sobota, 14 lutego 2015

ROZDZIAŁ 24-,, Chyba jesteś wilkołakiem..."

Chyba każdy zdążył zauważyć, że coraz więcej młodych ludzi ucieka do miast. Ma to związek z większymi perspektywami na przyszłe życie. Są tam anonimowi, łatwiej znaleźć im pracę czy zapewnić sobie rozrywkę. Nie odstrasza ich nawet hałas, wieczny tłok, ,,wyścig szczurów"... Jednak ciekawe jest to, jak bardzo różnią się preferencje starszych ludzi, mających na swoich barkach bagaż doświadczeń. Oni wolą zaszyć się na kanapie przy kominku, gdzieś w domowym zaciszu. Najlepiej na wsi lub na uboczu miasta, z dala od harmidru i ciągłego pośpiechu. Statystyczny Niemiec wyjeżdża na wakacje trzy razy w roku. Mowa tu o opuszczaniu granic państwa, a nie wypadzie do ciotki, mieszkającej prawie za płotem. Wiadomo, że od każdej zasady znajdzie się wyjątek. Pani Weidenfeller jest zdecydowanie typem domatorki. W swoich ,, czterech ścianach" czuje się komfortowo i nie lubi zmieniać otoczenia nawet na kilka dni. W towarzystwie swojego siwiejącego już męża niczego jej nie brakuje. Chociaż czasami tęskni za synem i jego rodziną. Chętnie spędzałaby z nimi więcej czasu, ale dzieli ich sporo kilometrów. Mówią: ,,dla chcącego nic trudnego". W dwudziestym pierwszym wieku odległość to żaden problem. Można latać samolotami, chodz jest to dość drogi środek tranaportu. Jeśli ktoś odczuwa strach przed wznoszeniem się w powietrze, może podróżować samochodem. Rozbudowane autostrady, obwodnice ułatwiają przemieszczanie się. I nadszedł ten dzień, kiedy babcia Sophie opuściła swoją posiadłość i z własnej woli wyruszyła w podróż. Może nie na słoneczną plaże w Hiszpani czy malownicze pasma górskie w Austrii, ale nie był to wyjazd w celach wypoczynkowych. Z resztą najlepiej relaksowała się we własnym ogródku. Promienie Słońca w Monachium dostarczały jej masy endorfin, więc nie musiała ich szukać w innym zakątku świata. Powód wyprawy był prosty- chrzciny wnuka. Ważny moment, jakby mogło jej zabraknąć w Dortmundzie? Nie wybaczyłaby sobie tego.
*****

Kto by się spodziewał, że zaszyt bycia chrzestną Oscara, przypadnie jego starszej siostrze. Dziewczyna przybyła do kościoła wraz z Mario. Jak widać ich związek rozwijał się prawidłowo i nic nie stało na przeszkodzie do wspólnego szczęścia. Sophie poradziła sobie z czynnościami, jakie musiała wykonać, przy polewaniu główki dziecka wodą święconą. Lisa i Roman poprosili brata modelki Brada, aby został drugim ojcem małego Weidenfellera, na co ten się zgodził. Przyjechał do Dortmundu z żoną Ester i półtora roczną córeczką. Tak jak Sophie i Goetze rodzice piłkarza Borussii i jej wybranki mieli zatrzymać się w domu sportowca. Bez problemu znajdzie się w nim miejsce dla wszystkich. Osiemnastolatka od rana czuła się nienajlepiej. Pod koniec mszy poprosiła swojego chłopaka, aby wyszedł z nią na zewnątrz, ponieważ było jej słabo.
- Siadaj tutaj.- pomógł jej usadowić się na ławce przed świątynią, prędzej cały czas ją podtrzymując, aby czasem nie upadła.
- Dzięki.- uśmiechnęła się blado. Jednak chłodne, listopadowe powietrze pomogło oprzytomnieć.- Już mi lepiej, tylko trochę zimno.
- No ładnie, będziesz chora.- skwitowała bawarska dziewiętnastka, obejmując ukochaną, by ją chociaż trochę ogrzać.
- Głupoty gadasz jak zwykle.- szybko zaprzeczyła- To ze stresu.
- Zobaczymy.- westchnął zmartwiony- Najwyżej poleżysz parę dni w domu, ja już o to zadbam.
- A praca? Wykłady? Nie mam czasu na chorowanie, za dużo by mnie ominęło.- zaśmiała się.
- Każdego kiedyś dopada jakiś wirus.- stwierdził młody Niemiec.
- Mnie nic nie dopadło.- zaakcentowała ostatnie słowo, po czym kichnęła.- Widzisz, prawda.
