Czy jest na świecie uczeń, który nie ucieszyłby się z wieści, iż kończy lekcje dwie godziny szybciej, ponieważ pani od języka niemieckiego zachorowała? Osobiście nie znam takiej osoby. Również, kiedy Sophie czytała tę informację, pojawił się u niej szeroki uśmiech. Taka okazja nie zdaża się często. Cała klasa uznała to za dużo spóźniony prezent świąteczny, ale nie znalazł się nikt, kto nie chciałaby go przyjąć. Matura zbliżała się wielkimi krokami, toteż córka Weidenfellera zaniedbała trochę Felixa. Brakowało jej czasu na korepetycje. Pani Goetze nie miała jej tego za złe. Po prostu spotykała się z chłopakiem rzadziej. Mimo to, bart Mario utrzymywał dobre stopnie, co było dużą zasługą blondynki. Nawet kiedyś myślała o tym, aby może zostać nauczycielką. Niestety nie miała pojęcia, czego mogłaby uczyć. A perspektywa użerania się ze zbuntowaną młodzieżą, szybko odwiodła ją od tego pomysłu. Sophie zatelefonowała do mamy jej ,,ucznia". Ta zaprosiła ją do swojego domu i przystała na propozycję nastolatki. Ze szkoły do domu rodzinnego bruneta było bardzo blisko, toteż po chwili blondynka dotarła na miejsce.
- Witaj kochana. Wchodź szybko. Na pewno zmarzłaś. Zdradziecka ta pogoda. Niby świeci słońce, ale jednak bez szala i czapki się nie da wyjść.- przewitała ją, jak zwykle rozgadana i uśmiechnięta pani domu. Zepewnie te cechy odziedziczył po niej Mario.
- Zadzwoniłam, bo trafiła się okazja. I tak pomyślałam, że może Felix jest już w domu i mogłabym pomóc.- uśmiechnęła się, zawieszając swoją kurtkę na wieszaku. Zdjęła również buty.
- Ależ świetnie się złożyło. Cieszę się, że o nas nie zapomniałaś. Chcesz może kapcie?- zapytała, klasnąwszy w dłonie.
- Nie, dziękuję.- odpowiedziała grzecznie.
- No dobrze, jak wolisz. Felix! Felix, Sophie przyszła!- krzyknęła w stronę schodów, prowadzących na pierwsze piętro.
- Idę już!- odkrzyknął.
- Kawy, herbaty? Co kolwiek na rozgrzanie? Wiesz, ostatnio kupiłam taką pyszną malinową i piłabym ją litrami.- zachwycała się kobieta. Zielonooka bardzo ją lubiła. Była szczera i miła. Zawsze biło od niej ciepło. Troszyczyła się o swoją rodzinę, jak najlepiej potrafiła.
- Nie trzeba.- uniosła kąciki ust ku górze. Nie chciała nadużywać gościnności.
- Jestem.- oznajmił najmłodszy domownik.- Siemka.
- Cześć, i jak tam sie trzymasz z matmą?- zapytała, ciekawa.
- Powoli do przodu. Właśnie przerabiamy...
Przeszli do pokoju młodzieńca. Dziewczyna zauważyła, że sprzątał dopiero przed chwilą, bo z szuflad wystawały ciuchy. Wyobraziła sobie, jak musiał w pośpiechu upychać rzeczy i chciało jej się śmiać. Godzina z Felixem minęła bardzo szybko. Jak się okazało, nastolatek świetnie radził sobie z materiałem, który akurat przerabiali na lekcjach, toteż zielonooka nie miała za dużo roboty. Młodzieniec sprowadził ją do jadalni, gdzie krzątała się pani domu.
- I jak tam mój synek się sprawuje?- zapytała, układając na stole talerze i sztućce.
- Bez zarzutów. Nie jestem już potrzebna.- uśmiechnęła się promiennie.
