sobota, 27 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 21-,, Na podbój Bawarii!"

Pudła, pudła, wszędzie pudła. Kto by pomyślał, jeden niewielki pokój, a tyle kartonów potrzebnych do zapakowania najpotrzebniejszych rzeczy. Sophie nie mogła rozstać się z swoimi płytami CD czy innymi drobiazgami, łączącymi się z masą wspomnień. Minęło sporo czasu zanim się z wszytkim uporała, ale dobry humor nie odstępywał jej nawet na krok. Cieszyła się, że wraca do miasta, w którym się wychowała. Wreszcie zacznie tak długo wyczekiwane, dorosłe życie. Będzie spełniać swoje marzenia, uczęszczając na uniwersytet w Monachium. Ale największą radość sprawiała zielonookiej myśl, że przy jej boku będzie trwał Mario. Zamieszkają pod jednym dachem. Można powiedzieć, że oby dwoje zaczną pisać nowy, wspólny rozdział w ich życiu. On w innym klubie, ona w innej szkole, jednak wciąż razem. Kiedyś bała się ich przyszłości, teraz patrzy do przodu z podniesioną głową. Ostatecznie udało się spakować wszystkie drobiazgi do kartonów. Mario razem z dwójką mężczyzn, którzy mieli bezpiecznie dostarczyć ich rzeczy do Bawarii, znosili pudła, po czym układali jej w dużej ciężarówce. Piłkarz poruszał się już bez gipsu czy buta ortopedycznego. Niestety nadal musiał się oszczędzać, co bardzo go denerowało. Gdy biegał czy ćwiczył na siłowni, a pot spływał po jego ciele, czuł się jak ryba w wodzie. Właśnie tego mu brakowało. Nie chciał stracić dobrej kondycji. Jednak trzeba ponosić konsekwencję za to, co robimy. Poradzi sobie, to nie pierwsza kontuzja Niemca. Wie, że wróci silnejszy. Przy okazji nauczy się cierpliwości i pokory. Tymczasem blondynka omiatała salon ostatnim spojrzeniem. Do pomieszczenia zawiatał jej rodzic, ciężko wzdychając.
- Czyli tak się czuje ojciec, którego dziecko opuszcza gniazdo...- uśmiechnął się, chowając ręce w kieszeniach dżinsów.
- Nie zauważysz, że mnie nie ma.- odpowiedziała wzruszając ramionami i odwzajemniając uśmiech.
- Moja córeczka sama w takim wielkim mieście...- westchnął- Ale nie zapomnisz o starym ojcu?- zapytał z nutką nadzieji w głosie.
- Będę dzwonić, pisać. Nie wyprowadzam się do innego kraju..- puściła w jego stronę oczko.- I nie będę sama. Mam Mario.- kiwnęła głową w kierunku drzwi między którymi, co chwilę przechodził jej chłopak, dźwigając kartony.
- No tak, jak mogłem zapomnieć.- wywrócił teatralnie oczami.- Wiesz, na początku myślałem, że to będzie krótkotrwały związek. Rozejdzie się po kościach. Jednak wspólne mieszkanie to duży krok do przodu.- stwierdził.- I chyba muszę przezwyczajić się z faktem, że tak szybko nie zrezygnujesz z tego gościa.
- Bardzo go kocham.- oznajmiła- I cieszę się, że nie żyjemy w czasach, kiedy rodzice wybierali dzieciom partnerów.- wzdrygnęła się. Piłkarz Borussii wybuchnął gromkim śmiechem.
- Koniec!- klasnął w dłonie uradowany Mario, wchodząc do pokoju dziennego- Nasze rzeczy są już w drodze do Monachium.- oświadczył.
- To będziemy się już zbierać...- powiedziała blondynka, biorąc torebkę z kanapy- Jeszcze raz pożegnaj ode mnie Lisę i mojego brata.- przytuliła go mocno.
- Dlaczego brata? Przecież nie znamy płci dziecka.- zdziwił się. Lisa chciała poczekać z tą informacją do porodu. Miała to być wielka niespodzianka dla wszystkich.
- Zobaczysz będzie chłopiec. A ja będę go ubierać, tak żeby każda dziewczyna w piaskownicu była jego.- zaśmiała się.
- Myślę, że na tym etapie wystarczy wiaderko i łopatka.- wtrącił rozbawiony brunet, przyglądający się całej scence.
- Oj cicho. Niszczysz moje plany.- rzekła, uśmiechając się.- Odezwę się, jak dojedziemy na miejsce.- wreszcie uwolniła się z ojcowskiego uścisku- Do zobaczenia!- pomachała, zajmując miejsce pasażera.
- Troszcz się o nią. To mój największy skarb i oddaje go w twoje ręce.- zwrócił się do młodszego.
- Poradzimy sobie. Będę pilnował jej jak oka w głowie.- zapewnił, chcąc otworzyć drzwi od auta, aby wsiąść.
- Jeszcze jedno!- zatrzymał go Weidenfeller- Powodzenia tam w Bayernie, pokaż im, co potrafisz.- oświadczył Niemiec. W końcu żegnał również kolegę, który opuszcza Borussię dla wroga.
- Dzięki.- odparł szczerze zdziwiony Goetze i zasiadł za kierownicą. Dziś Roman był dla niego miły, nawet życzył mu powodzenia. Czyżby topór wojenny zakopany? I odjechali, zostawiając za sobą żółto- czarne miasto.
- O czym tam gadaliście?- zapytała dziewczyna, która nie usłyszała końcowej wymiany zdań między mężczyznami.
- O życiu moja kochana. O tobie i o mnie.- powiedział rozmarzonym tonem.
- Rozumiem...- pokiwała głową- Myślisz, że nie pozabijamy się, mieszkając razem? Albo nie znudzimy się sobą? W końcu jakoś szybko to się potoczyło...
- Będę miał cię przy sobie, będę budził się obok ciebie rankiem. Będziesz krzyczeć na mnie, że zostawiam po sobie bałagan, będziemy razem oglądać głupie komedie, chodzić na spacery, na zakupy. Będzie po prostu idealnie. Tak, jak chciałem.- w policzkach chłopaka ukazały się urocze dołeczki.
- Wiesz, myślałam o tym, że inne pary, które spotykają się ze sobą kilka lat, boją się żyć pod jednym dachem.- zauważyła, zerkając na reakcję Niemca.
- My nie jesteśmy- inni. Nie mamy, na co czekać.- wplótł swoje palce w dłoń dziewczyny.- Jestem pewny, że nie będziesz niczego żałować.
- Wystarczy mi, że nadal będziesz częścią mojego świata.- rozpromieniła się.
- Obiecuję.- skradł jej całusa, po czym zielonooka oblała się rumieńcem.
- Nie mogę się doczekać.- wyznała uśmiechnięta- Czyli, kierunek Monachium.
- Na podbój Bawarii!- podsumował sportowiec. Blondynka zaśmiała się, widząc iskierki w oczach bruneta. Tak, jak ona był podekscytowany i chciał już znaleźć się na miejscu. Niemieckim autostradą nie można nic zarzucić, także droga minęła dość szybko. Młodzież zatrzymała się tylko dwa razy na stacji benzynowej, aby rozprostować kości. Z Dortmundu wyjechali o dziewiątej rano, a w Monachium zameldowali się chwilę po piętnastej. Bez problemów dotarli do nowoczesnego apartamentowca w centrum miasta. Goetze kupił tam urządzone już mieszkanie. Z tego miejsca piłkarz miał blisko na stadion, a przyszła studentka spokojnie przeszłaby się na uniwersytet pieszo. Uniknęłaby w ten sposób korków na drogach i nie musiałaby wstawać wcześniej, aby je ominąć. Oczywiście cena nie grała roli. Brunet chciałby było przestronnie, wygodnie i w miarę blisko do Alianz Areny. Wprowadził blondynkę do mieszkania, wcześniej otwierając przed nią drzwi. Znaleźli się w niewielkim korytarzu z komodą i wieszkiem na kurtki. Dalej przechodziło się do salonu. Pokój dzienny wydawał się być jasnym pomieszczeniem. Kremowe ściany, meble w lekkim brązie i wielkie okno od paneli po sam sufit. Można było przez nie podziwiać panoramę miasta, piękny widok. Na środku znalazła się spora kanapa w czarnym obiciu, kontrastująca z jasnymi elementami pokoju. Blondynka zachwyciła się pomieszczeniem, a zwłaszcza oknem na świat. Przy szybie ujrzała drobną pufę w kolorze sofy. Wiedziała, że od dziś będzie tam spędzać wiele czasu. Świetne miejsce na czytanie książki czy obserwowanie ulic i budynków z tej perspektywy. Salon i kuchnia oddzielono ścianą, na której umieszczono duży telewizor. Pomieszczenie obok zaopatrzono we wszystkie potrzebne sprzęty typu garnki, patelnie. Jednak lodówka świeciła pustkami, w najbliższej przyszłości trzeba będzie wybrać się na zakupy.
- Jejku... Tu jest cudownie.- podsumowała zadowolona dziewczyna, dotykając dłonią ciemnego blatu.
- Wiedziałem, że ci się spodoba.- uśmiechnął się triumfalnie.- Chodź, to nie wszystko.- porwał ją na drugą stronę mieszkania. Niemka zwiedziła jeszcze łazienkę, która była dwa razy większa niż ta w domu Weidenfellera. Jako wisienkę na torcie, Mario pokazał wybrance sypialnie połączoną z garderobą. Pokój przypadł do gustu zielonookiej. Wszystko stało na swoim miejscu idealnie, nie przestawiłaby nic. A pomieszczenie na ciuchy na pewno się przyda, biorąc pod uwagę, ile koszul posiada brunet. Mężczyzna właśnie objął Sophie.
- I...?- wyczekiwał na odpowiedz.
- Piękne mieszkanie. Takie nowoczesne i ciepłe. Zaprasza, żeby tu zamieszkać.- rzekła, odwzajemniając uścisk chłopaka.
- Jeśli chcesz coś pozmieniać... Mamy wolną rękę.- dodał, patrząc w jej rozpromienione tęczówki.
- Jest jedna rzecz.- wyszczerzyła się.- Wiesz, nie podoba mi się ten kolor ścian w korytarzu. To nic wielkiego. Tylko ta zieleń do mnie nie przemawia. Może z czasem się przezwyczaję.- wyznała.
- Można pomalować. Zaraz zadzwonię do tej firmy, która przywiozła nasze rzeczy. Znajdę ich numer. Zajmują się nietylko przewozem, remontują też domy, więc...- zaczął szukać po kieszeniach komórki.
- Zaczekaj.- zaśmiała się dziewczyna- Po co ich znowu fatygować? Mamy swoje pudła, a oni na pewno mają poważniejsze zgłoszenia niż jakieś ściany. Pomalujmy je sami.- zaproponowała. Niemiec spojrzał na nią podejrzliwie.
- Mówisz serio? W tymczasie, kiedy oni będą malować, możemy zrobić wiele ciekawszych rzeczy...
- Zamówimy farbę przez internet. Jutro odbierzemy ją w sklepie... Będzie fajnie.- wzruszyła ramionami.
- Dobra.- zgodził się- Ale to jutro. A teraz idziemy odpocząć.- oznajmił.
- Hahaha. Nie ma takiej opcji. Trzeba rozpakować kartony.- przypomniała.
- Nigdzie się nie pali. Zrobimy to później...- jęknął niezadowolony.
- O nie mój drogi. Bierz się za te z ciuchami, ja zajmę się kosmetykami.- wskazała brunetowi odpowiednie pudła.
- Mamo, ratuj.- wywrócił oczami, otwierając jeden z pierwszych kartonów. I właśnie w taki sposób Sophie z Mario spędzili kilka godzin. Wspólnymi siłami uporali się z pakónkami. Udało się pomieścić wszystkie koszule bruneta w garderobie, ba, nawet starczyło miejsca dla panny Weidenfeller. Wczesnym wieczorem blondynka zabrała sportowca na spacer. Dziewczyna dobrze znała tą część miasta, właśnie tu spędziła najpiękniejsze chwile dzieciństwa. Pokazała mężczyźnie skatepark, w którym stawiała pierwsze kroki na rampach. Odwiedzili park, jak i zdaniem zielonookiej najlepszą lodziarnię w Monachium. Przechadzali się uliczkami, aż znaleźli Subway'a. Tam zjedli kolację, ponieważ nie mieli już sił, by wybrać się na zakupy do sklepy spożywczego. Po skonsumowaniu wyśmienitych kanapek wrócili do ich wspólnego mieszkania. Pierwszy raz nie musieli się rozstawać, po mile spędzonym czasie w swoim towarzystwie. Blondynka nie potrzebowała kontrolować godziny, aby wrócić do domu ojca o właściwej porze. Bardzo jej się to podobało. Wreszcie dorosłe życie. Miała w planach znaleźć pracę, która nie kolidowałaby z zajęciami na uczelni. Wtedy była by w pełni niezależna.
***
Nie jest to dla nikogo zaskoczeniem, że jako pierwszy następnego dnia oczy otworzył brunet. Obserwował, śpiącą jeszcze przy jego boku kobietę i czuł się świetnie. W tej chwili miał siły, by przenosić góry. Przypomniał sobie, kiedy pierwszy raz spotkał Sophie. Od razu zauważył, że jest piękna lecz jego uwagę przykuły oczy blondynki. Później okazało się, że jest córką Romana. Wieki zbierał się w sobie, aby wyznać jej co czuje. Bał się, że dziewczyna się wystraszy albo go wyśmieje. Potem wszystko potoczyło się szybko, a teraz mieszkają razem. Jest największym szczęściarzem. Nic by nie zmienił w swoim życiu. Jak wróci do pełnej sprawności fizycznej będzie w siódmym niebie. Jego marzenie zacznie się spełniać. Czego chcieć więcej? Jednak piłkarz nie wiedział, co ma się wydarzyć. Jak wpłyną na niego nowe znajomości? Życie da mu porządną lekcję. To dopiero początek jego historii, ale nie wyprzedzajmy faktów. Mario próbował powoli wyjść z łóżka, jednak zbudził tym zielonooką.
- Gdzie ty się wybierasz?- przyciągnęła go do siebie, kładąc głowę na torsie bruneta.
- Na poranny jogging.- powiedział, gładząc jej włosy, które znajdowały się w kompletnym nieładzie.
- Przecież nie możesz jeszcze...- westchnęła, nadal nie otwierając oczu- Wczoraj sporo chodziliśmy, musisz się oszczędzać. Lepiej nic nie przyśpieszać.
- Masz rację.- przyznał.
- Jak zawsze.- uśmiechnęła się- Idz spać.
- Kochana nie ma spania już poranek.- zaśmiał się- Lecimy po farbę do sklepu i chwytamy za pędzle.
- Jeszcze pięć minut.- jęknęła. Usłyszała, że Mario poszukuje czegoś na stoliku nocnym.- Tylko nie próbuj...- nie zdążyła. Niemiec znalazł odpowiedniego pilota, po czym odsłonił żaluzje w oknie, a promienie słońca zaczęły drażnić powieki dziewczyny.- Nie masz serca.- prychnęła, odwracając się na drugi bok. Brunet wybuchł niepohamowanym śmiechem.
- Jesteś słodka, kiedy się tak fochasz.- wyszeptał do jej ucha.
- A idź mi...- machnęła ręką, okrywając się szczelniej kołdrą.
- Dalej wstawaj.- zaśmiał się, zabierając jej pościel.
- Jeszcze ci się odwdzięczę.- zagroziła- Pierwsza w łazience!- krzyknęła, biegnąc by zająć pomieszczenie.

****

- Popraw tą folię, bo nakapiesz farbą.- zauważyła zielonooka, poprawiając swój kapelusz z gazety, który zdobił jej głowę.
- No coś ty, ja?- oburzył się, a błękitna maź spłynęła z jego pędzla na podłogę.- Oj...
- Ja tego nie będę sprzątać.- załamała ręce.- Gorzej niż z dzieckiem.
- Nie przesadzajmy. Zabieramy się do roboty.- zaczął pokrywać ścianę nową farbą. Bawili się świetnie, brudząc siebie i wszystko do okoła. Dzięki Bogu, że zabezpieczyli wszystkie wartościowe rzeczy folią. Korytarz był małym pomieszczeniem, więc szybko pokryli go niebieskim kolorem.
- Jestem cała w niebieskiej farbie.- wybuchnęła śmiechem, przeglądając się w lustrze.- To przez ciebie!- dała mu sójkę w bok.
- Jestem niewinny. To pomówienia.- ucałował zielonooką w policzek, który wcześniej umazał farbą.
- Krasnoludki?- uniosła brew.
- Podstępne stworzenia.- oparł głowę na ramieniu panny Weidenfeller. Stali tak przez chwilę, wpatrując się w wspólne odbicie.- Ładnie nam w niebieskim.
- Prawie jak Smerfy.- oznajmiła- Ja jestem Smerfetką, a ty...- odwróciła się w jego stronę.
- No słucham, jestem ciekawy.- stykali się nosami.
- A ty Ciamajdą.- uśmiechnęła się, a brunet złożył namiętny pocałunek na jej wargach.
- Ale dobrze całuję.- wyszczerzył się.
- Kto ci to powiedział?- zmarszczyła brew.
- Twoje oczy mówią wszystko.- powiedział, po czym zaczął składać pocałunki na jej szyi.
- Mogłyby się czasem zamknąć. Nie musisz o wszytkim wiedzieć.- oznajmiła, łapiąc Niemca za podbródek.
- Oj muszę, muszę...- zaśmiał się, biorąc dziewczynę na ręce.
- Gdzie mnie niesiesz?- zapytała rozbawiona.
- Przyda się nam prysznic. Jeśli za rogiem czycha Gargamel? Nie może nas zdemaskować.- rzekł, zamykając stopą drzwi od łazienki.
- Chyba widzę tu drugie dno.- miała słuszne podejrzenia. Mario zdjął z niej T-shirt, po czym posadził blondynkę na szafce przy zlewie, opsypując ją pocałunkami.