- Na zdrowie.- pokręcił głową rozbawiony uporem blondynki. Po zakończeniu całej uroczystości Lisa i Roman zaprosili gości do restauracji na przygotowany obiad. Tam miło spędzili czas w rodzinnym gronie, a gwiazdą był oczywiście Oscar. Podbił serca wszystkich. Maluch miał takie same oczy jak jego ojciec i siostra, jednak rysy twarzy odziedziczył po matce. Goście zjedli deser i rozjechali się do domów, ponieważ chłopczyk zrobił się senny i zaczął marudzić. Pokoje dla rodziców i teściów Romana, i Brada z rodziną w domu Weidenfellera były gotowe. Gdy modelka wraz z teściową i Ester poszła ułożyć do snu Oscara, reszta towarzystwa rozsiadła się w salonie.
- Widziałeś ten ostatni mecz Wolfsburga? Co tam się działo na boisku...- dyskutowali panowie. Sophie powoli zasypiała w fotelu, jednka uniemożliwiał jej to ból głowy. Ruszyła w stronę kuchni, aby zażyć leki przeciwbólowe.
- Idziesz już spać?- zapytał Mario, zauważając, że dziewczyna opuszcza pomieszczenie.
- Nie, idę po tabletki...- wyjaśniła. Było jej strasznie zimno.
- Jakie tabletki?- zainteresował się bramkarz z Dortmundu.
- Głowa mnie boli.- jęknęła zmęczona przeprowadzanym wywiadem.
- Co jej jest?- zapytał zdziwiony Roman, gdy zielonooka przeszła do kuchni.
- Chyba jakieś choróbstwo ją dopadło, ale oczywiście upiera się, że nic jej nie dolega.- bezradny Mario rozłżył ręce.
- Brad, sprawdzisz co i jak?- zatroskany ojciec poprosił mężczyznę.
- Zobaczę, co da się zrobić. Nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że łatwiej leczy się dzieci.- wstał z kanapy, po czym udał się w ślady blondynki.- Może pomóc?- zaproponował mąż Ester, widząc jak osiemnastolatka gimnastykuje się, aby dosięgnąć do półki z lekami. Dziewczyna zmierzyła przybysza wzrokiem. Nie lubiła, kiedy nie mogła sobie sama poradzić z jakąś sprawą. Czuła się wtedy jak dziecko, które trzeba wszędzie prowadzić za rękę.
- Chyba nie mam innego wyboru...- stwierdziła, opierając się o blat.
- Wiesz, jestem co prawda pediatrą, ale jeśli chodzi o przeziębienia, to nie ma większej różnicy między dzieckiem, a dorosłym pacjentem.
- A dasz mi coś co pomoże?- uległa- Zaraz głowa mi eksploduje, a potem zamarznę.
- Masz zmierz sobie temperaturę.- wyjął elektryczny termometr z szafki Weidenfellera.
- Trzydzieści osiem i pół...- oddała urządzenie wykształconemu człowiekowi.
- Tak myślałem...- podrapał się po brodzie- Masz jakieś inne objawy?
- Chyba mam dreszcze.- wzdrygnęła się- No i katar.
- Weź to i to.- wręczył jej dwie różne pastylki.- I prosto do łóżka. Powinnaś odwiedzić w Monachium jakąś przychodnię. Musisz się wykurować, ja dałbym na początek parę dni zwolnienia. Grypę trzeba porządnie wyleczyć, powikłania mogą być poważne.- powiedział, wstawiając wodę na herbatę.
- Tak, tak...- nie przejęła się jego słowami- Będę u siebie.- dodała. Przeszła do swojego pokoju. Położyła się do łóżka, nie biorąc nawet kąpieli, bo czuła, że zamieniłaby się wtedy w kostkę lodu. Szczelnie otuliła się kołdrą i przymknęła powieki. Ból głowy po woli jej odpuszczał, jednak wciąż miała dreszcze. Próbowała udać się do Krainy Morfeusza. Po jakimś czasie poczuła, że ktoś położył się obok niej. Wiedziała, że to Goetze poznała jego perfumy.
-Śpisz? Przyniosłem ci gorącą herbatę.- oznajmił, odstawiając kubek na stolik nocny.
- Niestety nie.- odpowiedziała. Chłopak objął blondynkę, mocno ją przytulając.
- Chyba jesteś wilkołakiem...- stwierdziła, kiedy poczuła ciepło bijące od sportowca- Zarazisz się ode mnie.
- Wilkołaki mają świetną odporność.- zaśmiał się, nie zmieniając swojej pozycji- Zaraz jak wrócimy do Monachium, idziemy do lekarza.- oznajmił.