- Niemożliwe. Felix i matma?- usłyszała, dobrze znajomy jej głos. Zza kuchennych drzwi wyłonił się przystojny brunet. Nie spodziewała się go tutaj.
- No widzisz, nieprawdopodobne a jednak.- młodszy brat wytknął język w stronę piłkarza.
- Sophie to mój najstarszy syn Mario...- zaczęła.
- Mamooooo... Przecież oni się znają.- pokręcił głową z irytacją nastolatek. Jednak nikt z zebranych w pomieszczeniu nie wiedział, jak dobrze. Brunet patrzył na nastolatke z chytrym uśmieszkiem, a ta strała się nie zarumienić, nie zwracając na niego uwagi.
- Jaki ten świat mały.- podsumowała matka chłopców.- Sophie, zostaniesz z nami na obiedzie?- zaproponowała.
- Nie, nie.- zrobiła krok w tył- Ja będę już szła. Czekają na mnie w domu.- wyjaśniła.
- No dobrze, jeśli musisz.- posłała w jej stronę szczery uśmiech.
- To do następnego razu.- poczochrała włosy Felixa, jednak patrząc na to jak szybko rośnie, już niedługo to on będzie mógł, patrzeć na blondynkę z góry.- Dowidzenia.- spojrzała przez ramię, na panią Goetze.
- Dowidzenia, kochana.- pomachała na pożegnanie.
- Odprowadze cię.- szybko wtrącił brunet, po czym już stał przyniej.
- Na pewno bym się zgubiła.- szepnęła z sarkazmem, kiedy kierowali się w stronę korytarza.
- Nie pozwoliłbym na to.- oznajmił, gdy stali już przed drzwiami. Blondynka zdążyła założyć buty, po czym Mario zachłannie wbił się w jej usta.- Tak powinny wyglądać nasze powitania.
- Nie chcę, żeby narazie o nas wiedzieli...- wyszeptała, zachwycając się zapachem perfumu sportowca.
- Prędzej czy później się wyda.- zauważył, obejmując ją w talii.
- Lepiej później.- zaśmiała się cicho i delikatnie przygryzła płatek ucha brązowookiego.
- Oj Sophie, Sophie...- westchnął, mocniej zaciskając ręce na ciele dziewczyny.
- Wiesz, mogą się zastanawiać dlaczego cię tak długo nie ma...- z trudem wyswobodziła się z uścisku mężczyzny i ubrała ciepłą kurtkę, przerzucając torbę przez ramię.
- Bez buziaka na pożegnanie cię nie puszczę.- oznajmił, przyciągając do siebie dziewczynę, która nie stawiała żadnych oporów. Blondynka złożyła na jego wargach subtelny pocałunek. Stali bardzo blisko siebie i patrzyli w swoje oczy. Nie potrzebowali słów. Były zbędne. Przecież milczeć też można w doborowym towarzystwie. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się, a w nich zawitała sylwetka pana domu. Córka bramkarza miała już okazję poznać ojca swojego chłopaka. Sprawiał wrażenie miłego i szalonego człowieka.
- Cholerne klucze...- zaklnął, schylając się, po wsześniej upuszczony przedmiot. W tymczasie para zdąrzyła od siebie odskoczyć. Sophie posłała wrogie spojrzenie w stronę bruneta, jakby chciała powiedzieć: ,, A nie mówiłam?".- O witajcie dzieci. Nie zauważyłem was.- gromko się zaśmiał. Dziewczynie spadł kamień z serca. Już myślała, że wszystko się wydało.- Co tak stoicie zgęziale? To ja jestem stary, a nie wy.- zauważył, odkładając aktówkę na szafkę.
- Ja właśnie wychodziłam.- odezwała się zielonooka, a Mario, jak to Mario śmiał się z całej sytuacji.
- Ah, szkoda... Nie mieliśmy jeszcze okazji dłużej ze sobą porozmawiać.- oznajmił lekko zawiedziony.