****
I udało się napisać jeszcze w 2014! Jestem szczęśliwa, bo wena chyba powróciła. Wreszcie pisało mi się lekko :) Mam nadzieję, że wracam. Świąteczna atmosfera chyba dobrze na mnie wpłynęła ;) I jak oceniacie to powyżej? Rozdział miał się skończyć trochę inaczej... ale wyszło, jak wyszło. Chciałam pokazać tą mocną więź miedzy nimi. Niedługo zostanie ,,zachwiana" z resztą zobaczycie. Dopracowuję w głowie szczegóły :p Dlatego bez sielanki się nie obędzie. Jednak polubiłam Sophie i Mario więc niech mają swoje szczęście, trwałe jak bańka mydlana :D jestem straszna, wiem. Nie przedłużam. Komentujcie. To daje powera do pisania. Czekam na motywacje. Pozdrawiam!!! Do zobaczenia w 2015. Życzę wam i sobie dużo bramek strzelonych przez BVB i wygranych meczy. I przekazuję życzenia, które złożyła mi koleżanka: ,,Jak najmniej transferów z Borussii do Frayernu". xoxo





sobota, 13 grudnia 2014

Przepraszam...

Nie wiem, jak się tłumaczyć. Nie mam czasu na pisanie, szkoła wyciska ze mnie siódme poty. Myślę, że nie zmieni się to do końca tygodnia. Nie mam siły by pisać :'( nie chcę nic z siebie wymuszać, bo nie wyjdzie z tego nic ciekawego. Strasznie się boję o Borussię, o Reusa... Okienko transferowe już niedługo się otworzy, skaczę z radości -,- Potrzebuję przerwy. Wierzę, że Dortmund się podniesie i mam nadzieję, że Marco zostanie z nami...? Od niego zaczęła się moja miłość do BVB i nie chciałabym, aby poszedł w ślady Mario i Roberta :/ Sama muszę sobie wszystko poukładać i złapać oddech... Nie obiecuję, ale może dodam post może jeszcze w 2014... Zobaczymy... Mam nadzieję, że będę miała do kogo wrócić :') WESOŁYCH ŚWIĄT WSZYSTKIM! I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!




wtorek, 2 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 20-,, Mój drogi spalisz dom."

Decyzja została podjęta. Sophie i Mario zaczynają nowy rozdział w swoim życiu pt.,,Monachium". Dziewczyna zdała maturę na wysokich notach, a przyjęcie jej na wymarzony uniwersytet było kwestią czasu. Piłkarz zadecydował, że chce grać w Bayernie pod czujnym okiem Guardioli. Jednak media bardzo szybko wywęszyły sensację i nie było sensu ich zbywać. Goetze oficjalnie ogłosił, że kończy się jego ostatni sezon rogrywany w żółto-czarnych barwach. Kibice długo nie mogli w to uwierzyć. Jak to? Nasz Mario? Ten, który odkrywał swój talent właśnie tutaj, w Dortmundzie? Przechodzi do Bayernu Monachium? Jednego z największych rywali BVB na krajowym podwórku? Ludzie doznali szoku. Jedni prędko znienawidzili młodego Niemca. Wygwizdywali, wyzywali od zdrajców. Ale czy można taką osobę nazywać prawdziwym kibicem? Transfery to chleb powszedni w tym sporcie. Sportowiec ma potencjał, marzenia, cele, które chce osiągać. Oczywiście widok Mario w trykocie wroga nie będzie wywoływał na twarzach kibiców uśmiechu. Niestety taka jest piłka nożna i trzeba się z tym pogodzić. Właśnie tak postąpiła druga grupa fanatyków Borussii. Z szacunkiem chcieli pożegnać młodego piłkarza. Nie zapomnieli, jak wiele razy to właśnie jego nazwisko wykrzykiwali po strzelonej bramce. Jak wiele serca zostawiał na boisku. Nigdy nie mogli mu zarzucić braku poświęcenia. Atmosferę wśród kibiców podgrzewał zbliżający się finał w Lidze Mistrzów, Borussia Dortmund kontra Bayern Monachium. Goetze miał rozegrać swój ostatni mecz pod wodzą trenera Kloppa, przeciwko przyszłym kolegom z drużyny. Jednych zastanowiało, do której brami będzie strzelał? Każdy najmniejszy błąd ze strony bruneta, zostałby odebrany, jako celowy zamiar, aby podlizać się zawodnikom z Monachium. Jednak Mario nie miał okazji im udowodnić, że są w błędzie. Zerwał więzadła boczne, co spowodowało, że przedwcześnie zmuszony był zakończyć swoją grę w tym sezonie. Wcale nie cieszył się z takiego obrotu spraw. Chciał do ostatniej chwili pokazywać, ile jest wart. Można powiedzieć, że nie zdążył pożegnać się ze swoim pierwszym klubem. Niespodziewanie doznał kontuzji, a był pewien, że ma jeszcze czas, aby wspólnie z kolegami nacieszyć się rozgrywanymi meczami. Pozostało mu dopingować Borussię z trybun, co nie było dla niego takie miłe. Z tego miejsca nie uczestniczył bezpośrednio w grze. Nie mógł doprowadzić do akcji podbramkowej, obserwując wszystko z góry.
- Chcesz może coś do picia?- zapytała blondynka, kierując swoje kroki do kuchni.
- Nie, dzięki.- odpowiedział, zmieniając kolejne kanały w telewizorze. Pogodził się już ze złym losem. Siedząc z nogą w gipsie, praktycznie przyklejony do kanapy, miał czas na głębokie przemyślenia. Zaczęły go gryźć wyrzuty sumienia.
- Proszę.- postawiła przed nim szklankę z pomarańczowym napojem. Sama opróżniła już połowę zawartości swojego kubka.- Na pewno się skusisz. Twój ulubiony.- rzekła.
- Nie musiałaś...- westchnął, chwytając za sok.- Orzeźwiający.- uśmiechnął się, po wzięciu łyku napoju.
- Coś jest nie tak.- stwierdziła zielonooka, odkładając puste naczynie na stolik.- O co chodzi?
- Wydaje ci się.- zaprzeczył. Dziewczyna zrobiła minę, która zdradziła, że nie wierzy w jego słowa.- Oj Sophie, po prostu trochę szkoda mi, że nie zagram i tyle.- skłamał.
- Przecież to nie twoja wina, że akurat teraz trafiła ci się kontuzja. Wyzdrowiejesz i wrócisz na boisko. Nie zdążysz się nawet obejrzeć.- próbowała podnieść go na duchu.
- Ale to już nie będzie Signal...- zacisnął usta w wąską linijkę.
- Żałujesz tego kontraktu? Wiesz, formalnie jeszcze nic nie podpisałeś. Możesz się z wszystkiego wycofać...- zaczęła.
- Nie. Jadę z tobą do Monachium.- zapewnił ją tymi słowami.- Ciągle powtarzałem sobie, że zagramy jeszcze kolejny mecz. Będę miał czas, aby przezwyczaić się do myśli, że to ostatni raz...
- Nie mogłeś przewidzieć takiej sytuacji.- wplotła swoją dłoń, w dłoń Niemca.
- No tak...- czuł się strasznie. Nie lubił kłamać, a sam zrobił to przed chwilą kilkakrotnie. Do uszu zakochanej pary dotarł dźwięk dzwonka od drzwi. Ktoś zaszczycił ich swoją obecnością.
- Idę tylko dlatego, że masz porządny argument.- zaśmiała się, przechodząc do korytarza, gdzie wpuściła do domu Marco.- Siemka.
- Cześć i czołem. Przyszłem odwiedzić chorego.- oznajmił, przeczesując palcami blond włosy.
- Myślę, że przyda mu się trochę męskiego towarzystwa.- powiedziała, wracając do pokoju dziennego już z gościem.
- Cześć stary.- uśmiechnął się brunet w stronę przyjaciela.
- To, że jestem starszy o trzy lata, nie znaczy, że zaliczam się do tych starych ludzi, gówniarzu.- wytknął język do Goetze, po czym zajął miejsce obok kumpla.
- Wiecie co, chyba zrobie ciasto marchewkowe na deser. Ktoś chętny?- ujrzała ręce mężczyzn w górze.- No, to grzecznie mi tu.- ostrzegła i zajęła się poszukiwaniem wszystkich potrzebnych składników do zdrowego wypieku. Znała cały przepis na pamięć, więc nie wspomagała się żadną książką kucharską czy stronami internetowymi. Sprawnie starła wszystkie marchewki i wymieszała z wcześniej przygotowaną masą. Później do rozgrzanego piekarnika wstawiła blachę z surowym ciastem. Umyła naczynia, po czym już osuszone odstawiła na przeznaczone dla nich miejsca. Kiedy kuchnia prawie lśniła, zdjęła fartuch i wróciła do sportowców. Rozmawiali o czymś, nadmiernie gestykulując. Co chwilę któryś z panów wybuchał śmiechem. Będzie im ciężko przetrwać taką rozłomkę. Sophie dobrze wiedziała, co to znaczy. Sama tego doświadczyła. W Monachium zostawiła babcię, dziadka i Marcela. Lecz jeśli im udało się utrzymać kontakt, nie jest to niemożliwe i Goetzeus ma szanse przetrwać. Blondyn poprawił humor Mario, co wcześniej nie udało się zielonookiej. Piłkarz udawał, że wszystko jest w porządku, ale słaby z niego aktor. Wyższy udał się do toalety, po czym panna Weidenfeller wtuliła się w bruneta.
- Pięknie pachnie.- stwierdził, obejmując ją ramieniem.- Aż zrobiłem się głodny.
- Miejmy nadzieję, że będzie smaczny.- uniosła kąciki ust do góry.
- Twoje ciasto? Zawsze i wszędzie.- powiedział i pocałował dziewczynę w policzek.
- Hej Mario, a ten twój samochód do kasacji, czy będą go jeszcze klepać?- pytała klubowa 11-nastka, wchodząc do pomieszczenia. W domu Goetze zapadła dłuższa cisza. Właściciel posesji gromił wzrokiem przyjaciela, a zielonooka odsunęła się od chłopaka i próbowała ułożyć sobie w głowie wszystkie informacje. Sportowiec mówił jej wcześniej, że oddał auto do serwisu na zwykły przegląd, więc jaką kasację miał na myśli Reus?- Yyy... Wiecie, ja będę się zbierał.- zaczął piłkarz- Późno się zrobiło. Wpadnę jeszcze kiedyś.- i tyle go widzieli.
- Możesz mi to jakoś wyjaśnić?- skrzyżowała ręce na brzuchu, czekając na usprawiedliwienie chłopaka.
- Nie mówiłem nic, bo nie chciałem cię martwić.- oświadczył zmieszany.
- Więc...?- ponagliła go.
- Bo z tą nogą, to tak nie do końca prawda.- skinął głową na gips- Chodzi o to, że nie nabyłem tej kontuzji na trenigu. To było po jednym z meczy. Byłem wypompowany. Ale przypomniało mi się, że obiecałem mamie dowieźć jakieś domowe lekarstwa dla cioci do Memmingen. A, że miałem to zrobić wcześniej tylko zapomniałem to musiałem jechać.- zakłopotany podrapał się po głowie.- No i kiedy już wracałem... Zmęczenie wzięło górę, nie wiem, jak to się stało. Po prostu uderzyłem w drzewo.- blondynka otworzyła szerzej oczy.- Wszystko było w porządku. Tylko samochód nie mógł już jechać dalej. No i noga bolała. Zadzwoniłem po Reusa. Odholował mnie. W klubie ubłagałem lekarzy, aby zapisali w papierach, że zerwałem więzadła na porannym treningu. Gdyby gazety coś wywęszyły... Już i tak wystarczająco często jestem na pierwszych okładkach.- zakończył, ciężko wzdychając.
- Jak mogłeś mi o tym nie powiedzieć? Wiesz, jak brzydzę się kłamstwem? To zwykłe tchórzostwo.- starała się być opanowana.
- Właśnie chciałem uniknąć kłótni.- rzekł smutno.
- A co, gdyby Marco się nie wygadał? Jak długo byś to ukrywał? Jak mogłeś wsiąść za kierownicę tak zmęczony?- zasypywała go lawiną pytań, unosząc głos.
- Nie wiem. Pewnie bym sam ci o tym powiedział. Obiecałem mamie już dawno, że to zawiozę i...- tłumaczył się.
- To dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej, kiedy miałeś czas? Zawsze wszystko robisz na ostatnią chwilę. Jak można być tak nieodpowiedzialnym? Masz dwadzieścia dwa lata! Mogłeś spowodować wypadek! Potrącić kogoś! A co, gdyby tobie się coś stało? Pomyślałeś o rodzicach, o rodzeństwie, o Marco, o mnie?- załamał jej się głos.- Przecież nic by się nie stało, gdybyś przenocował w Memmingen.
- Wiem, źle zrobiłem. Mam karę.- znowu wspomniał o nodze.- Ale myślałem, że dam radę...
- Chyba właśnie nie myślałeś i tu jest problem.- oznajmiła szorstko, po czym przeszła do kuchni, aby wyłączyć piekarnik, który dał o sobie znać. Wyjeła z niego gorącą blachę, zabezpieczając wcześniej ręce szmatką. Postawiła ciasto na blacie, jednak przypadkiem dotknęła opuszkiem palca rozgrzanej formy.
- Cholera...- syknęła z ból, chłodząc dłoń pod strumieniem zimnej wody. Była zdenerwowana. Strasznie przejęła się opowieścią brązowookiego. Przecież mogła już go więcej nie zobaczyć. Zaskoczył ją swoją głupotą i to bardzo negatywnie. Brunet podszedł o kulach do Sophie. Oparł się o szafki, dzięki czemu mógł ustać samodzielnie. Obejrzał popażoną rękę blondynki, po czym wyjął z szuflady apteczkę. Użył kilku plastrów i opatrunek gotowy. Na koniec ucałował zraniony palec, jakby miało to go natychmiast uzdrowić.
- Gniewasz się?- zapytał, wpatrując się w zielone teńczówki kobiety.
- No coś ty.- sarknęła.
- Przepraszam, gdybym wiedział... Egh... Każdy popełnia błędy.- jęknął załamany.
- Ten mógł cię kosztować życie. Zostawiłbyś mnie tu samą.- przymknęła powieki.
- Ale jestem tutaj i będę. Przepraszam, nie chciałem cię denerwować. Wiedziałem, że tak się tym przejmiesz.- oznajmił, zbliżając się do blodynki. Ta niespodziewanie, mocno go przytuliła.
- Mógłbyś czasem użyć tego mózgu. Jak nie dla siebie, to chociaż dla mnie.- uderzyła go otwartą dłonią w plecy, po czym wyrwała się z uścisku. Opuściła dom Niemca, który nawet niezdążył zaprotestować.
- Świetnie. Czyli ciche dni. Dzięki Reus...- powiedział sam do siebie, biorąc większy wdech. Spodziewał się, że dziewczyna wróci. Miała u niego zamieszkać na kilka dni, ponieważ lekarz kazał mu się oszczędzać. Widział strach w jej oczach. Poczuł się głupio. Zranił osobę, którą kocha z wzajemnością. Nigdzie nie znalazłby takiej drugiej. Potrafiła wylać mu na głowę kubeł zimnej wody, aby zdał sobię sprawę z tego do czego mógł doprowadzić. Zależało jej na chłopaku i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Z jednej strony cieszył się, że Sophie już wie o całym zajściu. Nie lubił mieć przed nią tajemnic i wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. Teraz wystarczy mu tylko błagać jego miłość o wybaczenie. Szykuje się dłuższa i szczera rozmowa. Położył się na sofie, rozmyślając, po czym zmógł go sen. Wtymczasie blondynka wybrała się na spacer z młodym labradorem. Co prawda to pies Lisy, ale modelka nie protestowała, a zwierzakowi przyda się wybiegać. Charlie potrafił już chodzić na smyczy, lecz każdego mijanego psa, chciał zaprosić do zabawy. Pupil długonogiej wyszalał się w parku, gdzie biegać już bez sznurka. Sophie rzucała mu żółtą piłeczkę, a ten szybko ją odnajdywyał. Młody szczeniak miał jednak problem z oddawaniem zabawki, co strasznie rozbawiało zielonooką. Postanowiła, że kiedyś będzie musiała sprawić sobie takiego przyjaciela. W schroniskach nie brakuje gotowych do adopcji psów, jaki i kotów. Na świeżym powietrzu zapomniała o wcześniejszym wydarzeniu. Miała żal do Goetze. Nie mieściło jej się w głowie, jak można było zrobić takie głupstwo. Dzięki Bogu, że skończyło się to tylko na kontuzjowanej nodze piłkarza. Nie chciała nawet wyobrażać sobie, do czego mogło dojść. Nie da się tak łatwo przeprosić, jest na niego zła, ale już niewściekła. Bardzo go kocha, toteż nie zostawi Mario samego z gipsem. Zdecydowała, że czas wracać. Przypięła smycz do obroży labradora i ruszyli w drogę do domu Weidenfellera. W wejściu przewitała ich blondynka z widocznie zaokrąglonym już brzuszkiem.
- Jesteśmy!- oznajmiła dziewczyna, wpuszczając szczeniaka do mieszkania. Pies nawet nie zauważył swojej właścicielki. Pognał do miski z zimną wodą.
- Ale go wymęczyłaś. Będzie spał, jak zabity.- zaśmiała się ciężarna, obserwując poczynania jej pupila.
- Proszę bradzo. Trudno mu ją jeszcze odebrać.- wręczyła piłeczkę w dłoń modelki.
- Wiesz, treser Roman nadal nad tym pracuje.- oświadczyła, po czym obie kobiety wybuchnęły gromkim śmiechem.
- Masz jakiś pomysł na kolację dla obłożnie chorego sportowca?- uśmiechnęła się, wiedzą, że mężczyźni często przesadzają z odczuwaniem bólu.
- Hym... Na twoim miejscu przygotowałabym coś lekkiego... Może tortille z kurczakiem i warzywami?- zaproponowała.
- Dobry pomysł.- odparła młodsza Niemka.- To lecę gotować. Do zobaczenia!- pożegnała się, po czym skierowała swoje kroki do posesji sportowca. Zajęło jej to tylko piętnaście minut. Słońce powoli chowało się za horyzontem. W domu piłkarza słychać było tylko włączony telewizor, właśnie tam poszła blondynka. Na kanapie leżał śpiący brunet. Przykryła go cieńkim kocem i wyłączyła odbiornik. Zawitała w kuchni, aby przygotować ostatni posiłek tego dnia. Pokroiła wszystkie składniki, a potem podsmażyła je na patelni. Nie było to jakieś skomplikowane danie, więc miała nadzieję, że się uda. W pomieszczeniu pojawił się młody Niemiec, wyraźnie uradowany widokiem swojej dziewczyny.
- Wróciłaś. Myślałem, że...- oznajmił, siadając na kuchennym krześle.
- Jak widać. Nie zostawiłabym cie samego.- powiedziała chłodno, zawijając farsz w tortillach.
- Jesteś jeszcze zła?- zapytał retorycznie. Wiedział, jakiej odpowiedzi może się spodziewać.
- Nie, no coś ty.- prychnęła.- Wiesz, nie zależy mi na tobie, więc jedno drzewo nie robi na mnie wrażenia.- sarknęła, stawiając przed nim talerz z ciepłym posiłkiem.- Smacznego.
- Dzięki. Wzajemnie.- rzekł niezadowolony. Nie lubił, gdy zielonooka zwracała się do niego tak szorstko. Chyba wolałby, żeby milczała. Sophie zjadła swoją porcję szybciej, po czym schowała brudne naczynia do zmywarki. Zostawiła bruneta samego w kuchni i przeszła do łazienki. Wzięła długi i gorący prysznic. Tego było jej trzeba. Wysuszyła włosy, umyła zęby. Ubrana w czarne szorty i granatowy T-shirt, który miał posłużyć jej za pidżamę, udała się do sypialni Mario. Chciała się położyć i zasnąć, nie myśląc już nadmiernie o kontuzjowanym mężczyźne. Jednak ten nie poddawał się bez walki. Kiedy sam się odświeżył, zajął miejsce obok blondynki, lecz miał inne zamiary niż odwiedziny Krainy Morfeusza.
- Sophie, możemy pogadać? Wiem, że nie śpisz.- oznajmił, wsuwając dłonie pod swoją głowę.
- O czym?- udawała, że się nie domyśla.
- Ok, dałaś mi do zrozumienia, że nie wszystko jest w porządku. Nie mogłem przewidzieć, że uderzę w to drzewo. Zapomnijmy o tym i po sprawie.- zaproponował.
- Wiesz, co Goetze...?- zapytała.- Na prawdę mi ciebie żal. Dobranoc.- skończyła, nie dowierzając w to, co usłyszała przed chwilą.
- Ale zaraz!- zaprotestował- Jak długo chcesz mnie teraz zbywać?- złapał ją za ramię, chcą aby spojrzała na niego, ponieważ leżała zwrócona plecami do niego.
- Daj mi spać.- okryła się mocniej kołdrą, nie zmieniając pozycji.- Jestem zmęczona. Pogadamy jutro.- zakończyła. Zielonookiej nie spodobała się wcześniejsza wypowiedz piłkarza. Oczywiście, że mógł przewidzieć, co może wydarzyć się na drodze, jeśli prowadzi niewyspany. To właśnie jest odpowiedzialność- przewidywanie. Jeśli doszło już do wypadku, musi wyciągnąć z niego wnioski, a nie wymazywać zdarzenie z pamięci. Jest przecież dorosły, nie potrzebuje pomocy mamy, aby przejść przez ulicę.

