niedziela, 31 maja 2015

EPILOG-,, Poratować cię papierem toaletowym?"

Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie nowe wyzwania postawi przed nami los. Nie pozostaje nam nic innego, tylko zmierzyć się z nimi.
DWA LATA PÓŹNIEJ
- Udowodnimy mamie, że sami dajemy sobie świetnie radę, prawda?- uśmiechnął się brunet, kołysząc wózkiem, w którym leżała urocza istotka. Zastanawiał się nad tym, czy nie wybrać się z córeczką na spacer. Jak na złość nad Monachium zebrały się ciemne chmury, a po chwili rozpętała się ulewa. Może to jednak lepiej? W końcu pierwszy raz w życiu został z tak małym dzieckiem sam na sam. Bezpieczniej będzie, jeśli zostaną w domu. Zamyślił się, przez co zamilkł. Nie spodobało się to dziewczynce, która momentalnie zaczęła płakać.- Ej, mała. Nie płaczemy, przecież wszystko jest wporządku.- bobas nie był wstanie zrozumieć jego słów, wciąż marudził. Mario zdecydował, że weźmie swój skarb na ręce.- Od razu lepiej, co? Biedna nic nie widzisz w tym wózku.- zauważył, układając córeczkę w ramionach, tak by mogła swobodnie się rozglądać. Sportowiec wykonywał wszystkie ruchy delikatnie i powoli. Nie chciał zrobić niemowlakowi krzywdy. Nie wybaczyłby sobie tego, nie wspominając, co zrobiłaby mu Sophie.- U taty najlepiej.- uśmiech nie schodził mężczyźnie z twarzy, kiedy patrzył na swoją pociechę- Masz przepiękne oczy, wiesz? Na pewno, ktoś kiedyś się w nich zakocha.- chodził z dziewczynką po salonie. Tej zaś nie interesowało nic, oprócz brązowookiego. Patrzyła ne niego z ogromnym zaciekawieniem. Jakby próbowała zrozumieć, co mówi. Do klubowej dziewiętnastki dotarło, że dziecko nie ma najmniejszej ochoty udać się na drzemkę. Na puchowym dywanie rozłożył matę, którą bardzo lubił jego skarb. Ułożył maluszka pośród wielu kolorowych zabawek. Sam usadowił się obok niej, obserwując dziecko. Kruszynka wyciągała rączki ku górze, chcąc dosięgnąć zawieszonych nad nią elementów. Jej zielone oczy, jakby się powiększyły na widok tylu ciekawych przedmiotów.- Proszę, widzę, że nie możesz dosięgnąć. Spokojnie jeszcze urośniesz.- zaśmiał się, podając córeczce pluszową piłeczkę. Uradowana, zaczęła wpychać ją do buzi.- Oj... To chyba nie jest najlepszy pomysł. Swoją drogą, ciekawe jaką kartkę dałby ci za to sędzia.- połaskotał niemowlę po brzuszku na co to, wyrzuciło obślinioną piłeczkę i zaczęło głośno chichotać...
Obudziła się z szerokim uśmiechem na twarzy, odruchowo głaszcząc się po nieco zaokrąglonym brzuchu. Miała cudowny sen. Była w nim niewidzialna, dzięki czemu mogła zobaczyć, jak jej mąż opiekuje się ich córeczką. Goetze był odpowiedzialny i opiekuńczy. Wzorowy tatuś. Czyżby ten sen należał do proroczych? Momentalnie odechciało się jej spać mimo, że zegar wskazywał godzinę drugą w nocy. Obróciła się w stronę spokojnie śpiącego mężczyzny i przypatrywała się mu. Jednak nie trwało to długo. Nie wytrzymała i obudziła Niemca.
- Marioooo.- przeciągnęła- Muszę opowiedzieć ci, jaki miałam przed chwilą sen.
- Nie możesz zaczekać do rana?- nawet nie uchylił powiek, kładąc się na brzuchu.
- Nie, bo zapomnę.- prychnęła, jakby było to oczywiste.
- Zapisz na kartce. Mam rano trening...- jęknął.
- Przecież nie zamierzam gadać całą noc. To tylko chwila.- wyjaśniła, przybliżając się do Niemca- No proszę cię.
- Gdyby nie to, że cię kocham, to chyba bym ci coś zrobił...- powiedział, przecierając zaspane oczy- Słucham, możesz mówić.- ponaglił. Rudowłosa opowiedziała mu cały swój sen z najdrobniejszymi szczegółami. Chcąc, nie chcąc brunet rozbudził się trochę.- Myślisz, że to dziewczynka?- zapytał, dotykając jej brzucha.
- Może. Najważniejsze, żeby było zdrowe.- oznajmiła, kładąc dłoń na dłoni męża.
- Zgadzam się. Będę się cieszył tak samo z dziewczynki, jak i chłopca.- dodał, przytulając się do kobiety- Masz jeszcze jakieś życzenia, czy możemy iść spać?
- Co do życzeń...- brązowooki spojrzał na nią błagalnie- No co, sam zaproponowałeś.- wzruszyła ramionami.
- Ciekawe ile kaw muszę jutro wypić, żeby nie zasnąć na stojąco.- udawał, że nad tym zawzięcie główkuje.
- Mam... Znaczy my mamy ochotę na kisiel truskawkowy.- nagle zrobiła się bardzo głodna.
- Poczekaj. Policzę do dziesięciu.- ostrzegł. Zapadła głucha cisza.- Dopiero po dwudziestu zaczyna działać.- pokręcił głową, wychodząc z łóżka.
- Dziękuję kochany mężu.- posłała mu całusa w powietrzu.
- Jeszcze nie ma za co.- modlił się w duchu, żeby ujrzeć w szufladzie saszetkę z kiślem. Nie miał ochoty jechać do sklepu w środku nocy po taką głupotę. Dziękował Bogu, kiedy znalazł odpowiedni proszek. W tym czasie pani Goetze wspominała moment, w którym odkryła, że spodziewa się dziecka. Nie mogła uwierzyć, że dzięki Mario jej podejście do ciąży, zmieniło się diametralnie...
RETROSPEKCJA
Wczorajszego wieczora reprezentacja Niemec zdobyła komplet trzech punktów w meczu wyjazdowym z Irlandią. Był to wielki sukces całego zespołu, który przybliżał ich do pierwszego miejsca w grupie D. Sophie obiecała zawodnikowi z numerkiem dziewiętnaście na koszulce, że spróbuje obejrzeć to spotkanie w telewizji. Nie przepadała za tym sportem lecz czego nie robi się z miłości? Widziała pierwszą bramkę przyjezdnych, której autorem został Goetze. Później mecz stał się bardzo nudny dla rudowłosej i nie wiadomo kiedy, udała się do krainy Morfeusza. Teraz ksząta się po kuchni, podśpiewując przy tym utwory, puszczane przez stację radiową. Postanowiła przygotować bitki w sosie ziołowym i sałatkę z oliwkami oraz serem feta. Na deser zaserwuje babeczki z borówkami, które piekły się już w piekarniku. Mięso dochodziło na patelni, sałatka była gotowa, a muffinki zaczęły się rumienić. Zyskała dobre pół godziny dla siebie. Przypomniało się jej o jeszcze jednej sprawie, którą chciała załatwić. Podczas zakupów kupiła test ciążowy. Trzeba rozwiać wszystkie wątpliwości. Po prostu nie mogli wpaść, nie mogli, wszyscy tylko nie oni. Sophie matką? Nigdy nie chciała mieć dzieci. Odkąd popadła w anoreksje jej cykl miesiączkowy stał się bardzo zachwiany. Mimo, że cieszyła się już zdrowiem, nie przejęła się, gdy znowu spóźniał jej się okres. Ale ostatnio zielonookiej dokuczały poranne mdłości. Łudziła się, że to tylko jakieś zatrucie. Przeszła do łazienki, gdzie wykonała test zgodnie z wskazówkami na opakowaniu. Teraz wystarczyło czekać pięć minut na wynik. Czas dłużył się jej niemiłosiernie, jak na nudnym wykładzie. Chodziła w tą i z powrotem, co chwilę zerkając na ekran telefonu. Chwyciła za plastkiowy przedmiot, starając się opanować drżenie rąk.
