poniedziałek, 30 marca 2015

ROZDZIAŁ 27-,, Ale to jest jakaś paranoja!"

Dzisiejeszy dzień miał zapewnić Sophie wiele wrażeń. Rozprawa sądowa, na której odgrywała rolę świadka, a zaraz po niej pierwsza zmiana w nowej pracy. Bała się spotkania z Mario. Od momentu kiedy wyszła z sali odwiedzin, nie miała z nim żadnego kontaktu. Tęskniła za sporowcem, lecz chciała wyrzucić tą myśl z głowy. W końcu zaczęła normalnie funkcjonować, a przynajmniej wyglądało tak na pierwszy rzut oka. Planowała powrócić na uczelnie, nadrobić zaległości. Znalazła nową pracę, jako sprzedawca w sklepie z elegancką odzieżą dla mężczyzn. Nie leżała już całymi dnami na kanapie z podpuchniętymi oczami. Marcel często wpadał do niej na ,,niezapowiedziane kontrole". Sprawdzał jak się ma, w sumie teraz on był najbliżej Niemki. Dziewczyna z ojcem utrzymywała tylko kontakt telefoniczny, a dziadka i babcię odwiedzała od czasu do czasu. Trudno było jej udawać przed wszystkimi, że jest dobrze, bo tak nie było. Noce należały do najgorszych. Nie mogła zasnąć, a kiedy jej się to udawało, dręczyły ją koszmary. Zawsze kończyło się na tym, że ze spodu walizki wygrzebywała koszulkę Goetze, którą pozwoliła sobie zabrać. Przytulała się do T-shirtu i otulona zapachem perfum chłopaka, mogła odejść do krainy Morfeusza. Czuła się z tym źle, ponieważ pokazywała wtedy, jaka jest słaba. Chciała zacząć swoje życie od nowa, z czystym kontem. Nowe mieszkanie, praca. Obcięła krótko swoje blond włosy i przefarbowała je na rudo. Wyglądała w nich bardzo kobieco. Tylko czy to coś zmieni? Wybierała się do sądu, więc wypadało ubrać się elegancko. Założyła na siebie granatowe, dopasowane spodnie. Do podwiniętych nogawek świetnie pasowały czarne szpilki. Wybrała również białą koszulę z drobnymi cekinami, a jej przód schowała za brązowym paskiem. Z fryzurą nie miała większych dylematów. Ułożyła rude włosy, po czym spryskała specjalnym lakieram. Przejrzała się w lustrze, ostatnio robiła to dość często. Widziała w nim grubą, brzydką dziewczynę. Straciła pewność siebie, oceniała się bardzo krytycznie. Brzydziła się swoim ciałem. Dziewczyna postanowiła działać. Jeździła na rowerze stacjonarnym, wyrzuciła wszystkie niezdrowe i tłuste produkty z lodówki... Za każdym razem gdy jadła, liczyła kalorie. Można się domyślić, że ciągle było ich za dużo. Zaczęła pić dużo wody i jeszcze więcej ćwiczyć. Zeszła na złą drogę i jeśli w porę się nie opamięta, może to mieć poważne skutki w przyszłości. Chwyciła za brązową torebkę, odziała się w płaszcz, po czym metrem dojechała pod gmach sądu. Mogła pójść pieszo (przy okazji spaliłaby parę kalorii), ale nie miała za dużo czasu, no i spacer w szpilkach w grudniu chyba nie należałby do najprzyjemniejszych. Udała się pod salę rozpraw. Adwokat Mario wcześniej poinformował ją, na którą godzinę i gdzie ma się stawić. Nie będzie od początku towarzyszyć w procesie. Jej nazwisko zostanie wywołane, tak jak innych świadków. Cieszyła się, że mniej czasu spędzi z Goetze w jednym pomieszczeniu. Znalazła się przed odpowiednimi drzwiami. Na krzesłach pod ścianą siedziało paru mężczyzn, zapewne byli to koledzy z drużyny oskarżonego. Nigdy nie miała okazji ich poznać, a oni jej. Jednak jeden zajął miejsce nieco dalej od grupki. Sophie pomyślała, że nie jest on z ich paczki. Po chwili rozpoznała w nim znajomą postać. Usiadła obok chłopaka, zdjęła płaszcz. Blondyn nawet nie oderwał oczu od swojego telefonu.
- No co jest? Nie poznajesz mnie?- zdziwiła się zielonooka. Niemiec spojrzał na nią zdezorientowany- Marco nie wygłupiaj się.
- Jezu, Sophie, to ty?- zaśmiał się sam z siebie- Przez tą fryzurę cię nie poznałem.- przytulił ją na powitanie, po czym schował komórkę do kieszeni.
- Co ty tutaj robisz?- zapytała, zakładając nogę na nogę. Przecież sportowiec nie mógł być świadkiem.
- Planowałem wpaść do was przed świętami.- przypomniał- Nie mógłbym się tutaj dziś nie pojawić. Dzwoniłem do ciebie, wiele razy.- uniósł brew, niczym zaniepokojony rodzic.
- Telefon zalał mi się kawą. Musiałam oddać do serwisu i trochę trwało zanim go naprawili.- skłamała.
- Słaba historyjka.- nie uwierzył w jej słowa- Ale nie musisz mi się tłumaczyć.- wyczuł, że to drażliwy temat dla kobiety.
- Dzięki...- wbiła wzrok w swoje dłonie, a między parą zapadła niezręczna cisza. Reus wiedział, że stąpa po kruchym lodzie i nie chciał, żeby dziewczyna czuła się zakłopotana.- Weszli już na salę?- długo się zbierała na zadanie tego pytania.
- Tak. Jakiś czas temu.- chciał dodać, że Mario szukał jej wzrokiem, lecz się powstrzymał. Atmosfera mogłoby się znacznie popsuć.- Denerwujesz się?
- Trochę.- przyznała- Pierwszy raz mam stanąć przed sądem. A zaraz potem pierwszy raz idę do nowej pracy.- tak na prawdę nie bała się stanąć przed sędzią i przysięgłymi. Bała się, bo wiedziała, że za drzwiami spotka Mario. Nie wiedziała, jak się zachować. Zobaczy też ofiarę. Dziewczyna pewnie jest piękna i szczupła, nie to co ona... Najchętniej uciekłaby stąd, gdzieś daleko, gdzie nikt jej nie znajdzie.