Następnego dnia
Jak to zwykle bywa, Mario obudził się pierwszy. Chwilę zastanawiał się, czy jego pomysł jest odpowiedni, a kiedy doszedł do wniosku, że zaryzukuje, zbudził śpiącą jeszcze dziewczynę.
- Co chcesz?- jęknęła zaspana, przysłaniając ręką oczy przed jasnym światłem wpadającym zza okna.
- Już jest jutro. Powiedziałaś, że pogadamy.- oznajmił zadowolony z siebie.
- Przecież nigdzie się człowieku nie pali...- westchnęła, zamykając powieki.
- Nie śpij.- potrząsnął blondynką- Więc... Oświeć mnie, o co ci chodzi.
- Jesteś taki denerwujący...- mruknęła, przeciągając się. Stwierdziła, że nie pośpi już dłużej. Usiadła na łóżku, przecierając oczy.- Dobrze, chcesz wiedzieć, nie ma problemu.- spojrzała w jego brązowe tęczówki.- Odnoszę wrażenię, że nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji. Mogłeś zginąć na miejscu, ale co tam, ty masz to w dupie. Chyba nadszedł czas, żeby dorosnąć. Zacząć być odpowiedzialnym człowiekiem, bo masz dla kogo żyć, tak się składa. Nie doceniasz tego co masz i tyle. Takie jest moje zdanie. Dziękuję bardzo, skończyłam.- klasnęła w dłonie. Zanim chłopak coś odpowiedział, panna Weidenfeller zeszła na dwór. Ułożyła się wygodnie na leżaku w ogrodzie Niemca. Wiosenny poranek okazał się być bardzo ciepłym. Promienie słońca delikatnie muskały twarz dziewczyny. Słyszała śpiew patków, a w tle samochody śpieszące się, nie wiadomo gdzie. Miło jest czasem zatrzymać się, aby dostrzec piękno wokół siebie. Sophie wpatrywała się w jasne obłoki na niebie, przybierały one różne kształty. W codziennym pośpiechu rzadko unosi głowę, aby spojrzeć do góry, podziwiać naturę. Właściciel zadbanego podwórka usiadł na drugim leżaku zaraz przy blondynce. Odstawił kule na bok, po czym zaczął mówić.
- To nie tak, że mam ten wypadek w dupie. Na początku przeraziłem się strasznie. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Teraz mam nauczkę. Na pewno nie wsiądę zmęczony za kierownicę. Masz to jak w najlepszym banku.- wyznał zgodnie z prawdą.
- To wszystko?- uniosła brew.
- Posłuchaj, przepraszam. Przepraszam za to, że od razu cię nie poinformowałem. Gdybym cofnął się w czasie, nie postąpiłbym tak znowu. Zostałbym na noc w Memmingen albo pojechał tam następnego dnia.- oznajmił.
- I co z tego? Nie wynaleziono jeszcze żadnego wehikułu. Zejdz na ziemię.- doradziła mężczyźnie- Właśnie o to, mi chodzi. Zachowujesz się jak dzieciak.
- Postaram się dorosnąć, dobra? Masz rację, nie pomyślałem o skutkach tej przejażdżki.- westchnął- Ale zmienię się. W końcu nadszedł ten czas, aby zacząć brać odpowiedzialność za to, co robię. Przypomina mi o tym gips.- spojrzał na nogę.-Teraz nie jesteś już zła? Jeszcze trochę i zwariuję w takiej atmosferze.
- Miło, że zrozumiałeś, co się do ciebie mówi.- przysiadła obok bruneta, po czym chwyciła jego twarz w dłonie- Uważaj na siebie, bo cię kocham. Postaw się w mojej sytuacji.
- Też cię kocham. Nie chcę nawet o tym myśleć.- pokręcił głową, odganiając obrazy wytworzone przez jego wyobraźnię. Złożył na ustach zielonookiej pocałunek prosto z serca.
- Teraz powinnam być obrażona na ciebie, bo obudziłeś mnie tak wcześnie.- zaśmiała się.
- Mam już dość fochów na długo.- gładził dłonią jej policzek- Myślę, że da się to jakoś złagodzić. Zrobię śniadanie.
- Mój drogi spalisz dom.- uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- To mi pomożesz.- wyszczerzył się. Wspólnie udali się do kuchni, aby przygotować najważniejszy posiłek dnia.


***
Dzięki chorobie miałam czas, żeby napisać coś dla was. Od razu uspokajam, Mario i Sophie nie będą się kłócić w każdym rozdziale :D ale nie lubię, kiedy jest za słodko. Niestety wyjeżdżają do Monachium, przez chwilę się wahałam, ale ostatecznie jest, jak jest ;) Cieszę się, że moje opowiadanie wywołuje u niektórych z was tyle emocji :) Dzięki wielkie za motywujące komentarze, może to już nudne, ale muszę podziękować :* Miło wiedzieć, że ktoś to czyta :* Gorąco pozdrawiam, bo robi się coraz zimniej :/



sobota, 29 listopada 2014

ROZDZIAŁ 19-,, Może masz gorączkę?"

Nie zdała sobie sprawy, jak szybko mijał czas. Kartki w kalendarzu zmieniały się, jakby przez przypadkowy podmuch wiatru. Nim się obejrzała, nadszedł maj. Niby wszystko ładnie, pięknie kwiatki kwitną, dni powoli robią się dłuższe, rozpoczęty sezon na grilowanie, jednak ten początek miesiąca miał być dla Sophie i jej rówieśników inny niż dotychczas. To właśnie matura, do której przygotowywali się przez dłuższy czas. Jedni sumiennie ucząc się wszelkich regułek i definicji, inni pobieżnie byle napisać pozytywnie najbliższy test. Teraz czeka ich wielkie podsumowanie wiedzy, jaką zdobywali, zaczynając już w podstawówce. Chyba nie jest to dla nikogo zdziwieniem, że przed tak ważnym testem, który miał otworzyć przed nimi bramy do dalszej edukacji, wielu z nich bardzo się denerwowało. W szerokim gronie znalazła się również córka Romana Weidenfellera. Jutro o godzinie 8:30 miała już głowić się nad zadaniami maturalnymi w szkolnej sali do tego przeznaczonej. Na samą myśl o tym, robiła się blada. Mało brakowało, aby jej dłonie zaczęły się trząść. Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, nazajutrz egzamin dojrzałości. Nie może go zawalić, chce dać z siebie 100%. Inaczej nie dostanie się na studia do Monachium. Zaparzyła sobie melisy. Nie przepadała za herbatami, ale skoro wszystkim pomaga, to może ją też uspokoji? Niestety, nie było jej dane się tego dowiedzieć. Zaraz po przekroczeniu progu od swojej sypialni, upuściła kubek z gorącą cieczą. Ten rozbił się na wiele drobnych części, pozostawiając na panelach plamę po leczniczym napoju. Przeklinając pod nosem, przyniosła z łazienki zmiotkę z szufelką i szmatkę.
- Wszystko w porządku? Słyszałam huk i...- Lisa zatrzymała się w drzwiach, aby nie wdepnąć przypadkiem w rozbite szkło.
- Spokojnie to tylko ja, niezdara.- rzekła blondynka, pozbywając się bałaganu.
- To normalne, że się stresujesz.- powiedziała, siadając na łóżku nastolatki.- Chcesz o tym porozmawiać?
- To mało powiedziane.- jęknęła, zajmując miejsce naprzeciw modelki.- Nie wiem, w co ręce włożyć. Jutro mogę się spodziewać wszystkiego, nie mam pojęcia, co powinnam powtórzyć. Ciągle myślę o tym teście. Boję się, że zemdleję zanim wejdę na sale, albo zwymiotuję.- opowiedziała wszystko na jednym tchu.
- Na pewno nie powinnaś niczego powtarzać. To nie ma sensu. Przygotowywałaś się do matury sumiennie. Poradzisz sobie.- zapewniła ją- Dzisiaj potrzebny ci jest tylko odpoczynak, może świeże powietrze...- dokończyła.
- Boje się, że zawale wszystko...- wyjawiła.
- Hej, głowa do góry.- ożywiła się ciężarna- Nie ma takiej opcji. Wierzę w ciebie. Nie możesz przegrać ze strachem, będzie dobrze, zobaczysz.- poklepała ją po ramieniu.- Wiem, co czujesz. Na pewno sobie poradzisz.
- Zaraz, zaraz... Ty też...?- pytanie mogło wydać się głupie, lecz Sophie zawsze uważała Lisę za pustą blondynkę. Dopiero niedawno zaczęła się do niej przekonywać. No i do czego modelce potrzebna matura?
- Zdziwiona?- wybuchnęła śmiechem- Tak, zdawałam maturę. Mam świadomość, że kiedyś moja przygoda z modelingiem się zakończy, dlatego zabezpieczyłam się wcześniej. Mam inny fach w ręku.- uśmiechnęła się triumfalnie.
- Sprytnie...- przyznała młodsza- To jako kto możesz jeszcze pracować?
- Nudna księgowa, jednak zawsze coś.- wzruszyła ramionami- Na starość nie zostanę na lodzie.
- Ah... Przepraszam za kubek.- przypomniało jej się o stłuczonym naczyniu, które należało do długonogiej.
- Przestań, to tylko skorupy.- zaśmiała się, poprawiając pasmo włosów.- Kubek, jak kubek.
- Wiesz, chyba spacer dobrze mi zrobi. Przejdę się do Mario.- oznajmiła.
- Świetny pomysł!- klasnęła w dłonie- I dotlenisz się przy okazji.- uśmiechnęła się promiennie. Sophie chwyciła za telefon, po czym przeszła do korytarza, gdzie założyła trampki. Postanowiła, nie uprzedzać Niemca o swojej wizycie. Chciała mu zrobić niespodzianke. Całą drogę rozmyślała na zmiane o maturze i o Goetze. Bardzo przejmowała się testem. Wiele od niego zależało. Z drugiej strony brunet. Stał się dla niej jak narkotyk. Uzależniła się od jego brązowych tęczówek, dotyku, zapachu. Miałaby go tutaj zostawić i sama wyjechać na południe kraju? Dzieliłoby ich tyle kilometrów, to aż nieprawdopodobne. Ciekawiło ją, czy on by za nią tęsknił, bo ona na pewno. Dość szybko dotarła do posesji piłkarza. Zapukała do drzwi i nic. Zadzwoniła dzwonkiem, ponownie odpowiedziała jej głucha cisza. Samochód bruneta stał na podjeździe, więc musiał być w domu lub wybrać się gdzieś pieszo. Chwyciła za klamkę i okazało się, że Niemiec chyba nie wie, do czego służą klucze. Przekroczyła próg domu, po czym usłyszała dźwięk włączonego odkurzacza. Ruszyła w poszukiwaniu źródła hałasu, a zatrzymała się już w salonie. Ujrzała Mario, który... sprzątał? Wow... Koniecznie trzeba zapisać ten dzień w kalendarzu, po prostu święto narodowe. Stała tak chwilę, wpatrując się z szeroko otwartymi oczami w rzadko spotykane zjawisko. Nie wierzyła, w to co się właśnie działo.
- Oooo! Kogo moje piękne oczy widzą?- powiedział brunet, zauważając wybrankę jego serca.
- Jejku Mario, wszystko w porządku? Może masz gorączkę?- zapytała lekko zaniepokojona.
- Czuję się wyśmienicie. Zwłaszcza, kiedy wpadasz do mnie niezapowiedzianie.- rzekł, wtulając się w blondynkę.
- Chyba jednak powinieneś iść do lekarza... Ty i odkurzacz?- uniosła brwi.
- Gdybyś ujrzała bałagan, narzekałabyś. Wiesz, trudno zrozumieć was kobiety...- westchnął.
- Za to z wami jest prosto, jak z puzzlami dla trzylatków.- odgryzła się.
- Tak?- spojrzał w jej zielone oczy.
- Wystarczą wam trzy rzeczy. Jedzenie, seks i piłka nożna. Chodz to ostatnie zależy od konkretnego przypadku.- wytknęła w jego stronę język.
- Wcale nie.- zaprzeczył, lecz mało przekonywująco.
- Ja wiem swoje.- uśmiechnęła się.- Gdyby na maturze znalazły się pytanie odnośnie obsługi mężczyzny...- rozmarzyła się.
- No właśnie, jak stresik?- zapytał, nadal nie wypuszczając dziewczyny ze swych objęć.
- Mało brakuje, żeby trzęsły mi się ręce...- wyznała pochmurniejąc.
- Melisy może?- zaproponował.
- To niebezpieczne. Już zbiłam dziś jednem kubek z herbatką.- oznajmiła. Mario wybuchnął niepohamowanym śmiechem.- Dzięki, tyle w tobie empatii...- sarknęła, odsuwając się od sportowca.
- No dobrze, to zostawmy gorące napoje.- opanował się- Lepiej ty podaj jakąś propozycję na odstresowanie, boję się, że mi dziś krzywdę zrobisz.- wyszczerzył się.
- Nie zabijaj. Nie zabijaj.- powtarzała szeptem szóste przykazanie. Przyciągnęła go do siebie za podkoszulek chłopaka, i już po chwili zachłannie smakowała jego ust.
- I tak mnie kochasz.- udało mu się powiedzieć między pocałunkami, które z miłą chęcią odwzajemniał.
- Cicho bądz mądralo.- zaśmiała się, coraz bardziej zatracając w pieszczotach.
- Zawiozę cie jutro na te testy.- zaproponował.
- Jaki zaszczyt mnie kopnął...- przygryzła dolną wargę- Poproszę o autograf.
- Może nawet coś więcej uda mi się załatwić.- podsumował, chowając niesforny kosmyk jej włosów za ucho.
,,I need your love
I need your time
When everything's wrong
You make it right"