- Cholera... Nie. Nie. Proszę, nie...- wyszeptała. Test wyraźnie wskazywał dwie kreski, czyli wynik pozytywny. Wpatrywała się w niego kilkanaście sekund. Miała nadzieję, że się myli, że to nieprawda. Odłożyła test na umywalkę, po czym usiadła na białym dywaniku. Podkurczyła nogi i zaczęła szlochać. Nigdy nie planowała mieć dzieci. Nie wyobrażała sobie siebie w roli matki. Skąd miałaby wiedzieć jak się zachowywać? Nie pamiętała własnej rodzicielki, nie posiadała wzorców. Nie chciała krzywdzić niewinnego dziecka. Jak ona to powie Mario? Strasznje boi się jego reakcji. Nie wie, czego się spodziewać. Stanęła przed lustrem, przemyła twarz wodą. Goetze powinien zaraz wrócić. Nie może zobaczyć zielonookiej w takim stanie. Kiedy wyglądała już normalnie, przeszła do salonu. Usłyszała, że mąż właśnie wchodzi do mieszkania. - Jesteś. Wiesz, jak tęskniłam?- nie widzieli się tylko albo aż trzy dni.
-I vice versa.- oznajmił, czule całując kobietę na przywitanie. Ta splotła dłonie na jego szyi.- Płakałaś?- zauważył lekko zaczerwienione oczy Niemki.
- Tak. Nad cebulą.- praktycznie nie minęła się z prawdą- Zmęczony podróżą?
- Nie za bardzo. Miałem okazję się zdrzemnąć. A co tam pichciasz?- zainteresował się, pochylając się nad małżonką.
- Coś pysznego. Zobaczysz w swoim czasie.- uśmiechnęła się.
- Już nie mogę się do czekać. Zjadłbym konia z kopytami.- wyznał, na co jego partnerka wybuchnęła gromkim śmiechem.
- Musisz dać mi jeszcze dwa kwadranse.- powiedziała, chowając dłonie do kieszeni spodni.
- To wezmę w tym czasie prysznic.- oświadczył, puszczając oczko w stronę dziewczyny.
- Leć. A ja wracam do kuchni.- rzekła. Przeszła do pomieszczenia, w którym roiło się od cudownych zapachów. Wyjęła z piekarnika babeczki, po czym odstawiła je na blat, aby ostygły. Wyglądały bardzo apetycznie. Nakryła do stołu, sprawdziła, czy mięso było wystarczająco doprawione. Jednak podczas wykonywania tych wszystkich czynności w jej głowie odgrywał się dramat. Nie zapomniała, co wydarzyło się jeszcze kilkanaście minut temu. Mario wziął szybki prysznic. Słyszał, jak coraz głośniej burczy mu w brzuchu. Postanowił umyć jeszcze zęby. Kiedy je szczotkował, dostrzegł leżący na umywalce przedmiot. Chwycił go do ręki. Dobrze wiedział, co to jest. Chyba każdy kto ogląda jakiekolwiek filmy, wie. Przypomniał mu się dzisiejszy powrót samolotem do Monachium. Marco oglądał jakiąś nudną ekranizację na tablecie. Głównego bohatera ścigali groźni ludzie. A on miał dziewczynę, okazało się, że była w ciąży. Test pokazał dwie kreski... Nagle jakby wrócił z powrotem na ziemię.
- Dwie kreski...- wyszeptał niezrozumiale. Wciąż trzymał w ustach szczoteczkę i pianę. Pozbył się jej szybko i krzyknął.- Sophie, przyjdziesz tu na chwilę?
- Poratować cię papierem toaletowym?- roześmiana wkroczyła do łazienki. Kiedy zobaczyła minę Goetze, od razu przypomniało jej się, że nie schowała testu. Zapadła cicza, której nikt nie chciał przerwać. Mężczyzna patrzył na żonę i czekał na jakiekolwiek słowo.- Mario, ja... Nie wiem, co powiedzieć. Jestem załamana...- mówiła coraz ciszej. Do jej oczu szybko napłynęły łzy, których nie mogła powstrzymać.
- Jesteś w ciąży?- nie dowierzał.
- Tak.- rozpłakała się jeszcze bardziej. Brunet stał w miejscu jak słup soli. Zamurowało go. Nie spodziewał się, że już niedługo zostanie ojcem.- Nie powiesz nic więcej?- spojrzała na niego z lekkim wyrzutem.
- O mój Boże... Ja będę tatą... Ja będę tatą!- uniósł ręce ku górze- Zostaniemy rodzicami.- stanął na przeciw kobiety. Chciał krzyczeć na cały głos. Ogłosić wszystkim jaki jest szczęśliwy.- Co jest?- zapytał, ocierając pojedyńcze łzy z policzka zielonookiej.
- Nie mam pojęcia jak być dobrą matką. Lubię zajmować się dziećmi, ale wychowywanie to co innego. Ja się boję...- wyjaśniła, opierając dłonie o tors sportowca.
- Nie jesteśmy pierwsi w takiej sytuacji. Damy sobie radę. Masz instynkt macierzyński jak każda kobieta. Poczytamy książki, poradniki. Będziemy świetnymi rodzicami!- kipiało od niego entuzjazmem. Objął rudowłosą, przybliżając ją do siebie. Chciał dodać jej tym otuchy.
- To nie jest takie łatwe. Skąd wiesz, że mam? Może jestem jakaś wybrakowana? Nie chcę krzywdzić niewinnego dziecka.- przymknęła powieki.
- Nie raz widziałem, jak zajmujesz się Oskarem. Młody ciągnie do ciebie jak pszczoły do ula. W twojej obecności nigdy nie stała się mu krzywda. Masz dryg do maluchów.- pogładził ją po głowie.
- Tak myślisz? Na prawdę się cieszysz?- dopytywała, patrząc w tęczówki Niemca.
- Ja to wiem. Będziesz świetną mamą.- zapewnił- Czy się cieszę? Żartujesz? Kobieto, chyba będę cię na rękach nosił! - podniósł dziewczynę.
- Postaw mnie na ziemię wariacie.- na jej twarz wkradł się uśmiech.
- Mam wrażenie, że to sen. Nie chcę się budzić. Moja mama bęcie przeszczęśliwa, kiedy się dowie, że zostanie babcią. Spełniają się wszystkie moje marzenia. Trzymam w rękach najpiękniejszą kobietę, moją małżonkę, bez której nic nie ma dla mnie sensu. Na dodatek niedługo zostanę tatą. Już się nie mogę doczekać. To chyba najlepszy prezent od losu. Kocham was.- zakończył swój monolog, całując wzruszoną dwudziestojednolatkę.

- Kisiel truskawkowy dla pani Goetze. Smacznego.- wręczył zielonookiej jeszcze ciepły kubek. Zaraz potem zajął swoją lewą połowę łóżka, układając się na klatce piersiowej.
- Dziękuję.- zaczęła konsumować przysmak- Dlaczego mi się tak przyglądasz?- zapytała zdziwiona.
- Nie mam nic ciekawszego do roboty.- zaśmiał się, za co został zmrożony wzrokiem.
- Przed chwilą byłeś bardzo zmęczony...- przypomniała, unosząc brwi.
- Nadal jestem, ale już tak szybko nie zasnę.- wyjaśnił, przybliżając się do dziewczyny. Zaczął kreślić palcem różne wzory na jej brzuchu.
- Zacznij się przyzwyczajać. Jak urodzę dziecko to już nie będzie takiego spokojnego snu.- zauważyła, mieszając łyżeczką w swoim kiślu.