- Będzie dobrze. Na pewno go uniewinnią i kiedyś będziemy się z tego wszyscy razem śmiać.- zapewnił ją. Ona wiedziała, że nie ma na to szans. Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Siedzieli na korytarzu, każdy pogrążony w swoich myślach. Sophie i Marco nie rozmawiali już za dużo. W końcu wywołane zostało nazwisko: ,,Weidenfeller". Ruda podniosła się z miejsca na miękkich nogach.- Powodzenia.- dortmundczyk, posłał jej serdeczny uśmiech i pokazał, że trzyma kciuki. Kobieta weszła do sali. Szła patrząc prosto przed siebie, zatrzymała się dopiero przy bramce, gdzie miała składać zeznania. Po swojej prawej dostrzegła drobną dziewczynę. Miała przestraszony wzrok, a czarne włosy opadały jej na twarz. Tak jak podejrzewała. Według Sophie, kobieta była sto razy ładniejsza i szczuplejsza od niej. Bała się spojrzeć w lewo. Wiedziała, że siedzi tam Mario w towarzystwie Alexa. Czuła jego wzrok na sobie. Pan sędzia poprosił, aby studentka opowiedziała o feralnym wieczorze. Interesowało go jak zachowywał się brunet, gdy wrócił z imprezy. Chciał znać każde szczegóły. Dla rudowłosej było to trudne. Przez ostatnie dni starała się nie myśleć o Goetze, a teraz musiała pamięcią wrócić do tych wydarzeń. Jednak zachowała kamienną twarz i opowiedziała o wszystkim po raz kolejny. Kiedy skończyła odpowiedziała na kilka pytań od prokuratora, a później od obrońcy Mario. I w tym momencie popełniła błąd. Instynktownie odwróciła się w stronę Alexa, napotkajac na wzrok Mario. Te brązowe tęczówki, za którymi tęskniła. Czas jakby się zatrzymał. Utonęła w jego spojrzeniu. Masa dobrych wspomnień wróciła. Byli szczęśliwą parą. Wiedziała jedno. Już nigdy nie spojrzy na mężczyznę, tak jak na Mario. To jej pierwsza i ostatnia miłość. Otrząsnęła się i zgrabnie wybrnęła z sytuacji. Sędzia poprosił ją, aby zajęła miejsce na sali, a sam zawołał nowego świadka. Zielonooka posłusznie usiadła na drewnianej ławeczce. Udawała, że interesuje ją przebieg procesu. Tak na prawdę starała się, ponownie nie spojrzeć w stronę oskarżonego. Nadal czuła na sobie jego wzrok, co ją trochę krępowało. Wreszcie sędzia ogłosił zakończenie przesłuchań. Alex wsześniej uświadomił Sophie, że takie procesy mogą ciągnąć się miesiącami, jednak ona nie będzie musiała przychodzić na kolejne rozprawy. Sędzia przedstawił następny termin spotkania i przychylił się do wniosku, uchylenia aresztu oskarżonego. Wziął pod uwagę to, że ofiara plącze się w swoich zeznaniach i jest wiele niezgodności, co do niektórych faktów. Rudowłosa szybko opuściła pomieszczenie. Potrzebowała świeżego powietrza. Dopiero na dworzu założyła płaszcz i odetchnęła z ulgą. Udało się jej. Nie rozpłakała się jak dziecko.
- Chciałem podziękować, że przyszłaś. Nie spodziewałem się...- odwróciła się i ujrzała Goetze. Jej serce zamarło.
- Chociaż tak mogłam pomóc.- odparła, przełykając wielką gulę w gardle.
- Te dni w areszcie dłużyły mi się niemiłosiernie. Tęsknię za tobą, wiesz?- wyznał, robiąc krok w stronę niegdyś blondynki. Obiecał sobie, że się nie podda. Nie odpuści tak łatwo, bo ją kocha.
- Marco czeka nie ciebie przed salą.- przypomniała. Każda jej cząstka chciała znaleźć się w ramionach bruneta. Dziewczyna stała w miejscu jak zamurowana.
- Widziałem go, kazał mi biec za tobą.- uśmiechnął się promiennie.- Świetnie wyglądasz w tej fryzurze. Może pójdziemy razem na obiad do jakiejś knajpki?- zaproponował. Sophie poczuła się zagrożona i zrozumiała, że musi się stąd ewakuować.
- Muszę już iść do pracy. Nie mogę się spóźnić.- spojrzała na zegarek i dyskretnie zrobiła dwa kroki do tyłu, aby zwiększyć dystans między nią a piłkarzem.
- Proszę cię. Nie możemy tak żyć. Kocham cię.- złapał za jej dłoń. Dotyk Niemca sprawił, że na jej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Musimy ograniczyć nasze kontakty do minimum.- chciała zabrać swoją dłoń, jednak sportowiec wzmocnił uścisk.
- Ale ja nie chcę. Zrozum, przecież było nam razem cudownie. Jesteś moją lepszą półówką.- rzekł, próbując przekonać dziewczynę do swoich słów.
- Racja, było- czas przeszły.- rzuciła, wreszcie wyrywając się z dłoni mężczyzny- To dla mnie też nie jest łatwe, a ty to jeszcze utrudniasz.
- I co teraz z nami będzie?- rozłożył ręce.
- Jesteś ty. Jestem ja. Nie ma już nas.- wytłumaczyła jak małemu dziecku- Co chcesz jeszcze usłyszeć?
- Że mnie kochasz i, że wrócisz do mnie.- wyszeptał, patrząc prosto w jej zielone oczy. Gdy słyszała błagalny ton Niemca i widziała jego wzrok, chciało jej się szlochać, jednak powstrzymywała się ze wszystkich sił, aby nie pokazać słabości.
- Przecież dobrze wiesz, że zawsze byłeś tym jednym. Kochałam cię jak nigdy nikogo w swoim życiu. W twoich ramionach czułam się bezpiecznie mimo, że często zachowywałeś jak niedojrzały nastolatek. Nie wiem, co byś musiał zrobić, aby takie uczucie wypaliło się z dnia na dzień.- schowała dłonie do kieszeni płaszcza- Ale to już koniec. Nasze drogi się rozeszły i musimy się z tym pogodzić.
- Ale to jest jakaś paranoja!- złapał się za głowę załamany- Mówisz, że mnie wciąż kochasz. Ja kocham ciebie, ale nie możemy być razem? Niby dlaczego? To wszystko...
- Powiem ci dlaczego.- przerwała jego wypowiedz zbulwersowana. Poczuła się, jakby Mario spychał całą winę na nią.- Człowieku jesteś oskarżony o gwałt! Wiesz co to w ogóle znaczy? Schlałeś się tak, że nie pamiętasz, co robiłeś poprzedniego wieczoru! Jesteś kompletnie nieodpowiedzialny! Nie zrobiłam ci w domu awantury, kiedy miałeś kaca, bo nie chciałam się kłócić. Wystarczająco źle wyglądałeś... Wiesz, jestem głupia bo nawet było mi cię przez chwilę żal.- wyrzuciła z siebie wszystko, co leżało jej na sercu.
- Wiem, że zawaliłem na całej lini. Chcę to naprawić. Wierzę, że nie zrobiłem nic głupiego. Ta dziewczyna ciągle zmienia zeznania, jest mało wiarygodna. Alex podejrzewa, że coś kręci.- powoli kończyły mu się argumenty na dalszą dyskusję.
-Życzę ci powodzenia. Na prawdę muszę już iść, obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku eleganckiego salonu.
- Zaczekaj! To nie może się tak zakończyć.- stanął przed nią, tarasując rudowłosej przejście.
- Śpieszę się. Daj mi już spokój.- przewróciła oczami, wymijając sportowca.
- Zależy mi na tobie i będę walczył do końca!- krzyknął w stronę oddalającej się sylwetki kobiety. Sophie nie chciała, aby doszło do takiej konfrontacji, jednak stało się. Ostatnie słowa wypowiedziane przez Niemca odbijały się w jej głowie echem. Wolałaby, gdyby ich nie powiedział. Teraz będzie im obojgu trudniej. Każde z nich, musi pójść inną ścieżką, zacząć układać swoje życie od nowa.