- Chyba ty.- prychnęła.
- Jakże cięta riposta. Ja jestem zdrowy tak się składa.- zauważył.
- No z tym nie byłabym taka pewna.- uniosła brwi.
- Patrz, nawet jak chorujesz to się ciebie humor trzyma.- pokręcił rozbawiony głową.
- Nie denerwuj mnie.- ostrzegła mężczyznę.
- Spokojnie uparciuchu.- pogładził jej włosy.
- Nie pójdę na żadne zwolnienie. W poniedziałek szykuje się świetny wykład.- obróciła się twarzą do bruneta- Ten profesor przyjechał z Francji! Rozumiesz? Muszę tam być, to jedyna taka okazja. No i studio masażu. Ile można zmieniać grafik? A ja lubię tam chodzić, zawsze mogę się czegoś nauczyć.- wyjaśniła.
- Wszystko rozumiem, ale zdrowie jest najważniejsze, ty jesteś dla mnie najważniejsza. Nigdzie cię nie wypuszczę.- zarządził, patrząc prosto w jej oczy.
- Jeszcze zobaczymy.- prychnęła zła, mimo to wtuliła się jeszcze bardziej w jego tors.


Wczesnym rankiem doszło do niespodziewanej potyczki między Romanem Weidenfellerem, a ciastem na naleśniki. Chciał przygotować śniadanie dla swoich gości. Jako budzik służył mu Oscar, który był rannym ptaszkiem i nie pozwalał rodzicom na dłuższe leniuchowanie. Zamiast zapachu jeszcze ciepłych placków i parzonej kawy po domu roznosiły jak echo, ciche przekleństwa dortmundzkiej jedynki. Nie wiedział dlaczego naleśniki, nie chciały go słuchać. Surowe ciasto ciężko rozlewało się na patelni, przez co placki były dość małe. Na ich powierzchni pojawiały się pęcherze z powietrzem. Brunet niczym rycerz swoim mieczem, przekuwał je, lecz one wsiąż powracały. Po długim i żmudnym smażeniu naleśniki wyglądały jak podeszwa, chodz smakowały, tak jak powinny. Do kuchni zawitała Lisa z Oscarem na rękach.
- Po co tyle wulgaryzmów?- zdziwiła się modelka, całując mężczyznę w policzek.
- Chyba nie powinny tak wyglądać.- stwierdził, przebijając widelcem kolejnego bąbla- Walczę z nimi już pół godziny. Powoli tracę siły...- po jego słowach Lisa wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Wyobraziła sobie ukochanego, który miałby zająć się gromadką dzieci. Skoro pieczenie naleśników go przerasta, to co dopiero tam by się działo...
- Zobacz, to ciasto jest za gęste.- zauważyła, mieszając chochlą w misce.- Wystarczy dolać trochę mleka i wszystko powinno wrócić do normy.- doradziła. Zielonooki postąpił według wskazówek swojej kobiety, po czym wylał na rozgrzaną patelnię pierwszą miarkę ciasta. Obserwował uważnie, czy na powierzchni placka nie pojawiają się żadne pęcherze, trzymając w pogotowiu widelec. Nic takiego nie nastąpiło.
- Mój aniele!- krzyknął uradowany, unosząć długonogą wraz z synkiem- Jesteś najlepsza. Ty maluchu też.- zwrócił się do chłopca, który kurczowo trzymał w swojej rączce pluszową żyrafę.
- Miło to słyszeć.- promiennie się uśmiechnęła- Ale twoje dzieło sztuki zaraz może się przypalić...- No tak, trudno znaleźć mężczyznę z podzielnością uwagi.

****
Sophie nie nawidzi poranków, a zwłaszcza gdy dodatkowo męczy ją katar i nietylko. Ustawiony wcześniej budzik, który miał obudzić ją, aby zdążyła na wykład, spełnił swoje zadanie. Przetarła zaspane oczy, odgarnęła poplątane włosy z twarzy, wysmarkała nos, po czym udała się do kuchni. Strasznie drapało ją w gardle, potrzebowała napić się wody. Bolała ją głowa i wszystkie mięśnie, ale wiadomo, że nie wspomni o tym brunetowi. Mężczyzna właśnie parzył sobie kawę, jednak nie zdziwił go widok blondynki. Wiedział, że pewnie się na niego obrazi, ale dziś nie wypuści jej z domu.
- Sophie, wracaj do łóżka.- oznajmił, smarując sobie tosty masłem. Były jedną z niewielu ,,potraw", które sam potrafił przygotować.