- Spokojnie tato. Na pewno jeszcze taka się znajdzie.- poklepał ojca po ramieniu.
****
Kiedy tylko otworzyła drzwi, przewitał ją biszkoptowy labrador. Był to urodzinowy prezent od jej ojca dla Lisy. Właśnie jutro wyprawiała małą imprezkę z tej okazji. Charlie zaczął wysoko skakać, głośno przy tym szczekając.
- Oj już, już. Daj mi wejść do domu.- zaśmiała się, schylając do poziomu szczeniaka, który skutecznie domagał się jej uwagi. Pogłaskała go, po czym od razu poczuła ciepły język na swoich dłoniach.- Czy ktoś wie, skąd ten pies ma tyle energii?- zapytała, wchodząc do kuchni. Przy kuchence stała Lisa, a ojciec wyjadał coś z lodówki.
- Cześć? Zjesz z nami?- zapytała modelka, posyłając jej promienny uśmiech.
- A co dziś serwujesz?- zbliżyła się do garnków, z których unosiła się gorąca para.
- Kurczak z warzywami, w sosie greckim.- oznajmiła, uchylając pokrywkę.
- Brzmi i pachnie bardzo apetycznie.- zauważyła, siadając przy nakrytym już stole.- Trzeba go zapisać na jakieś szkolenie...- pokręciła z niedowierzeniem głową. Charlie biegał po mieszkaniu ciągle popiskując. Mimo, że uroku osobistego mu nie brakowało to powoli doprowadzał nastolatkę do szału.
- Żartujesz chyba.- prychnął oburzony Niemiec- Coś ci pokaże.- chwycił za kawałek suszonej kiełbasy i przywołał labradora. Ten w zastraszająco szybkim tempie znalazł się przy nodze bramkarza.- Charlie, siad.- zakomenderował. Piesek wpatrywał się w kawałek mięsa, jakby nie jadł od bardzo dawna. Po dłuższej chwili jednak usiadł na kafelki. Ale czy było to wytresowane? Może po prostu to wygodniejsza pozycja do obserwacji?- Daj łapę.- doadał, przyklękając. Wystawił dłoń w stronę zwierzeka, a ten ułożył na nie swoją kończynę, aby otrzymać smakołyk.
- No brawo, a bez tej zachęty nie umie?- zapytała, unosząc brew.
- Oj młody jest. Za dużo wymagasz.- odpowiedział, wręczając psu nagrodę, którą zjadła w mgnieniu oka.
- Ale apetytu to mu nie brakuje...- podsumowała, na co wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, a Charlie zawtórował nam szczeknięciem. Zasiedliśmy do wspólnego posiłku. Nie zdażało się to zaczęsto, więc tym bardziej trzeba korzystać. Ojciec trenuje w róznych godzinach, a Lisa ma częste sesje zdjęciowe w różnych miastach. Przeważnie kiedy nastolatka wraca do domu, Roman wycięczony po treningu dawno zjadł już swoją porcje, a modelki jeszcze nie ma. Jedno co trzeba zauważyć, to że w ciągu ostatnich miesięcy rodzina zżyła się ze sobą bardziej, niż od przeprowadzki Sophie z Monachium.
- I jak wam smakuje?- dopytywała Lisa, ciekawa opinii jej królików doświadczalnych- Tym razem użyłam innych przypraw.
- Wyśmienite.- zapewnił sportowiec, zajadając się zdrowym kurczakiem.
- Nie mam zastrzerzeń.- dodała najmłodsza z towarzystwa.
- To się bardzo cieszę.- oznajmiła, biorąc łyk wody mineralnej.
- A właśnie mi się przypomniało.- nagle coś oświeciło mężczyzne- Widziałem, że od jakiegoś czasu zaprzyjaźniłaś się z Goetze. No i mam pytanie.- oznajmił tajemniczo. Dziewczyna się lekko przestraszyła, lecz nie dała tego po sobie poznać.