****
Gdy wszedł do swojego mieszkania, pierwsze kroki skierował do garderoby. Chciał zobaczyć w niej ciuchy panny Weidenfeller. Łódził się, że to tylko zły koszmar i zaraz się obudzi przy boku zielonookiej. Niestety wszystko co wydarzyło się w ostatnim czasie wokół niego, było prawdziwe. W pomieszczeniu spotkał tylko własne ubrania, a obok nich puste wieszaki. Czuł, że właśnie tak wygląda teraz od środka. Rudowłosa zabrała ze sobą również połowę jego serca, a ta część, która pozostała, żywo krwawiła. Wrócił do salonu z fotografią w ręku.
- Zobacz. Tutaj byliśmy jeszcze tylko przyjaciółmi.- postawił ramkę ze zdjęciem na stoliku, aby jego gość mógł się jej przyjrzeć.
- Od razu zauważyłem, że coś do niej cię ciągło.- przypomniał sobie blondyn.
- Wydaje mi się, jakby minęło od tego czasu ze dwadzieścia lat...- brunet zajął miejsce na kanapie. Sophie z Mario zachowywali się jak stare dobre małżeństwo, w którym uczucie nadal płonęło.- Oddałbym wszystko, żeby przy mnie była. Była dla mnie motywacją. Zawsze wracałem szczęśliwy z trenigu, wiedząc, że ją spotkam. Wolałbym, aby wyzwała mnie od najgorszych, rzucała różnymi przedmiotami, zrobiła wielką awanturę, a zaraz po niej wszystko byłoby po staremu...- trzeba przyznać, że Goetze był załamany. Marco już dawno to dostrzegł i starał się pomóc, jednak niewiele mógł w tej sprawie wnieść.
- Na pewno wszystko się ułoży. Będziemy jeszcze podziwiać gromadkę waszych dzieci.- poklepał go po ramieniu, chcąc dodać mu otuchy.
- Stary, ja nie mam już po co żyć.- brązowooki zdał sobie sprawę z beznadziejnego położenia- Klub mnie zawiesił w obowiązkach. Piłka była dla mnie ważna, a teraz dla zabicia czasu nawet nie mogę pójść na głupi trening. Nie mam do kogo wracać, dla kogo się starać. Nic, tylko się zabić.- przetarł dłońmi zmęczoną twarz.
- Co ty gadasz?!- przestraszył się gracz BVB- Halo, masz rodzinę. Co powiedziałaby twoja matka? Chcesz jej złamać serce? Masz mnie. Możesz dzwonić o każdej godzinie. Jesteś dla mnie jak brat i nawet nie opowiadaj takich głupot. Zostanę z tobą.
- Przepraszam.- na jego twarz wdarł się zakłopotany grymas- Możesz być spokojny, jestem za dużym tchórzem, żeby zrobić coś takiego.- westchnął.
- Moim zdaniem, tchórzami są ci, którzy sami odbierają sobie życie. Poddają się, zamiast walczyć, bo tak jest prościej.- wyjawił swoją opinię Reus.
- Coś w tym jest...- zauważył młodszy- Marco, nie musisz tutaj ze mną siedzieć. Ani dziś, ani jutro, tracisz czas. Miałeś lecieć do Dubaju, musisz zregenerować siły na rundę rewanżową... A tu patrzysz tylko na obraz nędzy i rozpaczy.
- Wyrzucasz mnie?- zaśmiała się klubowa jedenastka- Żartuję, zrozumiałem, o co ci chodziło. Zacznijmy od tego, że Dubaj nie ucieknie, a ten tydzień zaplanowałem spędzić właśnie tutaj. Mogę zbierać siły na przykład na twojej kanapie.- rozsiadł się wygodniej.
- Dziękuję za wszystko.- uśmiechnął się krzywo. Jednak cieszył się, że jego najlepszy przyjaciel zostanie przy nim. Doradzi mu w paru kwestiach. Mario chce dokładnie obmyślić plan. To chyba oczywiste, że nie da Sophie spokoju? Nie zamierza odpuścić, żałowałby tego do końca życia. Do kogo uśmiechnie się na starość? Kto poda mu szklankę wody, kiedy sam będzie zasłaby, aby po nią pójść? Córka Romana jest jedyną i bezkonkurencyjną kandydatką na to miejsce.

,,sometimes it lasts in love,
but sometimes it hurts instead"

****
Udało się dodać jeszcze w marcu ^^ I jak wrażenia? Wiem, że wszyscy chcą, aby Sophie wróciła do Goetze, ale to byłoby za proste :D Czekam na wasze opinie. Liczę na wasze komentarze, które bardzo motywuuuują :* WESOŁYCH ŚWIĄT!



piątek, 13 marca 2015

ROZDZIAŁ 26-,, Leczcie się idioci!"