- Jakie miłe powitanie. Też miło mi cię widzieć kochanie.- rzuciła z sarkazmem. Zapach pieczonego chleba sprawiał, że żołądek podnosił się jej do gardła. Przez brak apetytu, opijała lodówkę szerokim łukiem. Nalała sobie do kubka wodę mineralną, która była jak miód dla jej podrażnionego przełyku.
- Nigdzie się nie wybierasz.- rzekł spokojnie, miał w głowie plan, jak wszystko rozegrać.
- Myślę, że wiem lepiej, co zamierzam zrobić.- wywróciła oczami, chowając szklankę do zmywarki.
- Dzwoniłem, już do twojej szefowej. Powiedziałem, że najmniej dwa dni cię nie będzie i dowiozę później zwolnienie lekarskie. Przejęła się i kazała cię ciepło pozdrowić.- odparł zgodnie z prawdą.
- Co ty zrobiłeś?!- krzyknęła zła.
- To co słyszałaś, idz się połóż, zaraz przyniosę ci śniadanie i leki.- zarządził.
- Nie będę nic jadła.- wysyczała przez zaciśnięte zęby- Idę na uczelnię.
- A chcesz się założyć?- uniósł brew- Jak będzie trzeba to siłą cię tu zatrzymam.- nie wiedziała co zrobić. Najchetniej wyzwałaby go od najgorszych, jednak udało jej się powstrzymać. Zacisnęła dłonie w pięści, po czym wyszła z kuchni. Rzuciła się na kanapę w salonie, okrywając przy tym kocem. Mario ukradkiem obserwował, jej poczynania i zdziwił się, że tak szybko osiągnął swój cel.- Smacznego.- postwił przed nią talerz z kanapkami.
- Wal się.- rzuciła, odwracając się tyłem do piłkarza.
- I będziesz się teraz fochać?- zapytał, siadając na oparciu kanapy.
- Tego mi nie zabronisz. Daj mi spokój.- powiedziała oschle.
- To dla twojego dobra.- westchnął.
- Idz sobie.- nakryła się bardziej kocem.
- A kochasz mnie jeszcze trochę?- zapytał rozbawiony z nutką nadzieji w głosie.
- Tak, pomimo że jesteś kretynem, egoistą...
- Dobra, dobra.- przerwał jej wypowiedz- Tyle mi wystarczy, śpij sobie.- zadowolony opuścił pokój dzienny, aby zejść z pola rażenia swojej ukochanej. Cieszył się, że plan się powiódł i Sophie wykuruje się w domu. Foch przejdzie jej prędzej czy później, a on będzie miał sadysfakcję, że udało się mu postawić na swoim.

****
I jest kolejny! Nagły przypływ weny, zapewne dzięki waszym motywującym komentarzom, dziękuję :* Właśnie zaczynam długo wyczekiwane ferie, zaraz jadę w góry i nie wiem, jak to będzie z internetem. Ale gdybym go nie miała, obiecuję, że po powrocie nadrobię rozdziały na blogach, które czytam ;) Jestem przeszczęśliwa zaczynam ferie, Borussia zagrała w piątek świetny mecz pełen emocji i Marco przedłużył z nami kontrakt!!! Tak dobrze już dawno ze mną nie było :p Nie chcielibyście widzieć mojej reakcji, gdy dowiedziałam się o podpisaniu nowego kontraktu... Myślałam, że śnię i niestety zaraz się obudzę.... ale jednak NIE! Reus zostaje u nas, Borussia pnie się w tabeli do góry, dwa tygodnie wolnego od szkoły... czego chcieć więcej??? Pozdrawiam xoxoxo


niedziela, 1 lutego 2015

ROZDZIAŁ 23-,, Gitara gra, komoda tańczy (...)."

Nastał wieczór, a obywatele Monachium powoli szykowali się do snu, aby mieć siły na następny dzień. Fani piłki nożnej za pewne spotkają się w pobliskich barach, żeby przy kuflu piwa dopingować swój klub. Zapowiada się ważne starcie, trudny pojedynek, a liczy się tylko komplet punktów. Mimo to, Bawarczycy są faworytami. Jednak przeciwnik znajduje się w lepszej sytuacji, ponieważ mecz rozegra się na jego stadionie. Czy wyśmienita atmosfera, stworzona przez trybuny wypełnione po brzegi ludzmi z żółto-czarną krwią, poniesie ich do zwycięstwa? Czy może jednak Bayern nie odda inicjatywy i z uporem osiągne założony cel? Wszystko wyjaśni się nazajutrz.
- Jeszcze raz. Musimy mieć wszystko dokładnie przygotowane.- zarządziła Sophie, wpatrując się w laptop.
- Oczywiście.- zasalutował brunet. Widział, jak podekscytowana jest jego dziewczyna.