- Nie rozumiem...- zmarszczyła brwi.
- Mario od paru tygodni chodzi taki inny... Z głową w chmurach, z jeszcze większym uśmiechem niż nosił do tej pory. Ja powiedziałbym, że zakochany ale on się wszystkiego wypiera. Nie znasz może wybranki jego serca?- nachylił się delikatnie nad stołem.
- Oj Romek, ty to czasem zaciekawski nie jesteś?- zachichotała modelka.
- No wiesz, aż tak blisko nie jesteśmy. To raczej dobry znajomy. Nie rozmawiamy o takich sprawach.- wzruszyła ramionami. W głebi serca czuła ulgę. Udało jej się wybrnąć z trudnej sytuacji. Roman odpuścił. Uwierzył w jej bajeczke. Nie chciała mówić mu prawdy. Dziwnie by się z tym czuła. Do końca nie wiedziała, jak się zachować.
- Szkoda. I tak się dowiem.- rzekł pewny siebie.- ,, Żebyś się nie zdziwił..."- pomyślała.
*****
Usłyszała kolejny już dzwonek do drzwi. Postanowiła pójść otworzyć, ponieważ widziała, że Lisa właśnie przyjmuje życzenia od świeżo przybytych gości, a Roman jej towarzyszy. Komuś strasznie paliło się, aby wejść do środka.
- No ile można czekać?- prychnął niezadowolony brunet. Widziała go pierwszy raz. Wysoki, wysportowany, za pewne piłkarz. Od razu czuła, że go nie polubi.
- Tyle ile będzie trzeba.- odgryzła się, wpuszczając go do środka.
- Pyskata widzę.- zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.- Słoneczko, gdzie znajdę solenizantkę?- rzucił pewny siebie.
- Słoneczko, to ci może twarzyczkę popażyć.- uśmiechnęła się sztucznie.- Lisa w salonie, myślę, że trafisz.- wskazała dłonią kierunek, w którym powinien się udać. Chyba trochę go zatkało, bo nic nie odpowiedział. Ruszył w stronę modelki.
- Tu jesteś. A ja cie szukałem.- powiedział, zachodząc ją od tyłu sportowiec.
- No i widzisz, jakie masz szczęscie.- zaśmiała się, miała ochotę go przytulić, ale musieli zachować odpowiedni dystans, jak na przyjaciół przystało.
- Widzę, właśnie widzę. Pięknie wyglądasz.- oznajmił, wsześniej przyglądając się zielonookiej. Miała na sobie szarą spódniczkę w kwiatowy wzorek. Do tego różowy top i sweterek w kolorze spódniczki. Włosy związane w kłosa, opadały na prawe ramię.
- Dziękuję.- przygryzła dolną wargę.
- Czy mogę panią prosić do tańca?- wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Nie umiem tańczyć...- zawahała się- Ale z tobą to co innego.- i już po chwili, wirowali na parkiecie wśród innych par. Miejsce do pląsów znalazło się w przestronnym salonie Weidenfellerów. Sofę i fotele ustawiono w kątach pomieszczenia zaraz obok stolika z przekąskami i napojami dla dorosłych, których nie mogło zabraknać. O dziwo, piłakrze Borussii zachowali umiarkowanie w piciu, ponieważ jutro mieli ważny trening i nie zdążyliby wytrzeźwieć do tego czasu. Jednak zapewnili już swoje partnerki, że kiedyś to odbiją. Sophie dobrze się bawiła. Przetańczyła kilka utworór z Goetze, później znalazł się Reus. Następnie sam Roman porwał ją z rąk Marco. Po kolejnej piosence była lekko zmęczona. Przeszła niepostrzeżenie do kuchni, w celu nawodnienia organizmu. Usiadła przy stole i obserwowała, co działo się w salonie. Po jakimś czasie w pomieszczeniu pojawił się Mario, po czym zajął miejsce naprzeciw blondynki. Upił łyk z jej szklanki.
