sobota, 29 listopada 2014

ROZDZIAŁ 19-,, Może masz gorączkę?"

Nie zdała sobie sprawy, jak szybko mijał czas. Kartki w kalendarzu zmieniały się, jakby przez przypadkowy podmuch wiatru. Nim się obejrzała, nadszedł maj. Niby wszystko ładnie, pięknie kwiatki kwitną, dni powoli robią się dłuższe, rozpoczęty sezon na grilowanie, jednak ten początek miesiąca miał być dla Sophie i jej rówieśników inny niż dotychczas. To właśnie matura, do której przygotowywali się przez dłuższy czas. Jedni sumiennie ucząc się wszelkich regułek i definicji, inni pobieżnie byle napisać pozytywnie najbliższy test. Teraz czeka ich wielkie podsumowanie wiedzy, jaką zdobywali, zaczynając już w podstawówce. Chyba nie jest to dla nikogo zdziwieniem, że przed tak ważnym testem, który miał otworzyć przed nimi bramy do dalszej edukacji, wielu z nich bardzo się denerwowało. W szerokim gronie znalazła się również córka Romana Weidenfellera. Jutro o godzinie 8:30 miała już głowić się nad zadaniami maturalnymi w szkolnej sali do tego przeznaczonej. Na samą myśl o tym, robiła się blada. Mało brakowało, aby jej dłonie zaczęły się trząść. Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, nazajutrz egzamin dojrzałości. Nie może go zawalić, chce dać z siebie 100%. Inaczej nie dostanie się na studia do Monachium. Zaparzyła sobie melisy. Nie przepadała za herbatami, ale skoro wszystkim pomaga, to może ją też uspokoji? Niestety, nie było jej dane się tego dowiedzieć. Zaraz po przekroczeniu progu od swojej sypialni, upuściła kubek z gorącą cieczą. Ten rozbił się na wiele drobnych części, pozostawiając na panelach plamę po leczniczym napoju. Przeklinając pod nosem, przyniosła z łazienki zmiotkę z szufelką i szmatkę.
- Wszystko w porządku? Słyszałam huk i...- Lisa zatrzymała się w drzwiach, aby nie wdepnąć przypadkiem w rozbite szkło.
- Spokojnie to tylko ja, niezdara.- rzekła blondynka, pozbywając się bałaganu.
- To normalne, że się stresujesz.- powiedziała, siadając na łóżku nastolatki.- Chcesz o tym porozmawiać?
- To mało powiedziane.- jęknęła, zajmując miejsce naprzeciw modelki.- Nie wiem, w co ręce włożyć. Jutro mogę się spodziewać wszystkiego, nie mam pojęcia, co powinnam powtórzyć. Ciągle myślę o tym teście. Boję się, że zemdleję zanim wejdę na sale, albo zwymiotuję.- opowiedziała wszystko na jednym tchu.
- Na pewno nie powinnaś niczego powtarzać. To nie ma sensu. Przygotowywałaś się do matury sumiennie. Poradzisz sobie.- zapewniła ją- Dzisiaj potrzebny ci jest tylko odpoczynak, może świeże powietrze...- dokończyła.
- Boje się, że zawale wszystko...- wyjawiła.
- Hej, głowa do góry.- ożywiła się ciężarna- Nie ma takiej opcji. Wierzę w ciebie. Nie możesz przegrać ze strachem, będzie dobrze, zobaczysz.- poklepała ją po ramieniu.- Wiem, co czujesz. Na pewno sobie poradzisz.
- Zaraz, zaraz... Ty też...?- pytanie mogło wydać się głupie, lecz Sophie zawsze uważała Lisę za pustą blondynkę. Dopiero niedawno zaczęła się do niej przekonywać. No i do czego modelce potrzebna matura?
- Zdziwiona?- wybuchnęła śmiechem- Tak, zdawałam maturę. Mam świadomość, że kiedyś moja przygoda z modelingiem się zakończy, dlatego zabezpieczyłam się wcześniej. Mam inny fach w ręku.- uśmiechnęła się triumfalnie.
- Sprytnie...- przyznała młodsza- To jako kto możesz jeszcze pracować?
- Nudna księgowa, jednak zawsze coś.- wzruszyła ramionami- Na starość nie zostanę na lodzie.
- Ah... Przepraszam za kubek.- przypomniało jej się o stłuczonym naczyniu, które należało do długonogiej.
- Przestań, to tylko skorupy.- zaśmiała się, poprawiając pasmo włosów.- Kubek, jak kubek.
- Wiesz, chyba spacer dobrze mi zrobi. Przejdę się do Mario.- oznajmiła.
- Świetny pomysł!- klasnęła w dłonie- I dotlenisz się przy okazji.- uśmiechnęła się promiennie. Sophie chwyciła za telefon, po czym przeszła do korytarza, gdzie założyła trampki. Postanowiła, nie uprzedzać Niemca o swojej wizycie. Chciała mu zrobić niespodzianke. Całą drogę rozmyślała na zmiane o maturze i o Goetze. Bardzo przejmowała się testem. Wiele od niego zależało. Z drugiej strony brunet. Stał się dla niej jak narkotyk. Uzależniła się od jego brązowych tęczówek, dotyku, zapachu. Miałaby go tutaj zostawić i sama wyjechać na południe kraju? Dzieliłoby ich tyle kilometrów, to aż nieprawdopodobne. Ciekawiło ją, czy on by za nią tęsknił, bo ona na pewno. Dość szybko dotarła do posesji piłkarza. Zapukała do drzwi i nic. Zadzwoniła dzwonkiem, ponownie odpowiedziała jej głucha cisza. Samochód bruneta stał na podjeździe, więc musiał być w domu lub wybrać się gdzieś pieszo. Chwyciła za klamkę i okazało się, że Niemiec chyba nie wie, do czego służą klucze. Przekroczyła próg domu, po czym usłyszała dźwięk włączonego odkurzacza. Ruszyła w poszukiwaniu źródła hałasu, a zatrzymała się już w salonie. Ujrzała Mario, który... sprzątał? Wow... Koniecznie trzeba zapisać ten dzień w kalendarzu, po prostu święto narodowe. Stała tak chwilę, wpatrując się z szeroko otwartymi oczami w rzadko spotykane zjawisko. Nie wierzyła, w to co się właśnie działo.
- Oooo! Kogo moje piękne oczy widzą?- powiedział brunet, zauważając wybrankę jego serca.
- Jejku Mario, wszystko w porządku? Może masz gorączkę?- zapytała lekko zaniepokojona.
- Czuję się wyśmienicie. Zwłaszcza, kiedy wpadasz do mnie niezapowiedzianie.- rzekł, wtulając się w blondynkę.
- Chyba jednak powinieneś iść do lekarza... Ty i odkurzacz?- uniosła brwi.
- Gdybyś ujrzała bałagan, narzekałabyś. Wiesz, trudno zrozumieć was kobiety...- westchnął.
- Za to z wami jest prosto, jak z puzzlami dla trzylatków.- odgryzła się.
- Tak?- spojrzał w jej zielone oczy.
- Wystarczą wam trzy rzeczy. Jedzenie, seks i piłka nożna. Chodz to ostatnie zależy od konkretnego przypadku.- wytknęła w jego stronę język.
- Wcale nie.- zaprzeczył, lecz mało przekonywująco.
- Ja wiem swoje.- uśmiechnęła się.- Gdyby na maturze znalazły się pytanie odnośnie obsługi mężczyzny...- rozmarzyła się.
- No właśnie, jak stresik?- zapytał, nadal nie wypuszczając dziewczyny ze swych objęć.
- Mało brakuje, żeby trzęsły mi się ręce...- wyznała pochmurniejąc.
- Melisy może?- zaproponował.
- To niebezpieczne. Już zbiłam dziś jednem kubek z herbatką.- oznajmiła. Mario wybuchnął niepohamowanym śmiechem.- Dzięki, tyle w tobie empatii...- sarknęła, odsuwając się od sportowca.
- No dobrze, to zostawmy gorące napoje.- opanował się- Lepiej ty podaj jakąś propozycję na odstresowanie, boję się, że mi dziś krzywdę zrobisz.- wyszczerzył się.
- Nie zabijaj. Nie zabijaj.- powtarzała szeptem szóste przykazanie. Przyciągnęła go do siebie za podkoszulek chłopaka, i już po chwili zachłannie smakowała jego ust.
- I tak mnie kochasz.- udało mu się powiedzieć między pocałunkami, które z miłą chęcią odwzajemniał.
- Cicho bądz mądralo.- zaśmiała się, coraz bardziej zatracając w pieszczotach.
- Zawiozę cie jutro na te testy.- zaproponował.
- Jaki zaszczyt mnie kopnął...- przygryzła dolną wargę- Poproszę o autograf.
- Może nawet coś więcej uda mi się załatwić.- podsumował, chowając niesforny kosmyk jej włosów za ucho.
,,I need your love
I need your time
When everything's wrong
You make it right"