- Ja o ósmej mam lot do Dortmundu, a ty...- sprawdzała po raz n-ty, czy czas wylotu z miasta się zgadza.
- O tej samej godzinie zbiórkę przed stadionem.- dokończył za blondynkę.- Przed drugą będziemy na miejscu. O piętnastej trzydzieści zaczyna się mecz. Później przyjadę razem z Romkiem do szpitala. Wszystko mamy pod kontrolą.- prawie wyrecytował, wzdychając.
- Wtedy będę u Lisy. Tam się spotkamy.- odstawiła komputer na stolik nocny.
- Gitara gra, komoda tańczy, idziemy spać.- zgasił światło, po czym opadł na łóżko.
- Dostałeś jakiegoś sms-a?- zapytała po chwili ciszy.
- Nie...- jęknął. Starał się być wyrozumiały. Sam ma młodsze rodzeństwo, ale to kiedy przychodzili na świat, pamiętał jak przez mgłę.
- Może na mój coś przyszło. Sprawdzę.- chwyciła za komórkę, jednak nie znalazła tam pożądanej wiadomości.- Nic nie napisał.
- Na pewno poród jeszcze trwa.- stwierdził Niemiec, układając się na boku, aby móc patrzeć na swoją wybrankę.
- Racja.- zacisnęła usta w wąską linijkę- Przecież ja dziś nie zasnę z tych wrażeń.- rzekła, sprawdzając, czy jej telefon nie jest czasem wyciszony.
- Chodz tu do mnie.- przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno.- Wszystko będzie dobrze. Znając życie, rano się skończy, a wtedy Roman napisze. Nie pozostaje nam nic innego jak iść spać.- powiedział, okrywając Sophie kołdrą.
- Jejku już jutro zobaczę swojego młodszego brata. Będę starszą siostrą. Tylko czy dam radę? Nie wiem, jak to jest...- zamyśliła się.
- Dasz radę. Nie szukaj dziury w całym.- zaśmiał się, gładząc jej policzek- Ja jestem starszym bratem i to nie jest wcale takie skomplikowane.
- Jutro rano mi wszystko opowiesz.- oświadczyła- Nauczę się czegoś. A teraz chodzmy spać. Jutro masz ważny mecz.
- Ta, i tak pewnie będę grzał ławę...- wyszeptał, zamykając już powieki.
- Oj nie mów tak.- wtuliła się w mężczyznę, nie drążąc tematu. Jutrzejszy dzień zapowiadał się bardzo ciekawie nie tylko dla niej.

Nowa szefowa Sophie była bardzo sympatyczną i miłą osobą, dlatego bez problemu zgodziła się przestawić grafik specjalnie dla blondynki. Niekażdy przystałby na taką propozycję zwłaszcza, że dopiero zaczyna pracę. Panna Weidenfeller wytłumaczyła jednak zaistniałą sytuację czyli narodziny brata. Albo siostry jeszcze nic nie wiadomo. Chociaż...
Poczuła, że miejsce obok niej zrobiło się wolne, co oznaczało, że Mario już wstał. Miała ochotę pozostać jeszcze w krainie Morfeusza, poleniuchować. Miękka poduszka i ciepła kołdra, przyciągały ją jak magnes. Miała świadomość, że nie zostało jej zbyt wiele czasu na sen. 5 minut na przykład na teście- bardzo mało, ale 5 minut drzemki to już co innego. I kiedy jej powieki stawały się cięższe, przypomniała sobie o planach na dzisiejszy dzień. Momentalnie się rozbudziała, jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody. Przetarła oczy, rozciągnęła mięśnie, po czym chwyciła za komórkę. Na wyświetlaczu widniała godzina 6:15, ale ważniejsza była biała koperta, oznaczająca nową wiadomość. Czym prędziej odebrała sms-a, by móc przeczytać jego treść: ,, Poród wreszcie dobiegł końca. Lisa śpi. Wszystko przebiegło bez komplikacji. Masz brata. Zdrowy i chyba najgłośniejszy z noworodków na sali. Czekamy w Dortmundzie. Bezpiecznej drogi. Pozdrawiam razem z Oscarem." Kilkakrotnie, przejrzała tych parę słów, zanim dotarły do niej wszystkie informacje. Na twarzy zielonookiej pojawił się szeroki uśmiech. Do pokoju zawitał brunet, który zdążył wziąźć już prysznic.
- Która godzina, że ty już nie śpisz?- zdziwił się. Jeśli Sophie wstaje wcześnie rano z własnej woli to znak, że coś się dzieje.