- Mówi ta, co potrafi spać do południa.- rzucił, zerkając na kobietę. Był ciekaw jej reakcji.
- Czy ty musisz denerwować kobietę w ciąży? Wiesz, na co się piszesz?- rzekła znudzona.
- I tak mnie kochasz.- wyszczerzył się, po czym skradł rudowłosej całusa.
- Nie podlizuj się i tak nie dostaniesz nawet łyżki kiślu.- rozszyfrowała jego zamiary. Oboje wybuchnęli gromkim śmiechem.
***
Urocza kawiarnia na obrzeżach Dortmundu. Dlaczego wybrali tą? Po pierwsze nie znajdowała się w centrum. Chcieli spędzić miło czas, zapominając o dziennikarzach z aparatami, którzy konkurowali z sobą, kto zrobi sportowcom lepsze zdjęcia. Po drugie przed budynkiem stał sporych rozmiarów plac zabaw. Rodzice siedząc przy stolikach przed kawiarnią, mogli obserować swoje pociechy.
- I jak zareagował Roman na wiadomość, że zostanie dziadkiem?- zapytał Marco, biorąc do ręki szklankę z owocowym koktajlem.
- Myślałem, że mi zmiażdży rękę, kiedy nam gratulował.- przypomniał sobie brunet.
- Wiesz, zawsze mogło być gorzej. Mógł na przykład się na ciebie rzucić albo poszczuć się psem, albo...- wyliczała rozbawiona klubowa jedynastka.
- Charlie chyba zalizałby mnie na śmierć. Nie męcz tym swojej główki.- wytknął mu język. Kobieta siedząca przy wspólnym stoliku z Niemcami, nie przysłuchiwała się ich rozmowie. Patrzyła w stronę placu zabaw, szukając wzrokiem swojej córeczki.
- Nel chodź. Daj cioci trochę odpocząć.- powiedziała, kiedy dotarła do dziewczyn.
- Mamo jeszczę chwilę...- jęknęła niezadowolona.
- Jeszcze tu wrócimy. Chodźmy szybko na lody, bo się nam rozpuszczą.- zaproponowała Sophie, kucając przy małej blondyneczce.
- A są truskawkowe?- zainteresowała się, kierując pytanie w stronę rodzicielki.
- Oczywiście, czekają na ciebie.- potwierdziła szatynka. Czterolatce zapaliły się iskierki w oczach. Czym prędzej pobiegła w stronę stolika, przy którym rozmawiali przyjaciele.
- Ona jest cudowna.- podsumowała rudowłosa, gdy wracała wraz z Lią.
- Nie wiem, skąd ma tyle energii.- zaśmiała się matka blondynki. Obie nie znały się zbyt długo, ale przypadły sobie do gustu. Zasiadły na swoich wcześniejszych miejscach.
- Pyszne...- dziecko oceniło deser. Niebieskooka usadowiła się wcześniej na kolanach Reusa, zajadając się lodami. Jak każdy beztroski maluch uburdziła się przy tym. Panowie wybuchnęli gromkim śmiechem, widząc umorusaną i szczęśliwą dziewczynkę.
- O czym plotkujecie?- zapytała pani Goetze, kładąc rękę na kolanie męża.
- O wszystkim.- wyszczerzył się sportowiec.
- Niczego się od nich nie do wiemy.- pokręciła głową szatynka.
- Taki typ.- westchnęła rozbawiona dwudziestojednolatka.
- Coś sugerujecie?- wtrącił podejrzliwe Marco.
- Że jesteście plotkarami.- oznajmiła Sophie, zabierając się za swój pucharek z lodami.
- Zgadzam się.- druga kobieta poparła koleżankę. Wytarła chusteczką buzię córeczki.
- Mogę iść do piaskownicy?- poprosiła dziewczynka, zeskakując z kolan blondyna.
- No pewnie.- szybko zgodziła się klubowa jedynastka. Dziecko udało się tworzyć babki z piasku.
- Cała się pobrudzi...- szatynka spojrzała błagalnie na mężczyznę.
- Lia, brudne dziecko, czyli szczęśliwe dziecko.- objął partnerkę ramieniem. Kto by przewidział parę lat temu, że to towarzystwo będzie w stanie spędzać razem swój wolny czas? Tak na prawdę gdyby nie sprawa w sądzie, dzisiaj nie znaliby szatynki. Lia przeprowadziła się z córeczką do Dortmundu, aby być bliżej Reusa. Mężczyzna stopniowo zdobywał jej zaufanie, co nie było takie łatwe. Ostatecznie tworzą piękną parę, a Marco traktuje Nel jak własne dziecko. Kiedy wszyscy zjedli swoje desery i odpoczeli, postanowili przejść się na krótki spacer.
- Patrzcie, motylek!- zachwyciła się mała blondyneczka. Pociągnęła za sobą mamę i jej chłopaka, chcąc dogonić kolorowego owada.
- Ile przy dziecku trzeba się nabiegać...- zdziwił się Mario. Wraz z rudowłosą pozostali w tyle, krocząc powoli wzdłuż alejki.
- Będziesz miał już rozgrzewkę zaliczoną w domu.- zaśmiała się Niemka, bujając w powietrzu ich splecionymi dłońmi.
- Myślę, że trener nie pójdzie na taki układ.- parskonął śmiechem- Wyobrażam sobie jak my tak ganiamy za naszym szkrabem.
- Najpierw kochanie czekają nas brudne pieluchy, kolki, pierwsze ząbki, szczepionki...- przerwał jej wyliczanie subtelnym pocałunkiem.
- Razem możemy wszystko i niestraszne nam żadne pieluchy.- spojrzał głęboko w jej zielone tęczówki. Mimo, że byli już małżeństwem ba, nawet spodziewali się dziecka, kiedy tonęli w swym spojrzeniu, oboje czuli stado motyli w brzuchach. Prawdziwe uczucie nigdy nie wygasa. Trzeba umieć o nie odpowiednio dbać.
THE END




I nadeszła ta chwila, kiedy piszę ostatnią notkę pod rozdziałem na tym blogu... Na pewno będzie najdłuższa. Ciekawe, kto wytrwa do końca ;) Pamiętam, kiedy wahałam się, czy zacząć publikować historię, która powstała w mojej głowie. Nie wiedziałam, czy w ogóle ktoś będzie miał ochotę to czytać. Ale jak widać spróbowałam i nie żałuję :) Mogłam tworzyć różne postacie, kierować ich emocjami, decyzjami... To wszystko bardzo mnie wciągnęło, a wy dawałyście mi wiele motywacji. Często moja wena gdzieś uciekała i trudno było mi ją odnaleźć. Jednak komentarze dawały mi ,,kopa" do działania. Nie chciałam zawieźć takich wspaniałych czytelniczek :') Dzięki temu opowiadaniu mogłam uciec od rutyny, nudnych obowiązków, problemów... Ostatnio pewien wypadek zmienił moje życie. Miałam problemy ze zdrowiem. Były dni, gdy traciłam nadzieję, że jeszcze będę normalnie funkcjonować. Zdażało się, że wpadałam w ogromnego doła i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Wtedy wszystkie swoje emocje przelewałam w opowiadanie, co bardzo mi pomogło. Nie spodziewałam się, że stworzę, aż tyle rozdziałów. Wiem, że inne blogerki potrafią napisać ich 60 i są przy tym genialne. Jednak ja tak bym nie potrafiła. Polubiłam Sophie i Mario. Sielanka szybko by mi się znudziła, a nie chcę krzywdzić tej pary ;) Mam nadzieję, że epilog przypadł wam do gustu. Chcę podziękować za każde wyświetlenie, komentarz czy nominację. Za każdą radę i miłe słowo. Dziękuję tym, którzy wspierali mnie od początku do końca. Tym, którzy zagubili się podczas opowiadania. Tym, którzy nadrobili rozdziały... Jesteście świetne *.* Ale uwaga nie opuszczam jeszcze bloggera ;) Mam pomysł na nowe opowiadanie. Dopracuję w głowie szczegóły i wrócę do was, nie wiem kiedy to nastąpi, ale myślę, że nie będziecie musiały długo czytać. Dzisiaj nasz Marco się starzeję ^^ Szkoda, że nie wygraliśmy pucharu :/ Emocje jeszcze ze mnie nie zeszły. Ta przerwa przed kolejnym sezonem przyda się nietylko sportowcom, ale też fanom ;) Poooozdrawiam ;*


sobota, 16 maja 2015

ROZDZIAŁ 31-,, Marco jest po prostu niewyżyty."