Jak na złość trafiła na koniec dość długiej kolejki. Mimo to, nie ugasił się jej ogromny entuzjazm. Miała ochotę skakać i śpiewać, ale powstrzymywała się, ponieważ ludzie stwierdziliby, iż jest wariatką. Bawiła się swoim telefonem, siedząc na strasznie niewygodnym krzesełku. Przeglądała galerie ze zdjęciami głownie jej i Mario. Uśmiechała się promiennie na wspomnienie, wspólnie spędzonych chwil. Ostatecznie obsłużono wszystkich petentów, stojących przed blondynką i nadeszła kolej zielonookiej. Przewiesiła torebkę przez ramie, po czym podeszła do okienka.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?- pani w szarej marynarce i białej, dopasowanej koszuli beznamętnie wyrecytowała standardową regułkę.
- Dzień dobry. Ja przyszłam odebrać dowód osobisty.- oświadczyła dumnie.
- A tak, tak. Zaraz wracam.- oświadczyła, szukając czegoś w stosie papierów, jednak szybko wróciła.- Proszę podpisać tutaj i jeszcze tutaj.- wręczyła dziewczynie długopis i wskazała dwie luki do wypełnienia.- Proszę bardzo.- i tak oto panna Weidenfeller otrzymała kawałek plastiku.
- Dziękuję.- rozpromieniła się. Już nawet na papierze była pełnoletnia.
- Witamy w świecie dorosłych!- pani zza szybki, wyrwała się na sekundę z transu, unosząc kąciki ust, po czym zajęła sie wystukiwaniem liczb na klawiaturze komputera. Córka piłkarza Borussii opuściła urząd z dowodem tożsamości i ogromnym bananem na twarzy. Teraz sama będzie mogła kupić w sklepie alkohol na kolejną imprezę. Ostatnio musiał zastąpić ją Mario, ale nie czuł się pokrzywdzony z tego powodu...
Retrospekcja
- Dziś nie będę sobie żałował...- oznajmił Mario, zapinając guziki przy kraciastej koszuli.
- A co to za święto?- zapytała, przeglądając się w lustrze, w sypialni bruneta.
- Jak to jakie? Twoja osiemnastka!- oburzył się.- Muszę opić twoje zdrowie.
- Każda wymówka jest dobra.- zaśmiała się, wygładzając materiał kremowej sukienki.
- Wyglądasz bosko...- podsumował wpatrując się w dziewczynę.- Powinienem Romkowi pogratulować, że takie cudeńko zmajstrował.- zielonooka wybuchnęła śmiechem.
- Ty jak coś powiesz, ale wiesz przy ojcu...- pogroziła palcem- Ugryź się w język.
- Dobrze, dobrze. Będę grzeczny.- uniósł dwa palce, jak do przysięgi.
- Zobaczymy.- podsumowała, uśmiechają się promiennie.
- Zdążę dać ci jeszcze prezent.- zauważył sportowiec, po czym zaczął szperać w jednej z szuflad.
- Po co wydawałeś pieniądze? Dla mnie zawsze najlepszym prezentem będzie twoja obecność.- rzekła, odwracając się w jego stronę.
- Nie odbieraj mi tego przywileju.- udawał zasmuconego- Każdy facet, chcę obdarowywać swoją kobietę tym co najlepsze.
- No dobra, niech będzie.- oznajmiła.
- Życzę ci tylko, żebyś miała przystojnego chłopaka.- wręczył podarunek i puścił do niej oczko.
- Tak i mądrego, skromnego, wysportowanego...- zaczęła wymieniać rozbawiona.
- Pięknie się uśmiechasz.- przerwał jej wcześniejszą wypowiedz.
- Dziękuję za już kolejny komplement kochanie.- pocałowała go w policzek.- Czyli mam otwierać?- chciała się upewnić. Brunet skinął głową. Zielonooka wyjęła z koperty jej wcześniejszą zawartość.
- I jak?- zapytał, za nim zdążyła coś powiedzieć.
- Żartujesz?!- pisnęła, nie dowierzając. Trzymała w ręku dwa bilety na koncert swojego ulubionego zespołu, który miał odbyć się w Monachium.- Wow... Ja... Nie wiem, co powiedzieć!- zakryła dłonią usta.
- Czyli, że prezent się podoba?- niepotrzebnie dopytywał.
- Oczywiście! Mario, dziękuję!- tuliła go, jak pluszową maskotkę.
- Cieszę się, że udało mi się trafić. Nie miałem pojęcia, co ci wręczyć.- powiedział, muskając wargami jej policzek.
- Strzał w dziesiątkę!- zauważyła nadal podekscytowana.
- Nie wiem, czy to odpowiedni moment, ale szukam go już od dawna i wydaje mi się, że on nie nadejdzie. Sophie, bo musimy poważnie porozmawiać.- oznajmił cicho, jakby sam bał się swoich słów. Mieli jeszcze czas, zanim nadjedzie taksówka i zawiezie ich na imprezę urodzinową blondynki.
- Coś się stało?- od razu zauważyła, iż twarz Niemca wkradł się nerwowy grymas.
- Spokojnie. Wszystko w porządku.- uśmiechnął się delikatnie, chcą uspokoić tym gestem dziewczynę.- Myślałaś może co będzie z nami, kiedy zaczniesz studia, tam w Monachium?- rzekł. Już osiemnastolatka, usiadła na sypialnianym łóżku. Oczywiście, że rozmyślała wcześniej nad ich przyszłością, bała się jej. Chciała wyjechać i jednocześnie mieć przy sobie Goetze. Ale czy da się chwycić dwie sroki za ogon?
- Jeszcze nie wiadomo, jak napisałam maturę. Nie wiadomo, czy się tam dostanę.- oznajmiła, wlepiając pusty wzrok w swoje dłonie.
- Na pewno cię przyjmą. Widziałem, jak miesiącami przygotowywałaś się do tego testu. To tylko formalność.- zajął miejsce obok panny Weidenfeller.
- Wtedy spełniłoby się moje marzenie. Zawsze chciałam tam studiować.- wyznała.
- Właśnie skoro jesteśmy przy marzeniach... Wiesz, ja zawsze marzyłem, aby móc kiedyś trenować pod okiem Guardioli. On wziął pod swoje skrzydła zawodników Bayernu. I ostanio dostałem propozycę gry w jego drużynie.- powiedział, starannie dobierając słowa.- To dla mnie zaszczyt, że ktoś taki zainteresował się właśnie moją osobą.
- Ja na piłce nożnej nie znam się wogóle, ale jako że mieszkam w Dortmundzie, to wiem jedno. Nikt tutaj mówiąc delikatnie, nie przepada za Schalke i Bayernem.- zauważyła, podnosząc niepewnie wzrok. Mario cicho westchnął.
- Mam tę świadomość. I nie wiem, co zrobić. Z jednej strony zostawiłbym tutaj przyjaciół, rodzine, Borussie...- zrobił dłuższą przerwę.- Z drugiej spełniałbym swoje marzenia i przeprowadziłbym się razem z tobą do Monachium.- dokończył, patrząc prosto w zielone tęczówki swojej dziewczyny.
- I chciałbyś poznać moje zdanie.- raczej stwierdziła niż zapytała.
- Oczywiście. Muszę podjąć ważną decyzję. Bardzo interesuję mnie, co o tym wszystkim sądzisz. No i jesteśmy parą, a mowa o naszej wspólnej przyszłści.- splótł ich dłonie.
- Trzeba mieć marzenia, bo człowiek bez nich jest nikim, tak zawsze powtarza mi dziadek. Że każdy powinien zakładać sobie własne cele i wytrwale do nich dążyć. Jeśli podpiszesz ten kontrakt, to na pewno będzie wielkie poruszenie w całym kraju. I tego nie unikniesz.- wzruszyła bezwładnie ramionami.- Ale czy warto przejmować się opinią innych ludzi, często zazdrosnych i zawistnych...- zakończyła swoją wypowiedź.
- Gram w Borussii ponad 10 lat. Zżyłem się z tym klubem, kibicami a oni ze mną. Nie wiem, co robić. Chciałbym spróbować czegoś nowego, a jeśli to będzie strzał w stopę?- uniósł brwi- Nie poradzę sobie w Bayernie, będę całe mecze siedział na ławce...
- A myślisz, że ja nie ryzukuję, chcąc dostać się właśnie na ten uniwersytet? Poprzeczka jest ustawiona wysoko, mogę nie dorównać do ich poziomu. Wywalą mnie po kilku miesiącach i zostane z niczym.- prawie wyrecytowała- Ale chcę spróbować mimo to. I będę wspierać cie jaką kolwiek podejmiesz decyzję.
- Idziemy, taksówka czeka. Atmosfera zrobiła się zbyt poważna, jak na moje gusta.- zaśmiał się brunet.- Muszę codziennie dziękować Bogu, że akurat ciebie mi zesłał.- okręcił ją wokół własnej osi, po czym namiętnie pocałował.
- Mieliśmy się już zbierać.- zachichotała, łapiąc młodzieńca za podbródek.
- Chwila nas nie zbawi.- oznajmił, puszczając zalotnie oczko w jej stronę.
- Spóźnię się na własną osiemnastkę.- zauważyła, przypominając o imprezie urodzinowej.
- No dobra, chodźmy.- chwycił ją za dłoń.- Ale jeszcze to dokończymy.- szepnął do ucha blondynki, otwierając jej drzwi od domu.