- Jasne, nie krępuj się.- zaśmiała się z bruneta.
- Znajdzie się też miejsce dla mnie?- zapytał retorycznie, poznany dziś przez zielonooką mężczyna, siadając obok klubowej dziesiątki.
- Dla ciebie może tak, ale nie wiem, czy twoje ego się zmieści.- zauważyła, patrząc prosto na nieznajomego.
- Ty już sie o mnie nie martw. Na swój język lepiej uważaj.- skrzywił się.
- Uuuuu... Ale między wami iskrzy...- wybuchnął śmiechem Goetze.
- Nawet go nie znam.- wzruszyła ramionami Sophie.
- To jest Mitchell, nasz bramkarz. A to Sophie, córka Romana. Poznajcie się.- oznajmił Mario.
- Na pewno zapamiętasz moją twarz.- wyszczerzył się.
- Na pewno... Będzie śniła mi się po nocach... W koszmarach...- nie lubiła go. Strasznie.
- Tak tylko mówisz. Ja swoje wiem.- pokiwał głową.
- Mariooo. Zaraz zrobię mu krzywdę.-żaliła się. Brunet uśmiechnął się najpiękniej, jak umiał dodając jej otuchy.
- Mitchell nie jest wcale taki zły. Trochę się przed tobą popisuje.- oznajmił chłopak.
- Współczuję twojej dziewczynie.- westchnęła.
- A ja twojemu chłopakowi. Ładna jesteś, ale za pyskata.- wytknął w jej stronę język.
- Słuchajcie kochani, chcielibyśmy coś wam ogłosić.- muzyka ucichła, a głos zabrał Roman, obejmując ramieniem dzisiejszą solenizantkę. Langerak i reszta towarzystwa przeszli do salonu, aby lepiej słyszeć, co ma im do przekazania para.
- Nie powinniście przebywać w swoim towarzystwie.- szepnął rozbawiony Mario w stronę blondynki, kiedy stanęli już w rogu, tak aby dobrze widzieć i słyszeć, co ma się wydarzyć.
- Najpierw chciałabym podziękować wam, że przyszliście. Na prawdę wasza obecność to dla mnie największy i najlepszy prezent, jaki mogliście mi wręczyć.- powiedziała Lisa.
- I teraz druga sprawa. Myślimy, że to dobry moment, aby was wszystkich powiadomić... Lisa jest w ciąży. Znowu zostanę tatą.- goście zaczęli klaskać i gratulować przyszłej mamie, jak i tacie. A Sophie... Poczuła, jakby ziemia się pod nią zatrzęsła. Była w szoku. Po śmierci matki nigdy nie pomyślała, że może zostać jeszcze czyjąś siostrą. Podeszła powoli do Lisy i Romana. Za nią, jak Anioł Stróż szedł Mario. Nie wiedział co powiedzieć, aby wesprzeć dziewczynę.
- Gratuluję...- tylko tyle udało jej się wydusić.
- Sophie wiem, że to musi być dla ciebie trudne...- zaczął ojciec.
- Nie przejmujcie się mną. Na prawdę się cieszę, kiedy widzę, że jesteście szczęśliwi. I tak jest teraz.- nie była do końca pewna, tego co mówi.- Jak sie wyprowadzę, możecie przerobić mój pokój dla maluszka.- zaproponowała, uśmiechając się blado. Lisa chciała zaprzeczyć, lecz Roman jej przerwał.
- Nie ma takiej opcji. Dom jest duży, poradzimy sobie. A dla ciebie zawsze znajdzie się tu miejsce. Nikt tego nie zmieni.- oznajmił szczerze.