Wspomnienia o tym, kiedy prawie codziennie przyjeżdżał trenować na tym obiekcie, wydają się być bardzo odległe. Pamięta, jakie miał wątpliowści, czy podjął dobrą decyzję, dołączając do tego klubu. Jednak w końcu odnalazł się w nowej sytuacji, chłonął każde słowo trenera i przy okazji idola jak gąbka. Jednak ostatnio przez intrygi Robbena miał ważniejsze sprawy na głowie. Nie wiedział, że gdzieś podświadomie tęsknił za tym miejscem. Wreszcie po długiej przerwie może wyprostowany stanąć przed Allianz Areną. Gdzie podziali się wszyscy krytycy? Ci co, od razu uznalina piłkarza za winnego? Ci co, przekreślili jego przyszłość, wymyślali bzdurne plotki na jego temat? Ucichli. To znak, że wychodzi na prostą. Przyjechał na stadion, aby dostarczyć brakujące papiery. Od przyszłego sezonu będzie z powrotem biegał w koszulce z numerem dziewiętnaście. Bardzo się cieszy. Chce pokazać tym, którzy w niego zwątpili, że potrafi. Pokierował swoje kroki w stronę obiektu. Przechodząc przez obszerny parking, zatrzymał się przed znajomą postacią.
- Cześć...- Austryjak poczuł wielką gulę w gardle- Wiem, że to juź mówiłem w sądzie, ale pozwól, że się powtórzę. Strasznie przepraszam za to wszystko.
- Nie spodziewałem się, że spotkam tu kogoś o tej porze. Myślałem, że wszyscy wyjechali już korzystać z wolnego.- Goetze nie wyglądał na wściekłego, ani zakłopotanego.
- Znowu problemy z kolanem.- wytłumaczył- No i rozprawa nie długo. Zresztą zawiesili mnie w prawach. Nie wiem, kiedy wrócę na boisko.
- To było do przewidzenia. Wracaj do zdrowia.- rzucił, chcą wyminąć kolegę z drużyny.
- Zaczekaj. Proszę, daj mi chwilę.- Alaba zagrodził mu swoim ciałem przejście.
- Dobra. Słucham.- podrzucił niebieską teczką z dokumentami, którą trzymał w dłoni.
- Postąpiłem jak idiota i tchórz. Nie powinienem wtedy milczeć. Po prostu bałem się, że ja też trafię za kratki. Wiem, byłem egoistom i skończonym dupkiem. Nie masz pojęcia, jak męczyły mnie wyrzuty sumienia. Wstydzę się, że tak postąpiłem, że trzymałem się z Thomasem i Arjenem. Chciałbym, żebyś mi kiedyś wybaczył. Nie mówię, że teraz, zaraz...- westchnął, czekając na reakcję brązowookiego. Nie wiedział, czego się spodziewać.
- Nie należę do pamiętliwych ludzi. I nawet mógłbym ci wybaczyć, ale... Przez to całe zamieszanie Sophie mnie zostawiła. Dużo oboje wycierpieliśmy.- zauważył.
- Gdybym wtedy wiedział, że to wszystko tak się potoczy... Tak mi głupio... Nie zdziwiłbym się jeśli nie chciałbyś w ogóle ze mną gadać. Ale słyszałem, że wróciliście do siebie, prawda?- zapytał. Czuł jak pocą mu się dłonie, miał tak zawsze, gdy się stresował.
- To prawda. Nawet się oświadczyłem i planujemy wziąść ślub. Tylko, że to wcale nie wygląda tak kolorowo. Sophie popadła w anoreksję. To straszne cholerstwo niszczy człowieka fizycznie i psychicznie. Było źle, ale jej organizm ciągle walczy. Kiedy widzę jej cierpienie...-spoważniał- Nie jestem w stanie ci wybaczyć. Mam przy sobie osobę, która jest całym moim światem i widzę strach w jej oczach. Gdyby nie ten cały spisek, nie doszłoby do tego. Będę już leciał.- pożegnał się. David nie wiedział z czym boryka się panna Weidenfeller. Nie znał narzeczonej brązowookiego, ale zrobiło mu się jej żal. Pomyśleć, że gdyby nie milczał tak długo, mogłoby do tego nie dojść...
***
Tymczasem w mieszkaniu Sophie i Mario dawno nie krzątało się tyle osób. Dziewczyna postanowiła zorganizować spóźnioną imprezę urodzinową dla swojego partnera. Tak się stało, że rocznica urodzin Niemca, przypadła w okresie, kiedy spędzał każdy dzień w szpitalu przy ukochanej. Mężczyzna wyszedł dostarczyć papiery do klubu i na trening boksu. Ostatnio wrócił do jednej ze swoich pasji. Rudowłosa modliła się w duchu, aby zajęło mu to jak najwięcej czasu. Chciała dopiąć wszystko na ostatni guzik. Miała wiele do zrobienia, ale pomocników nie brakowało. Felix i Fabian zadeklarowali wybrać odpowiednią muzykę, przez co dochodziło do głośnych sprzeczek. Oczywiście nie obeszło się bez interwencji pana Goetze, który musiał pogodzić braci. Mimo, że nie są już małymi dziećmi to wciąż kłócą się o zwykłe drobiazgi. Typowe rodzeństwo. Marco wraz z ojcem Mario rozstawili w salonie stół i próbowali go ładnie nakryć. W kuchni walczyła zielonooka i jej przyszła teściowa. Starsza zajęła się dokończeniem dań mięsnych, zaś Sophie piekła tort i kroiła warzywa na sałatki. Miejmy nadzieję, że nie spełni się przysłowie: gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść... Na szczęście, kiedy usłyszeli przekręcanie klucza w drzwiach, wszystko było już gotowe.
- Jestem!- oznajmił brunet, zdejmując w korytarzu buty i zostawiając tam torbę- Co tak pa...
- Niespodzianka!- krzyknęli chórkiem, wchodząc w słowo piłkarzowi. Ten był pod niemałym wrażeniem. Nie spodziewał się spotkać akurat dziś rodziny i najlepszego przyjaciela.
- Wszytskiego najlepszego stara dupo!- jako pierwszy życzenia zaczął składać Reus, który stał najbliżej solenizanta.
- Przecież ja już miałem urodziny.- nadal nie dowierzał w to, co widzi.
- I właśnie je świętujemy.- powiedział Fabian.
- Takiej okazji nie można przepuścić.- dorzucił najmłodszy z braci.
- Jak ja się za tobą stęskniłam...- oznajmiła pani Goetze, obejmując Mario. Po wszystkich czułościach zasiedli do stołu zajadając się jeszcze ciepłymi potrawami.
- No przyznam, że pysznie wam to wyszło.- pochwalił najstarszy w towarzystwie, biorąc kolejny kęs zapiekanki.
- A czegoś ty się spodziewał? Jak my z Sophie nie damy rady, to kto?- zaśmiała się małżonka przedmówcy. Atmosfera przy stole była bardzo luźna, rodzinna. Rozmowy toczyły się na wszystkie możliwe tematy, zaczynając na piłce nożnej, a kończąc na płynach do prania. Oczywiście męskie grono nie obeszło się bez Fify. Panie wolały dalej plotkować, w końcu dość długo się nie widziały. Chyba można powiedzieć, że wytworzyła się między nimi specjalna więź. Czas jak zawsze w takich momentach uciekał nieubłagalnie. Mimo wielu zachęceń Mario i Sophie, państwo Goetze nie mieli w planach zostać u nich na noc. Chcieli odwiedzić jeszcze jedną ciotkę, która mieszkała w Bawarii. Kiedy klubowa dziewiętnastka zauważyła, że towarzystwo się powoli zbiera, postanowił ogłosić coś ważnego.