- Miałam racje! Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam!- krzyknęła uradowana.- Brat, a nie siostra.
- Gratuluję.- zaśmiał się, widząc jak dumna z siebie jest jego dziewczyna.- Może minęłaś się z powołaniem? Powinnaś wróżyć ludziom przyszłość.
- Zacznę od ciebie.- położyła dłonie na jego ramionach- W najbliższej przyszłości zrobisz swojej ukochanej pyszną kawę.
- Dostanę jakąś nagrodę?- wyszczerzył się, przysuwając do blondynki. Ta złożyła na jego wargach subtelny pocałunek, bawiąc się przy tym włosami sportowca.
- I to mi się podoba.- przyznał- Dobrze, że jeszcze nie ułożyłem fryzury, bo cała praca by poszła na marne.- puścił w stronę blondynki oczko. Mogliby stać w swoim uścisku dłużej, jednak czas goni. Sophie musiała dotrzeć na odprawę, a Guardiola nie tolerował spóźnień. Panna Weidenfeller szybko się odświeżyła. Rozczesane wcześniej włosy związała w wysoką kitkę. Założyła jasne dżinsy i luźną, kremową koszulę z ozdobnym kołnierzykiem. Krótko mówiąc wygodnie i klasycznie. Później przeszła do kuchni, gdzie usmażyła jajecznicę i przygotowała lunchboxy na drogę. Wtymczasie Mario dopakowywał ostatnie rzeczy do swojego bagażu mimo że, jeszcze wczoraj był przekonany, że ma wszystko gotowe. W końcu wspólnie zjedli śniadanie, popijając je kawą, którą przygotował piłkarz. Sophie buzia prawie się nie zamykała, gadała jak najęta. Nie mogła się doczekać, kiedy odwiedzi Lisę w szpitalu. Zaś Goetze co jakiś czas przytakiwał głową swojej partnerce, ale nie wiedział, o czym mówi. Jej monolog był bardzo chaotyczny, przez co szybko się zgubił. Zajął się konsumowaniem ciepłego posiłku, który mu smakował. Bawiło go podekscytowanie blondynki, a ona dobrze o tym wiedziała, jednak nie robiła mu z tego powodu wyrzutów. Czuł, że jest to ta jedyna. Nie potrafił wyobrazić sobie sytuacji, gdyby jej zabrakło. Kochał ją z całego serca. Wreszcie miał do kogo wracać po ciężkim dniu. Ogromny szczęściarz z niego.


Nie mogła opisać emocji, jakie jej towarzyszyły. Chciała płakać i skakać ze szczęścia jednocześnie. Kiedy spojrzała na swojego młodszego brata, nie dowierzała, że kiedy dowiedziała się o ciąży, źle o nim myślała. Chłopczyk był cudowny. Na główce widać było ciemne włosy, a rączki trzymał ciągle zaciśnięte w piąstki. Jak noworodki mają w zwyczaju, głównie spał i jadł. Lisa mimo, że zmęczona to nie potrafiła nacieszyć się Oscarem.
- I co, zadowolona z brata?- zapytała świeżo upieczona mamuśka.
- No pewnie.- zaśmiała się- Myślisz, że pójdzie w ślady ojca?- kiwnęła głową w stronę telewizora. Operator kamery skupiał swoją uwagę na drużynie żółto- czarnych, która właśnie wkraczała na murawę. Dziewczyny miały zamiar oglądać hit kolejki nawet w szpitalu.
- Zobaczymy, Roman pewnie byłby dumny. Ale mały sam zdecyduje.- ucałowała dziecko w czubek główki, podczas karmienia malca.
- Zaczyna się. Kto wygra?- zapytała młodsza, poprawiając swoją pozycję na niewygodnym krześle, aby lepiej widzieć ekran.