- Dziękuję.- odpowiedziała i ustąpiła miejsca reszcie znajomych, którzy oblegali parę z każdych stron. Przecisnęła się przez tłum ludzi. W korytarzu pośpiesznie założyła kurtkę i obuwie, po czym opuściła mieszkanie. Poczuła na twarzy powiew zimnego powietrza. Biegła. Jak te kobiety ze złamanym sercem w teledyskach rockowych piosenek. Chciała zostawić myśli za sobą, lecz niestety było to niemożliwe. Będzie miała brata albo siostrę... Czyli Lisa na stałe zawitała do ich rodziny. Ojciec traktuje ją poważnie. Planują wspólną przyszłość. Kiedyś trudno było jej wyobrazić sobie tatę z inna kobietą. Nie wspominając o dziecku. Później poznała modelke... Początki były niezaciekawe, lecz ostatnio wszystko się unormowało. Tylko, że Sophie widziała ją bardziej jako koleżankę, niż macochę. Nigdy nie pomyślała, o tym że ma ona takie same potrzeby, jak inne kobiety. Zegar biologiczny tyka. Ostatni dzwonek na założenie prawdziwej rodziny. Planowali to? A może to kolejna wpadka, taka jak ona? Jednak temu dziecku będzie żyło się lepiej, niż nastolatce. Będzie mieć kochających, odpowiedzialnych rodziców. Słaba kondycja dała się we znaki i dziewczyna przystanęła, łapiąc oddech. Znalazła się przed cmentarzem. Światełka w zniczach o różnych kolorach, wyłaniały się z ciemności. Mama blondynki została pochowana w Monachium, więc dlaczego akurat tutaj przybiegła? Przypadek? Wpatrywała się w lampki na grobach, a później przeniosła swój wzrok na niebo. Gwiazdy tworzyły różne konstelacje, na których kompletnie się nie znała. Wiedziała, że gdzieś tam u góry przebywa jej matka. Usłyszała za sobą kroki, lecz je zignorowała.
- A już myślałem, że cie zgubiłem.- rzekł brunet, chowając ręce w kieszeniach.
- Wyszłam się przewietrzyć...- powiedziała zdawkowo, nie zmieniając swojej pozycji.
- A w tej bajce były centaury.- westchnął- Sophie wiem, jak się czujesz...- zaczął, chciał ją objąć, lecz dziewczyna szybko odepchnęła jego dłonie.
- Mario nic nie wiesz. Wy nic nie wiecie. Tak cholernie za nią tęsknie... Nie da się tego opisać. A ty mi mówisz, że wiesz. Masz ojca i matkę, którzy bezgranicznie cię kochają. A ja czułam się sierotą.- jej głos drżał- Ja... Zwyczajnie ci zazdroszczę. Zazdroszczę tobie i temu dziecku, które przyjdzie na świat. Będzie miało życie, jak z bajki. Takie, o którym ja zawsze marzyłam.- po jej policzkach płynęły łzy. Piłkarz podszedł do niej powoli, po czym przytulił. Odwzajemniła uścisk, cicho szlochając.- Mario, przepraszam...
- Spokojnie. Płacz. Czasami lepiej nie dusić w sobie wszystkich emocji.- poczuła się bezpieczniej w jego ramionach.
- Kocham cię.- wyszeptała, mocniej obejmując chłopaka.
- Wiem, ja ciebie też. Bardzo. Zrobiłbym wszystko, żeby ci jakoś pomóc.- oznajmił.
- Po prostu bądź przy mnie.- powiedziała, dając upust wszystkim emocją. Łzy lały się strumieniem. Stali tak przez jakiś czas w ciszy. Słychać było bicie ich serc oraz cicho szloch nastolatki.
- Wracajmy, robi coraz chłodniej...- zauważył Niemiec, delikatnietnie odsunął ją od siebie, aby móc spojrzeć w zielone, zapłakane oczy. Nie chciał, żeby cierpiała, lecz nie mógł nic na to poradzić. Był bezsilny.
- Nie mogę pojawić się w takim stanie.- rzekła, głośno przełykając ślinę.