Jak na złość trafiła na koniec dość długiej kolejki. Mimo to, nie ugasił się jej ogromny entuzjazm. Miała ochotę skakać i śpiewać, ale powstrzymywała się, ponieważ ludzie stwierdziliby, iż jest wariatką. Bawiła się swoim telefonem, siedząc na strasznie niewygodnym krzesełku. Przeglądała galerie ze zdjęciami głownie jej i Mario. Uśmiechała się promiennie na wspomnienie, wspólnie spędzonych chwil. Ostatecznie obsłużono wszystkich petentów, stojących przed blondynką i nadeszła kolej zielonookiej. Przewiesiła torebkę przez ramie, po czym podeszła do okienka.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?- pani w szarej marynarce i białej, dopasowanej koszuli beznamętnie wyrecytowała standardową regułkę.
- Dzień dobry. Ja przyszłam odebrać dowód osobisty.- oświadczyła dumnie.
- A tak, tak. Zaraz wracam.- oświadczyła, szukając czegoś w stosie papierów, jednak szybko wróciła.- Proszę podpisać tutaj i jeszcze tutaj.- wręczyła dziewczynie długopis i wskazała dwie luki do wypełnienia.- Proszę bardzo.- i tak oto panna Weidenfeller otrzymała kawałek plastiku.
- Dziękuję.- rozpromieniła się. Już nawet na papierze była pełnoletnia.
- Witamy w świecie dorosłych!- pani zza szybki, wyrwała się na sekundę z transu, unosząc kąciki ust, po czym zajęła sie wystukiwaniem liczb na klawiaturze komputera. Córka piłkarza Borussii opuściła urząd z dowodem tożsamości i ogromnym bananem na twarzy. Teraz sama będzie mogła kupić w sklepie alkohol na kolejną imprezę. Ostatnio musiał zastąpić ją Mario, ale nie czuł się pokrzywdzony z tego powodu...
Retrospekcja
- Dziś nie będę sobie żałował...- oznajmił Mario, zapinając guziki przy kraciastej koszuli.
- A co to za święto?- zapytała, przeglądając się w lustrze, w sypialni bruneta.
- Jak to jakie? Twoja osiemnastka!- oburzył się.- Muszę opić twoje zdrowie.
- Każda wymówka jest dobra.- zaśmiała się, wygładzając materiał kremowej sukienki.
- Wyglądasz bosko...- podsumował wpatrując się w dziewczynę.- Powinienem Romkowi pogratulować, że takie cudeńko zmajstrował.- zielonooka wybuchnęła śmiechem.
- Ty jak coś powiesz, ale wiesz przy ojcu...- pogroziła palcem- Ugryź się w język.
- Dobrze, dobrze. Będę grzeczny.- uniósł dwa palce, jak do przysięgi.
- Zobaczymy.- podsumowała, uśmiechają się promiennie.
- Zdążę dać ci jeszcze prezent.- zauważył sportowiec, po czym zaczął szperać w jednej z szuflad.
- Po co wydawałeś pieniądze? Dla mnie zawsze najlepszym prezentem będzie twoja obecność.- rzekła, odwracając się w jego stronę.
- Nie odbieraj mi tego przywileju.- udawał zasmuconego- Każdy facet, chcę obdarowywać swoją kobietę tym co najlepsze.
- No dobra, niech będzie.- oznajmiła.
- Życzę ci tylko, żebyś miała przystojnego chłopaka.- wręczył podarunek i puścił do niej oczko.
- Tak i mądrego, skromnego, wysportowanego...- zaczęła wymieniać rozbawiona.
- Pięknie się uśmiechasz.- przerwał jej wcześniejszą wypowiedz.
- Dziękuję za już kolejny komplement kochanie.- pocałowała go w policzek.- Czyli mam otwierać?- chciała się upewnić. Brunet skinął głową. Zielonooka wyjęła z koperty jej wcześniejszą zawartość.
- I jak?- zapytał, za nim zdążyła coś powiedzieć.
- Żartujesz?!- pisnęła, nie dowierzając. Trzymała w ręku dwa bilety na koncert swojego ulubionego zespołu, który miał odbyć się w Monachium.- Wow... Ja... Nie wiem, co powiedzieć!- zakryła dłonią usta.
- Czyli, że prezent się podoba?- niepotrzebnie dopytywał.
- Oczywiście! Mario, dziękuję!- tuliła go, jak pluszową maskotkę.
- Cieszę się, że udało mi się trafić. Nie miałem pojęcia, co ci wręczyć.- powiedział, muskając wargami jej policzek.
- Strzał w dziesiątkę!- zauważyła nadal podekscytowana.
- Nie wiem, czy to odpowiedni moment, ale szukam go już od dawna i wydaje mi się, że on nie nadejdzie. Sophie, bo musimy poważnie porozmawiać.- oznajmił cicho, jakby sam bał się swoich słów. Mieli jeszcze czas, zanim nadjedzie taksówka i zawiezie ich na imprezę urodzinową blondynki.
- Coś się stało?- od razu zauważyła, iż twarz Niemca wkradł się nerwowy grymas.
- Spokojnie. Wszystko w porządku.- uśmiechnął się delikatnie, chcą uspokoić tym gestem dziewczynę.- Myślałaś może co będzie z nami, kiedy zaczniesz studia, tam w Monachium?- rzekł. Już osiemnastolatka, usiadła na sypialnianym łóżku. Oczywiście, że rozmyślała wcześniej nad ich przyszłością, bała się jej. Chciała wyjechać i jednocześnie mieć przy sobie Goetze. Ale czy da się chwycić dwie sroki za ogon?
- Jeszcze nie wiadomo, jak napisałam maturę. Nie wiadomo, czy się tam dostanę.- oznajmiła, wlepiając pusty wzrok w swoje dłonie.
- Na pewno cię przyjmą. Widziałem, jak miesiącami przygotowywałaś się do tego testu. To tylko formalność.- zajął miejsce obok panny Weidenfeller.
- Wtedy spełniłoby się moje marzenie. Zawsze chciałam tam studiować.- wyznała.
- Właśnie skoro jesteśmy przy marzeniach... Wiesz, ja zawsze marzyłem, aby móc kiedyś trenować pod okiem Guardioli. On wziął pod swoje skrzydła zawodników Bayernu. I ostanio dostałem propozycę gry w jego drużynie.- powiedział, starannie dobierając słowa.- To dla mnie zaszczyt, że ktoś taki zainteresował się właśnie moją osobą.
- Ja na piłce nożnej nie znam się wogóle, ale jako że mieszkam w Dortmundzie, to wiem jedno. Nikt tutaj mówiąc delikatnie, nie przepada za Schalke i Bayernem.- zauważyła, podnosząc niepewnie wzrok. Mario cicho westchnął.
- Mam tę świadomość. I nie wiem, co zrobić. Z jednej strony zostawiłbym tutaj przyjaciół, rodzine, Borussie...- zrobił dłuższą przerwę.- Z drugiej spełniałbym swoje marzenia i przeprowadziłbym się razem z tobą do Monachium.- dokończył, patrząc prosto w zielone tęczówki swojej dziewczyny.
- I chciałbyś poznać moje zdanie.- raczej stwierdziła niż zapytała.
- Oczywiście. Muszę podjąć ważną decyzję. Bardzo interesuję mnie, co o tym wszystkim sądzisz. No i jesteśmy parą, a mowa o naszej wspólnej przyszłści.- splótł ich dłonie.
- Trzeba mieć marzenia, bo człowiek bez nich jest nikim, tak zawsze powtarza mi dziadek. Że każdy powinien zakładać sobie własne cele i wytrwale do nich dążyć. Jeśli podpiszesz ten kontrakt, to na pewno będzie wielkie poruszenie w całym kraju. I tego nie unikniesz.- wzruszyła bezwładnie ramionami.- Ale czy warto przejmować się opinią innych ludzi, często zazdrosnych i zawistnych...- zakończyła swoją wypowiedź.
- Gram w Borussii ponad 10 lat. Zżyłem się z tym klubem, kibicami a oni ze mną. Nie wiem, co robić. Chciałbym spróbować czegoś nowego, a jeśli to będzie strzał w stopę?- uniósł brwi- Nie poradzę sobie w Bayernie, będę całe mecze siedział na ławce...
- A myślisz, że ja nie ryzukuję, chcąc dostać się właśnie na ten uniwersytet? Poprzeczka jest ustawiona wysoko, mogę nie dorównać do ich poziomu. Wywalą mnie po kilku miesiącach i zostane z niczym.- prawie wyrecytowała- Ale chcę spróbować mimo to. I będę wspierać cie jaką kolwiek podejmiesz decyzję.
- Idziemy, taksówka czeka. Atmosfera zrobiła się zbyt poważna, jak na moje gusta.- zaśmiał się brunet.- Muszę codziennie dziękować Bogu, że akurat ciebie mi zesłał.- okręcił ją wokół własnej osi, po czym namiętnie pocałował.
- Mieliśmy się już zbierać.- zachichotała, łapiąc młodzieńca za podbródek.
- Chwila nas nie zbawi.- oznajmił, puszczając zalotnie oczko w jej stronę.
- Spóźnię się na własną osiemnastkę.- zauważyła, przypominając o imprezie urodzinowej.
- No dobra, chodźmy.- chwycił ją za dłoń.- Ale jeszcze to dokończymy.- szepnął do ucha blondynki, otwierając jej drzwi od domu.



*****
Wiem, wiem... Krótki, nie powala, długo czekałyście. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam :/ popłakałam się pisząc ten rozdział (nie dlatego, że jest beznadziejny) chciałabym być na miejscu Sophie, ale powiedziałabym, żeby został w Dortmundzie :'( ciekawe, czy teraz gdzieś, ktoś radzi podobnie Marco... Postaram się, aby kolejne były dłuższe i ciekawsze. Jeszcze trochę sielanki nam pozstało, a potem zacznie się ,,dziać" (tak mi się wydaje). Mile widziane motywujące komentarze pod postem ;) Mam pomysł na kolejny rozdział, więc im szybciej 10 komentarzy, tym szybciej next ;) XOXOXO

















niedziela, 16 listopada 2014

ROZDZIAŁ 18-,, Piękni, młodzi, niewyspani."

Zapach roztopionego sera i smażonych pieczarek, ułożonych na wypieczonym cieście, roznosił się po całym pomieszczeniu. Karton od średniej pizzy został już prawie opróżniony przez dwójkę głodomorów, mowa tu o Mario i Olivii. Oczywiście nie raz pytali Sophie, czy nie zmieniła zdania, lecz ona trwała przy swoim. Nie jada fast-foodów i koniec. Zielonooka wspólnie z rówieśniczką spotkały się w domu Weidenfellera, aby przygotować prezentację do szkoły na bardzo nudny temat.
- Dodajmy tu zdjęcie wiatraków, wtedy wystarczy nam tyle treści na tym slajdzie.- zaproponowała panna Keller, trzymając nadgryzionej kawałek pizzy w lewej dłoni.
- Pokaż.- poprosiła Sophie. Przyjaciółka przesunęła laptop w jej stronę, by mogła się lepiej przyjrzeć.- No pięknie, to jedziemy dalej. Trzeba opisać kolejne elektrownie...- powiedziała bez entuzjazmu.
- Ktoś to ma zamiar czytać?- wtrącił brunet. Rozłożył się wygodnie na łóżku nastolatki, obserwując poczynania maturzystek, które siedziały po turecku na podłodze.
- Praktycznie czy teoretycznie?- uniosła brew zielonooka.
- Tak właśnie myślałem.- zaśmiał się sportowiec, układając na brzuchu.
- Zrobimy kopiuj- wklej z internetu. Zmieni się jakieś pojedyńcze słowa...- zaczęła wyliczać blondynka.
- Dodamy grafikę. I zaliczymy na ocenę pozytywną odnawialne źródła energii.- dokończyła Olivia.
- I już nie pytaj po co to komu, bo my też nie wiemy.- rzekła córka bramkarza, szukając odpowiednich informacji w sieci.
- Wcale nie chciałem o to zapytać.- mruknął Goetze. Tak na prawdę chciał zadać to pytanie, ale dziewczyna go ubiegła.
- Jak wy się kochacie.- wybuchnęła śmiechem przyjaciółka Sophie.
- Mimo że często strasznie mnie irytuje to i tak go bardzo kocham.- uśmiechnęła się promiennie blondynka.
- Ej! Słyszałem wszystko!- zaśmiał się sportowiec.
- Bo miałeś słyszeć.- wysłała mu całusa w powietrzu.
- Grabisz sobie, grabisz...- pogroził palcem w jej stronę, próbując przybrać poważny wyraz twarzy.
-Oj dzieci, dzieci...- podsumowała rozbawiona całą sytuacją panna Keller. Minęło trochę czasu, aż ostatecznie dziewczyny dopieły wszystko w swojej prezentacji na ostatni guzik. Cieszyły się, że mają to doświadczenie już za sobą. Mario wytrwale czekał, aż uda im się zakończyć pracę. Wcale się nie nudził. Najważniejsze, że była przy nim zielonooka i nic więcej się nie liczyło. Kochał spędzać z nią czas.- Na mnie już pora.- oznajmiła Keller, zerkając na zegarek, który wskazywał godzinę szóstą po południu.- Mama zaraz wraca z pracy, trzeba dom posprzątać.- skrzywiła się, pakując swoje manatki do torby.
- Powodzenia, na bank zdążysz.- powiedziała z sarkazmem jej przyjaciółka.
- Co to za problem?- wtrącił brunet- Tu sie upchnie, tam zakryje...- wzruszył ramionami.
- O! Takie podejście mi się podoba!- przyznała, rozbawiona dziewczyna- Żegnam was gołąbeczki.- pomachała im na pożegnanie, po czym opuściła sypialnie panny Weidenfeller.
- Jejku... Muszę jeszcze wypisać słówka na angielski...- jęknęła właścicielka pokoju.
- Musisz?- zapytał młody Niemiec. Miał inne plany na ten wieczór. Myślał o wyjściu do kina.
- Niestety.- westchnęła. Ułożyła się na łóżku, na boku sumiennie wykonując zadanie na następny dzień. Chłopak poszedł w jej ślady i położył sie zaraz za nią. Z początku obserwował, jak blondynka kreśli zgrabne litery, lecz wpadł na ciekawszy pomysł. Zaczął składać delikatne pocałunki na szyi nastolatki, przyjemnie drażniąc jej skórę swoim lekkim zarostem. Schował niesforny kosmyk włosów, jeszcze siedemnastolatki za jej ucho, nie przerywając wcześniejszej czynności.- Mariooo...- zamruczała- Rozpraszasz mnie.
- Ja? Niemożliwe.- zaprzeczył, kreśląc palcem różne wzory na jej plecach.
- Nigdy tego przez ciebie nie dokończę.- prychnęła.
- Proponuję małą przerwę.- oznajmił, zręcznie obracając swoją wybrankę, aby ich nosy się stykały.- I nawet mam pomysł, jak możemy ją wykorzystać.- uśmiechnął się promiennie, głaszcząc blondynkę po policzku.
- Nie ma takiej opcji.- wyraźnie wypowiedziała każde słowo, robiąc pomiędzy nimi dłuższe pauzy niż zwykle. Nie zrobiło to wrażenia na sportowcu, który po chwili namiętnie pocałował przedmówczynię.
- Ale dlaczego?- powiedział, zasmucony dopiero w momencie, gdy musiał złapać oddech.
- Bo tata tylko czeka na okazje, żeby nas przyłapać.- odsunęła się od bruneta i powróciła do odrabiania pracy domowej.
- Oj ten Roman...- westchnął, wsuwając ręce pod swoją głowę.- Gdyby mógł wysłałby mnie w kosmos, jak najdalej od ciebie.- zaśmiał się.
- Zarezerwuję już bilet w tę samą stronę.- oznajmiła, skradając mężczyźnie szybkiego buziaka. Goetze wyszczeszył się szeroko, pogrążając w swoich myślach. Dumał nad ich przyszłością. Nad studiami swojej dziewczyny na drugim końcu Niemiec, nad bardzo kuszącą ofertą nowej pracy, jaką mu złożono. Już niedługo musiał podjąć decyzję w kwestii transferu, o którym wiedział tylko zarząd Borussii. Tymczasem telefon zielonookiej dał znać o dostarczeniu wiadomości SMS.
- Nie sprawdzasz od kogo?- zdziwił się młodzieniec, zauważając, że Sophie nie pofatygowała się ruszyć po swoją komórkę, która leżała na biurku.
- Pewnie kolejne reklamy z sieci.- wyjaśniła, nie odrywając wzroku znad zeszytu. Jednak nie minęło 5 minut, a telefon ponownie zawibrował.
- Chyba komuś się pali.- westchnęła, kierując kroki w stronę biurka.
- Kto cie męczy o tej porze?- zadał pytanie, jak zwykle ciekawski piłkarz. Blondynka powróciła na łóżko z laptopem w dłoni.
- Marcel. Pisze, że ma chwilę, aby spotkać się na Skype.- wyjaśniła, włączając komputer.
- Zaraz, zaraz...- Goetze podniósł sie do pozycji siedzącej- Przed momentem nie miałaś dla mnie czasu, a wystaczy wiadomość od Marcela i nagle zapominasz nawet o książkach.- oznajmił zły.
- Właśnie skończyłam.- powiedziała spokojnie- Poza tym rzadko mamy okazję porozmawiać. On ma swoje obowiązki, ja swoje. Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- No tak.- prychnął- Wystarczy, że on pstryknie palcami, a ty rzucasz wszystko i jesteś do jego dyspozycji.- rzekł, chaotycznie gestykulując dłońmi.
- Coś sugerujesz?- blondynka uniosła brew. Nie podobał jej się ton, w jakim zwracał się do niej brunet.
- Ode mnie nawet książki były ważniejsze.- wskazał ręką, na otwarte podręczniki- A Marcelek ma wszystko na zawołanie. Nie lubię go.- zacisnął dłonie w pięści.
- Jesteś zazdrosny o naukę, czy o przyjaciela? Bo przyznaje, że się pogubiłam.- odłożyła latop na bok, aby przypadkiem go nie strącić.
- Ja? Zazdrosny?- prychnął.
- A nie? Nie wiem, dlaczego jesteś taki dla Marcela. Nic ci nigdy nie zrobił. Ba, nawet go nie znasz. Czyli, że niedługo będziesz też miał problem, kiedy spotkam na przykład Marco?- zapytała, starając się nie krzyczeć.
- Nie. Ufam mu. Wiem, że trzymałby łapy przy sobie.- nerwowo przeczesał swoje włosy palcami.
- No tak! A mi nie.- klasnęła w dłonie, kiedy wreszcie pojęła, o co chodzi jej chłopakowi.- Mario, nie jestem kukiełką, za której sznurki możesz pociągać.
- To nie tak. Po prostu nie trawie tego twojego kumpla.- przetarł twarz dłonią- Nie wierzę, że nigdy nic między wami nie było.
- Jest dla mnie, jak brat. Nie mogłabym...- zaczęła.
- A ty dla niego tylko jak siostra?- wtrącił- Niemożliwe.
- Uważasz, że coś przed tobą ukrywam?- nie doczekała się odpowiedzi- Znamy się od dziecka. Razem robiliśmy babki z piasku. Nie raz pomagaliśmy sobie wzajemnie. Wspierał mnie, kiedy miałam gorsze dni. Gdy przeklinałam swój los, gdy gniew na ojca potęgował się z dnia na dzień. Byliśmy nierozłączni. Jak ty i Reus. Tylko teraz nasze kontakty zostały bardzo ograniczone. Potrzebujemy siebie. A mój chłopak nie potarfi tego pojąć. To przykre, wiesz?- zakończyła.
- Ja i Marco to co innego.- szybko zaprzeczył.
- Wbrew pozorom to samo, też mogłabym być zazdrosna o twoich znajomych.- wstała z łóżka.
- Ale ja nie jestem zazdrosny!- uniósł głos. Stanął na przeciw zielonookiej.- Po prostu boję się, że on mi cie zabierze. Nagada ci, Bóg wie czego. Ty w to uwierzysz, a potem... Zobacz, już się przez niego kłócimy.- złapał ją za ramiona.
- Czy ty masz mnie za idiotkę? Po co Marcel miałby to robić?- zapytała, patrząc mu prosto w oczy.- Może lepiej nie odpowiadaj. Idź już.- wyswobodziła się z jego uścisku, po czym wskazała dłonią drzwi.
- Nie jesteś idiotką. Sophie...- jęknął, przybliżając się do córki kolegi z klubu.- Nie lubię się z tobą sprzeczać.- wyznał.
- Tym bardziej lepiej będzie, jak już pójdziesz. Zaraz powiesz kilka słów za dużo i wszystko sie posypie. Cześć.- ponagliła go do opuszczenia pomieszczenia. Obydwoje byli zdenerwowani i źli na siebie, lecz zachowali resztki zdrowego rozsądku.
- Kocham cię.- wychodząc nachylił się nad nią, aby poczuć jej wargi na swoich, jednak dziewczyna odwróciła głowę. I tyle go widziała. Nie chciał pogarszać swojej i tak beznadziejnej już sytuacji. A ona? Zabolały ją jego słowa. Na prawdę jej nie ufał? Był zazdrosny o Marcela? Czy dała mu kiedyś do tego powód? A mówią, że to kobiet nie da się zrozumieć...
Następnego dnia Sophie Weidenfeller wstała, brutalnie obudzona przez swój budzik. Nienawidziła poranków, chyba że witała ją uśmiechnięta twarz Mario. W tygodniu jednak nie mogła na to liczyć. Ojciec za żadne skarby świata nie pozwoliłby jej nocować u młodego Niemca. Zamknąłby ją na klucz w swoim pokoju. Wyobrażając sobie tą sytuację, wybuchnęła śmiechem. Wykonała wszystkie rutynowe czynności w łazience, po czym przebrała się we wcześniej przygotowane ciuchy. Chwyciła plecak i przeszła do kuchni, gdzie spotkała Lisę.
- Jejku, masz okazję pospać, jak długo będziesz miała ochotę, a ty wstajesz z kurami...- pokręciła głową z niedowierzeniem. Modelka chodziła do pracy tylko trzy dni w tygodniu, ponieważ lekarz kazał się jej oszczędzać. Jej zawód wbrew pozorom jest wymagający, a ciąża w dość późnym wieku potrzebuje specjalnej troski.
- Nie umiem inaczej. Czuję się wypoczęta.- oznajmiła, popijając poranną kawę.
- Zazdroszę, bo ja ani trochę.- powiedziała, układając na wielozbożowym chlebie ser i sałatę.
- Piękni, młodzi, niewyspani. Jednak coś w tym jest.- zaśmiała się ciężarna.
- Trudno zaprzeczyć.- potwierdziła córka bramkarza, zasiadając do stołu z gotową już kanapką.- A ojciec nie wybiera się na trening?- zapytała.
- Dzisiaj zaczynają dopiero o dwunastej.- wyjaśniła- Nie miałam serca go budzić.
- To za szybko nie wstanie. U nas miłość do snu jest rodzinna.- oznajmiła, konsumując śniadanie.
- Zauważyłam.- długonoga przynała rację młodszej.
- To ja lecę. Dziś będę po trzeciej.- oświadczyła, chowając talerzyk do zmywarki.
- Miłego dnia!- pożegnała się modelka. Zielonooka założyła kurtkę i buty, po czym wyszła z domu. Gdy zakładała plecak na ramiona, ujrzała pojazd Mario zaparkowany nie opodal. Miała nadzieję, że jej nie zauważy, co było mało prawdopodobne. Przemknęła prze ogródek, kierując się w stronę szkoły. Nie chciała jeszcze z nim rozmawiać. Nadal miała do niego żal.
- Hej.- wyrósł przed nią, ten którego starała się uniknąć- Podwieźć cię? Będzie okazja, żeby porozmawiać.- oznajmił.
- Nie, dzięki nie skorzystam.- odpowiedziała, wymijając Niemca.
- W takim razie cię odprowadzę.- nie odpuszczał.
- Nie musisz się fatygować.- rzuciła, przyśpieszając.
- Chciałem przeprosić za wczoraj... Ta kłótnia była niepotrzebna.- mówił- Zatrzymaj sie!- uniósł głos, ponieważ blondynka go ignorowała.
- Proszę bardzo.- zwolniła, zatrzymując się w końcu na chodniku- Co ciekawego chcesz przekazać idiotce?
- Nie mów tak. Dobrze wiesz, że to nie prawda. Źle mnie zrozumiałaś.- zaczął spokojnie tłumaczyć.- Przyznaje, byłem zazdrosny. I będę. Nie chcę, żeby ktoś mi cię odebrał. Przesadziłem wczoraj. To wszystko nie miało tak wyjść. Ufam ci, na prawdę. Kocham cię. Powiedziałem wczoraj tyle głupstw. Wybaczysz mi?- dokończył swoją wypowiedź z nadzieją w głosie.
- To znaczy, że teraz zawsze tak będzie?- zapytała, delikatnie odsuwając się od sportowca, który chciał się do niej zbliżyć- Za każdym razem, kiedy w pobliżu znajdzie się znajomy, kolega, przyjaciel?- wymieniała.
- Obiecuję, że to się nie powtórzy. Oczywiście będę zazdrosny, jak mówiłem wcześniej, ale wczorajsza sytuacja już nigdy nie będzie miała miejsca. Nie chcę ciebie stracić. Wybacz mi, proszę. Mam klękać i błagać?- zapytał, łapiąc za jej dłoń.
- Nie musisz. Po prostu zapomnijmy o tym.- uśmiechnęła się promiennie.
- Jestem głupim szczęściarzem, że ciebie mam.- przytulił ją mocną, unosząc lekko nad ziemią.
- Udusisz mnie.- zaśmiała się. Pocałowała go, a chłopak nie był dłużny. Nie oszczędzali sobie pieszczot. Nie zwracali uwagi na to, że są w miejscu publicznym, a gdzieś za śmietnikiem chowa się mężczyzna z aparatem fotograficznym. Jeśli wszystko się powiedzie, już jutro będą na pierwszych stronach gazet.