- Nie wiem. Wszystko się może zdarzyć...- rzekła modelka. Mario nie wyszedł na boisko w pierwszym składzie, ale czekał na swoją kolej na ławce. Pierwsza połowa była dość wyrównana. Ofensywni piłkarze Borussii nie mogli się przebić przez szczelną obronę przeciwnika. Zapowiadał się remis, a taki scenariusz się Guardioli nie podobał. Postanowił wypuścić na murawę najnowszy nabytek klubu z Bawarii- Goetze. Chłopak został nie mile przewitany na stadionie. Głośnie gwizdy rozlegały się za każdym razem, gdy piłkarz miał pod nogami piłkę. I w końcu się stało. Mario wykorzystał okazję i wpakował piłkę do siatki. Kibice zamarli. Goetze nie cieszył się z bramki. Nie celebrował jej, jednka koledzy z nowego klubu ściskali go i składali mu gratulacje. Był zaskoczony ich zachowaniem, ponieważ na trenigach udawali, że go nie widzą. Piłkarze z Dortmundu otrzymali ogromny cios, po którym zostali oszołomieni. W taki właśnie sposób Bayern stworzył jeszcze dwie sytuacje, aby dobić przeciwnika. Mecz zakończył się wynikiem 3:0 dla przyjezdnych, a Mario Goetze uciszył stadion, na którym przez wielu ludzi, nie będzie już mile widziany. Bawarczycy zabierają trzy punkty ze sobą. Sophie i Lisa obejrzały mecz do końca, mocno ściskając kciuki. Modelka za sukces drużyny z Dortmundu, którego stała się fanką, a panna Weidenfeller? Nadal nie interesowała się piłką nożną, nie przepadała za tym sportem. Kibicowała swojemu chłopakowi. Osiemnastolatka nie wiedziała, w jakim humorze przewita ją młody Niemiec. Niby zdobył bramkę, wygrał mecz, ale pogrążył swoich dawnych znajomych i zasmucił tysiące fanów na trybunach. Również oni mu nie pomogli, przyjmując go bardzo chłodno w miejscu, gdzie spędził wiele lat, dając im okazje do świętowania wygranych. Dziewczyny rozmawiały ze sobą o babskich sprawach, gdy do sali zawitało dwóch mężczyzn.
- Witam, drogie panie.- Weidenfeller wyściskał córkę, po czym podszedł do swojej wybranki. Nie wyglądał na piłkarza, który przed chwilą oddalił się od pierwszego miejsca w tabeli. Już o tym zapomniał. Cieszył się na widok swojego syna i jego mamy. Do tego nawet zabrał ze sobą chłopaka córki, który przyczynił się do jego porażki i nie zrobił mu po drodze krzywdy! Cud! Sophie wstała i wtuliła się w bruneta. Nie miała pojęcia, czy mu gratulować czy może jednak pocieszać. Podnosząc się na palcach dała mu niespodziewanego buziaka i chwyciła jego twarz w dłonie. Na początku uciekał wzrokiem, lecz kiedy spojrzał w oczy blondynki szczerze się uśmiechnął. Taki z niego dowcipniś udawał, że jest smutny jednak, wcale tak nie było. Zielonooka szybko go rozszyfrowała, po czym wybuchnęła śmiechem i chwyciła za jego dłoń.
- Jacy oni są słodcy, porozumiewają się bez słów.- zauważyła długonoga, przypatrując się młodzieży.
- My jesteśmy lepsi.- prychnął Roman, czym rozbawił towarzystwo.- Jak ma się mój synek?
- Właśnie zasnął.- odpowiedziała Sophie- Chodz, kogoś ci przedstawie...- pociągnęła swoją drugą połówkę w stronę noworodka... Tak spędzili wieczór, dopóki pielęgniarka nie wygoniła ich do domu. Obiecali, że wpadną do Lisy jeszcze jutro. Jak narazie musiała zostać z chłopczykiem w szpitalu, co jest standardem. Jednak kobieta nie może się doczekać, kiedy zabierze swojego synka do domu. Przed nią i Romanem wielkie wyzwanie są teraz odpowiedzialni za tak małą istotkę. Od nich zależy jak będzie się rozwijać, wspominać dzieciństwo, jakie wartości będą dla niego ważne. Bramkarz dortmundzkiej drużyny miał krótki epizot z wychowywaniem dzieci. Razem ze swoją pierwszą miłością tworzyli zgrany zespół, wspólnie zajmowali się ich córeczką. Trwało to tylko pięć lat, ale podobno niektórych umiejętności się nie zapomina. Okaże się, czy Roman pamięta, jak przewija się dziecko... Droga do posiadłości kiedyś kapitana Borussii minęła im bardzo szybko. Każde z nich było zmęczone wrażeniam, jakie zafundował im dzisiejszy dzień. Ojciec Sophie rozmawiał z jej chłopakiem, jak wtedy gdy grali w jednej drużynie. Była pewna, że nadal trzyma przed nim lekki dystans, a w głowie pali się czerwona lampka. Mimo to, cieszyła się, że atmosfera nie jest napięta, a najstarszy z zebranych stara się akceptować związek swej córki. Na sto procent miała w tym wkład Lisa, która przekonywała Romana do zmiany nastawienia. Osiemnastolatka planuje przy najbliższym spotkaniu z modelką podziękować jej.
- Młodzieży!- zaczął pan domu, zdejmując kurtkę z przemęczonych barków- W sumie jesteście u siebie, także poradzicie sobie sami.- ziewnął- Ja idę już spać. A! I grzecznie mi tu.- wymownie spojrzał na Goetze.