*****
Wiem, wiem... Krótki, nie powala, długo czekałyście. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam :/ popłakałam się pisząc ten rozdział (nie dlatego, że jest beznadziejny) chciałabym być na miejscu Sophie, ale powiedziałabym, żeby został w Dortmundzie :'( ciekawe, czy teraz gdzieś, ktoś radzi podobnie Marco... Postaram się, aby kolejne były dłuższe i ciekawsze. Jeszcze trochę sielanki nam pozstało, a potem zacznie się ,,dziać" (tak mi się wydaje). Mile widziane motywujące komentarze pod postem ;) Mam pomysł na kolejny rozdział, więc im szybciej 10 komentarzy, tym szybciej next ;) XOXOXO

















niedziela, 16 listopada 2014

ROZDZIAŁ 18-,, Piękni, młodzi, niewyspani."

Zapach roztopionego sera i smażonych pieczarek, ułożonych na wypieczonym cieście, roznosił się po całym pomieszczeniu. Karton od średniej pizzy został już prawie opróżniony przez dwójkę głodomorów, mowa tu o Mario i Olivii. Oczywiście nie raz pytali Sophie, czy nie zmieniła zdania, lecz ona trwała przy swoim. Nie jada fast-foodów i koniec. Zielonooka wspólnie z rówieśniczką spotkały się w domu Weidenfellera, aby przygotować prezentację do szkoły na bardzo nudny temat.
- Dodajmy tu zdjęcie wiatraków, wtedy wystarczy nam tyle treści na tym slajdzie.- zaproponowała panna Keller, trzymając nadgryzionej kawałek pizzy w lewej dłoni.
- Pokaż.- poprosiła Sophie. Przyjaciółka przesunęła laptop w jej stronę, by mogła się lepiej przyjrzeć.- No pięknie, to jedziemy dalej. Trzeba opisać kolejne elektrownie...- powiedziała bez entuzjazmu.
- Ktoś to ma zamiar czytać?- wtrącił brunet. Rozłożył się wygodnie na łóżku nastolatki, obserwując poczynania maturzystek, które siedziały po turecku na podłodze.
- Praktycznie czy teoretycznie?- uniosła brew zielonooka.
- Tak właśnie myślałem.- zaśmiał się sportowiec, układając na brzuchu.
- Zrobimy kopiuj- wklej z internetu. Zmieni się jakieś pojedyńcze słowa...- zaczęła wyliczać blondynka.
- Dodamy grafikę. I zaliczymy na ocenę pozytywną odnawialne źródła energii.- dokończyła Olivia.
- I już nie pytaj po co to komu, bo my też nie wiemy.- rzekła córka bramkarza, szukając odpowiednich informacji w sieci.
- Wcale nie chciałem o to zapytać.- mruknął Goetze. Tak na prawdę chciał zadać to pytanie, ale dziewczyna go ubiegła.
- Jak wy się kochacie.- wybuchnęła śmiechem przyjaciółka Sophie.
- Mimo że często strasznie mnie irytuje to i tak go bardzo kocham.- uśmiechnęła się promiennie blondynka.
- Ej! Słyszałem wszystko!- zaśmiał się sportowiec.
- Bo miałeś słyszeć.- wysłała mu całusa w powietrzu.
- Grabisz sobie, grabisz...- pogroził palcem w jej stronę, próbując przybrać poważny wyraz twarzy.
-Oj dzieci, dzieci...- podsumowała rozbawiona całą sytuacją panna Keller. Minęło trochę czasu, aż ostatecznie dziewczyny dopieły wszystko w swojej prezentacji na ostatni guzik. Cieszyły się, że mają to doświadczenie już za sobą. Mario wytrwale czekał, aż uda im się zakończyć pracę. Wcale się nie nudził. Najważniejsze, że była przy nim zielonooka i nic więcej się nie liczyło. Kochał spędzać z nią czas.- Na mnie już pora.- oznajmiła Keller, zerkając na zegarek, który wskazywał godzinę szóstą po południu.- Mama zaraz wraca z pracy, trzeba dom posprzątać.- skrzywiła się, pakując swoje manatki do torby.
- Powodzenia, na bank zdążysz.- powiedziała z sarkazmem jej przyjaciółka.
- Co to za problem?- wtrącił brunet- Tu sie upchnie, tam zakryje...- wzruszył ramionami.
- O! Takie podejście mi się podoba!- przyznała, rozbawiona dziewczyna- Żegnam was gołąbeczki.- pomachała im na pożegnanie, po czym opuściła sypialnie panny Weidenfeller.
- Jejku... Muszę jeszcze wypisać słówka na angielski...- jęknęła właścicielka pokoju.
- Musisz?- zapytał młody Niemiec. Miał inne plany na ten wieczór. Myślał o wyjściu do kina.
- Niestety.- westchnęła. Ułożyła się na łóżku, na boku sumiennie wykonując zadanie na następny dzień. Chłopak poszedł w jej ślady i położył sie zaraz za nią. Z początku obserwował, jak blondynka kreśli zgrabne litery, lecz wpadł na ciekawszy pomysł. Zaczął składać delikatne pocałunki na szyi nastolatki, przyjemnie drażniąc jej skórę swoim lekkim zarostem. Schował niesforny kosmyk włosów, jeszcze siedemnastolatki za jej ucho, nie przerywając wcześniejszej czynności.- Mariooo...- zamruczała- Rozpraszasz mnie.
- Ja? Niemożliwe.- zaprzeczył, kreśląc palcem różne wzory na jej plecach.
- Nigdy tego przez ciebie nie dokończę.- prychnęła.
- Proponuję małą przerwę.- oznajmił, zręcznie obracając swoją wybrankę, aby ich nosy się stykały.- I nawet mam pomysł, jak możemy ją wykorzystać.- uśmiechnął się promiennie, głaszcząc blondynkę po policzku.
- Nie ma takiej opcji.- wyraźnie wypowiedziała każde słowo, robiąc pomiędzy nimi dłuższe pauzy niż zwykle. Nie zrobiło to wrażenia na sportowcu, który po chwili namiętnie pocałował przedmówczynię.
- Ale dlaczego?- powiedział, zasmucony dopiero w momencie, gdy musiał złapać oddech.
- Bo tata tylko czeka na okazje, żeby nas przyłapać.- odsunęła się od bruneta i powróciła do odrabiania pracy domowej.
- Oj ten Roman...- westchnął, wsuwając ręce pod swoją głowę.- Gdyby mógł wysłałby mnie w kosmos, jak najdalej od ciebie.- zaśmiał się.
- Zarezerwuję już bilet w tę samą stronę.- oznajmiła, skradając mężczyźnie szybkiego buziaka. Goetze wyszczeszył się szeroko, pogrążając w swoich myślach. Dumał nad ich przyszłością. Nad studiami swojej dziewczyny na drugim końcu Niemiec, nad bardzo kuszącą ofertą nowej pracy, jaką mu złożono. Już niedługo musiał podjąć decyzję w kwestii transferu, o którym wiedział tylko zarząd Borussii. Tymczasem telefon zielonookiej dał znać o dostarczeniu wiadomości SMS.
- Nie sprawdzasz od kogo?- zdziwił się młodzieniec, zauważając, że Sophie nie pofatygowała się ruszyć po swoją komórkę, która leżała na biurku.
- Pewnie kolejne reklamy z sieci.- wyjaśniła, nie odrywając wzroku znad zeszytu. Jednak nie minęło 5 minut, a telefon ponownie zawibrował.
- Chyba komuś się pali.- westchnęła, kierując kroki w stronę biurka.
- Kto cie męczy o tej porze?- zadał pytanie, jak zwykle ciekawski piłkarz. Blondynka powróciła na łóżko z laptopem w dłoni.
- Marcel. Pisze, że ma chwilę, aby spotkać się na Skype.- wyjaśniła, włączając komputer.
- Zaraz, zaraz...- Goetze podniósł sie do pozycji siedzącej- Przed momentem nie miałaś dla mnie czasu, a wystaczy wiadomość od Marcela i nagle zapominasz nawet o książkach.- oznajmił zły.
- Właśnie skończyłam.- powiedziała spokojnie- Poza tym rzadko mamy okazję porozmawiać. On ma swoje obowiązki, ja swoje. Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- No tak.- prychnął- Wystarczy, że on pstryknie palcami, a ty rzucasz wszystko i jesteś do jego dyspozycji.- rzekł, chaotycznie gestykulując dłońmi.
- Coś sugerujesz?- blondynka uniosła brew. Nie podobał jej się ton, w jakim zwracał się do niej brunet.
- Ode mnie nawet książki były ważniejsze.- wskazał ręką, na otwarte podręczniki- A Marcelek ma wszystko na zawołanie. Nie lubię go.- zacisnął dłonie w pięści.
- Jesteś zazdrosny o naukę, czy o przyjaciela? Bo przyznaje, że się pogubiłam.- odłożyła latop na bok, aby przypadkiem go nie strącić.
- Ja? Zazdrosny?- prychnął.
- A nie? Nie wiem, dlaczego jesteś taki dla Marcela. Nic ci nigdy nie zrobił. Ba, nawet go nie znasz. Czyli, że niedługo będziesz też miał problem, kiedy spotkam na przykład Marco?- zapytała, starając się nie krzyczeć.
- Nie. Ufam mu. Wiem, że trzymałby łapy przy sobie.- nerwowo przeczesał swoje włosy palcami.
- No tak! A mi nie.- klasnęła w dłonie, kiedy wreszcie pojęła, o co chodzi jej chłopakowi.- Mario, nie jestem kukiełką, za której sznurki możesz pociągać.
- To nie tak. Po prostu nie trawie tego twojego kumpla.- przetarł twarz dłonią- Nie wierzę, że nigdy nic między wami nie było.
- Jest dla mnie, jak brat. Nie mogłabym...- zaczęła.
- A ty dla niego tylko jak siostra?- wtrącił- Niemożliwe.
- Uważasz, że coś przed tobą ukrywam?- nie doczekała się odpowiedzi- Znamy się od dziecka. Razem robiliśmy babki z piasku. Nie raz pomagaliśmy sobie wzajemnie. Wspierał mnie, kiedy miałam gorsze dni. Gdy przeklinałam swój los, gdy gniew na ojca potęgował się z dnia na dzień. Byliśmy nierozłączni. Jak ty i Reus. Tylko teraz nasze kontakty zostały bardzo ograniczone. Potrzebujemy siebie. A mój chłopak nie potarfi tego pojąć. To przykre, wiesz?- zakończyła.
- Ja i Marco to co innego.- szybko zaprzeczył.
- Wbrew pozorom to samo, też mogłabym być zazdrosna o twoich znajomych.- wstała z łóżka.
- Ale ja nie jestem zazdrosny!- uniósł głos. Stanął na przeciw zielonookiej.- Po prostu boję się, że on mi cie zabierze. Nagada ci, Bóg wie czego. Ty w to uwierzysz, a potem... Zobacz, już się przez niego kłócimy.- złapał ją za ramiona.
- Czy ty masz mnie za idiotkę? Po co Marcel miałby to robić?- zapytała, patrząc mu prosto w oczy.- Może lepiej nie odpowiadaj. Idź już.- wyswobodziła się z jego uścisku, po czym wskazała dłonią drzwi.
- Nie jesteś idiotką. Sophie...- jęknął, przybliżając się do córki kolegi z klubu.- Nie lubię się z tobą sprzeczać.- wyznał.
- Tym bardziej lepiej będzie, jak już pójdziesz. Zaraz powiesz kilka słów za dużo i wszystko sie posypie. Cześć.- ponagliła go do opuszczenia pomieszczenia. Obydwoje byli zdenerwowani i źli na siebie, lecz zachowali resztki zdrowego rozsądku.
- Kocham cię.- wychodząc nachylił się nad nią, aby poczuć jej wargi na swoich, jednak dziewczyna odwróciła głowę. I tyle go widziała. Nie chciał pogarszać swojej i tak beznadziejnej już sytuacji. A ona? Zabolały ją jego słowa. Na prawdę jej nie ufał? Był zazdrosny o Marcela? Czy dała mu kiedyś do tego powód? A mówią, że to kobiet nie da się zrozumieć...
Następnego dnia Sophie Weidenfeller wstała, brutalnie obudzona przez swój budzik. Nienawidziła poranków, chyba że witała ją uśmiechnięta twarz Mario. W tygodniu jednak nie mogła na to liczyć. Ojciec za żadne skarby świata nie pozwoliłby jej nocować u młodego Niemca. Zamknąłby ją na klucz w swoim pokoju. Wyobrażając sobie tą sytuację, wybuchnęła śmiechem. Wykonała wszystkie rutynowe czynności w łazience, po czym przebrała się we wcześniej przygotowane ciuchy. Chwyciła plecak i przeszła do kuchni, gdzie spotkała Lisę.
- Jejku, masz okazję pospać, jak długo będziesz miała ochotę, a ty wstajesz z kurami...- pokręciła głową z niedowierzeniem. Modelka chodziła do pracy tylko trzy dni w tygodniu, ponieważ lekarz kazał się jej oszczędzać. Jej zawód wbrew pozorom jest wymagający, a ciąża w dość późnym wieku potrzebuje specjalnej troski.
- Nie umiem inaczej. Czuję się wypoczęta.- oznajmiła, popijając poranną kawę.
- Zazdroszę, bo ja ani trochę.- powiedziała, układając na wielozbożowym chlebie ser i sałatę.
- Piękni, młodzi, niewyspani. Jednak coś w tym jest.- zaśmiała się ciężarna.
- Trudno zaprzeczyć.- potwierdziła córka bramkarza, zasiadając do stołu z gotową już kanapką.- A ojciec nie wybiera się na trening?- zapytała.
- Dzisiaj zaczynają dopiero o dwunastej.- wyjaśniła- Nie miałam serca go budzić.
- To za szybko nie wstanie. U nas miłość do snu jest rodzinna.- oznajmiła, konsumując śniadanie.
- Zauważyłam.- długonoga przynała rację młodszej.
- To ja lecę. Dziś będę po trzeciej.- oświadczyła, chowając talerzyk do zmywarki.
- Miłego dnia!- pożegnała się modelka. Zielonooka założyła kurtkę i buty, po czym wyszła z domu. Gdy zakładała plecak na ramiona, ujrzała pojazd Mario zaparkowany nie opodal. Miała nadzieję, że jej nie zauważy, co było mało prawdopodobne. Przemknęła prze ogródek, kierując się w stronę szkoły. Nie chciała jeszcze z nim rozmawiać. Nadal miała do niego żal.
- Hej.- wyrósł przed nią, ten którego starała się uniknąć- Podwieźć cię? Będzie okazja, żeby porozmawiać.- oznajmił.
- Nie, dzięki nie skorzystam.- odpowiedziała, wymijając Niemca.
- W takim razie cię odprowadzę.- nie odpuszczał.
- Nie musisz się fatygować.- rzuciła, przyśpieszając.
- Chciałem przeprosić za wczoraj... Ta kłótnia była niepotrzebna.- mówił- Zatrzymaj sie!- uniósł głos, ponieważ blondynka go ignorowała.
- Proszę bardzo.- zwolniła, zatrzymując się w końcu na chodniku- Co ciekawego chcesz przekazać idiotce?
- Nie mów tak. Dobrze wiesz, że to nie prawda. Źle mnie zrozumiałaś.- zaczął spokojnie tłumaczyć.- Przyznaje, byłem zazdrosny. I będę. Nie chcę, żeby ktoś mi cię odebrał. Przesadziłem wczoraj. To wszystko nie miało tak wyjść. Ufam ci, na prawdę. Kocham cię. Powiedziałem wczoraj tyle głupstw. Wybaczysz mi?- dokończył swoją wypowiedź z nadzieją w głosie.
- To znaczy, że teraz zawsze tak będzie?- zapytała, delikatnie odsuwając się od sportowca, który chciał się do niej zbliżyć- Za każdym razem, kiedy w pobliżu znajdzie się znajomy, kolega, przyjaciel?- wymieniała.
- Obiecuję, że to się nie powtórzy. Oczywiście będę zazdrosny, jak mówiłem wcześniej, ale wczorajsza sytuacja już nigdy nie będzie miała miejsca. Nie chcę ciebie stracić. Wybacz mi, proszę. Mam klękać i błagać?- zapytał, łapiąc za jej dłoń.
- Nie musisz. Po prostu zapomnijmy o tym.- uśmiechnęła się promiennie.
- Jestem głupim szczęściarzem, że ciebie mam.- przytulił ją mocną, unosząc lekko nad ziemią.
- Udusisz mnie.- zaśmiała się. Pocałowała go, a chłopak nie był dłużny. Nie oszczędzali sobie pieszczot. Nie zwracali uwagi na to, że są w miejscu publicznym, a gdzieś za śmietnikiem chowa się mężczyzna z aparatem fotograficznym. Jeśli wszystko się powiedzie, już jutro będą na pierwszych stronach gazet.