*****
Usłyszał, iż drzwi od domu zostały otwarte i ktoś wszedł do środka. Była to, jak sam przecczuwał, jego córka. Gdzieś w duchu ucieszył się jednak, że z korytarza nie dochodziły do niego żadne dźwięki, zdradzające obecność drugiej osoby. Ostatnimi czasy Goetze często przesiadywał u nich w domu. Miał go czasami dość. Trenig- Goetze. Dom- Goetze. Jeszcze brakuje, żeby mu z szafy wyskoczył. Po prostu wprosił się z brudnymi butami w jego życie. Zamieszał w głowie blondynki, dla której gdyby mógł, zciągnąłby gwiazdke z nieba. Wiedział, że ten moment kiedyś nadejdzie, kiedy pierworodna znajdzie sobie chłopaka, lecz nie przewidział, że nastąpi to tak szybko. No i że wybrankiem zostanie jego kolega. Chociaż czy nadal może go tak nazywać? No właśnie tego nie wie. Czas pokaże. Wszystko w rękach bruneta, bo jeśli chciał się tylko zabawić córką bramkarza... To marny jego żywot.
- Sophie, wejdziesz tu do mnie na chwilę?- zapytał. Siedział wygodnie na skórzanej kanapie w salonie.
- Tato bez nerwów. Mario jechał do Memmingen z rodzicami.- oznajmiła.- Także nie denerwuj się, bo to szkodzi zdrowiu.- zaśmiała się, zdejmując ciężkie glany z stóp.
- Wypraszam sobie, nie jestem jeszcze stary, żeby groził mi zawał.- zaznaczył, udając urażonego. W rzeczywistości miał duży dystans do siebie.- Ale nie ukrywam, że miło mieć dzień wolnego od tego gościa.
- Oj już nie przesadzaj. Do niego też czasami chodzę. Lisa nie ma nic przeciwko wizytom Mario.- zauważyła, odwieszając kurtkę na wieszak. Pogada nadal do wiosennych nie należała.
- Wiesz, jednak wole was mieć tutaj na oku.- wyznał, drapiąc się po głowie.
- No widzisz, więc nie narzekaj już tyle.- podsumowała, odwiedzając pokój dzienny. Zajęła miejsce zaraz obok ojca.- O, a co tu masz?- zaciekawiła się. Bramkarz trzymał na kolanach średniej wielkości album ze zdjęciami. Dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała tego przedmiotu na oczy. Szybko go otworzyła. Każda kolejna strona zaskakiwała ją jeszcze bardziej i wywoływała na twarzy lekki uśmiech.
- Zbierałem je wszystkie przez kilka lat.- powiedział, wskazując na fotografie. Można było znaleźć na nich parę zakochanych nastolatków, później już narzeczeństwo, a na końcu spoglądało się na trzy osoby. Przedstawiały oczywiście Sophie oraz jej rodziców.
- Myślałam, że o niej dawno zapomniałeś...- wyznała prawie szeptem, dalej przeglądając zdjęcia.
- Nie ma takiego dnia, żebym o niej nie pomyślał. Zawsze zastanawiam się, jak ona by postąpiła, co by powiedziała... Zwłaszcza kiedy muszę podjąć trudną decyzję związaną z twoim wychowaniem.- oznajmił, obejmując ją ramieniem.
- Bardzo słabo ją pamiętam.- posmutniała.- Wszystko jest takie zamazane, jakbym chodziła w brudnych okularach.- Jaka ona była?
- Strasznie pyskata, to akurat masz po niej.- zaśmiał się cicho.- Szalona, często niezorganizowana. Prawie zawsze czegoś szukała. Torebki, szminki, butów... Wszyscy znali ją z tego, że wchodziła na spotkania, imprezy ostatnia. - uniósł kąciki ust, na przypomnienie tych sytuacji.- Była też otwarta na nowe znajomości, z każdym potrafiła dojść do porozumienia. Żyła chwilą. Nie lubiła nic planować. Kiedy się urodziłaś stała się nadopiekuńczą mamą. Bardzo martwiła się o ciebie, a to że zrobisz sobie krzywdę, a to że jesteś za lekko ubrana i na pewno się przeziębisz. Jakbyś wczoraj biegała w pampersach, a dziś przedstawiasz mi kolegę.- zaakcentował ostanie słowo, na co nie zwróciła uwagi. Właśnie wyobrażała sobie postać swojej matki.
- A tęsknisz za nią? Pytam bo teraz masz Lisę i...- zaczęła.
- Oczywiście, że tęsknie!- wtrącił się w wypowiedź zielonookiej.- Wiem, że może być to dla ciebie trudne i niezrozumiałe. Kocham twoją mamę. Wiem, że obserwuje nas z góry. I wierzę, że nie ma mi za złe, iż związałem się z Lisą. Nie mógłbym ciągle mieszkać sam. Zwariowałbym.- rzekł.- No i teraz jeszcze dziecko... Wiesz, jestem dumny, że będę mógł zostać tatą drugi raz.- nie wiedziała co odpowiedzieć. Pokiwała tylko głową na znak, że usłyszała.
- Ja nie mam wam za złe, że nie będę jedynaczką.- wyznała.- Na prawdę. Na początku był to dla mnie wielki szok, ale przemyślałam wszystko. I cieszę się, że nie wymazałeś mamy z pamięci.- westchnęła. Nigdy nie rozmawiali otwarcie o uczuciach, a zwłaszcza kobiecie, która już odeszła.
- Trzymam ten album w stoliku nocnym i często do niego zerkam. Jest jedną z niewielu tak wartościwych dla mnie pamiątek po twojej rodzicielce.- oznajmił, zamykając książkę.- Nie masz pojęcia, jak mi ją przypominasz...
- Żałuję, że nie ma jej z nami. Wmawiam sobie, że jest teraz w lepszym świecie.- powiedziała, bawiąc się swoimi dłońmi.
- Na początku nie mogłem się pogodzić z tą sytuacją. Gdyby nie ty... Zrobiłbym coś głupiego. Ale wiedziałem, że mam dla kogo żyć. Rodzice też bardzo mnie wtedy wspierali. Nigdy nie uda mi się odwdzięczyć za ich pomoc. Zajęli się tobą, kiedy wyjechałem w poszukiwaniu lepszej pracy. Chciałem dla ciebie jak najlepiej. Chciałbym abyś kiedyś mi wybaczyła.- oświadczył- Nie mówię, że teraz, jutro czy pojutrze. I tak cieszę się, że nasze relacje są o niebo lepsze niż wcześniej. Jeśli wyjedziesz na studia do Monachium, nie będę cię zatrzymywał. Mam cichą nadzieję, że jednak o nas nie zapomnisz. Zadzwonisz czasami, odwiedzisz...- dokończył. Bolało go to, że kiedy wreszcie zaczęli normalnie ze sobą rozmawiać, jego córka zaczynała kolejny etap w swoim życiu. Łączyło się to z wyjazdem. Nie łudził się, iż zostanie w Dortmundzie. Wiedział, że jest uparta, a gdy coś postanowi nikt jej nie zatrzyma.
- Zadzwonie, jeszcze będziesz mnie miał dość.- zaśmiała się. Sprytnie wybrnęła z niezbyt komfortowej dla siebie sytuacji. Czy żal do ojca zupełnie zanikł? Sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. Poznała dziś jego punkt widzenia i potrafi sobie już wyobrazić, w jak trudnym położeniu znalazł się Roman. Aż dziwne, że żadna z gazet nie doniosła światu o tej prywatnej tragedii piłkarza. Nie ukrywajmy, że cieszyło to Niemca. Nie pragnął, aby obcy ludzie wiedzieli o tak bolesnych szczegółach z jego życia.