- Dooobranoc.- powiedziała blondynka, poganiając ojca. Ten powlókł się na górę, wprost do swojej sypialni.- Więc... Jesteś może głodny?- zapytała.
- Niezabardzo.- uśmiechnął się, ukazując przy tym zagłębienia w policzkach.
- Ja też.- zaśmiała się- Zanieśmy walizki do mojego pokoju.- zaproponowała. Udało im się zabrać ze wszystkim bagażami za jednym kursem. W końcu jutro o szesnastej wracają do Monachium, więc nie potrzebna jest połowa ubrań z garderoby. W pokoju Sophie prawie nic się nie zmieniło, od kiedy go opuściła. Lisa wymieniła tylko pościel na czystą i wytarła kurze z pułek. Jednak gdzieś w środku zielonooka cieszyła się, że może w każdej chwili wrócić do swojego królestwa. Wiązało się z nim wiele wspomnień smutnych jak i wesołych. Dobrze wiedzieć, że ma się na świecie miejsce, w którym czekają bliscy ci ludzie. Tacy, którzy nie zamkną drzwi przed nosem i nie wbiją noża w plecy.- Przypomniał mi się pewien wieczór. Ja, jako ranna buntowniczka i ty, biedny Romeo, któremu przyszło się zająć małolatą.- kręciła głową z niedowierzeniem- Czuję, jakby wieki minęły od tamtego czasu.
- A to było wcale nie tak dawno temu.- zauważył brunet, siadając na łóżku i zachęcając blondynkę do zajęcia miejsca obok niego.
- Tyle się zmieniło.- oparła głowę o ramie Niemca.
- Ale na lepsze. Kiedyś nie mógłbym zrobić tego.- namiętnie pocałował dziewczynę. Za każdym razem, kiedy to robił, czuła stado motyli w brzuchu. Codziennie zakochiwała się w nim od nowa.
- Gdzieś ty sie w tym Dortmundzie chował, że tak późno cię znalazłam?- zmrużyła oczy, po czym usiadła mężczyźnie na kolanach.
- Ja?- parsknął zaskoczony- Byłem częścią tej Borussii, którą żyje całe miasto. Produkowałem się w telewizji, na plakatach, bilbordach, w gazetach, nawet toster z logo BVB znajdziesz. I to ja sie chowałem?- zaśmiał się.
- Widocznie całe miasto tylko nie ja.- wzruszyła ramionami, przytulając się do torsu piłkarza.
- Tylko całe miasto i aż ty, kochanie.- skorygował jej wypowiedz.- W sumie to przez Felixa się poznaliśmy.- stwierdził.
- Wiesz, co pomyślałam, jak mineliśmy się w drzwiach w domu twoich rodziców?- przypomniała sobie.
- Że jestem zabójczo przystojny i musisz zdobyć mój numer telefonu.- jak to miał w zwyczaju rozbawił osiemnastolatkę prawie do łez.
- Że jesteś strasznie dziwny. Przestraszyłeś mnie, tyle się teraz dookoła dzieje.- rzekła.
- Wyglądam jak pedofil?- spoważniał.
- Tak, wszystkie dzieci się ciebie boją.- odparła z sarkazmem.
- Wyczuwam sarkazm. Czyli, że daleko mi do pedofila.- stwierdził z ulgą.
- Nie siedziałabym ci teraz na kolanach głupolu.- nie wiedziała jak to robił. Po prostu zielonookiej trudno było w obecności Goetze nie uśmiechać się przez dłużej niż kilka minut. Taki to już typ człowieka, że zawsze rozkręci imprezę, a wszyscy czują się w jego towarzystwie swobodnie. - Chciałabym, żebyśmy już zawsze byli razem. Nawet nie wyobrażam sobie, że mogłoby się to skończyć.- wyznała.
- Obiecuję, że nie będzie żadnego końca.- powiedział, obdarzając zielonooką kolejnymi pocałunkami. Mario należał do osób, które dotrzymują obietnic, jednak czy poradzi sobie z tą? Niestety, jest to raczej nierealne.



****
Przerabiany ze trzy razy, myślę, że tą wersję mogę wam przedstawić ;) krucho z moją systematycznością, postaram się to zmienić, ale nic nie obiecuję :'( coraz mniej komentujecie, nie wiem dlaczego, a bardzo interesuję mnie wasze zdanie, zostawcie po sobie ślad ;* głupio mi żulić o komentarze i szantażować was, że rozdział nie pojawi się dopóki nie będzie tylu i tylu komentarzy xd także wiecie co robić, pozdrawiam ;)