*****
Usłyszał, iż drzwi od domu zostały otwarte i ktoś wszedł do środka. Była to, jak sam przecczuwał, jego córka. Gdzieś w duchu ucieszył się jednak, że z korytarza nie dochodziły do niego żadne dźwięki, zdradzające obecność drugiej osoby. Ostatnimi czasy Goetze często przesiadywał u nich w domu. Miał go czasami dość. Trenig- Goetze. Dom- Goetze. Jeszcze brakuje, żeby mu z szafy wyskoczył. Po prostu wprosił się z brudnymi butami w jego życie. Zamieszał w głowie blondynki, dla której gdyby mógł, zciągnąłby gwiazdke z nieba. Wiedział, że ten moment kiedyś nadejdzie, kiedy pierworodna znajdzie sobie chłopaka, lecz nie przewidział, że nastąpi to tak szybko. No i że wybrankiem zostanie jego kolega. Chociaż czy nadal może go tak nazywać? No właśnie tego nie wie. Czas pokaże. Wszystko w rękach bruneta, bo jeśli chciał się tylko zabawić córką bramkarza... To marny jego żywot.
- Sophie, wejdziesz tu do mnie na chwilę?- zapytał. Siedział wygodnie na skórzanej kanapie w salonie.
- Tato bez nerwów. Mario jechał do Memmingen z rodzicami.- oznajmiła.- Także nie denerwuj się, bo to szkodzi zdrowiu.- zaśmiała się, zdejmując ciężkie glany z stóp.
- Wypraszam sobie, nie jestem jeszcze stary, żeby groził mi zawał.- zaznaczył, udając urażonego. W rzeczywistości miał duży dystans do siebie.- Ale nie ukrywam, że miło mieć dzień wolnego od tego gościa.
- Oj już nie przesadzaj. Do niego też czasami chodzę. Lisa nie ma nic przeciwko wizytom Mario.- zauważyła, odwieszając kurtkę na wieszak. Pogada nadal do wiosennych nie należała.
- Wiesz, jednak wole was mieć tutaj na oku.- wyznał, drapiąc się po głowie.
- No widzisz, więc nie narzekaj już tyle.- podsumowała, odwiedzając pokój dzienny. Zajęła miejsce zaraz obok ojca.- O, a co tu masz?- zaciekawiła się. Bramkarz trzymał na kolanach średniej wielkości album ze zdjęciami. Dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała tego przedmiotu na oczy. Szybko go otworzyła. Każda kolejna strona zaskakiwała ją jeszcze bardziej i wywoływała na twarzy lekki uśmiech.
- Zbierałem je wszystkie przez kilka lat.- powiedział, wskazując na fotografie. Można było znaleźć na nich parę zakochanych nastolatków, później już narzeczeństwo, a na końcu spoglądało się na trzy osoby. Przedstawiały oczywiście Sophie oraz jej rodziców.
- Myślałam, że o niej dawno zapomniałeś...- wyznała prawie szeptem, dalej przeglądając zdjęcia.
- Nie ma takiego dnia, żebym o niej nie pomyślał. Zawsze zastanawiam się, jak ona by postąpiła, co by powiedziała... Zwłaszcza kiedy muszę podjąć trudną decyzję związaną z twoim wychowaniem.- oznajmił, obejmując ją ramieniem.
- Bardzo słabo ją pamiętam.- posmutniała.- Wszystko jest takie zamazane, jakbym chodziła w brudnych okularach.- Jaka ona była?
- Strasznie pyskata, to akurat masz po niej.- zaśmiał się cicho.- Szalona, często niezorganizowana. Prawie zawsze czegoś szukała. Torebki, szminki, butów... Wszyscy znali ją z tego, że wchodziła na spotkania, imprezy ostatnia. - uniósł kąciki ust, na przypomnienie tych sytuacji.- Była też otwarta na nowe znajomości, z każdym potrafiła dojść do porozumienia. Żyła chwilą. Nie lubiła nic planować. Kiedy się urodziłaś stała się nadopiekuńczą mamą. Bardzo martwiła się o ciebie, a to że zrobisz sobie krzywdę, a to że jesteś za lekko ubrana i na pewno się przeziębisz. Jakbyś wczoraj biegała w pampersach, a dziś przedstawiasz mi kolegę.- zaakcentował ostanie słowo, na co nie zwróciła uwagi. Właśnie wyobrażała sobie postać swojej matki.
- A tęsknisz za nią? Pytam bo teraz masz Lisę i...- zaczęła.
- Oczywiście, że tęsknie!- wtrącił się w wypowiedź zielonookiej.- Wiem, że może być to dla ciebie trudne i niezrozumiałe. Kocham twoją mamę. Wiem, że obserwuje nas z góry. I wierzę, że nie ma mi za złe, iż związałem się z Lisą. Nie mógłbym ciągle mieszkać sam. Zwariowałbym.- rzekł.- No i teraz jeszcze dziecko... Wiesz, jestem dumny, że będę mógł zostać tatą drugi raz.- nie wiedziała co odpowiedzieć. Pokiwała tylko głową na znak, że usłyszała.
- Ja nie mam wam za złe, że nie będę jedynaczką.- wyznała.- Na prawdę. Na początku był to dla mnie wielki szok, ale przemyślałam wszystko. I cieszę się, że nie wymazałeś mamy z pamięci.- westchnęła. Nigdy nie rozmawiali otwarcie o uczuciach, a zwłaszcza kobiecie, która już odeszła.
- Trzymam ten album w stoliku nocnym i często do niego zerkam. Jest jedną z niewielu tak wartościwych dla mnie pamiątek po twojej rodzicielce.- oznajmił, zamykając książkę.- Nie masz pojęcia, jak mi ją przypominasz...
- Żałuję, że nie ma jej z nami. Wmawiam sobie, że jest teraz w lepszym świecie.- powiedziała, bawiąc się swoimi dłońmi.
- Na początku nie mogłem się pogodzić z tą sytuacją. Gdyby nie ty... Zrobiłbym coś głupiego. Ale wiedziałem, że mam dla kogo żyć. Rodzice też bardzo mnie wtedy wspierali. Nigdy nie uda mi się odwdzięczyć za ich pomoc. Zajęli się tobą, kiedy wyjechałem w poszukiwaniu lepszej pracy. Chciałem dla ciebie jak najlepiej. Chciałbym abyś kiedyś mi wybaczyła.- oświadczył- Nie mówię, że teraz, jutro czy pojutrze. I tak cieszę się, że nasze relacje są o niebo lepsze niż wcześniej. Jeśli wyjedziesz na studia do Monachium, nie będę cię zatrzymywał. Mam cichą nadzieję, że jednak o nas nie zapomnisz. Zadzwonisz czasami, odwiedzisz...- dokończył. Bolało go to, że kiedy wreszcie zaczęli normalnie ze sobą rozmawiać, jego córka zaczynała kolejny etap w swoim życiu. Łączyło się to z wyjazdem. Nie łudził się, iż zostanie w Dortmundzie. Wiedział, że jest uparta, a gdy coś postanowi nikt jej nie zatrzyma.
- Zadzwonie, jeszcze będziesz mnie miał dość.- zaśmiała się. Sprytnie wybrnęła z niezbyt komfortowej dla siebie sytuacji. Czy żal do ojca zupełnie zanikł? Sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. Poznała dziś jego punkt widzenia i potrafi sobie już wyobrazić, w jak trudnym położeniu znalazł się Roman. Aż dziwne, że żadna z gazet nie doniosła światu o tej prywatnej tragedii piłkarza. Nie ukrywajmy, że cieszyło to Niemca. Nie pragnął, aby obcy ludzie wiedzieli o tak bolesnych szczegółach z jego życia.