*****
Trener dziś wstał lewą nogą i nie próbował nawet tego ukrywać. Piłkarze szybko wyczuli, iż lepiej mu nie podpaść. Każdy skupiał się w 100% na wykonaniu dobrze danego ćwiczenia. Pod koniec Klopp podzielił ich na dwie drużyny. Sportowcy mieli rozegrać mały mecz między sobą. Wszystko układało się po myśli Jurgena, do momentu kiedy na boisku wybuchło zamieszanie. Roman przejął piłkę w polu karnym, po czym chiał ją wybić, aby koledzy z jego grupy, mogli przejść do akcji ofensywnej. Jednak chcący lub niechcący futbolówka uderzyła w głowę Goetze. Oczywiście Niemcowi nic się nie stało, ale miał pretensje do bramkarza.
- Nie przesadzasz trochę?- zwrócił się do Weidenfellera- Chociaż na boisku mógłbyś sobie odpuścić.
- Przecież to był przypadek.- zaczął bronić się starszy. Mówił prawdę, jednak cieszył się, że akurat chłopakowi jej córki się oberwało.
- Tak, a ja jestem głupi i ślepy.- prychnęła klubowa dziesiątka.
- Coś sugerujesz?- oburzył się kapitan zespołu. Reszta piłkarzy przypatrywała się całej sytuacji z zaciekawieniem.
- Przecież wiem, że zrobiłeś to specjalnie. I co, lepiej się teraz czujesz?- dopytywał Goetze, zbliżając się do Romana.
- Nie. Ale jeśli chcesz mogę poprawić. Może ci się coś tam przestawi.- splunął najstarszy w zespole.
- Panowie! Do mnie! Ale to już!- krzyknął Klopp w stronę swoich podopiecznych.- Reszta biega kółeczka do okoła boiska. Ruchy!- sportowcy nawet nie protestowali, szybko przeszli do biegu, obserwując jednak, co trener zamierza zrobić z tamtą dwójką.- Co to było?- zapytał trener. Mario i Roman spuścili głowy, nic nie mówiąc.- Od pewnego czasu coś między wami iskrzy. Nie jesteście swoimi wrogami, gracie w jednej drużynie! Halo! Rozumiecie?- krzyczał, gestykulując dłońmi, jak miał to w zwyczaju.
- Tak, trenerze.- odpowiedzieli chórkiem.
- Nie wiem, o co wam chodzi. Prywatne sprawy proszę zostawić poza boiskiem. Przypominam, że jesteśmy profesjonalistami! Koniec trenigu dla was. Wracajcie do domów.- machnął ręką.
- Ale trenerze. W piątek mamy mecz!- zawył niezadowolony Mario.
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej. Muszę się poważnie zastanowić, czy znajdziecie sie w podstawowej jedynastce.- oznajmił, wracając do reszty mężczyzn. Panowie w złych humorach przeszli do szatni. W ciszy zmieniali ciuchy, żaden z nich nie miał ochoty wchodzić pod prysznic. Atmosfera była strasznie napięta.
- Jeśli zrobisz krzywdę mojej córce, obiecuję ci, że będziesz tego żałował.- wysyczał wściekły bramkarz, upychając swoje rzeczy w szafce.
- Ubzdurałeś sobie, że jestem z nią tylko po to, żeby ją skrzywdzić.- prychnął brunet, zawiązując sznurówki od trampek.
- Po prostu ostrzegam cię tylko dlatego, że kiedyś cię lubiłem.- wyjawił.
- Aha, a co się zmieniło?- dopytywał Goetze, chętnie by się pojednał z kolegą. Chciał regularnie grać w wyjściowym składzie i miał dość jego humorków. No i lepiej nie mieć ojca swojej dziewczyny za wroga.
- Przyczepiłeś się do Sophie jak rzep psiego ogona.- burknął niezadowolony.
- Kocham ją.- odparł pewny siebie. Mógłby to powtarzać do znudzenia.
- Jesteś za młody, żeby wiedzieć co znaczą te słowa.- prychnął. Goetze działał mu na nerwy.
- Mylisz się.- zaprzeczył.- Sophie jest dla mnie jak tlen. Kiedy nie ma jej przy mnie, po prostu się duszę.- wyznał dumnie. Próbował przekonać sportowca do siebie.
- Co ty wiesz o miłości...-wywrócił oczami wyższy- Pamiętaj o moich słowach. Proponuję porozumienie. Na boisku zapominamy o wszystkim, co łatwe nie będzię, a poza nim najlepiej się do mnie nie odzywaj, ok?- wygłościł, ten który za kilka miesięcy będzie nosił na rękach noworodka.
- Jeśli tego chcesz to nie ma sprawy.- wyciągnął rękę w stronę przedmówcy.- Myślę, że to dobry początek.
- I tego się trzymajmy.- rzucił, ignorując wyciągniętą dłoń kolegi.- Niedozobaczenia.- dodał wychodząc. W drzwiach potrącił Durma, który jak reszta piłkarzy chciał dostać się do szatni. Weidenfeller nie zrwócił na nikogo uwagi i czym prędzej ruszył w stronę wyjścia.
- O co wam poszło?- zapytał zdezorientowany jak reszta drużyny Marcel. Tylko Reus był wtajemniczony we wszystko, toteż uśmiechał się, ściągając z nóg korki.
- Dobra, powiem wam.- oznajmił Mario, czym przykuł wszystkich z pomieszczenia.- Jak wyjdziecie z SIP i chwycicie pierwszą lepszą gazetę to i tak się dowiecie.- każdy obywatel Niemiec, mógł przeczytać w brukowcach gorący news- Ja i Sophie, córka Romka, jesteśmy od jakiegoś czasu razem.- chłopcy gratulowali Goetze. Nawet Kevin wpadł na pomysł, aby zrobić z tej okazji imprezę. Jednak Mario szybko przystopował jego zapał, ponieważ zielonooka piękność, chciała, jak najdłużej trzymać ich związek w tajemnicy. Bała się tego, co wypiszą o nich na okładkach. Bardzo nie spodobały jej się zdjęcia w magazynie, nie wspominając o informacjach, wyssanych z palca. Mimo to, będzie musiała się przezwyczaić do chodzących za nią paparazzi. Sławni ludzie nie mają zbyt wiele prywatności, a ona do nich dołączyła, gdy zaczęła spotykać się z Mario. Wcześniej media o Sophie po prostu zapomniały, co bardzo jej się podobało. Pora przyzwyczajać się do nowych norm!


****
I mamy kolejny post! Widziałam go inaczej, ale ostatecznie mi się podoba, a wam? Czekam na wasze opinie ;) Do następnego!










sobota, 8 listopada 2014

ROZDZIAŁ 17-,, Powinieneś jej pomnik postawić"

Scenka prawie, jak z reklamy dobrej kawy. Grupa roześmianch przyjaciółek plotkuje, żywo gestykulując, wmiędzyczasie delektując się aromatem ,,świeżo zmielonych ziaren". Tutaj sytuacja ma się bardzo podobnie, lecz główne bohaterką są raczej amatorkami malinowej herbaty. Usadowiły się wygodnie na sporym łóżku panny Keller, trzymając w dłoniach kubki z parującą cieczą. W ostanim czasie w życiach maturzystek zaszło wiele zmian, których niekoniecznie się spodziewały. Cieszyły się, iż udało im się tak zorganizować czas, aby znaleźć chwilkę na wspólną rozmowę.
- Pyszna ta twoja herbatka.- oznajmiła Sophie, upijając łyk gorącego jeszcze napoju.
- Idealna, kiedy za oknem taka pogoda.- rzekła jej koleżanka, układając sobie pod plecami jedną z puchowych poduszek dla większego komfortu.
- Wiosna sie nam chyba gdzieś po drodze zapodziała.- zaśmiała się zielonooka.
- Możemy rozwiesić jakieś plalakaty, ogłoszenia.- zachichotała, ta która pogodziła się już ze śmiecią brata.- Albo uzbroić się w cierpliwość.
- No niestety, nic więcej nam nie pozostaje.- zgodziła się- Opowiadaj mi lepiej co u ciebie.
- U mnie? Dużo zmian. Ale słyszałam, że ty na nude też nie narzekasz.- Olivia uniosła brew, dając do zrozumienia, że się czegoś domyśla.
- Zapytałam pierwsza!- wytknęła w jej stronę język.
- Dobra, nie bij.- wybuchnęły śmiechem.- Zacznę od początku.
- Sprytnie...- parsknęła blondynka, za co została zmierzona surowym spojrzeniem przyjaciółki.
- Tydzień temu Nick zaprosił mnie na spacer, co bardzo mnie zdziwiło, bo praktycznie codziennie biegamy razem. Było świetnie. Poszliśmy do centrum na pyszną szarlotkę z lodami. Nie kończyły się nam tematy na rozmowy. Czułam się przy nim swobodnie. Jakbyśmy byli stworzeni dla siebie.- zarumieniła się na wspomnienie tamtej chwili.- No i tak jakoś wyszło. Pocałowałam go. A najlepsze było to, że on nie miał nic przeciwko. A potem zapytał, czy nie spróbowalibyśmy... No i teraz mogę ci powiedzieć, że jestem z Nickiem.- uśmiechnęła się.
- Gratuluję! Strasznie się cieszę. Kiedy go przedstawisz?- dopytywała.
- Pewnie przy najbliższej okazji. Zobaczymy, jak to wyjdzie.- upiła łyk herbaty.
- Wiedziałam, że coś z tego sie wykluje.- wyszczerzyła się.
- No właśnie, skoro jesteśmy już przy przewidywaniu... Co tam u Mario?- zaśmiała się.
- Chyba ma się dobrze, z tego co wiem. - odruchowo przygryzła wargę.
- Oj ty to wiesz najlepiej.- znowu wybuchnęły śmiechem.- Powiedzieliście ojcu?
- Jeszcze nie. Szczerze, to boję się jego reakcji.- wyznała.
- Sophie, ale przecież on lubi Mario, dobrze go zna, więc...- zastanawiała się głośno.
- No właśnie. Kolega z boiska, chłopakiem córki...? Nie wiem, co on o tym pomyśli. Nigdy nie rozmawialiśmy razem o chłopakach. Kocham Mario i nawet jeśli tata nie ucieszy się na wieść o naszym związku, to z nim będę. Ale przyznaje, że wreszcie dogaduję się z Lisą i Romanem. Nie chciałabym tego niszczyć.- powiedziała, odstawiając pusty już kubek na stoliczek nocny.
- Awwwww...- skomentowała wypowiedź przyjaciółki.- Jesteście tacy słodcy, chyba zaczne was shipować.- zachichotała.
- Bardzo śmieszne.- rzekła z sarkazmem.
- Dziwne, że dziennikarze jeszcze nic nie zauważyli. A tu taki news się szykuje.- wyszczerzyła się.
- Raczej nie spotykamy sie w miejscach publicznych. Co to by było gdyby ojciec, dowiedział się o nas z gazet...- córka bramkarza uniosła brwi.
- Żeby was nie wyprzedzili z tą nowiną.- ostrzegła Olivia.
- Spokojnie kochana, trzymam ręke na pulsie. Przynajmniej tak mi sie wydaje.


*****
Siedziała na kuchennym krześle, przeglądając kolejne strony jakiegoś kolorowego czasopisma. Dziwiła się, jak ludzie mogę czytać takie bzdury. Kogo interesuje, gdzie najwięcej botoksu można znaleźć u znanych gwiazd filmowych? Gazeta ta wpadła w dłonie blondynki przez przypadek. Leżał na stole, a duże i jaskrawe literki przykuły jej uwagę. Czyżby Lisa czytała takie bzdury? Wiadomości wyssane z palca? Nie raz widziała modelkę z grubszą książką w dłoni, wywnioskowała z tego, iż lubi pochłaniać lektury. Ale w tych kilku kartkach nie znalazła żadnych ciekawych informacji. Po co wiedzieć jej, ile pieniędzy na swoje wakacje wydaje przeciętny celebryta? Z głębokiej zadumy wyrwał ją dźwięk dzwonka. Jako, że była w tej chwili sama w domu, udała się do drzwi. W wejściu ujrzała spory bukiet białych róż, a zaraz za nim jak się domyśliła dostawcę.
- Dzień dobry. Pani...- rzucił wzrokiem na plik formularzy, które trzymał w lewej dłoni.- Sophie Weidenfeller?- zapytał, promiennie się uśmiechając.
- Tak, to ja...- odparła z lekkim zdziwieniem.
- Kwiaty dla pięknej pani.- wręczył jej wiązankę.- Proszę podpisać tutaj.- użyczył blondynce długopisu, po czym wskazał lukę, w której miała wstawić swoją parafkę.
- Ale jest pan pewien, że to do mnie?- dopytywała.
- Nasza firma jest jedną z najlepszych w Niemczech. Nie popełnilibyśmy takiej pomyłki.- zapewnił. Ostatecznie nastolatka przyjeła bukiet, kierując się z nim do kuchni. Umieściła go w wazonie z zimną wodą. Obejrzała prezent dokładnie z każedej strony. Trzeba było przyznać, że kwiaty wyglądały przepięknie, na dodatek był to jej ulubiony gatunek. Pomiędzy łodygami róż znalazła starannie złożoną karteczkę. A jej treść brzmiała następująco:
,, Mam nadzieję, że nie udusisz mnie za kwiaty. Wiem. Nikt nie miał wiedzieć, ale musiałem Ci coś wręczyć 14 lutego. Nie zdążyłbym dostarczyć ich osobiście. Jutro mamy mecz na wyjeździe i mam 2 godziny, żeby spakować się po treningu. Obiecuję, że uczcimy to święto w innym terminie. Kocham Cię jak wariat. Nie gniewaj się na mnie. I tak będę ciągle myślał o Tobie i tęsknił. Twój M. PS Buziaków nie wysyłam, bo mają być ode mnie, a nie od tego dostawcy."
Przeczytała krótki liści kilka krotnie, szeroko się uśmieczając. Cieszyła się, że Mario o nie nie zamoniał. Nie potrafiła się na niego gniewać. Z resztą to nie jego wina, iż mecz przypadł akurat na walentynki. Nie był to tandetny wierszyk tzw. kopiuj-wklej. Śmiała się, kiedy wyobrażała sobie, jak młody Niemiec biega po całym mieszkaniu w poszukiwaniu ładowarki, słuchawek i innych potrzebnych mu rzeczy. Zawsze robił wszystko na ostatnią chwilę i tak było również tym razem. Schowała liścik do kieszeni jeansów. Za pewne jeszcze nie raz na nią zerknie, wspominając chłopaka. Kiedyś było to dla niej nie do uwierzenia, że nawet kilka słów na papierze od ukochanej osoby, potrafi sprawić tyle radości i dodać energii na resztę dnia. Blondynka chwyciła za zielone jabłko. Usłyszała, że ktoś wszedł do domu, a po chwili w pomieszczeniu zawitał jej ojciec.
- Witam!- krzyknął uśmiechnięty. Córka kiwnęła tylko głową, ponieważ przeżuwała akurat część owocu.- O! A dla kogo tyle kwiatów?- zapytał wyraźnie zdziwiony, wyciągając z szafki butelkę z wodą mineralną.
- Dla mnie.- rzekła, konsumując swoją zdrową przekąskę.
- Od kogo?- dopytywał lekko zaskoczony.
- Od mojego chłopaka.- odpowiedziała zgodnie z prawdą. Stwierdziła, że to dobry moment aby w małym stopniu uświadomić tatę, który właśnie zakrztusił się napojem.
- Ale jak? Kto? Kiedy?- nie wiedział, o co najpierw zapytać. Każda informacja była dla niego równie ważna.
- Mów wolniej.- zaśmiała się.
- Od jak dawna masz chłopaka?- udało się mu ułożyć poprawne pytanie.
- Jakiś czas... Nie długo...- odpowiedziała tajemniczo. Gdyby podała dokładną datę, domyśliłby się, kto może być jej wybrankiem. W sumie nie skłamała. Dla kogoś ponad dwa miesiące to może być mało.
- Dlaczego nic wcześniej nie mówiłaś?- oparł się o kuchenny blat.
- Nie wiedziałam czy to wyjdzie i nie chciałam zapeszać.- wyjaśniła.
- A kiedy go nam przedstawisz? Chciałbym go poznać.- oznajmił spokojnie. ,, Jak mam przedstawić im kogoś, kogo dobrze znają?"- pomyślała.
- Nie wiem, kiedy on będzie miał czas...- zaczęła się wykręcać.
- Nie znajdzie go dla ciebie?- uniósł brew.
- Nie o to chodzi. Ma też swoje obowiązki...-nie chciała zdradzać zbyt wiele.
- Pracuje? Jest starszy?- przeraził się.
- Spokojnie, oddychaj.- zachichotała.- Tak pracuje i jest starszy, ale nie dużo.
- Czyli ile? Rok, dwa?- dopytywał.
- Trochę więcej... Ale byłeś blisko. Zresztą czy to ważne? Ważne, że się kochamy, prawda?- ugryzła swoje jabłko.
- Nie chciałbym, abyś chodziła ze starym zgorzkniałym dziadem.- rzekł, drapiąc się po głowie.
- To mi nie grozi.- uśmiechnęła się promiennie.- On jest przystojny, zabawny, energiczny, troskliwy, czasami nawet odpowiedzialny. Ma sto pomysłów na minute, dzięki czemu nie da się z nim nudzić...- rozgadała się.
- Czyli, że to coś na poważnie...- podsumował Roman.
- Tak. Strasznie go kocham.- wyznała.
- Już sie nie mogę doczekać, kiedy go poznam.- oznajmił, chowając ręce do kieszeni spodni.
- Liczę, że będziesz wyrozumiały.- oświadczyła, wyrzucają ogryzkę do kosza.
- Nie rozumiem... Inna religia? Może inne obywatelstwo?- zastanawiał się głośno.
- Sam zobaczysz. Nie masz się czym martwić.- zapewniła go.
- O Boże... Arab?- zakrył dłonią usta.
- Nieeeee... Matka Niemka, ojciec Niemiec. Wyluzuj.- zaśmiała się, widząc ulgę na twarzy rodzica.
- Jak ja mam być wyluzowany?- przytulił ją do siebie.- Kiedy jakiś obcy facet, miesza w głowie mojej kochanej córeczce. Chciałbym cię przed wszystkim uchronić nawet przed złamanym sercem.- wyznał, całując ją w czubek głowy.
- On taki nie jest.- zaprzeczyła.- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.- oznajmiła.
- Tylko niech mi się z łapami od ciebie z daleka trzyma.- pogroził palcem.
- Oj tato...- prychnęła.
- No co? Jak nie daj Boże, on cie skrzywdzi, to będę pierwszy, który mu przywali. A zaraz za mną Felix, Matt, Adam, twój Marcel no i oczywiście Mario.- zaśmiał się.
- Nie będzie takej potrzeby.- zapewniła, opuszczając pomieszczenie.
- Sophie, zaczekaj. A ten bukiet to z jakiej okazji?- zapytał.
- Dziś są walentynki.- rzekła.
- O cholera...- złapał się za głowę.- No tak 14 luty... Jadę do sklepu coś kupić. Jak Lisa wróci i pytałaby o mnie, to powiedz, że jestem na rozmowie u trenera.- krzyknął, szukając w kuchni portfela.
- Nie ma sprawy.- zaśmiała się.
- Jak dobrze, że posłuchałem Lisy i spakowałem te walizki wcześniej.- głośno westchnął.
- Powinienieś jej pomnik postawić.- wzruszyłam ramionami.
- Dziś już chyba nie zdążę. Muszę wymyślić coś innego...- i tyle go widziała. Wybiegł z domu, jakby się paliło.


