego było jej trzeba. Wysuszyła włosy, umyła zęby. Ubrana w czarne szorty i granatowy T-shirt, który miał posłużyć jej za pidżamę, udała się do sypialni Mario. Chciała się położyć i zasnąć, nie myśląc już nadmiernie o kontuzjowanym mężczyźne. Jednak ten nie poddawał się bez walki. Kiedy sam się odświeżył, zajął miejsce obok blondynki, lecz miał inne zamiary niż odwiedziny Krainy Morfeusza.
- Sophie, możemy pogadać? Wiem, że nie śpisz.- oznajmił, wsuwając dłonie pod swoją głowę.
- O czym?- udawała, że się nie domyśla.
- Ok, dałaś mi do zrozumienia, że nie wszystko jest w porządku. Nie mogłem przewidzieć, że uderzę w to drzewo. Zapomnijmy o tym i po sprawie.- zaproponował.
- Wiesz, co Goetze...?- zapytała.- Na prawdę mi ciebie żal. Dobranoc.- skończyła, nie dowierzając w to, co usłyszała przed chwilą.
- Ale zaraz!- zaprotestował- Jak długo chcesz mnie teraz zbywać?- złapał ją za ramię, chcą aby spojrzała na niego, ponieważ leżała zwrócona plecami do niego.
- Daj mi spać.- okryła się mocniej kołdrą, nie zmieniając pozycji.- Jestem zmęczona. Pogadamy jutro.- zakończyła. Zielonookiej nie spodobała się wcześniejsza wypowiedz piłkarza. Oczywiście, że mógł przewidzieć, co może wydarzyć się na drodze, jeśli prowadzi niewyspany. To właśnie jest odpowiedzialność- przewidywanie. Jeśli doszło już do wypadku, musi wyciągnąć z niego wnioski, a nie wymazywać zdarzenie z pamięci. Jest przecież dorosły, nie potrzebuje pomocy mamy, aby przejść przez ulicę.

Następnego dnia
Jak to zwykle bywa, Mario obudził się pierwszy. Chwilę zastanawiał się, czy jego pomysł jest odpowiedni, a kiedy doszedł do wniosku, że zaryzukuje, zbudził śpiącą jeszcze dziewczynę.
- Co chcesz?- jęknęła zaspana, przysłaniając ręką oczy przed jasnym światłem wpadającym zza okna.
- Już jest jutro. Powiedziałaś, że pogadamy.- oznajmił zadowolony z siebie.
- Przecież nigdzie się człowieku nie pali...- westchnęła, zamykając powieki.
- Nie śpij.- potrząsnął blondynką- Więc... Oświeć mnie, o co ci chodzi.
- Jesteś taki denerwujący...- mruknęła, przeciągając się. Stwierdziła, że nie pośpi już dłużej. Usiadła na łóżku, przecierając oczy.- Dobrze, chcesz wiedzieć, nie ma problemu.- spojrzała w jego brązowe tęczówki.- Odnoszę wrażenię, że nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji. Mogłeś zginąć na miejscu, ale co tam, ty masz to w dupie. Chyba nadszedł czas, żeby dorosnąć. Zacząć być odpowiedzialnym człowiekiem, bo masz dla kogo żyć, tak się składa. Nie doceniasz tego co masz i tyle. Takie jest moje zdanie. Dziękuję bardzo, skończyłam.- klasnęła w dłonie. Zanim chłopak coś odpowiedział, panna Weidenfeller zeszła na dwór. Ułożyła się wygodnie na leżaku w ogrodzie Niemca. Wiosenny poranek okazał się być bardzo ciepłym. Promienie słońca delikatnie muskały twarz dziewczyny. Słyszała śpiew patków, a w tle samochody śpieszące się, nie wiadomo gdzie. Miło jest czasem zatrzymać się, aby dostrzec piękno wokół siebie. Sophie wpatrywała się w jasne obłoki na niebie, przybierały one różne kształty. W codziennym pośpiechu rzadko unosi głowę, aby spojrzeć do góry, podziwiać naturę. Właściciel zadbanego podwórka usiadł na drugim leżaku zaraz przy blondynce. Odstawił kule na bok, po czym zaczął mówić.
- To nie tak, że mam ten wypadek w dupie. Na początku przeraziłem się strasznie. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Teraz mam nauczkę. Na pewno nie wsiądę zmęczony za kierownicę. Masz to jak w najlepszym banku.- wyznał zgodnie z prawdą.
- To wszystko?- uniosła brew.
- Posłuchaj, przepraszam. Przepraszam za to, że od razu cię nie poinformowałem. Gdybym cofnął się w czasie, nie postąpiłbym tak znowu. Zostałbym na noc w Memmingen albo pojechał tam następnego dnia.- oznajmił.
- I co z tego? Nie wynaleziono jeszcze żadnego wehikułu. Zejdz na ziemię.- doradziła mężczyźnie- Właśnie o to, mi chodzi. Zachowujesz się jak dzieciak.
- Postaram się dorosnąć, dobra? Masz rację, nie pomyślałem o skutkach tej przejażdżki.- westchnął- Ale zmienię się. W końcu nadszedł ten czas, aby zacząć brać odpowiedzialność za to, co robię. Przypomina mi o tym gips.- spojrzał na nogę.-Teraz nie jesteś już zła? Jeszcze trochę i zwariuję w takiej atmosferze.
- Miło, że zrozumiałeś, co się do ciebie mówi.- przysiadła obok bruneta, po czym chwyciła jego twarz w dłonie- Uważaj na siebie, bo cię kocham. Postaw się w mojej sytuacji.
- Też cię kocham. Nie chcę nawet o tym myśleć.- pokręcił głową, odganiając obrazy wytworzone przez jego wyobraźnię. Złożył na ustach zielonookiej pocałunek prosto z serca.
- Teraz powinnam być obrażona na ciebie, bo obudziłeś mnie tak wcześnie.- zaśmiała się.
- Mam już dość fochów na długo.- gładził dłonią jej policzek- Myślę, że da się to jakoś złagodzić. Zrobię śniadanie.
- Mój drogi spalisz dom.- uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- To mi pomożesz.- wyszczerzył się. Wspólnie udali się do kuchni, aby przygotować najważniejszy posiłek dnia.


***
Dzięki chorobie miałam czas, żeby napisać coś dla was. Od razu uspokajam, Mario i Sophie nie będą się kłócić w każdym rozdziale :D ale nie lubię, kiedy jest za słodko. Niestety wyjeżdżają do Monachium, przez chwilę się wahałam, ale ostatecznie jest, jak jest ;) Cieszę się, że moje opowiadanie wywołuje u niektórych z was tyle emocji :) Dzięki wielkie za motywujące komentarze, może to już nudne, ale muszę podziękować :* Miło wiedzieć, że ktoś to czyta :* Gorąco pozdrawiam, bo robi się coraz zimniej :/