- Dziękuję, że przyjechaliście. Niespodzianka jak najbardziej udana.- uśmiechnął się, ukazując w policzkach urocze dołeczki.
- To wszystko zasługa Sophie, ona nas zaprosiła.- zauważył ojciec solenizanta, wkładając na siebie marynarkę.
- Bez waszej pomocy nic by się nie udało.- wtrąciła rudowłosa. Sportowiec objął ją od tyłu i położył głowę na jej ramieniu. Pani Goetze, aż się rozpromieniła na ten widok. Nawet ślepy dostrzegłby, że jej syn jest szczęśliwy, a to było dla niej najważniejsze.
- Zanim wyjdziecie, chcielibyśmy jeszcze coś ogłosić...- zaczął brunet, trwając w tej samej pozycji co wcześniej. Marco wiedział, co się święci, bo przyjaciel jakiś czas temu dyskutował z nim ma temat oświadczyn.
- Wpadliście?- oczy Fabiana prawie wyszły z orbit. Zakochana para wybuchła gromkim śmiechem, a najstarszy w towarzystwie zmroził syna wzrokiem.
- Spokojnie wujkiem jak na razie nie zostaniesz.- odpowiedziała rozbawiona zielonooka.
- Mówcie już, bo ciekawość nas zżera.- ponagliła zniecierpliwiona kobieta.
- Zaręczyliśmy się.- oznajmił krótko brunet. Wszyscy zaczęli składać im gratulacje. Cieszyli się razem z młodą parą. W końcu rodzina Goetze opuściła mieszkanie, a zaraz po nich Reus.
- Jak to? Nie zostaniesz u nas na noc?- zdziwiła się dziewczyna.
- Mam jedną sprawę do załatwienia. Wpadnę do was jutro.- pożegnał się i tyle go widzieli.
- Ty wiesz o co chodzi, prawda?- uniosła brew.
- Raczej o kogo. Jutro nam wszystko opowie.- stwierdził Niemiec, chwytając narzeczoną za dłoń. Już po chwili bujali się w rytm wolnego utworu wtuleni w siebie.- Dziękuję, ale wiesz, że powinienem się gniewać. Ty nie pozwoliłaś mi świętować twoich urodzin.
- Oj tam. Będą następne. To były inne okoliczności.- zaśmiała się- Szpital...? Złe miejsce na imprezę.
- Ja już o to zadbam, żeby porządnie uczcić twoją dwudziestkę.- obiecał, odchylając głowę, aby spojrzeć w oczy rudowłosej.
- Już się boję.- uniosła kącik ust. On zawsze potrafił wywołać na jej twarzy uśmiech.
- Prawidłowo. Wzięłaś wszystkie leki?- przypomniał. Dziewczyna musiała przyjmować różne pastylki.
- Tak, tato.- zarzuciła ręce na szyję brązowookiego- Pamiętam o takich rzeczach. Dam sobie radę.
- I tak będę ci przypominał...- wyjaśnił, opierając czoło o czoło panny Weidenfeller- Bo się martwię.
- Nie potrzebnie. Jestem już dużą dziewczynką. A dziś jest twój dzień, więc nie mówmy o mnie.- powiedziała, gładząc dłonią policzek partnera.
- To niemożliwe przecież jesteś moją połową.- zauważył.
- Wiesz, co?- zapytała.
- Możesz mnie oświecić.- zaśmiał się, na co kobieta pokręciła tylko głową z rozbawieniem.
- Cieszę się, że zostanę twoją żoną. Już się mnie nie pozbędziesz.- wyszeptała.
- Bardzo podoba mi się taka perspektywa. Nie wyobrażam sobie naszej przyszłości inaczej.- złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
- Mam wrażenie, że już nic nie jest w stanie nas rozdzielić.- oznajmiła cicho.
- Wiesz, że mam podobnie?- wyszczerzył się- To dobry znak.- jeszcze bardziej wzmocnił swój uścisk, na potwierdzenie wcześniejszych słów. Czy właśnie tak miał wyglądać ich los? Czy najgorsze za nimi? Wiadomo, że w każdym związku są wzloty i upadki, jednak wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, aby dostrzec małżeństwa z długoletnim stażem. Czy Sophie i Mario będą mogli spędzić resztę życia ze sobą w parze? Czy rudowłosa pokona chorobę?
***
Znacie to uczucie, kiedy budzicie się i stwierdzacie, że jesteście zmęczeni? Właśnie tak ostatnimi dniami czuła się Sophie. Lekarz ostrzegł ją, że tabletki, które musi stosować, mogą mieć na nią taki wpływ. Niestety nie ma żadnych zamienników i dziewczyna będzie się jeszcze męczyć z nimi tydzień, aż do wizyty kontrolnej. Ma nadzieję, że doktor uzna, iż nie potrzebuje ich już stosować. Oczywiście zielonooka nie spotkała w łóżku swojego partnera. On należał raczej do rannych ptaszków... Jak widać przeciwieństwa się przyciągają. Leżąc i rozciągając zesztywniałe kości, usłyszała, że Mario z kimś rozmawia. Od razu rozpoznała głos rozmówcy, był to Marco. Wczoraj obiecał, że jeszcze do nich wpadnie. Dziewiętnastolatka przeszła do łazienki, gdzie wzięła w miarę szybki i orzeźwiający prysznic. Odziała się w wygodne ciuchy. Włosy rozczesała i pozostawiła w artystycznym nieładzie. Nie miała ochoty układanie porządnej fryzury.
- Witam państwa.- oznajmiła, wchodząc do kuchni. Przy małym stoliku siedział Goetze wraz z przyjacielem. Zielonooka chwyciła po szklankę z wodą mineralną i dołączyła do mężczyzn.
- Wyspana?- zapytał z troską brunet, gładząc dziewczynę po przedramieniu. Ta łypnęła na niego wymownym spojrzeniem.
- Jak zawsze.- sarknęła, wzdychając- I co, ważna sprawa załatwiona?- skierowała pytanie do blondyna.
- Załatwiona, załatwiona, ale widzę, że u was więcej się działo skoro jesteś taka zmęczona.- wyszczerzył się zawodnik BVB.
- To przez tabletki.- wyjaśniła krótko- A ty jakieś zboczone teorie masz jak zawsze.- pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
- Marco jest po prostu niewyżyty.- zaśmiał się brązowooki- Odgrzać ci śniadanie?
- Poproszę.- narzeczona uśmiechnęła się w jego stronę.
- Przyjaciel zawsze stanie po twojej stronie.- wtrącił równie rozbawiony mężczyzna.
- Wybacz.- rzekł z bananem na twarzy- Smacznego.- oznajmił, stawiając przed kobietą talerz z porcją jajecznicy. Zajął wcześniejsze miejsce.
- Dzięki.- pocałowała go w policzek- A wy już jedliście?
- Kochanie, o tej godzinie to ja już jestem po drugim śniadaniu.- oświadczyła klubowa jedynastka, zerkając na swój zegarek.
- To może opowiesz o tej dziewczynie, którą odwiedziłeś?- uniosła brew, przełykając kolejny kęs najważniejszego posiłku wciągu dnia.
- Długo rozmawialiśmy i zasnęliśmy nad ranem. Nie ma o czym gadać.- wzruszył ramionami.
- Znam ją?- panna Weidenfeller prowadziła dalsze śledztwo.
- Czy to ważne?- odpowiedział pytaniem na pytanie, przypatrując się uważnie rudowłosej.