****
Właśnie wrzuciła do plecaka sportowe ciuchy, tak jak doradził jej Goetze. Chciał ją gdzieś zabrać, reszte szczegółów zatrzymał dla siebie. Miała nadzieję, że uda jej się dowiedzieć po drodze, jakie plany ma chłopak. Bardzo ciekawa randka. Liczyła na to, aby nie musiała biegać. Wszystko, tylko nie to. Tymczasem, chwyciła jeszcze za bluzę z kapturem, po czym przeszła do korytarza. Słyszała, iż telewizor był włączony, co oznaczało, że Lisa i Roman oglądają w salonie film. A gdyby tak spontanicznie powiedzieć im o Mario? Chłopak i tak zaraz miał się tu pojawić. Jeśli będzie to dłużej planować, to na bank nic z tego nie wyjdzie. Uniknęłaby napiętej atmosfery...Teraz albo nigdy. Przeszła do pomieszczenia, gdzie para leżała wygodnie na kanapie, a obok nich wierny labrador.
- Zaraz wychodzę, i chciałam wam kogoś przedstawić...- nie miała pojęcia, jakiego słowa użyć, bo przecież Niemca już znają, ale nie jako jej chłopaka.
- Oj, mogłaś powiedzieć wcześniej. Przygotowałabym coś.- oznajmiła modelka, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Na pewno nie zostaniemy na długo.- zapewniła.
- Randka...- pokiwał głową bramkarz.
- Raczej nie.- zaśmiała się- Po prostu spędzimy razem czas. Tylko proszę was. Bądzcie wyrozumiali. A zwłaszcza ty, tato.
- Nie rozumiem... Wstydzisz się mnie, czy co?- zmarszczył brwi.
- Bądź miły. Zresztą sam zaraz zobaczysz...- opuściła salon, kierując się ku drzwiom. Po chwili usłyszała dzwonek, po czym zaprosiła do domu bruneta.
- Witam moją piękność.- przewitał się subtelnym pocałunkiem. Od razu zauważył, że Sophie czymś się denerwuje.- Coś się stało?- zdziwił się.
- Powiedźmy im o nas. Teraz.- oznajmiła, patrząc w brązowe oczy piłkarza.
- Wiesz, ja nie mam z tym żadnego problemu, ale nic na siłe.- powiedział, uśmiechając się.- Mógłbym wykrzyczeć całemu światu, że mam ciebie.
- Nie czaruj, nie czaruj...- zaśmiała się.- Chodźmy. Czekają.- szła przodem, a zaraz za nią brunet.
- Miejmy to już za sobą.- wyszeptał, gdy wchodzili do pokoju dziennego.- Siemka!- krzyknął na przewitanie reszcie domowników, chwytając zielonooką za dłoń. Świadomie dodał jej tym gestem odwagi.
- To właśnie o Mario wam opowiadałam.- rzekła, promiennie się uśmiechając.
- Gratuluję wam! Jaki ten świat jest mały.- zaśmiała się Lisa. Głaskała psa, który leżal na jej kolanach. Najstarszy z towarzystwa wybuchł histerycznym śmiechem.
- Żartujecie sobie z nas? Sory, ale ja sie nie nabrałem.- trzymał się za brzuch, który musiał go rozboleć.
- Po co mielibyśmy to niby robić?- zapytał zdziwiony młodzieniec.
- Ja cie przecież dobrze znam. Pewnie chcecie mnie wkręcić. Zaraz wyskoczy Reus z kamerą w ręku.- usiadł na oparciu fotela.
- Pięknie razem wyglądacie.- wtrąciła długonoga.
- Dziękujemy.- dziewczyna cieszyła się, że chociaż Lisa nie ma nic przeciwko ich związku.- Myślę, że Marco ma ciekawsze rzeczy do roboty.- rzuciła z ironią. Ostatecznie zawodnikowi Borussii udało się opanować. Spoważniał, po czym zaczął wpatrywać się w młodych ludzi.
- Czyli, że wy... tak na serio?- nie mógł uwierzyć, w to co powoli zaczęł do niego docierać.
- Właśnie próbujemy ci to uświadomić.- westchnęła zniecierpliwiona nastolatka.
- Mario... To jest moja córka...- spojrzał na niego błagalnym wzrokiem, jakby chciał go przekonać do zmiany zdania.
- Przecież wiem o tym.- wyszczerzył się Niemiec.- Macie takie same oczy i bardzo podobne charaktery. Uparci jak...- nie zdążył dokończyć, ponieważ otrzymał sójkę w bok od swojej dziewczyny. Pan domu kręcił głową z niedowierzeniem. Widział zmiany, które zaszły w zachowaniu kolegi z boiska, ale nie spodziewał się, że są one spowodowane właśnie przez jego dziecko.
- Nie wiem co powiedzieć...- przyznał- Na pewno nie mam ochoty skakać z radości na tę wiadomość.- przetarł twarz dłońmi, chcąc upewnić się, czy nie śni.- Nie podoba mi się to. Wogóle, jak długo się znacie?- zapytał, szukając dziury w całym.
- Wystarczająco.- oznajmiła szorstko panna Weidenfeller.- I nie pytamy cię o to, co powiedziałbyś gdybyśmy byli parą, tylko chcemy uświadomić ci, że już nią jesteśmy.- rzuciła podirytowana, strach zastąpiła złość.
- Ja poprostu się zakochałem. Nie ma dla mnie znaczenia, kto miałby być w przyszłości moim teściem...- wzruszył ramionami brunet.
- Przystopuj młody.- gestem dłoni, przerwał wypowiedz chłopaka.- Masz jeszcze sporo czasu, żeby zacząć myśleć o ślubie. A my musimy sobie kiedyś porozmawiać, tak w cztery oczy.- wyburczał obrażony, po czym opuścił salon.
- Dajcie mu jeszcze trochę czasu. Musi wszystko na spokojnie przemyśleć.- oznajmiła Lisa. Po chwili Mario z Sophie znaleźli się już w jego aucie. Chłopak sprawnie pokonywał ulice Dortmundu, rozmawiając przy tym z dziewczyną.
- Jak myślisz, o czym on chce z tobą gadać?- zapytała blondynka, przypatrując się profilowi kierowcy.
- Nie wiem... Pewnie mam trzymać od ciebie metrowy dystatns.- zaśmiał się Niemiec.
- Ups... To chyba troszkę za późno...- zawtórowała mu śmiechem.
- Ale nie mówmy mu o tym. Bo mnie zabije.- spoważniał na chwilę.
- Nawet nie dopuszczałam takiej opcji do głowy.- uśmiechnęła się promiennie.- Mario, gdzie my tak na prawdę jedziemy?- zapytała. Nie rozpoznawała okolicy, po której się poruszali.
- Zawsze dotrzymuję złożonych obietnic, więc zabieram cię na salę, gdzie trenuję boks.- wyjaśnił.
- Świetnie!- wyraźnie się ucieszyła.- Zaraz, zaraz... A po co mi tamte ciuchy?- wspomniała o plecaku, który wcześniej zapakowała na tylne siedzenie.
- Jak to po co? Ćwiczysz ze mną.- zaśmiał się, parkując pod budynkiem, który był celem ich krótkiej przejażdżki.
- Żartujesz? Wiesz, że ja nie umiem? Jeszcze zrobie komuś krzywdę przez przypadek.- powiedziała, zakładając nogę na nogę.
- Nauczę cię. To nie jest takie skoplikowane, a o tej godzinie nikt już nie trenuje. Będziemy sami.- wyjaśnił, odpinając swój pas bezpieczeństwa.
- Mimo to, wolałabym tylko patrzeć...- próbowała się wymigać.
- Nie ma tak łatwo. Wychodzisz sama, czy mam ci pomóc?- zapytał, stojąc już na zewnątrz i wyjmując ich torby z samochodu. Jednak zielonooka zdecydowała się opuścić pojazd oraz spróbować czegoś nowego, czym był dla niej boks.- Na pewno ci się spodoba.- zapewnił przepuszczając dziewczynę w drzwich od szatni, jak na dżentelmena przystało.
- Tylko sie ze mnie nie śmiej. Nigdy nie miałam rękawic na rękach.- ostrzegła, będąc już przebrana w czarne leginsy i szary top. Chłopak miał na sobie spodenki dresowe przed kolano i biały podkoszulek.
- Wszystko ci pokaże. Zobaczysz, jaka to frajda.- poprowadził ją do pomieszczenia, przeznaczonego właśnie do uprawiania tego sportu. Znalazło się w nim kilka materacy, duży ring po środku, i kilkanaście worków treningowych, podwieszonych przy suficie.- Proszę bardzo.- wręczył jej niezbędy element stroju dzisiejczego dnia, czyli niebieskie rękawice. Pomógł nastolatce je ubrać, po czym wręczył jej kilka cennych wskazówek: jak trzymać gardę, jak prawidłowo uderzać itp.- No to próbuj.- wyszczerzył się, trzymając jeden z worków, aby nie odskoczył pod wpływem ciosu.
- Może lepiej stamtąd odejdź...- zmrużyła brwi.
- Oj już nie gadaj, tylko wal.- przewrócił oczami, słyszac, jak blondynka się wacha.
- Żeby nie było, że nie mówiłam.- podsumowała, po czym zastosowała się do polecenia piłkarza. Z każdym kolejny uderzeniem, podobało jej się coraz bardziej. Mogła sobie wyobrazić, że tym workiem jest jej największy wróg czy osoba, z którą by się pokłóciła. Wyładować na nim wszystkie negatywe emocje. Mario również ćwiczył dla podtrzymania kondycji. Nie kryjmy, że wychodziło mu to lepiej, ale lata praktyki robią swoje. Sophie i tak była zadowolona z miło spędzonego wieczoru z sportowcem. Kiedy szli w stronę łazienek, aby zmyć z siebie pot, blondynka oświadczyła:
- Wiesz co, po dzisiejszej lekcji wiem jedno.
- Aż się boję zapytać, co...- zaśmiał się, popijając wodę mineralną.
- Nie chciałabym znaleźć się w skórze jakiegość gościa, który miałby z tobą na pieńku.- podsumowała.
- Są ode mnie zdecydowanie lepsi. Przychodzę tu raczej dla relaksu, a inni trenują zawodowo.- wyjaśnił, zastawiając jej przejście.
- Dla mnie zawsze będziesz najlepszy.- oświadczyła, składając na wargach bruneta namiętny pocałunek, co bardzo mu odpowiadało.


****
Pierwszy raz byłam w sytuacji, że wene i chęci miałam, a czasu ani trochę :/ Przepraszam was bardzo za takie opóźnienie, wybaczycie? Bardzo starałam się napisać dla was powyższy rozdział, jak najlepiej... Podoba się? Proszę zostawiajcie po sobie ślad w komentarzach. Na prawdę miło jest czytać wasze opinie :) Nie wiem, kiedy pojawi się kolejna część... To zależy od czasu i waszych kometarzy ;) wena jest, reszta w waszych rękach. Pozdrawiam :*
PS Odpowiedzi do nominacji, znajdziecie w poście: Liebster Award I, II.



sobota, 25 października 2014

ROZDZIAŁ 16-,, Słoneczko, to ci może twarzyczkę popażyć"

Czy jest na świecie uczeń, który nie ucieszyłby się z wieści, iż kończy lekcje dwie godziny szybciej, ponieważ pani od języka niemieckiego zachorowała? Osobiście nie znam takiej osoby. Również, kiedy Sophie czytała tę informację, pojawił się u niej szeroki uśmiech. Taka okazja nie zdaża się często. Cała klasa uznała to za dużo spóźniony prezent świąteczny, ale nie znalazł się nikt, kto nie chciałaby go przyjąć. Matura zbliżała się wielkimi krokami, toteż córka Weidenfellera zaniedbała trochę Felixa. Brakowało jej czasu na korepetycje. Pani Goetze nie miała jej tego za złe. Po prostu spotykała się z chłopakiem rzadziej. Mimo to, bart Mario utrzymywał dobre stopnie, co było dużą zasługą blondynki. Nawet kiedyś myślała o tym, aby może zostać nauczycielką. Niestety nie miała pojęcia, czego mogłaby uczyć. A perspektywa użerania się ze zbuntowaną młodzieżą, szybko odwiodła ją od tego pomysłu. Sophie zatelefonowała do mamy jej ,,ucznia". Ta zaprosiła ją do swojego domu i przystała na propozycję nastolatki. Ze szkoły do domu rodzinnego bruneta było bardzo blisko, toteż po chwili blondynka dotarła na miejsce.
- Witaj kochana. Wchodź szybko. Na pewno zmarzłaś. Zdradziecka ta pogoda. Niby świeci słońce, ale jednak bez szala i czapki się nie da wyjść.- przewitała ją, jak zwykle rozgadana i uśmiechnięta pani domu. Zepewnie te cechy odziedziczył po niej Mario.
- Zadzwoniłam, bo trafiła się okazja. I tak pomyślałam, że może Felix jest już w domu i mogłabym pomóc.- uśmiechnęła się, zawieszając swoją kurtkę na wieszaku. Zdjęła również buty.
- Ależ świetnie się złożyło. Cieszę się, że o nas nie zapomniałaś. Chcesz może kapcie?- zapytała, klasnąwszy w dłonie.
- Nie, dziękuję.- odpowiedziała grzecznie.
- No dobrze, jak wolisz. Felix! Felix, Sophie przyszła!- krzyknęła w stronę schodów, prowadzących na pierwsze piętro.
- Idę już!- odkrzyknął.
- Kawy, herbaty? Co kolwiek na rozgrzanie? Wiesz, ostatnio kupiłam taką pyszną malinową i piłabym ją litrami.- zachwycała się kobieta. Zielonooka bardzo ją lubiła. Była szczera i miła. Zawsze biło od niej ciepło. Troszyczyła się o swoją rodzinę, jak najlepiej potrafiła.
- Nie trzeba.- uniosła kąciki ust ku górze. Nie chciała nadużywać gościnności.
- Jestem.- oznajmił najmłodszy domownik.- Siemka.
- Cześć, i jak tam sie trzymasz z matmą?- zapytała, ciekawa.
- Powoli do przodu. Właśnie przerabiamy...
Przeszli do pokoju młodzieńca. Dziewczyna zauważyła, że sprzątał dopiero przed chwilą, bo z szuflad wystawały ciuchy. Wyobraziła sobie, jak musiał w pośpiechu upychać rzeczy i chciało jej się śmiać. Godzina z Felixem minęła bardzo szybko. Jak się okazało, nastolatek świetnie radził sobie z materiałem, który akurat przerabiali na lekcjach, toteż zielonooka nie miała za dużo roboty. Młodzieniec sprowadził ją do jadalni, gdzie krzątała się pani domu.
- I jak tam mój synek się sprawuje?- zapytała, układając na stole talerze i sztućce.
- Bez zarzutów. Nie jestem już potrzebna.- uśmiechnęła się promiennie.
- Niemożliwe. Felix i matma?- usłyszała, dobrze znajomy jej głos. Zza kuchennych drzwi wyłonił się przystojny brunet. Nie spodziewała się go tutaj.
- No widzisz, nieprawdopodobne a jednak.- młodszy brat wytknął język w stronę piłkarza.
- Sophie to mój najstarszy syn Mario...- zaczęła.
- Mamooooo... Przecież oni się znają.- pokręcił głową z irytacją nastolatek. Jednak nikt z zebranych w pomieszczeniu nie wiedział, jak dobrze. Brunet patrzył na nastolatke z chytrym uśmieszkiem, a ta strała się nie zarumienić, nie zwracając na niego uwagi.
- Jaki ten świat mały.- podsumowała matka chłopców.- Sophie, zostaniesz z nami na obiedzie?- zaproponowała.
- Nie, nie.- zrobiła krok w tył- Ja będę już szła. Czekają na mnie w domu.- wyjaśniła.
- No dobrze, jeśli musisz.- posłała w jej stronę szczery uśmiech.
- To do następnego razu.- poczochrała włosy Felixa, jednak patrząc na to jak szybko rośnie, już niedługo to on będzie mógł, patrzeć na blondynkę z góry.- Dowidzenia.- spojrzała przez ramię, na panią Goetze.
- Dowidzenia, kochana.- pomachała na pożegnanie.
- Odprowadze cię.- szybko wtrącił brunet, po czym już stał przyniej.
- Na pewno bym się zgubiła.- szepnęła z sarkazmem, kiedy kierowali się w stronę korytarza.
- Nie pozwoliłbym na to.- oznajmił, gdy stali już przed drzwiami. Blondynka zdążyła założyć buty, po czym Mario zachłannie wbił się w jej usta.- Tak powinny wyglądać nasze powitania.
- Nie chcę, żeby narazie o nas wiedzieli...- wyszeptała, zachwycając się zapachem perfumu sportowca.
- Prędzej czy później się wyda.- zauważył, obejmując ją w talii.
- Lepiej później.- zaśmiała się cicho i delikatnie przygryzła płatek ucha brązowookiego.
- Oj Sophie, Sophie...- westchnął, mocniej zaciskając ręce na ciele dziewczyny.
- Wiesz, mogą się zastanawiać dlaczego cię tak długo nie ma...- z trudem wyswobodziła się z uścisku mężczyzny i ubrała ciepłą kurtkę, przerzucając torbę przez ramię.
- Bez buziaka na pożegnanie cię nie puszczę.- oznajmił, przyciągając do siebie dziewczynę, która nie stawiała żadnych oporów. Blondynka złożyła na jego wargach subtelny pocałunek. Stali bardzo blisko siebie i patrzyli w swoje oczy. Nie potrzebowali słów. Były zbędne. Przecież milczeć też można w doborowym towarzystwie. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się, a w nich zawitała sylwetka pana domu. Córka bramkarza miała już okazję poznać ojca swojego chłopaka. Sprawiał wrażenie miłego i szalonego człowieka.
- Cholerne klucze...- zaklnął, schylając się, po wsześniej upuszczony przedmiot. W tymczasie para zdąrzyła od siebie odskoczyć. Sophie posłała wrogie spojrzenie w stronę bruneta, jakby chciała powiedzieć: ,, A nie mówiłam?".- O witajcie dzieci. Nie zauważyłem was.- gromko się zaśmiał. Dziewczynie spadł kamień z serca. Już myślała, że wszystko się wydało.- Co tak stoicie zgęziale? To ja jestem stary, a nie wy.- zauważył, odkładając aktówkę na szafkę.
- Ja właśnie wychodziłam.- odezwała się zielonooka, a Mario, jak to Mario śmiał się z całej sytuacji.
- Ah, szkoda... Nie mieliśmy jeszcze okazji dłużej ze sobą porozmawiać.- oznajmił lekko zawiedziony.
- Spokojnie tato. Na pewno jeszcze taka się znajdzie.- poklepał ojca po ramieniu.