*****
Trener dziś wstał lewą nogą i nie próbował nawet tego ukrywać. Piłkarze szybko wyczuli, iż lepiej mu nie podpaść. Każdy skupiał się w 100% na wykonaniu dobrze danego ćwiczenia. Pod koniec Klopp podzielił ich na dwie drużyny. Sportowcy mieli rozegrać mały mecz między sobą. Wszystko układało się po myśli Jurgena, do momentu kiedy na boisku wybuchło zamieszanie. Roman przejął piłkę w polu karnym, po czym chiał ją wybić, aby koledzy z jego grupy, mogli przejść do akcji ofensywnej. Jednak chcący lub niechcący futbolówka uderzyła w głowę Goetze. Oczywiście Niemcowi nic się nie stało, ale miał pretensje do bramkarza.
- Nie przesadzasz trochę?- zwrócił się do Weidenfellera- Chociaż na boisku mógłbyś sobie odpuścić.
- Przecież to był przypadek.- zaczął bronić się starszy. Mówił prawdę, jednak cieszył się, że akurat chłopakowi jej córki się oberwało.
- Tak, a ja jestem głupi i ślepy.- prychnęła klubowa dziesiątka.
- Coś sugerujesz?- oburzył się kapitan zespołu. Reszta piłkarzy przypatrywała się całej sytuacji z zaciekawieniem.
- Przecież wiem, że zrobiłeś to specjalnie. I co, lepiej się teraz czujesz?- dopytywał Goetze, zbliżając się do Romana.
- Nie. Ale jeśli chcesz mogę poprawić. Może ci się coś tam przestawi.- splunął najstarszy w zespole.
- Panowie! Do mnie! Ale to już!- krzyknął Klopp w stronę swoich podopiecznych.- Reszta biega kółeczka do okoła boiska. Ruchy!- sportowcy nawet nie protestowali, szybko przeszli do biegu, obserwując jednak, co trener zamierza zrobić z tamtą dwójką.- Co to było?- zapytał trener. Mario i Roman spuścili głowy, nic nie mówiąc.- Od pewnego czasu coś między wami iskrzy. Nie jesteście swoimi wrogami, gracie w jednej drużynie! Halo! Rozumiecie?- krzyczał, gestykulując dłońmi, jak miał to w zwyczaju.
- Tak, trenerze.- odpowiedzieli chórkiem.
- Nie wiem, o co wam chodzi. Prywatne sprawy proszę zostawić poza boiskiem. Przypominam, że jesteśmy profesjonalistami! Koniec trenigu dla was. Wracajcie do domów.- machnął ręką.
- Ale trenerze. W piątek mamy mecz!- zawył niezadowolony Mario.
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej. Muszę się poważnie zastanowić, czy znajdziecie sie w podstawowej jedynastce.- oznajmił, wracając do reszty mężczyzn. Panowie w złych humorach przeszli do szatni. W ciszy zmieniali ciuchy, żaden z nich nie miał ochoty wchodzić pod prysznic. Atmosfera była strasznie napięta.
- Jeśli zrobisz krzywdę mojej córce, obiecuję ci, że będziesz tego żałował.- wysyczał wściekły bramkarz, upychając swoje rzeczy w szafce.
- Ubzdurałeś sobie, że jestem z nią tylko po to, żeby ją skrzywdzić.- prychnął brunet, zawiązując sznurówki od trampek.
- Po prostu ostrzegam cię tylko dlatego, że kiedyś cię lubiłem.- wyjawił.
- Aha, a co się zmieniło?- dopytywał Goetze, chętnie by się pojednał z kolegą. Chciał regularnie grać w wyjściowym składzie i miał dość jego humorków. No i lepiej nie mieć ojca swojej dziewczyny za wroga.
- Przyczepiłeś się do Sophie jak rzep psiego ogona.- burknął niezadowolony.
- Kocham ją.- odparł pewny siebie. Mógłby to powtarzać do znudzenia.
- Jesteś za młody, żeby wiedzieć co znaczą te słowa.- prychnął. Goetze działał mu na nerwy.
- Mylisz się.- zaprzeczył.- Sophie jest dla mnie jak tlen. Kiedy nie ma jej przy mnie, po prostu się duszę.- wyznał dumnie. Próbował przekonać sportowca do siebie.
- Co ty wiesz o miłości...-wywrócił oczami wyższy- Pamiętaj o moich słowach. Proponuję porozumienie. Na boisku zapominamy o wszystkim, co łatwe nie będzię, a poza nim najlepiej się do mnie nie odzywaj, ok?- wygłościł, ten który za kilka miesięcy będzie nosił na rękach noworodka.
- Jeśli tego chcesz to nie ma sprawy.- wyciągnął rękę w stronę przedmówcy.- Myślę, że to dobry początek.
- I tego się trzymajmy.- rzucił, ignorując wyciągniętą dłoń kolegi.- Niedozobaczenia.- dodał wychodząc. W drzwiach potrącił Durma, który jak reszta piłkarzy chciał dostać się do szatni. Weidenfeller nie zrwócił na nikogo uwagi i czym prędzej ruszył w stronę wyjścia.
- O co wam poszło?- zapytał zdezorientowany jak reszta drużyny Marcel. Tylko Reus był wtajemniczony we wszystko, toteż uśmiechał się, ściągając z nóg korki.
- Dobra, powiem wam.- oznajmił Mario, czym przykuł wszystkich z pomieszczenia.- Jak wyjdziecie z SIP i chwycicie pierwszą lepszą gazetę to i tak się dowiecie.- każdy obywatel Niemiec, mógł przeczytać w brukowcach gorący news- Ja i Sophie, córka Romka, jesteśmy od jakiegoś czasu razem.- chłopcy gratulowali Goetze. Nawet Kevin wpadł na pomysł, aby zrobić z tej okazji imprezę. Jednak Mario szybko przystopował jego zapał, ponieważ zielonooka piękność, chciała, jak najdłużej trzymać ich związek w tajemnicy. Bała się tego, co wypiszą o nich na okładkach. Bardzo nie spodobały jej się zdjęcia w magazynie, nie wspominając o informacjach, wyssanych z palca. Mimo to, będzie musiała się przezwyczaić do chodzących za nią paparazzi. Sławni ludzie nie mają zbyt wiele prywatności, a ona do nich dołączyła, gdy zaczęła spotykać się z Mario. Wcześniej media o Sophie po prostu zapomniały, co bardzo jej się podobało. Pora przyzwyczajać się do nowych norm!