- Skoro to tylko koleżanka, to chyba możesz nam zdradzić tą tajemnicę.- zaśmiała się, przygryzając dolną wargę.
- Wszystko w swoim czasie.- zakończył temat dość tajemniczo.
- Jak chcesz.- kobieta powróciła do konsumowania jajecznicy. Stwierdziła, że nie będzie zawracać sobie głowy tą sprawą. Poczeka, aż Reus sam powie jej coś więcej. Blondyn planował kupić nowy samochód, toteż o tym toczyła się dyskusja przy stole. Panowie mówili o różnych nieznanych Sophie markach samochodów, ich częściach itp. To zdecydowanie nigdy nie była bajka zielonookiej.
- A ty co myślisz?- gość skierował pytanie w stronę pani domu.
- Hym...- odłożyła sztućce na pusty już talerz- Czarny będzie najlepszy.- na to obaj sportowcy wybuchnęli gromkim śmiechem- Może wy zostańcie przy tych samochodach, a ja pójdę pomalować sobie paznokcie.- oznajmiła, chowając naczynia do zmywarki.
- Na czarno?- szczerzył się Marco.
- Nie, na malachitowo.- zaśmiała się. Ona nie zna się na autach, oni na kolorach. Usadowiła się na kanapie w salonie. Włączyła w TV kanał muzyczny i zabrała się za malowanie. Tak na prawdę nie miała ciekawszych zajęć i powoli zaczynało ją to przytłaczać. Kiedy obie dłonie zostały ozdobione i czekały na wyschnięcie, przyszło pożegnać się jej z blondynem. Obiecali sobie, że jeszcze niedługo się zobaczą. Może w Dortmundzie...? W końcu są wakacje.
- Pogadamy?- zapytał brunet, siadając obok dziewiętnastolatki na sofie.
- No pewnie, o co chodzi?- zdziwiła się. Wydawało się jej, że mężczyzna był lekko spięty.
- Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza?- usiadł po turecku bokiem, by móc widzieć twarz partnerki.
- Ostatnio często mi to powtarzasz.- zauważyła, kiwając głową.
- Pomagam ci, jak najlepiej potrafię. Ale myślę, że powinnać porozmawiać z kimś wykwalifikowanym. Czytałem o tym w internecie i wszyscy polecają takie terapie. Moglibyśmy pójść razem. Wystarczy, że się zgodzisz.- oznajmił, obserwując Niemkę.
- ,,O tym" czyli o anoreksji. Nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu. Nie rozumiem, przecież jest coraz lepiej...- powiedziała szczerze.
- Widzę to, ale nie chciałbym, aby taka sytuacja się kiedykolwiek powtórzyła.- rzekł zatroskany.
- Nie powtórzy. Nie spotkam się z żadnym psychiatrą. Nie jestem wariatką.- spojrzała w jego czekoladowe tęczówki.
- Nie powiedziałem nic takiego. Proszę cię, chociaż jedno spotkanie.- nieodpuszczał. Zerknęła na świeżo ozdobione paznokcie.
- A co to da? Zrozum, ja chcę zapomnieć.- pokręciła głową, odganiając przywoływane przez wyobraźnię wspomnienia.
- Mógłby nam coś doradzić. Zna się na takich przypadkach. Ja nie wiem, czy postępuję dobrze, czy sam nie robię tobie krzywdy.- wyjaśnił.
- Uwierz mi, że jesteś dla mnie najlepszym terapeutą. Nigdzie nie pójdę.- westchnęła, siadając twarzą w twarz ze sportowcem.
- A zrobisz to dla mnie?- zapytał z nadzieją.
- Nie kombinuj, takie podchody nie przejdą. Jak mówię, że nie, to znaczy nie.- złożyła usta w wąską linijkę.
- Dlaczego nie chcesz dać sobie pomóc? Utrudniasz sobie życię.- jeknął. Wiedział, że przegrał.
- Bo jestem uparta po tacie, nie moja wina.- wzruszyła ramionami- Jesteś zły?
- Trochę...- przyznał, wzdychając. Mocno przytulił rudowłosą.
- Przepraszam, taka już jestem. Zobaczysz wszystko będzie dobrze. Naprawdę w to wierzę, chyba pierwszy raz w życiu. Tylko musimy mi znaleźć coś do roboty, bo zanudzę się w tych czterech ścianach.- wyznała.
- Coś wymyślimy. Mam rozumieć, że co do terapi nie zmienisz zdania?- zaprzeczyła głową.
- Nie w tym wcieleniu.- poczuła zapach perfum Niemca. Do tego jego ciepłe ramiona... Mogłabym trwać w tej pozycji godzinami.

****
Nie wiem, co powiedzieć. Zgubiłam gdzieś wenę. Mam nadzieję, że mi wybaczycie to powyżej ;) Długo się wachałam, czy to opublikować. Ale obiecałam, więc jest. Epilog powinien być lepszy ;D Chyba mam pomysł na nowe opowiadanie...^^ Jeszcze się zobaczy. Pozdrawiam :* xo
PS Co do dzisiejszego meczu... Trochę szkoda, ale mam nadzieję, że to dobra wróżba na finał ;) Z Monachium też przegraliśmy w Bundeslidze, a później... ;D

sobota, 2 maja 2015

ROZDZIAŁ 30-,, Ta, mógłbyś pracować jako klaun."

I wreszcie nadszedł dzień, wypisu Sophie ze szpitala. Rudowłosa czekała na niego aż pięć długich tygodni. W tym czasie udało się jej przybrać trochę na wadzę, a żebra zdążyły się już zrosnąć. Kostka również wraca do normy, jednak dziewczyna porusza się jeszcze za pomocą kul inwalidzkich. Ale to wciąż początek walki z anoreksją. Chwilowo wszystko idzie w dobrym kierunku. Panna Weidenfeller ma ogromne wsparcie w rodzinie, jak i w swoim chłopaku. Właśnie weszli razem do starego mieszkania zielonookiej. Wspólnie postanowili, że lepiej będzie, kiedy przeprowadzi się ona do Niemca.
- Gdzie się podziała moja kondycja?- jęknęła, opadając na kanapę.
- Zaraz pozbędziesz się tych kul. Nie zdążycie się nawet zaprzyjaźnić.- zaśmiał się- Dobra, to co mam pakować?-zapytał, rozkładając na podłodzę dużą torbę. Rudowłosa wskazała mu szuflady z ciuchami, które chciała ze sobą zabrać.
- A to nie jest czasem moje?- zdziwił się, zauważywszy bardzo podobny T-shirt do swojego. Nawet w tym samym rozmiarze.
- Możesz sobie wziąść z powrotem, bo już nie pachnie tobą.- wyszczerzyła się, na co rozbawiony sportowiec pokręcił tylko głową. Zapakowali wszystkie ciuchy, książki, płyty i inne przydatne rzeczy, kiedy spotkali na swojej drodzę pierwszą przeszkodę. Mianowicie był to rowerek stacjonarny i podobne sprzęty, na których katowała się zielonooka.
- Myślę, że to zdecydowanie trzeba wyrzucić. Razem z tymi tabelkami, dietami... To już się nikomu nie przyda.- zaczął wrzucać lżejsze rzeczy do worka na śmieci. Sophie poczuła się okropnie, jakby ktoś wtargnął na jej własne terytorium i niszczył wszystko wokół. Podniosła się na kulach.
- Zaczekaj, szkoda to przecież wrzucać do śmieci.- powiedziała mało pewnym siebie głosem. Jednak Mario pozostał nieugięty.