****
Kiedy tylko otworzyła drzwi, przewitał ją biszkoptowy labrador. Był to urodzinowy prezent od jej ojca dla Lisy. Właśnie jutro wyprawiała małą imprezkę z tej okazji. Charlie zaczął wysoko skakać, głośno przy tym szczekając.
- Oj już, już. Daj mi wejść do domu.- zaśmiała się, schylając do poziomu szczeniaka, który skutecznie domagał się jej uwagi. Pogłaskała go, po czym od razu poczuła ciepły język na swoich dłoniach.- Czy ktoś wie, skąd ten pies ma tyle energii?- zapytała, wchodząc do kuchni. Przy kuchence stała Lisa, a ojciec wyjadał coś z lodówki.
- Cześć? Zjesz z nami?- zapytała modelka, posyłając jej promienny uśmiech.
- A co dziś serwujesz?- zbliżyła się do garnków, z których unosiła się gorąca para.
- Kurczak z warzywami, w sosie greckim.- oznajmiła, uchylając pokrywkę.
- Brzmi i pachnie bardzo apetycznie.- zauważyła, siadając przy nakrytym już stole.- Trzeba go zapisać na jakieś szkolenie...- pokręciła z niedowierzeniem głową. Charlie biegał po mieszkaniu ciągle popiskując. Mimo, że uroku osobistego mu nie brakowało to powoli doprowadzał nastolatkę do szału.
- Żartujesz chyba.- prychnął oburzony Niemiec- Coś ci pokaże.- chwycił za kawałek suszonej kiełbasy i przywołał labradora. Ten w zastraszająco szybkim tempie znalazł się przy nodze bramkarza.- Charlie, siad.- zakomenderował. Piesek wpatrywał się w kawałek mięsa, jakby nie jadł od bardzo dawna. Po dłuższej chwili jednak usiadł na kafelki. Ale czy było to wytresowane? Może po prostu to wygodniejsza pozycja do obserwacji?- Daj łapę.- doadał, przyklękając. Wystawił dłoń w stronę zwierzeka, a ten ułożył na nie swoją kończynę, aby otrzymać smakołyk.
- No brawo, a bez tej zachęty nie umie?- zapytała, unosząc brew.
- Oj młody jest. Za dużo wymagasz.- odpowiedział, wręczając psu nagrodę, którą zjadła w mgnieniu oka.
- Ale apetytu to mu nie brakuje...- podsumowała, na co wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, a Charlie zawtórował nam szczeknięciem. Zasiedliśmy do wspólnego posiłku. Nie zdażało się to zaczęsto, więc tym bardziej trzeba korzystać. Ojciec trenuje w róznych godzinach, a Lisa ma częste sesje zdjęciowe w różnych miastach. Przeważnie kiedy nastolatka wraca do domu, Roman wycięczony po treningu dawno zjadł już swoją porcje, a modelki jeszcze nie ma. Jedno co trzeba zauważyć, to że w ciągu ostatnich miesięcy rodzina zżyła się ze sobą bardziej, niż od przeprowadzki Sophie z Monachium.
- I jak wam smakuje?- dopytywała Lisa, ciekawa opinii jej królików doświadczalnych- Tym razem użyłam innych przypraw.
- Wyśmienite.- zapewnił sportowiec, zajadając się zdrowym kurczakiem.
- Nie mam zastrzerzeń.- dodała najmłodsza z towarzystwa.
- To się bardzo cieszę.- oznajmiła, biorąc łyk wody mineralnej.
- A właśnie mi się przypomniało.- nagle coś oświeciło mężczyzne- Widziałem, że od jakiegoś czasu zaprzyjaźniłaś się z Goetze. No i mam pytanie.- oznajmił tajemniczo. Dziewczyna się lekko przestraszyła, lecz nie dała tego po sobie poznać.
- Nie rozumiem...- zmarszczyła brwi.
- Mario od paru tygodni chodzi taki inny... Z głową w chmurach, z jeszcze większym uśmiechem niż nosił do tej pory. Ja powiedziałbym, że zakochany ale on się wszystkiego wypiera. Nie znasz może wybranki jego serca?- nachylił się delikatnie nad stołem.
- Oj Romek, ty to czasem zaciekawski nie jesteś?- zachichotała modelka.
- No wiesz, aż tak blisko nie jesteśmy. To raczej dobry znajomy. Nie rozmawiamy o takich sprawach.- wzruszyła ramionami. W głebi serca czuła ulgę. Udało jej się wybrnąć z trudnej sytuacji. Roman odpuścił. Uwierzył w jej bajeczke. Nie chciała mówić mu prawdy. Dziwnie by się z tym czuła. Do końca nie wiedziała, jak się zachować.
- Szkoda. I tak się dowiem.- rzekł pewny siebie.- ,, Żebyś się nie zdziwił..."- pomyślała.


*****
Usłyszała kolejny już dzwonek do drzwi. Postanowiła pójść otworzyć, ponieważ widziała, że Lisa właśnie przyjmuje życzenia od świeżo przybytych gości, a Roman jej towarzyszy. Komuś strasznie paliło się, aby wejść do środka.
- No ile można czekać?- prychnął niezadowolony brunet. Widziała go pierwszy raz. Wysoki, wysportowany, za pewne piłkarz. Od razu czuła, że go nie polubi.
- Tyle ile będzie trzeba.- odgryzła się, wpuszczając go do środka.
- Pyskata widzę.- zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.- Słoneczko, gdzie znajdę solenizantkę?- rzucił pewny siebie.
- Słoneczko, to ci może twarzyczkę popażyć.- uśmiechnęła się sztucznie.- Lisa w salonie, myślę, że trafisz.- wskazała dłonią kierunek, w którym powinien się udać. Chyba trochę go zatkało, bo nic nie odpowiedział. Ruszył w stronę modelki.
- Tu jesteś. A ja cie szukałem.- powiedział, zachodząc ją od tyłu sportowiec.
- No i widzisz, jakie masz szczęscie.- zaśmiała się, miała ochotę go przytulić, ale musieli zachować odpowiedni dystans, jak na przyjaciół przystało.
- Widzę, właśnie widzę. Pięknie wyglądasz.- oznajmił, wsześniej przyglądając się zielonookiej. Miała na sobie szarą spódniczkę w kwiatowy wzorek. Do tego różowy top i sweterek w kolorze spódniczki. Włosy związane w kłosa, opadały na prawe ramię.
- Dziękuję.- przygryzła dolną wargę.
- Czy mogę panią prosić do tańca?- wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Nie umiem tańczyć...- zawahała się- Ale z tobą to co innego.- i już po chwili, wirowali na parkiecie wśród innych par. Miejsce do pląsów znalazło się w przestronnym salonie Weidenfellerów. Sofę i fotele ustawiono w kątach pomieszczenia zaraz obok stolika z przekąskami i napojami dla dorosłych, których nie mogło zabraknać. O dziwo, piłakrze Borussii zachowali umiarkowanie w piciu, ponieważ jutro mieli ważny trening i nie zdążyliby wytrzeźwieć do tego czasu. Jednak zapewnili już swoje partnerki, że kiedyś to odbiją. Sophie dobrze się bawiła. Przetańczyła kilka utworór z Goetze, później znalazł się Reus. Następnie sam Roman porwał ją z rąk Marco. Po kolejnej piosence była lekko zmęczona. Przeszła niepostrzeżenie do kuchni, w celu nawodnienia organizmu. Usiadła przy stole i obserwowała, co działo się w salonie. Po jakimś czasie w pomieszczeniu pojawił się Mario, po czym zajął miejsce naprzeciw blondynki. Upił łyk z jej szklanki.
- Jasne, nie krępuj się.- zaśmiała się z bruneta.
- Znajdzie się też miejsce dla mnie?- zapytał retorycznie, poznany dziś przez zielonooką mężczyna, siadając obok klubowej dziesiątki.
- Dla ciebie może tak, ale nie wiem, czy twoje ego się zmieści.- zauważyła, patrząc prosto na nieznajomego.
- Ty już sie o mnie nie martw. Na swój język lepiej uważaj.- skrzywił się.
- Uuuuu... Ale między wami iskrzy...- wybuchnął śmiechem Goetze.
- Nawet go nie znam.- wzruszyła ramionami Sophie.
- To jest Mitchell, nasz bramkarz. A to Sophie, córka Romana. Poznajcie się.- oznajmił Mario.
- Na pewno zapamiętasz moją twarz.- wyszczerzył się.
- Na pewno... Będzie śniła mi się po nocach... W koszmarach...- nie lubiła go. Strasznie.
- Tak tylko mówisz. Ja swoje wiem.- pokiwał głową.
- Mariooo. Zaraz zrobię mu krzywdę.-żaliła się. Brunet uśmiechnął się najpiękniej, jak umiał dodając jej otuchy.
- Mitchell nie jest wcale taki zły. Trochę się przed tobą popisuje.- oznajmił chłopak.
- Współczuję twojej dziewczynie.- westchnęła.
- A ja twojemu chłopakowi. Ładna jesteś, ale za pyskata.- wytknął w jej stronę język.
- Słuchajcie kochani, chcielibyśmy coś wam ogłosić.- muzyka ucichła, a głos zabrał Roman, obejmując ramieniem dzisiejszą solenizantkę. Langerak i reszta towarzystwa przeszli do salonu, aby lepiej słyszeć, co ma im do przekazania para.
- Nie powinniście przebywać w swoim towarzystwie.- szepnął rozbawiony Mario w stronę blondynki, kiedy stanęli już w rogu, tak aby dobrze widzieć i słyszeć, co ma się wydarzyć.
- Najpierw chciałabym podziękować wam, że przyszliście. Na prawdę wasza obecność to dla mnie największy i najlepszy prezent, jaki mogliście mi wręczyć.- powiedziała Lisa.
- I teraz druga sprawa. Myślimy, że to dobry moment, aby was wszystkich powiadomić... Lisa jest w ciąży. Znowu zostanę tatą.- goście zaczęli klaskać i gratulować przyszłej mamie, jak i tacie. A Sophie... Poczuła, jakby ziemia się pod nią zatrzęsła. Była w szoku. Po śmierci matki nigdy nie pomyślała, że może zostać jeszcze czyjąś siostrą. Podeszła powoli do Lisy i Romana. Za nią, jak Anioł Stróż szedł Mario. Nie wiedział co powiedzieć, aby wesprzeć dziewczynę.
- Gratuluję...- tylko tyle udało jej się wydusić.
- Sophie wiem, że to musi być dla ciebie trudne...- zaczął ojciec.
- Nie przejmujcie się mną. Na prawdę się cieszę, kiedy widzę, że jesteście szczęśliwi. I tak jest teraz.- nie była do końca pewna, tego co mówi.- Jak sie wyprowadzę, możecie przerobić mój pokój dla maluszka.- zaproponowała, uśmiechając się blado. Lisa chciała zaprzeczyć, lecz Roman jej przerwał.
- Nie ma takiej opcji. Dom jest duży, poradzimy sobie. A dla ciebie zawsze znajdzie się tu miejsce. Nikt tego nie zmieni.- oznajmił szczerze.
- Dziękuję.- odpowiedziała i ustąpiła miejsca reszcie znajomych, którzy oblegali parę z każdych stron. Przecisnęła się przez tłum ludzi. W korytarzu pośpiesznie założyła kurtkę i obuwie, po czym opuściła mieszkanie. Poczuła na twarzy powiew zimnego powietrza. Biegła. Jak te kobiety ze złamanym sercem w teledyskach rockowych piosenek. Chciała zostawić myśli za sobą, lecz niestety było to niemożliwe. Będzie miała brata albo siostrę... Czyli Lisa na stałe zawitała do ich rodziny. Ojciec traktuje ją poważnie. Planują wspólną przyszłość. Kiedyś trudno było jej wyobrazić sobie tatę z inna kobietą. Nie wspominając o dziecku. Później poznała modelke... Początki były niezaciekawe, lecz ostatnio wszystko się unormowało. Tylko, że Sophie widziała ją bardziej jako koleżankę, niż macochę. Nigdy nie pomyślała, o tym że ma ona takie same potrzeby, jak inne kobiety. Zegar biologiczny tyka. Ostatni dzwonek na założenie prawdziwej rodziny. Planowali to? A może to kolejna wpadka, taka jak ona? Jednak temu dziecku będzie żyło się lepiej, niż nastolatce. Będzie mieć kochających, odpowiedzialnych rodziców. Słaba kondycja dała się we znaki i dziewczyna przystanęła, łapiąc oddech. Znalazła się przed cmentarzem. Światełka w zniczach o różnych kolorach, wyłaniały się z ciemności. Mama blondynki została pochowana w Monachium, więc dlaczego akurat tutaj przybiegła? Przypadek? Wpatrywała się w lampki na grobach, a później przeniosła swój wzrok na niebo. Gwiazdy tworzyły różne konstelacje, na których kompletnie się nie znała. Wiedziała, że gdzieś tam u góry przebywa jej matka. Usłyszała za sobą kroki, lecz je zignorowała.
- A już myślałem, że cie zgubiłem.- rzekł brunet, chowając ręce w kieszeniach.
- Wyszłam się przewietrzyć...- powiedziała zdawkowo, nie zmieniając swojej pozycji.
- A w tej bajce były centaury.- westchnął- Sophie wiem, jak się czujesz...- zaczął, chciał ją objąć, lecz dziewczyna szybko odepchnęła jego dłonie.
- Mario nic nie wiesz. Wy nic nie wiecie. Tak cholernie za nią tęsknie... Nie da się tego opisać. A ty mi mówisz, że wiesz. Masz ojca i matkę, którzy bezgranicznie cię kochają. A ja czułam się sierotą.- jej głos drżał- Ja... Zwyczajnie ci zazdroszczę. Zazdroszczę tobie i temu dziecku, które przyjdzie na świat. Będzie miało życie, jak z bajki. Takie, o którym ja zawsze marzyłam.- po jej policzkach płynęły łzy. Piłkarz podszedł do niej powoli, po czym przytulił. Odwzajemniła uścisk, cicho szlochając.- Mario, przepraszam...
- Spokojnie. Płacz. Czasami lepiej nie dusić w sobie wszystkich emocji.- poczuła się bezpieczniej w jego ramionach.
- Kocham cię.- wyszeptała, mocniej obejmując chłopaka.
- Wiem, ja ciebie też. Bardzo. Zrobiłbym wszystko, żeby ci jakoś pomóc.- oznajmił.
- Po prostu bądź przy mnie.- powiedziała, dając upust wszystkim emocją. Łzy lały się strumieniem. Stali tak przez jakiś czas w ciszy. Słychać było bicie ich serc oraz cicho szloch nastolatki.
- Wracajmy, robi coraz chłodniej...- zauważył Niemiec, delikatnietnie odsunął ją od siebie, aby móc spojrzeć w zielone, zapłakane oczy. Nie chciał, żeby cierpiała, lecz nie mógł nic na to poradzić. Był bezsilny.
- Nie mogę pojawić się w takim stanie.- rzekła, głośno przełykając ślinę.
- Przenocujesz dziś u mnie.- oznajmił. Nie protestowała. Nie ważne co by teraz powiedział, uwierzyłaby w każde słowo, poszłaby z nim na koniec świata. Objął blondynke ramieniem, po czym ruszyli w drogę powrotną. Przed domem Weidenfellera wsiedli do auta Goetze i w ciszy udali się do jego posiadłości. Sophie swoje kroki skierowała prosto do sypialni bruneta.
- Masz ochotę na coś do jedzenia? Może zaparzyć ci herbaty?- zapytał sportowiec, szukając czegoś w szufladzie. Zielonooka zaprzeczyła kręcąc głową.- Proszę. Bluzkę kiedyś zostawiłaś, a spodenki powinny pasować.- wręczył jej starannie złożoną kupkę z ubraniami.
- Dzięki...- rzekła, po czym przeszła do łazienki. Wzięła szybki i orzeźwiający prysznic. W tym czasie Niemiec napisał sms-a do kolegi z drużyny, aby nie martwił się o córkę. Sophie ubrała się w ciuchy, które wcześniej wręczył jej Mario. Co by bez niego zrobiła? Opuściła pomieszczenie, a po chwili położyła się w łóżku, okrywając kołdrą. Nie zauważyła, kiedy piłkarz znalazł się w pokoju, więc przestraszyła się, gdy poczuła jego oddech na szyji.
- Śpisz?- zapytał, splatając swoje dłonie na jej brzuchu.
- Nie.- odpowiedziała.- Mario, przepraszam. Wiem, jestem straszną egoistką i...- nie dała rady dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ brunet wszedł jej w słowo.
- Co ty bredzisz?- zdziwił się. Składając na jej ramieniu ciepły pocałunek.
- Ciągle użalam się nad sobą, powinnam się cieszyć, że będę miała brata lub siostrę. A tymczasem ty musisz tego wszystkiego wysłuchiwać, ciągle mnie pocieszać...- wyjawiła, co męczyło ją od pewnego czasu.
- Nie mów tak. Jesteś moim skarbem. Już zawsze będę przy tobie. Nic tego nie zmieni. Nie zadręczaj się już. Dobranoc. I pamiętaj, będę powtarzał to codziennie. Kocham cię.- wyszeptał.
****
I jak? Przyznaje, że ten rozdział powstał w sumie z niczego. Muszę nauczyć się pisać sielankowe rozdziały ;) Wielkie dzięki za komentarze. Motywują i to baaaardzo. Dacie radę znowu napisać 10 komentarzy?? Dla was to chwila, a dla mnie motywacja i uśmiech na twarzy. Pozdrawiam gorąco, bo coraz zimniej sie robi :/