****
I mamy kolejny post! Widziałam go inaczej, ale ostatecznie mi się podoba, a wam? Czekam na wasze opinie ;) Do następnego!










sobota, 8 listopada 2014

ROZDZIAŁ 17-,, Powinieneś jej pomnik postawić"

Scenka prawie, jak z reklamy dobrej kawy. Grupa roześmianch przyjaciółek plotkuje, żywo gestykulując, wmiędzyczasie delektując się aromatem ,,świeżo zmielonych ziaren". Tutaj sytuacja ma się bardzo podobnie, lecz główne bohaterką są raczej amatorkami malinowej herbaty. Usadowiły się wygodnie na sporym łóżku panny Keller, trzymając w dłoniach kubki z parującą cieczą. W ostanim czasie w życiach maturzystek zaszło wiele zmian, których niekoniecznie się spodziewały. Cieszyły się, iż udało im się tak zorganizować czas, aby znaleźć chwilkę na wspólną rozmowę.
- Pyszna ta twoja herbatka.- oznajmiła Sophie, upijając łyk gorącego jeszcze napoju.
- Idealna, kiedy za oknem taka pogoda.- rzekła jej koleżanka, układając sobie pod plecami jedną z puchowych poduszek dla większego komfortu.
- Wiosna sie nam chyba gdzieś po drodze zapodziała.- zaśmiała się zielonooka.
- Możemy rozwiesić jakieś plalakaty, ogłoszenia.- zachichotała, ta która pogodziła się już ze śmiecią brata.- Albo uzbroić się w cierpliwość.
- No niestety, nic więcej nam nie pozostaje.- zgodziła się- Opowiadaj mi lepiej co u ciebie.
- U mnie? Dużo zmian. Ale słyszałam, że ty na nude też nie narzekasz.- Olivia uniosła brew, dając do zrozumienia, że się czegoś domyśla.
- Zapytałam pierwsza!- wytknęła w jej stronę język.
- Dobra, nie bij.- wybuchnęły śmiechem.- Zacznę od początku.
- Sprytnie...- parsknęła blondynka, za co została zmierzona surowym spojrzeniem przyjaciółki.
- Tydzień temu Nick zaprosił mnie na spacer, co bardzo mnie zdziwiło, bo praktycznie codziennie biegamy razem. Było świetnie. Poszliśmy do centrum na pyszną szarlotkę z lodami. Nie kończyły się nam tematy na rozmowy. Czułam się przy nim swobodnie. Jakbyśmy byli stworzeni dla siebie.- zarumieniła się na wspomnienie tamtej chwili.- No i tak jakoś wyszło. Pocałowałam go. A najlepsze było to, że on nie miał nic przeciwko. A potem zapytał, czy nie spróbowalibyśmy... No i teraz mogę ci powiedzieć, że jestem z Nickiem.- uśmiechnęła się.
- Gratuluję! Strasznie się cieszę. Kiedy go przedstawisz?- dopytywała.
- Pewnie przy najbliższej okazji. Zobaczymy, jak to wyjdzie.- upiła łyk herbaty.
- Wiedziałam, że coś z tego sie wykluje.- wyszczerzyła się.
- No właśnie, skoro jesteśmy już przy przewidywaniu... Co tam u Mario?- zaśmiała się.
- Chyba ma się dobrze, z tego co wiem. - odruchowo przygryzła wargę.
- Oj ty to wiesz najlepiej.- znowu wybuchnęły śmiechem.- Powiedzieliście ojcu?
- Jeszcze nie. Szczerze, to boję się jego reakcji.- wyznała.
- Sophie, ale przecież on lubi Mario, dobrze go zna, więc...- zastanawiała się głośno.
- No właśnie. Kolega z boiska, chłopakiem córki...? Nie wiem, co on o tym pomyśli. Nigdy nie rozmawialiśmy razem o chłopakach. Kocham Mario i nawet jeśli tata nie ucieszy się na wieść o naszym związku, to z nim będę. Ale przyznaje, że wreszcie dogaduję się z Lisą i Romanem. Nie chciałabym tego niszczyć.- powiedziała, odstawiając pusty już kubek na stoliczek nocny.
- Awwwww...- skomentowała wypowiedź przyjaciółki.- Jesteście tacy słodcy, chyba zaczne was shipować.- zachichotała.
- Bardzo śmieszne.- rzekła z sarkazmem.
- Dziwne, że dziennikarze jeszcze nic nie zauważyli. A tu taki news się szykuje.- wyszczerzyła się.
- Raczej nie spotykamy sie w miejscach publicznych. Co to by było gdyby ojciec, dowiedział się o nas z gazet...- córka bramkarza uniosła brwi.
- Żeby was nie wyprzedzili z tą nowiną.- ostrzegła Olivia.
- Spokojnie kochana, trzymam ręke na pulsie. Przynajmniej tak mi sie wydaje.