- Tam jest ich miejsce. Rower wyniosę na końcu, za ciężarki wezmę się od razu...- zaczął głośno planować, nie dając rudowłosej dojść do głosu. Zebrało się w niej tyle złości, że nie wytrzymała. Strąciła z szafy doniczkę, która potłukła się na drobne kawałeczki. Huk zwrócił uwagę piłkrza. Nastała krępująca cisza. Do oczu Niemki napłynęły łzy, a ta szybko wyszła na balkon. Tam usiadła na posadcę, zwieszając nogi między szprychami. Oparła czoło o chłodną balustradę, a po jej policzkach popłynęły gorzkie łzy. Co w nią wstąpiło? Było jej tak głupio... Do tego znowu płacze, jak mała dziewczynka, która zgubiła misia. Przecież kiedyś taka nie była... Po dłuższej chwili Mario zajął obok niej miejscę. Oparł się o balustradę, wpatrując w zapłakaną kobietę.
- Przepraszam.- szepnęła- Chyba po prostu chciałam zwrócić na ciebie swoją uwagę... Sama nie wiem, co się ze mną dzieję. Zmieniłam się...
- Powinieniem wysłuchać cię do końca. Nie jestem bez winy.- rzekł, głaszcząc ją po ramieniu.
- Mario, czy ty wiesz, czego się podejmujesz? Ja już nie jestem tą samą córką Weidenfellera. Jestem jednym wielkim problemem.- zauważyła, zerkając na chłopaka.
- Moje wielkie serducho bije tylko dla ciebie. Pokonamy wszystkie przeszkody razem.- przybliżył się do niej- Możemy zgłosić się do terapeuty. Pomoże nam z twoją chorobą.
- Nie chcę z nikim o tym rozmawiać, to jest za trudne. Mogę raz wyrzucić to z siebie, ok? A potem chcę o tym zapomnieć.- wzięła głębszy oddech.
- Jeśli chcesz to, słucham.- uśmiechnął się zachęcająco.
- Kiedy się rozstaliśmy to... Wpadłam w strasznego doła. Stwierdziłam, że to wszystko moja wina, że byłam niewystarczająca, skoro tak bardzo spodobała ci się inna. Wtedy spojrzałam w lustro i... Ujrzałam grubą, brzydką dziewczynę. Zmiana fryzury w niczym nie pomogła. Znienawidziłam swoje ciało, znienawidziłam siebie. Chciałam być szczuplejsza. Stosowałam różne diety, ćwiczyłam i nic. W tym lustrze stała ciągle ta okropna dziewczyna tylko coraz bardziej załamana. Przez głodówki przestałam się wysypiać. Stałam się taka inna. Ciągle miałam ochotę płakać, jakby to miało w czymś pomóc... Nie zauważyłam, że przerodziło się to w obsesję. Nadal trudno mi w to uwierzyć. I nie chcę być piątym kołem u wozu dla nikogo, zwłaszcza dla ciebie.- zakończyła. Strumienie łez wciąż moczyły jej chude policzki.
- To straszne, że musiałaś to wszystko przejść. I gdzie ja wtedy byłem?- nie mógł sobie wybaczyć, że to wszystko stało się z jego winy- Chciałbym chociaż trochę tego cierpienia wziąść na siebie, żeby ci ulżyć. I nie powinnaś tak myśleć. Jesteś dla mnie najważniejsza słyszysz? Za każdym razem, kiedy widzę twoje łzy, serce mi się kraja. Chciałbym powiedzieć, że nikt już nigdy cię nie skrzywdzi, bo będę ciebie chronił. Ale nie wiem, czy potrafię cię ochronić przed samym sobą.- powiedział głośno, co myślał. Sophie wysunęła się z pomiędzy prętów, po czym wtuliła w bruneta. Tak jak robiła to dawniej.
- Nie zobaczysz już żadnej łzy, obiecuję.- otarła mokre policzki, a na jej twarz wdarł się krzywy grymas uśmiechu. Chciałaby pozostać w tych ramionach już na zawsze.
- Kocham cię, kocham, kocham.- powtarzał, patrząc w jej zielone tęczówki, podczas gdy czubki ich nosów się stykały- Będę ci to powtarzał codziennie rano, wieczorem, przy obiedzie... I nie zniszczy tego nawet rutyna.
- Mam wrażenie, że nie jesteś prawdziwy. Zaraz się obudzę, albo ty znikniesz jak bańka mydlana.- rzekła tonąc w czułym spojrzeniu sportowca.
- Ale wtedy nie zrobiłbym tak.- musnął jej wargi subtelnie, jednak po chwili pocałunki zamieniały się w coraz namiętniejsze.
- Hans, czy ty to widziałeś? Do czego to dochodzi, że młodzi obmacują się już na balkonach...- była to sąsiadka rudowłosej, Stella. Staruszka interesowała się życiem prywatnym każdego lokatora kamienicy i mieszkała zaraz nad panną Weidenfeller. Gdy Goetze usłyszał wypowiedź kobiety, wybuchł gromkim śmiechem.
- Dzień dobry pani Stello. Stęskniła się pani za mną?- zapytała zielonooka, wciąż trzymana w uścisku swojego partnera. Między sąsiadkami często dochodziło do sprzeczek.
- Dziecko, dawno tak dobrze mi się nie mieszkało.- machnęła ręką- Prawda Hans?- osiemnastolatka nigdy nie słyszała, ani nie widziała męża pani Stelli. Może dawno umarł? Albo nigdy nie istniał? W jej wyobraźni pan Hans był mężczynzą z lekką nadwagą. Siedzącym cały dzień przed telewizorem z piwskiem w ręku.
- Wyprowadzam się, więc będzie pani miała spokój.- wyszczerzyła się Niemka. Stella tak się ucieszyła, że o mało co, nie wypadła ze swojego balkoniku.
- Co za wspaniała wiadomość! Hans, słyszałeś? Będziemy mogli spokojnie się zdrzemnąć w ciągu dnia.- klasnęła z radości- Jeśli zamieszka z tym młodzieńcem... To jednak szkoda mi chłopaka, a nawet taki przystojny...- mówiła, wchodząc już do środka swojego mieszkania.
- Przypadłeś do gustu pani Stelli...- poruszyła brwiami- Chyba muszę zacząć być zazdrosna...
- Mówisz, że mam branie?- droczył się, udając że, poprawia kołnierzyk przy koszuli.
- Uważaj na słowa, bo zaraz mogę cię zdzielić tą kulą. Przyda sie na coś.- zachichotała.
- Ty zła kobieto, co zrobiłaś biednej pani Stelli, że cię tak nie lubi?- dopytywał, pomagając dziewczynie wstać z posadzki.
- Wydaje mi się, że nie przepada za rockiem alternatywnym.- zaśmiała się, podpierając się już na kulach inwalidzkich.
** jakiś czas później**
Wszystko udało się według planu. Sophie zamieszkała z Mario, który upiekuje się nią dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czasem strasznie denerwuje ją to, że bywa nadopiekuńczy, ale nie potrafi dłużej się na niego gniewać. Starsza pani Weidenfeller przygotowała masę słoików z różnymi potrawami, które wystarczy tylko podgrzać i obiad gotowy. W każdą niedzielę zaprasza młodzież na wspólny posiłek. Nie jest to łatwe dla Sophie, ale nie poddaje się. Walczy, bo ma dla kogo. Regularnie stawia się na badania w szpitalu. Jej stan się poprawia, jednak nadal przez niedowagę, musi ograniczać aktywność fizyczną. Zaraz po regularnych posiłkach to, przeszkadza jej najbardziej. Są lepsze i gorsze dni. Ten należał do tych drugich, chociaż... Może oceńcie sami.
Mario właśnie skończył oglądać popołudniowe wydarzenia. Zauważył, że rudowłosa położyła się w ich sypialni. Chciał sprawdzić, czy przypadkiem nie usnęła. Gdy oparł się o futrynę drzwi, dostrzegł, że kobieta ma otwarte oczy. Okryła się kocem, ostatnio ciągle było jej zimno. Zauważył, że coś nie gra.
- Co jest?- zapytał, wpatrując się w dziewczynę. Ta tylko westchnęła.- Źle się czujesz?- dopytywał, siadając na łóżku obok zielonookiej.