Po długim przesłuchaniu wreszcie mógł wrócić do domu. Na dworze zdążyło się już ściemnić, a termometr wciąż wskazywał minus pięś stopni Celsjusza. Zarzucił na głowę kaptur i ruszył przed siebie. Było mu wstyd za to, co zrobił przed chwilą. Wybrał numer do twórcy całego zamieszania.
- Obaj jesteście popieprzeni!- krzyknął zdenerwowany.
- Witaj przyjacielu!- zaśmiał się, zaciągając dymem z cygara.
- Zniszczycie mu życie! Na co wam to?!- nie rozumiał, jaki sens ma wsadzenie Goetze za kratki.
- Oh, czyli jesteś już po przesłuchaniu. I co ciekawego powiedziałeś panom policjantom?- dopytywał, gładząc dłonią swoją łysinę.
- To co kazaliście.- splunął, niedowierzając, że dał się wmanipulować w cały przekręt.
- Zuch chłopak. Pamiętaj, że siedzisz w tym gównie po uszy.- uświadomił młodszego kolegę z drużyny- A jeśli będziesz się stawiał, próbował nas wydać... Pamiętaj, że możemy wymyślić historyjkę, która ciebie też pogrąży.- wyszczerzył się.
- Powinni was izolować od społeczeństwa! Nie nawidzę was! Muller i ty będziecie smażyć się w piekle.- ciagle mówił podwyższonym głosem.
- Taki z ciebie chojrak? No popatrz, ale wyśpiewałeś wszystko tak, jak ci kazaliśmy... Jesteś taki sam jak my. Przykro mi Alaba.- wybuchnął gromki śmiechem. To on tu triumfował.
- A myślałem, że nikt nie dorasta tobie do pięt.- kopnął zmarzniętą bryłę śniegu, która leżała na jego drodze- Ty Robben ten najlepszy, najcudowniejszy.- prychnął z pogardą- Bałeś się, że Mario może cie przyćmić?
- On? Nie żartuj sobie.- rzekł, udając znudzonego- To tak dla rozrywki.
- Mam nadzieję, że spotka cię coś równie okrutnego. Jesteś potworem. Wstyd mi, że zadałem się z tobą. No i Muller... Nawet nie jest mi was szkoda. Leczcie się idioci!- przystanął na chwilę.
- Widzimy się jutro na treningu. Szkoda, że nasz kolega nie pojawi się tam w najbliższym czasie...- zakończył konwersację dumny z samego siebie. David czuł się zerem. Musi kryć tych popaprańców udawać, że czegoś nie widział. Nie miał nic do Mario. Fajny chłopak nawet zaczął się z nim dogadywać. Nie umiałby pójść teraz do aresztu i patrząc mu prosto w oczy, powiedzieć że wszystko będzie dobrze. Austryjak dobrze wie, że tak się nie stanie. Brukowce szybko wywęszą sensację. Może sam Arjen czy Thomas poinformują ich anonimowo. Jest cholernie wściekły na siebie, na ,,kolegów". Dał się podejść jak małe dziecko. Zawiódł na całej lini. Nie może tego naprawić, bo boi się o własny tyłek. Żal mu Goetze, ale sam jest tchórzem. Thomas i Arjen bez większego problemu zniszczą mu karierę, a tego by nie chciał...

*****
Od aresztowania Goetze minęła prawie doba. Sophie zadzwoniła do jego prawnika. Pan Alex Marey był mężczyzną w podeszłym wieku. Stary wyjadacz wśród najlepszych adwokatów w kraju. Postanowił zająć się sprawą młodego Niemca i od razu zaczął działać. Panna Weidenfeller również musiała złożyć zeznania. Opowiedziała na nich całą prawdę, głównie wypytywano ją o powrót Mario z imprezy. Zaraz potem miała umówione widzenie u chłopaka. Dzięki swoim wpływom udało mu się tak szybko ,,wynegocjować" pierwsze widzenie. Blondynka weszła do wskazanego przez policjanta pomieszczenia. W pokoju znajdował się tylko duży stół i dwa krzesła, a na jednym z nich czekał sportowiec. Funkcjonariusz został przed mosiężnymi drzwiami, dzięki czemu para miała trochę prywatności. To pewnie też kwestia łapówki. Gdy brunet ujrzał swoją wybrankę, podniósł się i podbiegł do niej.
- Strasznie się cieszę, że przyszłaś.- mocno ją przytulił, po czym pocałował, lecz trwało to dość krótko. Zielonooka odsunęła się od mężczyzny, spuszczając głowę.
- Przyniosłam ci najpotrzebniejsze rzeczy.- wręczyła mu sportową torbę z ubraniami i kosmetykami.
- Dziękuję.- uśmiechnął się blado. Usiedli przy stole na przeciw siebie, trzymając się za dłonie.
- Wiesz już kiedy cię wypuszczą?- zapytała. Nie prezentowała się najlepiej. Widać było, że zarwała nockę. Biła się z myślami, aż rozbolała ją głowa.
- Nie.- westchnął- Zbierają do kupy wszystkie zeznania twoje, chłopaków...
- I tej dziewczyny.- wtrąciła, biorąc większy oddech. W pomieszczeniu zapadła cisza. Blondynka była bliska płaczu. Podjęła trudną decyzję. Nie wiedziała, jak ma mu to powiedzieć.- Mario... Zrobiłeś to?- głos jej zadrżał.
- Nigdy w życiu nie zrobiłbym czegoś tak okrutnego...Ale wtedy byłem pijany i ja na prawdę nie wiem. Nic nie pamiętam. Mam pustkę w głowie.- odpowiedział.
- No właśnie. Sam nie masz pewności.- stwierdziła- Zrozum, że ta sytuacja dla mnie też jest trudna. Kocham cię bardzo ale... Ciągle mam przed oczami obraz, kiedy ty i ona... To obrzydliwe.- potrząsnęła głową.
- Tak mi przykro, że przeze mnie też cierpisz...- pokręcił głową- Gdybym tyle nie wypił...
- Brzydzę się tym wszystkim i...- czuła, jak jej serce rozpada się na kawałki- Nie mogę tak dłużej.- wyrwała ręce z jego uścisku.
- Nie wymagam od ciebie, żebyś ślepo wierzyła w moją niewinność.- rzekł cicho, patrząc na dziewczynę. Widział, że chce mu coś przekazać.
- Zakończmy to. Jeszcze dziś się wyprowadzę, tak będzie lepiej dla nas.- wreszcie wyrzuciła z siebie te słowa. Nie chciała tego robić, ale nie mogła inaczej. Jak miała mu ufać, skoro on sam sobie nie ufał?
- Co? Kochanie nie żartuj.- uśmiechnął się krzywo, ale jej mina mówiła, że jest w tym momencie poważna- Ale.. Przecież... Ja... Kocham cię jak wariat. Jesteś moją drugą połówką, nie możesz odejść, proszę...- chciał chwycić za jej dłoń, lecz ta szybko schowała je pod stołem. Wzrok wbiła w blat, unikając spojrzenia mężczyzny, z którym jeszcze wczoraj planowała wspólną przyszłość.
- Sophie spójrz na mnie proszę.- nie zareagowała. Wstała z krzesła i powiedziała:
- Nie utrudniajmy tego. Pójdę już. Klucze oddam Alexowi.- rzekła, starając się nie uronić łez. Brunet szybko znalazł się przy niej i namiętnie pocałował. Obydwoje zatracili się w pocałunku. Blondynka odbierała go jako ostatni. Ostatni raz czuła jego wargi na swoich, jego dotyk, jego przyśpieszony oddech... Ostatni raz znalazła się tak blisko...
- Jesteś kobietą mojego życia. Nie rób mi tego. Ja nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować. Nie wyobrażam sobie, że nagle miałabyś zniknąć z mojego życia. Mogę zaoferować ci tylko swoją miłość. Proszę zostań. Wiem, że mnie kochasz...- wyszeptał. Miał wrażenie, że coś bardzo ważnego właśnie wymyka mu się z rąk. Zielonooka nie wytrzymała, strumienie łez zaczęły płynąć po jej policzkach. Całą noc nad tym myślała. Wiedziała, że będzie cholernie trudno. Wierzyła w każde jego słowo. Ale czy mogłaby nadal z nim być? Jak to możliwe, aby nie pamiętać, czy zrobiło się coś tak okrutnego, czy nie? Ten gwałt nie dawał jej spokoju. Trzeba to zakończyć jak najszybciej. Mówią, że prawdziwa miłość przetrwa wszystko. Ona czuję się za słaba psychicznie. Sama będzie miała ogromne wyrzuty sumienia, że to zrobiła.
- Nie rób tak nigdy więcej.- tylko tyle udało jej się powiedzieć. Ostatni raz spojrzała w oczy bruneta, czego szybko pożałowała. Ujrzała w nich ogromy ból i małą iskierkę nadziei. Szybko wybiegła z pokoju odwiedzin, kierując się do wyjścia. Rozpłakała się jak małe dziecko. Nie zatrzymywała już łez. Ludzie patrzyli na nią jak na wariatkę. Sophie wiedziała, że jej życie nigdy nie będzie już takie samo. Przecież nie zapomni o nim, nie chce zapomnieć. Chce tylko, żeby nie bolało tak mocno...