*****
Siedziała na kuchennym krześle, przeglądając kolejne strony jakiegoś kolorowego czasopisma. Dziwiła się, jak ludzie mogę czytać takie bzdury. Kogo interesuje, gdzie najwięcej botoksu można znaleźć u znanych gwiazd filmowych? Gazeta ta wpadła w dłonie blondynki przez przypadek. Leżał na stole, a duże i jaskrawe literki przykuły jej uwagę. Czyżby Lisa czytała takie bzdury? Wiadomości wyssane z palca? Nie raz widziała modelkę z grubszą książką w dłoni, wywnioskowała z tego, iż lubi pochłaniać lektury. Ale w tych kilku kartkach nie znalazła żadnych ciekawych informacji. Po co wiedzieć jej, ile pieniędzy na swoje wakacje wydaje przeciętny celebryta? Z głębokiej zadumy wyrwał ją dźwięk dzwonka. Jako, że była w tej chwili sama w domu, udała się do drzwi. W wejściu ujrzała spory bukiet białych róż, a zaraz za nim jak się domyśliła dostawcę.
- Dzień dobry. Pani...- rzucił wzrokiem na plik formularzy, które trzymał w lewej dłoni.- Sophie Weidenfeller?- zapytał, promiennie się uśmiechając.
- Tak, to ja...- odparła z lekkim zdziwieniem.
- Kwiaty dla pięknej pani.- wręczył jej wiązankę.- Proszę podpisać tutaj.- użyczył blondynce długopisu, po czym wskazał lukę, w której miała wstawić swoją parafkę.
- Ale jest pan pewien, że to do mnie?- dopytywała.
- Nasza firma jest jedną z najlepszych w Niemczech. Nie popełnilibyśmy takiej pomyłki.- zapewnił. Ostatecznie nastolatka przyjeła bukiet, kierując się z nim do kuchni. Umieściła go w wazonie z zimną wodą. Obejrzała prezent dokładnie z każedej strony. Trzeba było przyznać, że kwiaty wyglądały przepięknie, na dodatek był to jej ulubiony gatunek. Pomiędzy łodygami róż znalazła starannie złożoną karteczkę. A jej treść brzmiała następująco:
,, Mam nadzieję, że nie udusisz mnie za kwiaty. Wiem. Nikt nie miał wiedzieć, ale musiałem Ci coś wręczyć 14 lutego. Nie zdążyłbym dostarczyć ich osobiście. Jutro mamy mecz na wyjeździe i mam 2 godziny, żeby spakować się po treningu. Obiecuję, że uczcimy to święto w innym terminie. Kocham Cię jak wariat. Nie gniewaj się na mnie. I tak będę ciągle myślał o Tobie i tęsknił. Twój M. PS Buziaków nie wysyłam, bo mają być ode mnie, a nie od tego dostawcy."
Przeczytała krótki liści kilka krotnie, szeroko się uśmieczając. Cieszyła się, że Mario o nie nie zamoniał. Nie potrafiła się na niego gniewać. Z resztą to nie jego wina, iż mecz przypadł akurat na walentynki. Nie był to tandetny wierszyk tzw. kopiuj-wklej. Śmiała się, kiedy wyobrażała sobie, jak młody Niemiec biega po całym mieszkaniu w poszukiwaniu ładowarki, słuchawek i innych potrzebnych mu rzeczy. Zawsze robił wszystko na ostatnią chwilę i tak było również tym razem. Schowała liścik do kieszeni jeansów. Za pewne jeszcze nie raz na nią zerknie, wspominając chłopaka. Kiedyś było to dla niej nie do uwierzenia, że nawet kilka słów na papierze od ukochanej osoby, potrafi sprawić tyle radości i dodać energii na resztę dnia. Blondynka chwyciła za zielone jabłko. Usłyszała, że ktoś wszedł do domu, a po chwili w pomieszczeniu zawitał jej ojciec.
- Witam!- krzyknął uśmiechnięty. Córka kiwnęła tylko głową, ponieważ przeżuwała akurat część owocu.- O! A dla kogo tyle kwiatów?- zapytał wyraźnie zdziwiony, wyciągając z szafki butelkę z wodą mineralną.
- Dla mnie.- rzekła, konsumując swoją zdrową przekąskę.
- Od kogo?- dopytywał lekko zaskoczony.
- Od mojego chłopaka.- odpowiedziała zgodnie z prawdą. Stwierdziła, że to dobry moment aby w małym stopniu uświadomić tatę, który właśnie zakrztusił się napojem.
- Ale jak? Kto? Kiedy?- nie wiedział, o co najpierw zapytać. Każda informacja była dla niego równie ważna.
- Mów wolniej.- zaśmiała się.
- Od jak dawna masz chłopaka?- udało się mu ułożyć poprawne pytanie.
- Jakiś czas... Nie długo...- odpowiedziała tajemniczo. Gdyby podała dokładną datę, domyśliłby się, kto może być jej wybrankiem. W sumie nie skłamała. Dla kogoś ponad dwa miesiące to może być mało.
- Dlaczego nic wcześniej nie mówiłaś?- oparł się o kuchenny blat.
- Nie wiedziałam czy to wyjdzie i nie chciałam zapeszać.- wyjaśniła.
- A kiedy go nam przedstawisz? Chciałbym go poznać.- oznajmił spokojnie. ,, Jak mam przedstawić im kogoś, kogo dobrze znają?"- pomyślała.
- Nie wiem, kiedy on będzie miał czas...- zaczęła się wykręcać.
- Nie znajdzie go dla ciebie?- uniósł brew.
- Nie o to chodzi. Ma też swoje obowiązki...-nie chciała zdradzać zbyt wiele.
- Pracuje? Jest starszy?- przeraził się.
- Spokojnie, oddychaj.- zachichotała.- Tak pracuje i jest starszy, ale nie dużo.
- Czyli ile? Rok, dwa?- dopytywał.
- Trochę więcej... Ale byłeś blisko. Zresztą czy to ważne? Ważne, że się kochamy, prawda?- ugryzła swoje jabłko.
- Nie chciałbym, abyś chodziła ze starym zgorzkniałym dziadem.- rzekł, drapiąc się po głowie.
- To mi nie grozi.- uśmiechnęła się promiennie.- On jest przystojny, zabawny, energiczny, troskliwy, czasami nawet odpowiedzialny. Ma sto pomysłów na minute, dzięki czemu nie da się z nim nudzić...- rozgadała się.
- Czyli, że to coś na poważnie...- podsumował Roman.
- Tak. Strasznie go kocham.- wyznała.
- Już sie nie mogę doczekać, kiedy go poznam.- oznajmił, chowając ręce do kieszeni spodni.
- Liczę, że będziesz wyrozumiały.- oświadczyła, wyrzucają ogryzkę do kosza.
- Nie rozumiem... Inna religia? Może inne obywatelstwo?- zastanawiał się głośno.
- Sam zobaczysz. Nie masz się czym martwić.- zapewniła go.
- O Boże... Arab?- zakrył dłonią usta.
- Nieeeee... Matka Niemka, ojciec Niemiec. Wyluzuj.- zaśmiała się, widząc ulgę na twarzy rodzica.
- Jak ja mam być wyluzowany?- przytulił ją do siebie.- Kiedy jakiś obcy facet, miesza w głowie mojej kochanej córeczce. Chciałbym cię przed wszystkim uchronić nawet przed złamanym sercem.- wyznał, całując ją w czubek głowy.
- On taki nie jest.- zaprzeczyła.- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.- oznajmiła.
- Tylko niech mi się z łapami od ciebie z daleka trzyma.- pogroził palcem.
- Oj tato...- prychnęła.
- No co? Jak nie daj Boże, on cie skrzywdzi, to będę pierwszy, który mu przywali. A zaraz za mną Felix, Matt, Adam, twój Marcel no i oczywiście Mario.- zaśmiał się.
- Nie będzie takej potrzeby.- zapewniła, opuszczając pomieszczenie.
- Sophie, zaczekaj. A ten bukiet to z jakiej okazji?- zapytał.
- Dziś są walentynki.- rzekła.
- O cholera...- złapał się za głowę.- No tak 14 luty... Jadę do sklepu coś kupić. Jak Lisa wróci i pytałaby o mnie, to powiedz, że jestem na rozmowie u trenera.- krzyknął, szukając w kuchni portfela.
- Nie ma sprawy.- zaśmiała się.
- Jak dobrze, że posłuchałem Lisy i spakowałem te walizki wcześniej.- głośno westchnął.
- Powinienieś jej pomnik postawić.- wzruszyłam ramionami.
- Dziś już chyba nie zdążę. Muszę wymyślić coś innego...- i tyle go widziała. Wybiegł z domu, jakby się paliło.