- Strasznie... Mam doła. Nie chcę cię znowu męczyć swoim zrzędzeniem.- odwróciła się plecami do Niemca.
- Przecież wiesz, że zawsze chętnie cię wysłucham. Między innymi taka jest rola drugiej półowki. Jeśli nie chcesz, to rozumiem. Jednak myślę, że lepiej się komuś wyżalić, niż tłumić to w sobie.- powiedział, kładąc się przy zielonookiej. Ona widocznie zmieniła zdanie i z powrotem leżała przodem do Goetze. Wtyliła się w tors piłkarza, od razu poczuła ciepło bijące od niego. Delikatny uśmiech wkradł się na jej twarz, ale tylko na chwilę. Zapanowała cisza, a mężczyzna delektował się zapachem włosów partnerki.
- Chyba masz niestety rację... Znowu.- zaznaczyła, udając podirytowaną.
- Sam nie wiedziałem, że taki mądry jestem.- wyznał, po czym oboje wybuchnęli śmiechem- Lubię cię rozśmieszać, nawet dobrze mi to wychodzi.
- Ta, mógłbyś pracować jako klaun. Wiesz, jak zakończysz swoją karierę...- uniosła brwi, na co Goetze zaczął ją gilać.
- I ten uśmiech kocham.- wyszczerzył się, kiedy przestał łaskotać rudowłosą.
- Mario, nie nudzisz się tu ze mną? Nie masz ochoty stąd uciec? Wytrzymujesz te moje wszystkie humorki, pilnujesz posiłków, czy się nie przemęczam bla, bla bla. Nie masz czasu dla siebie. Nie wróciłeś na boisko...- zerknęła na niego z dołu, wciąż trzymając głowę na klatce piersiowej brązowookiego.
- A to tutaj cię boli...- pokiwał głową.
- Nie. Może. Nie wiem?- jęknęła, na co ten się zaśmiał.
- Kochanie uwierz mi, że parę miesięcy temu oddałbym wszystko, żeby móc być przy tobie.- przerwał, aby pocałować córkę bramkarza BVB w czoło- Swój wolny czas i tak spędzałbym z tobą i właśnie odpoczywam. Sezon się skończył, wrócę do trenigów po wakacjach jak reszta zespołu.
- Na prawdę nie jestem jak kamień u nogi? Bo tak się czuję dla ciebie, dla babci i dziadka, dla ojca...- splotła ich dłonie.
- Jestem tu dobrowolnie. Nikt nie trzyma mnie tutaj na siłę.- dalej tłumaczył- To normalne, że się o ciebie martwią. Myślę, że twoja babcia na pewno nie była by szczęśliwa, gdyby się dowiedziała, co za głupoty na jej temat opowiadasz...
- Przecież jej o tym nie powiem. I ty też.- zauważyła.
- No nie wiem, nie wiem...- udawał, że się zastanawia.
- No Mario!- jęknęła.
- Nie będziesz już tak o nas myślała?- w jego policzkach pokazały się urocze dołeczki.
- Postaram się.- przyrzekła.
- Więc co planujesz robić przez resztę dnia?- zapytał, nadal obejmując dziewczynę.
- Leżeć, patrzeć w sufit, dalej marudzić...- wypuściła głośno powietrzę.
- Nie są to zbyt ambitne plany... Widzę, że trzeba poprawić ci humor. Na szczęście masz przy sobie odpowiednią osobę, na odpowiednim miejscu.- rzekł, uparcie nad czymś myśląc.
- Czyli klaun Mario, do usług.- zaśmiała się.
- Udam, że nie słyszałem.- prychnął- Może przejdziemy się na lody?
- Na lody?- zdziwiła się. Czy to dobry pomysł...
- A dlaczego nie? Trzeba korzystać, zaraz zrobi sie zimno i skończy się sezon. A więc...?- czekał na odpowiedź?.
- W sumie... Ale jak ja wyglądam... Nie chcę mi się układać włosów i malować...- zauważyła.
- I tak wyglądasz pięknie. Jeśli chcesz to znam na to prosty i szybki sposób.- wyszczerzył się. Pożyczył Sophie full cap i okulary przeciwsłoneczne. Sam założył to samo. Był zadowolony, że jego plan wyciągnięcia zielonookiej na świeże powietrze, się powiódł. Na miejscu zjedli porcję orzeźwiających, miętowych lodów. Świetnie czuli się w swoim towarzystwie. Panna Weidenfeller rozchmurzyła się, na chwilę zapominając o kaloriach i chorobie. Dużo rozmawiali, wspominali. Wyszli z lokalu jako ostatni klienci. Wieczór był w miarę ciepły, a rudowłosa ubrana ,, na cebulkę", więc postanowili przejść się jeszcze na spacer do ich ulubionego parku. Brunet wziął partnerkę na barana. Nie sprawiało mu to żadnego kłopotu, a dziewczyna nie nadwyrężała się za bardzo. Kiedy dotarli do celu, zielonooka stanęła na własnych nogach. Razem spacerowali wyznaczoną do tego ścieżką. Szli w ciszy, bo słowa nie były im potrzebne. Nagle pojawił się przed nimi pewien młody mężczyzna. Szedł on zapatrzony w komórkę w drugiej ręce, trzymając bukiet róż. Co robił tu o tej porze? Nie wiadomo, ale najdziwniejsze było to, że gdy mijał się z parą, zostawił kwiaty w ręce Goetze. Sam poszedł dalej niewzruszony, jakby do nieczego nie doszło.
- Co to było?- zdziwiła się.
- Nic takiego.- machnął ręką- Nie mam pojęcia, jak to ubrać w słowa. Kocham cię. Bardzo cię kocham. Myślę, że to co przeżyliśmy tylko wzmocniło nasze uczucia do siebie. Nie wyobrażam sobie życia z inną kobietą przy boku. Po prostu stałaś się moją lepszą półówką, nie da się funkcjonować bez ciebie. Sophie Weidenfeller, czy zechciałabyś zostać moją żoną?- to co właśnie usłyszała, kompletnie ją zaskoczyło. Na prawdę się nie spodziewała. Mario właśnie klękał przed nią z bukietem jej ulubionych kwiatów i pudełeczkiem z pierścionkiem.
- Oczywiście, że tak.- wyszeptała. Brunet wręczył jej bukiet, wsunał pierścionek na odpowiedni palec, po czym przytulił do siebie rudowłosą, okręcając się z nią wokoło.
- Jestem najszczęśliwszym facetem na całym świecie!- krzyknął uradowany.
- Kiedy ty to wszystko zaplanowałeś? Przecież to było takie spontaniczne wyjście...- niedowierzała w to, co wydarzyło się przed chwilą.
- Myślałem o tym już jakiś czas wcześniej. Do kuriera zadzwoniłem, kiedy wyszłaś do toalety w lodziarni.- wyjawił, odstawiając kobietę na ścieżkę, ale nie puszczając.
- Nieźle to wykombinowałeś.- zaśmiała się- To teraz będę mogła mówić o tobie ,,mój narzeczony"?- nie posiadała się z radości. Jeszcze kilka godzin temu leżała w łóżku i rozmyślała nad sensem swojego życia, a przecież on stoi właśnie przed nią.
- Oczywiście. ,,Chłopak" idzie w odstawkę.- złączyli swoje usta w długim pocałunku pełnym uczucia. Takiego zakończenia dnia chyba nawet Mario się nie spodziewał. No i właśnie czy był on tym z grupy ,,gorszych"? Dla tej pary małżeństwo jest potwierdzeniem ich wzajemnej miłości, a nie czymś przymusowym.

***
Widzę,że zżyłyście się z opowiadaniem jak ja... Niestety czeka nas jeszcze jeden rozdział+ epilog. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Taki miałam ,,plan" na tego bloga i nie chcę robić z niego tzw. Mody na sukces. Czekam na wasze opinie i gorąco pozdrawiam.