****
Wszystkie niemieckie gazety piszą o domniemanym gwałcie. Sophie od dwóch dni siedzi w swojej kawalerce. Dostała ją dawno temu od dziadka i babci, ale nie miała jeszcze okazji z niej korzystać. Niedawno zastanawiała się nad jej wynajęciem jednak nie zdążyła znaleźć lokatorów i może to dobrze... Teraz ma gdzie się podziać. Ani razu nie opuściła starej kamienicy. Dzisiaj odwiedził ją Marcel.
- Wyglądasz okropnie.- powiedział, widząc skuloną dziewczynę na kanapie.
- Dzięki.- odpowiedziała. Siatkarz szybko wyczuł, że jest źle. Blondynka na pewno odgryzłaby się na taki komentarz. Obiecał sobie, że odwiedzi Goetze, kiedy wyjdzie z aresztu i pogada z nim ,,po męsku". To przez niego jego przyjaciółka cierpi.
- Nie jest wart, ani jednej twojej łzy.- powiedział, siadając obok niej.
- Możemy nie poruszać tego tematu?- chrypnęła. Na policzkach widniały ślady po łzach.
- Jak wolisz. Jadłaś coś? Martwię się o ciebię.- wyznał, badając osiemnastolatkę wzrokiem.
- Nie jestem głodna. Daj mi spokój.- poprosiła, kładąc się na boku.
- Ugotuję coś. Nie możesz tak funkcjonować.- pokręcił głową- Jajecznica czy naleśniki?- nie uzyskał odpowiedzi- Nie będziesz się do mnie odzywać?
- Nie rozumiesz, że nie jestem głodna? Nie mam ochoty na pieprzone naleśniki, ani jajecznicę.- warknęła nakrywając się kocem- Marcel idź sobie. Ja nie potrzebuję niczyjej litości, ani pomocy.
- Zrobię jajecznicę i udam, że nie słyszałem.- obrócił się na pięcie stojąc już przy blacie kuchennym. Zielonooka właśnie taką taktykę przyjęła- zrazić wszystkich do siebie. Nie wyobrażała sobie odpowiadać na pytania ze strony ojca czy dziadków. Telefon leżał gdzieś w kącie, oczywiście rozładowany. Jej skrzynka odbiorcza była pełna nieprzeczytanych wiadomości i nieodebranych połączeń. Wiedziała, że i tak będzie musiała dać znak życia. Straciła sens swojego życia. Już nigdy nie będzie tą samą Sophie. Wielki bałagan panował w jej głowie, jak i dookoła niej. Wprowadziła się do nowego mieszkania, a jej rzeczy nadal leżały w walizce. Pewnie Marcel znał lepiej jej kuchnie niż osiemnastolatka. Olała swoją prace, raczej już jej nie posiada. Jak można się domyślić na wykładach również nie bywała.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować.- oświadczył brunet, siadając obok dziewczyny. Wręczył jej talerz i sztućce. Kawalerka była typowo studencka, więc brakowało w niej między innymi stołu. Z drugiej strony zająłby on zbyt dużo miejsca w i tak małym mieszkanku.
- Nie jest złe.- mruknęła, biorąc kolejny kęs swojej porcji. Wcześniej spychała myśl, że jest głodna na dalszy plan. Reszta posiłku przebiegła w ciszy, a gdy oba talerze świeciły pustkami, brunet zabrał głos.
- Widzę, że jest ci ciężko, ale ja nie odsunę się na bok. Przyjaciele tak nie robią. Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze będę przy tobie.- wyjaśnił, uśmiechając się delikatnie.
- Jestem taka beznadziejna...- schowała twarz w dłonie.
- Co ty za głupoty gadasz?- przysunął się do panny Weidenfeller.
- Nie zasługuję na takiego przyjaciela.- przytuliła się do niego, roniąc kolejne łzy.
- Zasługujesz na to co najlepsze.- zapewnił- Spokojnie wszystko się ułoży.- chciał podnieść ją na duchu.
- Nic nie będzie już takie samo. A wiesz, co jest najgorsze?- zadała pytanie, przecierając załzawione oczy.
- Nie wiem...- objął ramieniem przyjaciółkę.
- Nadal go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego.- powiedziała mocząc koszulkę bruneta. Ten pozwolił jej się wypłakać. Że też musiała zakochać się akurat w Goetze. Może inny nie skrzywdziłby blondynki... Od początku coś mu w nim nie pasowało. Czyżby posiadał intuicję? Albo jest w błędzie, jak cała reszta?