****
Właśnie wrzuciła do plecaka sportowe ciuchy, tak jak doradził jej Goetze. Chciał ją gdzieś zabrać, reszte szczegółów zatrzymał dla siebie. Miała nadzieję, że uda jej się dowiedzieć po drodze, jakie plany ma chłopak. Bardzo ciekawa randka. Liczyła na to, aby nie musiała biegać. Wszystko, tylko nie to. Tymczasem, chwyciła jeszcze za bluzę z kapturem, po czym przeszła do korytarza. Słyszała, iż telewizor był włączony, co oznaczało, że Lisa i Roman oglądają w salonie film. A gdyby tak spontanicznie powiedzieć im o Mario? Chłopak i tak zaraz miał się tu pojawić. Jeśli będzie to dłużej planować, to na bank nic z tego nie wyjdzie. Uniknęłaby napiętej atmosfery...Teraz albo nigdy. Przeszła do pomieszczenia, gdzie para leżała wygodnie na kanapie, a obok nich wierny labrador.
- Zaraz wychodzę, i chciałam wam kogoś przedstawić...- nie miała pojęcia, jakiego słowa użyć, bo przecież Niemca już znają, ale nie jako jej chłopaka.
- Oj, mogłaś powiedzieć wcześniej. Przygotowałabym coś.- oznajmiła modelka, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Na pewno nie zostaniemy na długo.- zapewniła.
- Randka...- pokiwał głową bramkarz.
- Raczej nie.- zaśmiała się- Po prostu spędzimy razem czas. Tylko proszę was. Bądzcie wyrozumiali. A zwłaszcza ty, tato.
- Nie rozumiem... Wstydzisz się mnie, czy co?- zmarszczył brwi.
- Bądź miły. Zresztą sam zaraz zobaczysz...- opuściła salon, kierując się ku drzwiom. Po chwili usłyszała dzwonek, po czym zaprosiła do domu bruneta.
- Witam moją piękność.- przewitał się subtelnym pocałunkiem. Od razu zauważył, że Sophie czymś się denerwuje.- Coś się stało?- zdziwił się.
- Powiedźmy im o nas. Teraz.- oznajmiła, patrząc w brązowe oczy piłkarza.
- Wiesz, ja nie mam z tym żadnego problemu, ale nic na siłe.- powiedział, uśmiechając się.- Mógłbym wykrzyczeć całemu światu, że mam ciebie.
- Nie czaruj, nie czaruj...- zaśmiała się.- Chodźmy. Czekają.- szła przodem, a zaraz za nią brunet.
- Miejmy to już za sobą.- wyszeptał, gdy wchodzili do pokoju dziennego.- Siemka!- krzyknął na przewitanie reszcie domowników, chwytając zielonooką za dłoń. Świadomie dodał jej tym gestem odwagi.
- To właśnie o Mario wam opowiadałam.- rzekła, promiennie się uśmiechając.
- Gratuluję wam! Jaki ten świat jest mały.- zaśmiała się Lisa. Głaskała psa, który leżal na jej kolanach. Najstarszy z towarzystwa wybuchł histerycznym śmiechem.
- Żartujecie sobie z nas? Sory, ale ja sie nie nabrałem.- trzymał się za brzuch, który musiał go rozboleć.
- Po co mielibyśmy to niby robić?- zapytał zdziwiony młodzieniec.
- Ja cie przecież dobrze znam. Pewnie chcecie mnie wkręcić. Zaraz wyskoczy Reus z kamerą w ręku.- usiadł na oparciu fotela.
- Pięknie razem wyglądacie.- wtrąciła długonoga.
- Dziękujemy.- dziewczyna cieszyła się, że chociaż Lisa nie ma nic przeciwko ich związku.- Myślę, że Marco ma ciekawsze rzeczy do roboty.- rzuciła z ironią. Ostatecznie zawodnikowi Borussii udało się opanować. Spoważniał, po czym zaczął wpatrywać się w młodych ludzi.
- Czyli, że wy... tak na serio?- nie mógł uwierzyć, w to co powoli zaczęł do niego docierać.
- Właśnie próbujemy ci to uświadomić.- westchnęła zniecierpliwiona nastolatka.
- Mario... To jest moja córka...- spojrzał na niego błagalnym wzrokiem, jakby chciał go przekonać do zmiany zdania.
- Przecież wiem o tym.- wyszczerzył się Niemiec.- Macie takie same oczy i bardzo podobne charaktery. Uparci jak...- nie zdążył dokończyć, ponieważ otrzymał sójkę w bok od swojej dziewczyny. Pan domu kręcił głową z niedowierzeniem. Widział zmiany, które zaszły w zachowaniu kolegi z boiska, ale nie spodziewał się, że są one spowodowane właśnie przez jego dziecko.
- Nie wiem co powiedzieć...- przyznał- Na pewno nie mam ochoty skakać z radości na tę wiadomość.- przetarł twarz dłońmi, chcąc upewnić się, czy nie śni.- Nie podoba mi się to. Wogóle, jak długo się znacie?- zapytał, szukając dziury w całym.
- Wystarczająco.- oznajmiła szorstko panna Weidenfeller.- I nie pytamy cię o to, co powiedziałbyś gdybyśmy byli parą, tylko chcemy uświadomić ci, że już nią jesteśmy.- rzuciła podirytowana, strach zastąpiła złość.
- Ja poprostu się zakochałem. Nie ma dla mnie znaczenia, kto miałby być w przyszłości moim teściem...- wzruszył ramionami brunet.
- Przystopuj młody.- gestem dłoni, przerwał wypowiedz chłopaka.- Masz jeszcze sporo czasu, żeby zacząć myśleć o ślubie. A my musimy sobie kiedyś porozmawiać, tak w cztery oczy.- wyburczał obrażony, po czym opuścił salon.
- Dajcie mu jeszcze trochę czasu. Musi wszystko na spokojnie przemyśleć.- oznajmiła Lisa. Po chwili Mario z Sophie znaleźli się już w jego aucie. Chłopak sprawnie pokonywał ulice Dortmundu, rozmawiając przy tym z dziewczyną.
- Jak myślisz, o czym on chce z tobą gadać?- zapytała blondynka, przypatrując się profilowi kierowcy.
- Nie wiem... Pewnie mam trzymać od ciebie metrowy dystatns.- zaśmiał się Niemiec.
- Ups... To chyba troszkę za późno...- zawtórowała mu śmiechem.
- Ale nie mówmy mu o tym. Bo mnie zabije.- spoważniał na chwilę.
- Nawet nie dopuszczałam takiej opcji do głowy.- uśmiechnęła się promiennie.- Mario, gdzie my tak na prawdę jedziemy?- zapytała. Nie rozpoznawała okolicy, po której się poruszali.
- Zawsze dotrzymuję złożonych obietnic, więc zabieram cię na salę, gdzie trenuję boks.- wyjaśnił.
- Świetnie!- wyraźnie się ucieszyła.- Zaraz, zaraz... A po co mi tamte ciuchy?- wspomniała o plecaku, który wcześniej zapakowała na tylne siedzenie.
- Jak to po co? Ćwiczysz ze mną.- zaśmiał się, parkując pod budynkiem, który był celem ich krótkiej przejażdżki.
- Żartujesz? Wiesz, że ja nie umiem? Jeszcze zrobie komuś krzywdę przez przypadek.- powiedziała, zakładając nogę na nogę.
- Nauczę cię. To nie jest takie skoplikowane, a o tej godzinie nikt już nie trenuje. Będziemy sami.- wyjaśnił, odpinając swój pas bezpieczeństwa.
- Mimo to, wolałabym tylko patrzeć...- próbowała się wymigać.
- Nie ma tak łatwo. Wychodzisz sama, czy mam ci pomóc?- zapytał, stojąc już na zewnątrz i wyjmując ich torby z samochodu. Jednak zielonooka zdecydowała się opuścić pojazd oraz spróbować czegoś nowego, czym był dla niej boks.- Na pewno ci się spodoba.- zapewnił przepuszczając dziewczynę w drzwich od szatni, jak na dżentelmena przystało.
- Tylko sie ze mnie nie śmiej. Nigdy nie miałam rękawic na rękach.- ostrzegła, będąc już przebrana w czarne leginsy i szary top. Chłopak miał na sobie spodenki dresowe przed kolano i biały podkoszulek.
- Wszystko ci pokaże. Zobaczysz, jaka to frajda.- poprowadził ją do pomieszczenia, przeznaczonego właśnie do uprawiania tego sportu. Znalazło się w nim kilka materacy, duży ring po środku, i kilkanaście worków treningowych, podwieszonych przy suficie.- Proszę bardzo.- wręczył jej niezbędy element stroju dzisiejczego dnia, czyli niebieskie rękawice. Pomógł nastolatce je ubrać, po czym wręczył jej kilka cennych wskazówek: jak trzymać gardę, jak prawidłowo uderzać itp.- No to próbuj.- wyszczerzył się, trzymając jeden z worków, aby nie odskoczył pod wpływem ciosu.
- Może lepiej stamtąd odejdź...- zmrużyła brwi.
- Oj już nie gadaj, tylko wal.- przewrócił oczami, słyszac, jak blondynka się wacha.
- Żeby nie było, że nie mówiłam.- podsumowała, po czym zastosowała się do polecenia piłkarza. Z każdym kolejny uderzeniem, podobało jej się coraz bardziej. Mogła sobie wyobrazić, że tym workiem jest jej największy wróg czy osoba, z którą by się pokłóciła. Wyładować na nim wszystkie negatywe emocje. Mario również ćwiczył dla podtrzymania kondycji. Nie kryjmy, że wychodziło mu to lepiej, ale lata praktyki robią swoje. Sophie i tak była zadowolona z miło spędzonego wieczoru z sportowcem. Kiedy szli w stronę łazienek, aby zmyć z siebie pot, blondynka oświadczyła:
- Wiesz co, po dzisiejszej lekcji wiem jedno.
- Aż się boję zapytać, co...- zaśmiał się, popijając wodę mineralną.
- Nie chciałabym znaleźć się w skórze jakiegość gościa, który miałby z tobą na pieńku.- podsumowała.
- Są ode mnie zdecydowanie lepsi. Przychodzę tu raczej dla relaksu, a inni trenują zawodowo.- wyjaśnił, zastawiając jej przejście.
- Dla mnie zawsze będziesz najlepszy.- oświadczyła, składając na wargach bruneta namiętny pocałunek, co bardzo mu odpowiadało.


****
Pierwszy raz byłam w sytuacji, że wene i chęci miałam, a czasu ani trochę :/ Przepraszam was bardzo za takie opóźnienie, wybaczycie? Bardzo starałam się napisać dla was powyższy rozdział, jak najlepiej... Podoba się? Proszę zostawiajcie po sobie ślad w komentarzach. Na prawdę miło jest czytać wasze opinie :) Nie wiem, kiedy pojawi się kolejna część... To zależy od czasu i waszych kometarzy ;) wena jest, reszta w waszych rękach. Pozdrawiam :*
PS Odpowiedzi do nominacji, znajdziecie w poście: Liebster Award I, II.