****
Nadaje się? Mi niedokońca pasuje... Dziękuję za komentarze i czekam na następne ;* Pozdrawiam gorąco :3

niedziela, 1 marca 2015

ROZDZIAŁ 25-,, Wyglądam jak Król Julian?"

Grudzień rozpieszcza wszystkich nadzwyczaj słoneczną pogodą. Doskonałą na długie spacery pod ciepłym ramieniem ukochanej osoby. Jednak niekażdemu jest dane korzystać z tych przywilejów. Sophie biegała po domu z odkurzaczem, chcąc posprzątać w mieszkaniu. Odkładała to już długo i wreszcie znalazła wolną chwilę. Właśnie walczyła z pokojem dziennym, zgrabnie przemykając między meblami. Tymczasem Mario siedział na kanapie z wyciągniętymi nogami na stoliku. Uważnie obserwował najmniejszy ruch blondynki, jakby było to najciekawsze zajęcie na świecie.
- Może jeszcze piwko podać?- zapytała z wyrzutem. Brunet leniuchował w najlepsze, gdy ona ogarynała bałagan, który wspólnie stworzyli.
- Od piwa brzuszek rośnie.- odsłonił koszulkę, pokazując idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową i brzuch- Ja wytarłem kurze.- podniósł recę ku górze w geście obronnym. Zielonooka pokręciła głową z niedowierzenia, po czym powróciła do wcześniejszej czynności.
,,I nie zastanawiaj się,
chcę, żebyś zaskakiwał mnie."

Niespodziewanie odkurzacz przestał hałasować, co oznaczało, że został wyłączony. Blondynka ujrzała sprawcę całego zajścia. Kto mógł jej przeszkadzać? Oczywiście, że Goetze.
- Nudzisz się?- zapytała, opierając się o rurę od odkurzacza.
- Trochę.- westchnął, po czym znalazł się przy pannie Weidenfeller- Strasznie mnie kusisz w tej kitce.- powiedział, przygryzając jej płatek ucha.
- Co ty nie powiesz?- uniosła brwi, wbijając się w jego usta. Potrafił w ułamku sekundy sprawić, że zapominała o całym świecie i pragnęła tylko jego. Jakie porządki? Para zaczęła obdarowywać się coraz zachłanniejszymi pocałunkami. Ich oddechy przyśpieszyły. Osiemnastolatka popchnęła Niemca na kanapę i zaraz znalazła się na nim. Jednak nie trawało to długo, ponieważ brunet szybko znalazł się nad dziewczyną. Zielonooka pomogła mu pozbyć się T-shirtu, by móc napawać się widokiem jego ciała. W tej chwili telefon sportowca zaczął dzwonić, lecz młoda para zignorowała go. Mario pozbył się już koszulki swojej ukochanej. Ich języki wciąż prowadziły dziki taniec, a serca zaczęły bić jednym rytmem. Komórka dała o sobie znać po raz drugi i trzeci.
- Odbierz.- powiedziała blondynka łapiąc oddech i opierając czoło o klatkę piersiową chłopaka. Ten nie zwrócił uwagi na jej słowa, nie miał ochoty przerywać.- Może to coś ważnego.- ujęła jego twarz w dłonie, rozpływając się pod wpływem jego brązowych teńczówek. Zawsze gdy w nie patrzyła, czuła się jak księżniczka. Tonęła w oczach mężczyzny, za którym poszłaby w ogień, dla którego byłaby w stanie zrobić wszystko. Brunet posłuchał swojej kobiety i z wielkim bólem serca ruszył do szafki, na której leżał telefon. Tęsknym wzrokiem patrzył na Sophie, a ta nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Piłkarz miał minę jak dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę.
- Halo?- odebrał telefon z lekko zachrypniętym głosem.
- Co tak długo, zapomniałeś już o swoim najlepszym przyjacielu?- zapytał Marco, szczerzący się jak głupi do sera.
- Reus?!- zawyła zła klubowa dziewiętnastka.
- A ciebie co ugryzło?- zdziwił się farbowany blondyn- Przerwałem w czymś?- zapadła cisza- Stary, przepraszam. Nie domyśliłem się, że skoro nie odbierasz to znaczy, że szalejesz z panną Weidenfeller.- zakrył dłonią twarz, zawstydzony swoją głupotą.
- Po co zakłócasz mój spokój?- młodszy usiadł na fotelu, a blondynka rzuciła w niego koszulką.
- Chciałem zapytać, czy macie jakieś plany w przyszłym tygodniu.- wyjaśnił.
- Nie chcesz przeszkadzać?- sarknął Goetze, lustrując wzrokiem zielonooką, która doprowadzała się do porządku.
- Długo będziesz się boczył? Odbijesz sobie innym razem.- powiedział, przeczesując palcami grzywkę.
- Nie. Nie mamy chwilowo nic zaplanowane. Czemu pytasz?- zainteresował się brązowooki.
- Chciałem wpaść do was. Po świętach lecę do Dubaju, więc pomyślałem, że fajnie by było spotkać się jeszcze przed Bożym Narodzeniem.- rzekł.
- Może jakiś melanżyk?- rozpromienił się młodszy.
- Więc czuję się zaproszony.- roześmiał się gracz Borussii.
- To wbijaj, a teraz żegnam.- oświadczył chłopak.
- Oj młody, młody...- pokręcił głową rozbawiony Niemiec, kończąc konwersację.
- Blondyna do nas wpadnie. A co ty robisz?- zdziwił się brunet, widząc swoją ukochaną ponownie przy odkurzaczu.
- To świetnie. Dawno go u nas nie było.- zauważyła- Kiedyś trzeba posprzątać.- wzruszyła ramionami- Ale wiesz... Wpadłam na genialny pomysł!
- Do kończymy, to co zaczęliśmy?- wyszczerzył się gracz Bayernu.
- Może wieczorem...- przesłała mu buziaka w powietrzu- Ty dokończysz odkurzanie, a ja sobię poleżę.- uśmiechnęła się promiennie.
- Czego się nie robi z miłości?- westchnął, zabierając się za porządki.
- Też cię kocham.- pomachała mu już z kanapy, rozkładając się niczym królowa.


*****
To niepierwszy raz kiedy tego wieczoru popłakała się ze śmiechu, a policzki bolały ją od ciągłego uśmiechania się. Chwyciła po kieliszek z czerwonym winem, uważając na świeżo pomalowane paznokcie. Turkusowy lakier nie zdążył jeszcze wyschnąć, a szkoda aby takie dzieło sztuki się zniszczyło. Sophie bardzo się starała. Ogólnie dzisiejszy wieczór miał wyglądać trochę inaczej. Zaprosiła do siebie Sue koleżankę z pracy. Planowały spędzić wspólnie czas na babskich sprawach tj. malowanie paznokci, maseczki, ploteczki i inne. Panna Weidenfeller miała wolną chatę, ponieważ jej partner wybrał się do pubu ze znajomymi z klubu. Blondynka cieszyła się, że znaleźli wspólny język i Mario nie czuje się już jak piąte koło u wozu. Zielonooka nie jest typem samotnika. Lubi towarzystwo innych ludzi i nie chciała spędzić wieczora samotnie. Nie mogła liczyć na swoją przyjaciółkę Olivię, która miała swoje obowiązki, których nie da się rzucić od tak, aby przyjechać do Monachium na domowe spa. Sophie zdążyła wszystko przygotować włącznie z przekąskami i winem, kiedy Sue poinformowała ją, że nie przybędzie. Niespodziewanie jej córeczka się rozchorowała, a kobieta nie miała serca podrzucać dziecka swojej matce. Sophie nie gniewała się na koleżankę. Po chwili namysłu zadzwoniła do Marcela, który szybko przyjął jej propozycję, aby odwiedzić przyjaciółkę. Cóż... Planowała babski wieczór, ale sprawy się pokomplikowały i towarzystwa dotrzymał jej brunet.
- Marcelooo, twoje zdrowie.- oświadczyła blondynka, prostując nogi na kanapie. Jej stopy dosięgły kolan siatkarza i na nich spoczęły.
- Nawet o tym nie myśl.- zaśmiał się, popijając piwo prosto z puszki- Nie jestem Mortem, żeby ci stopy masować.
- Nic nie powiedziałam głupolu.- uderzyła go w ramię- Wyglądam jak Król Julian?- Marcel podrapał się po brodzie, udawając, że ciężko nad czymś myśli.
- Z tego profilu... Może trochę...- droczył się.
- Igrasz z ogniem.- ostrzegła przyjaciela.
- Kobieta jest bezbronna, gdy ma pomalowane paznokcie.- wytknął w jej stronę język.
- Nie wierzę, że ciebię lubię.- westchnęła, kręcąc głową.
- Młoda, ty mnie jak brata kochasz.- posłał w jej kierunku buziaka. Od czasu do czasu udawało się mu powiedzieć coś mądrego i właśnie przed chwilą miał taki prześwit. Sophie traktowała go jak członka rodziny. Wiele by dla niego zrobiła. Cały wieczór minął im w świetnym nastroju. Mimo, że droczyli się ze sobą, a czasem nawet wyzywali, ale to do nich podobne. Nikt nie obraził się na dłużej niż dwie minuty. Jeszcze przed północą Marcel poszedł do domu, ponieważ musiał nazajutrz wstać w miarę wcześnie. Zielonooka nie spodziewała się szybkiego powrotu Goetze. Posprzątała po dzisiejszym spotkaniu, wzięła długą kąpiel. Kiedy kładła się do łóżka, zegar wskazywał godzinę pierwszą w nocy. Dziewczyna szybko poddała się wpływom Morfeusza.
****
- Proszę pana tak nie może być! Dlaczego osły są dyskryminowane przez inne koniowate zwierzęta?- burzył się pijany Niemiec. Kierowca taksówki powstrzymywał się od śmiechu, potakując od czasu, do czasu. Ten człowiek mógłby napisać książke, w której opisałby, co ciekawego mówią ludzie po pijaku. Komedia rozeszłaby się w sklepach jak świeże bułeczki światowy bestseller na sto procent.- On wcale nie jest głupi. Dlaczego nie mówi się głupi jak koń? Albo zebra?- Mario plątał się już język. Oparł głowę o zimną szybę, powoli zasypiając. Miły pan taksówkarz dojechał do celu. Zaparkował przed apartamentowcem.
- Halo! Nie śpimy! Wysiadamy, jesteśmy na miejscu.- zakomunikował, odwracając się do sportowca.
- Tak, tak...- ziewnął, rozbudzając się lekko- Ale zebra to koń, tak? A może koń to zebra? Moje życie straciło sens!- zakrył dłonią usta. Kierowca zauważył, że chłopaka nie jest w stanie sam wysiąść z samochodu, więc mu pomógł.
- Więc pod którym pan numerem mieszka?- zapytał podtrzymując pod ramię mężczyznę.
- Ja nie daję swojego numeru obcym.- pokręcił głową z dezaprobatą- Potem pan będzie do mnie wydzwaniał...- taksówkarz próbował wyciągnąć od Goetze odpowiednie informację, lecz nie szło się z nim dogadać. Piłkarz nie mógł zbyt długo utrzymać się na nogach, więc przysiadł na kamiennej donicy.
- Jest już czwarta nad ranem, a ja nie mam całego dnia, żeby tu sterczeć.- westchnął zmartwiony staruszek- Mieszkasz z kimś? Może zadzwonimy do tej osoby i ona nam pomoże.- myślał głośno.
- Pan oszalał? Sophie śpi już dawno. Jak ją obudzę, to będzie wściekła.- przysypiał na siedząco- Ale jest piękna jak się złości.- uśmiechnął się. Kierowca nie czekając dłużej chwycił za telefon Mario i wybrał numer do Sophie. Po kilku sygnałach usłyszał zaspany głos.
- Gdzie ty jesteś?- jęknęła panna Weidenfeller.
- Dobry wieczór... A może już dzień dobry, nieważne. Jestem taksówkarzem. Stoję razem z panem Goetze pod apartamentowcem, kazano mi go tu przywieźć. Biedak nie pamięta numeru mieszkania i nie jest w stanie sam do niego dotrzeć.- wyjaśnił sytuację doświadczony już człowiek.
- Zaraz będę na dole.- powiedziała krótko, po czym się rozłączyła. Blondynka szybko założyła pierwsze z brzegu dżinsy. Na T-shirt w którym spała, narzuciła kurtkę i kozaki bo to jednak grudzień. Kierowca ujrzał młodą kobietę, zmierzającą ku niemu.- Dzień dobry panu. Mario już zapłacił?- zapytała, lustrując wzrokiem zwłoki Niemca.
- Tak, zapłacono mi już na początku.- zapewnił- Będę się już zbierał. Dobrej nocy.- pożegnął się i odjechał.
- Coś ty z sobą zrobił...- niedowierzała. Chłopak zaszalał, a jutro będzie cierpiał. Nie zamierzała mu z tego powodu robić kazań, ani się gniewać. Kac będzie odpowiednią karą, a ona nie chce wyjść na starą zrzędę.
- A ty nie śpisz?- zdziwił się piłkarz, dopiero zauważając swoją ukochaną.
- No niestety nie. Idziemy do środka, bo zimno.- pomogła mu wstać, kierując się do apartamentu.
- Kupmy sobie osiołka.- zproponował, uważnie stawiając każdy krok, aby nie spotkać się z podłogą. Blondynka wybuchnęła śmiechem.- Nie śmiej się z niego. To normalne zwierzę, które potrzebuje trochę ciepła! A wy wszyscy jesteście tacy sami. Wyśmiewacie się z niego!- był bliski płaczu. Co alkohol robi z człowiekiem?
- Kochanie nie wyśmiewam się ze zwierzaka.- osiemnastolatka chciała załagodzić całą sytuację- My nie mamy gdzie trzymać takiego osła. On potrzebuje wybiegu na dworzu.- zauważyła.
- Masz rację. Ale ja chcę osła.- trzymał się swego.
- Pogadamy o tym jutro.- obiecała.
- Dlaczego musimy jechać windą?- zapytał, podpierając się jej ściany.
- Bo tak jest szybciej.- odpowiedziała wciąż rozbawiona.
- Aha.- wyczerpał temat- A kochasz mnie?- zadał kolejne pytanie.
- Oczywiście.- uśmiechnęła się, wyprowadzając chłopaka z windy.
- A osły też kochasz?- weszli do mieszkania. Blondynka pokierowała piłkarza prosto do ich wspólnej sypialni.
- Niebardziej niż ciebie. Połóż się i śpij.- oznajmiła, zdejmując z bruneta spodnie i koszulę by było mu wygodniej.
- I tak kupię osła.- po wypowiedzi tych słów zasnął, przytulając się do poduszki. Blondynka zajęła miejsce obok mężczyzny, jednak trzymała dystans. Nie pachniał najładniej...


****
- Dużo głupot wczoraj gadałem?- zapytał już trzeźwy Mario. Razem z Sophie spędzał popołudnie przed telewizorem, lecząc kaca.
- W sumie to było dziś. I tak, dużo.- na samo wspomnienie, blondynka wybuchnęła śmiechem.
- Nic nie pamiętam.- stwierdził, biorąc kolejny łyk wody mineralnej. Oglądali jakiś kryminał, fim bardzo wciągnął młodą Niemkę.
- I on teraz tak umrze?- pomyślała głośno, przeżywając jedną z akcji.
- Nie, przecież ma kamizelkę kuloodporną.- zdradził Goetze.
- Oj zamknij się.- jęknęła zła- Ktoś ci kazał mówić, co się wydarzy?
- Pytałaś czy...- zaczął.
- Ale nie miałeś odpowiadać. Mówiłam sama do siebie.- prychnęła, wpatrując się w ekran telewizora. Brunet powstrzymał się od komentarza, ponieważ nie chciał bardziej denerwować swojej dziewczyny. Kiedy Mario opróżnił półtoralitrową butelkę , a film dobiegł końca, para usłyszała dzwonek do drzwi.- Zapraszałeś kogoś?- zapytała panna Weidenfeller.
- Nie, a ty?- zaciekawił się. Szczerze nie miał ochoty na żadne odwiedziny. Chciał przeleżeć cały wieczór na kanapie z Sophie u boku.
- Nie. Otworze.- oznajmiła kierując się do wejścia. Przed drzwiami stało dwóch funkcjonariuszy policji.
- Dzień dobry. Pan Mario Goetze jest w domu?- zapytał wyższy z czapką na głowie.
- Tak, a coś się stało?- zaniepokoiła się.
- Możemy wejść?- pytanie zadał drugi mężczyzna z kilkudniowym zarostem. Zielonooka uchyliła drzwi wpuszczając władzę do środka. Sportowiec zauważył przybyszy i zawitał do przedpokoju.- Pan Mario Goetze?- pytanie zadał chyba tylko dla formalności.
- Tak, o co chodzi?- dopytywał brązowooki, obejmując ramieniem ukochaną.
- Musi pan jechać z nami na komisariat.- oświadczył jeden z komisarzy.
- Ale po co?- zdziwił się.
- Został pan oskarżony o gwałt.- dla Sophie słowa odbiły się echem po pokoju.
- To jakiś żart?- zapytał Goetze zbity z tropu.
- Nie żartujemy z prawa.- odparł oschle policjant w czapce- Reszty dowie się pan na miejscu.
- Mogę się chociaż przebrać?- brunet miał na sobie szorty nieodpowiednie na grudniową pogodę.
- Ma pan dwie minuty.- rzekł ten niższy. Sportowiec przeszedł do sypialni, szybko wymieniając odzież. Był zmieszany. Nie wiedział, o co tym ludziom chodzi. Jaki gwałt? On nie byłby do czegoś takiego zdolny...
- Mario, co się dzieje?- zapytał przestraszona blondynka.
- Skarbie, nie mam zielonego pojęcia.- położył swoje dłonie na jej ramionach- Zadzwoń do mojego prawnika. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Uśmiechnij się.- powiedział pewny siebie, lecz w środku bał się tak jak ona. Nie zrobiłby czegoś takiego za żadne pieniądze. Jednak wczorajszy wieczór jest jak wycięty z jego pamięci. Skoro nie był wstanie sam trafić do domu, jakich głupot narobił prędzej? Bił się z własnymi myślami, ale nie chciał tego po sobie okazać. Miał wielką nadzieję, że to jakaś pomyłka. Jednak czarne chmury zebrały się nad sportowcem. Najbliższe tygodnie będą dla tej pary koszmarem. Ich wspólne plany na przyszłość stoją pod znakiem zapytania. Zawistni ludzie pragnęli zabawić się losem piłkarza. Jak można być tak podłym, aby wymyślić taki chory plan i wprowadzić go w życie? Wystarczy, że przewrócą pierwszy klocek, a reszta obali się sama jak w Domino. Ciekawe czy potem będzie można je podnieść i ponownie ustawić...

****
I mamy przełom w całym opowiadaniu! Teraz będzie się działo, koniec nudnej sielanki :D Co myślicie o tym rozdziale? Czekam na wasze opinie, wierzę, że zmotywujecie mnie do dalszego tworzenia. Chwilowo mam bardzo dużo czasu wolnego (czytaj: złamana noga). Pozdrawiam gorąco wszystkich, którzy komentują :*