- Przenocujesz dziś u mnie.- oznajmił. Nie protestowała. Nie ważne co by teraz powiedział, uwierzyłaby w każde słowo, poszłaby z nim na koniec świata. Objął blondynke ramieniem, po czym ruszyli w drogę powrotną. Przed domem Weidenfellera wsiedli do auta Goetze i w ciszy udali się do jego posiadłości. Sophie swoje kroki skierowała prosto do sypialni bruneta.
- Masz ochotę na coś do jedzenia? Może zaparzyć ci herbaty?- zapytał sportowiec, szukając czegoś w szufladzie. Zielonooka zaprzeczyła kręcąc głową.- Proszę. Bluzkę kiedyś zostawiłaś, a spodenki powinny pasować.- wręczył jej starannie złożoną kupkę z ubraniami.
- Dzięki...- rzekła, po czym przeszła do łazienki. Wzięła szybki i orzeźwiający prysznic. W tym czasie Niemiec napisał sms-a do kolegi z drużyny, aby nie martwił się o córkę. Sophie ubrała się w ciuchy, które wcześniej wręczył jej Mario. Co by bez niego zrobiła? Opuściła pomieszczenie, a po chwili położyła się w łóżku, okrywając kołdrą. Nie zauważyła, kiedy piłkarz znalazł się w pokoju, więc przestraszyła się, gdy poczuła jego oddech na szyji.
- Śpisz?- zapytał, splatając swoje dłonie na jej brzuchu.
- Nie.- odpowiedziała.- Mario, przepraszam. Wiem, jestem straszną egoistką i...- nie dała rady dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ brunet wszedł jej w słowo.
- Co ty bredzisz?- zdziwił się. Składając na jej ramieniu ciepły pocałunek.
- Ciągle użalam się nad sobą, powinnam się cieszyć, że będę miała brata lub siostrę. A tymczasem ty musisz tego wszystkiego wysłuchiwać, ciągle mnie pocieszać...- wyjawiła, co męczyło ją od pewnego czasu.
- Nie mów tak. Jesteś moim skarbem. Już zawsze będę przy tobie. Nic tego nie zmieni. Nie zadręczaj się już. Dobranoc. I pamiętaj, będę powtarzał to codziennie. Kocham cię.- wyszeptał.
****
I jak? Przyznaje, że ten rozdział powstał w sumie z niczego. Muszę nauczyć się pisać sielankowe rozdziały ;) Wielkie dzięki za komentarze. Motywują i to baaaardzo. Dacie radę znowu napisać 10 komentarzy?? Dla was to chwila, a dla mnie motywacja i uśmiech na twarzy. Pozdrawiam gorąco, bo coraz zimniej sie robi :/
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńNo, nie spodziewałam się, że Lisa będzie w ciąży. Jestem ciekawa co z tego dalej wyniknie.
Sophie to ma wielkie szczęście. Mario jest bardzo kochany!
Cóż..pozostaje mi czekac na kolejny rozdział :(
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny oraz zapraszam do siebie :*
Rozdział świetny! :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że sprawy tak się potoczą .
Ale bardzo ciekawi mnie co będzie dalej .
Mario to skarb , dobrze, że Sophie ma kogoś takiego przy sobie :)
Czekam nn :*
Zapraszam do siebie : http://my0life0is0one0big0dream.blogspot.com/
Pozdrawiam <3
Super rozdział <3
OdpowiedzUsuńNo nwm co mam więcej napisać... xD super rozdział :**
Uwielbiam takie rozdziały jak wszystko się dobrze układa :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ;)
Pozdrowionka
Rozdział cudowny :)
OdpowiedzUsuńMarcio i Sophie tak bardzo do siebie pasują :)
Wierzę, że w końcu sie ujawnią i będą szczęśliwi :)
Czekam na nexta i pozdrawiam :***
aaaaaa, robi się coraz ciekawiej! nie mogę się doczekać kolejnych części!
OdpowiedzUsuńShopie i Mario są cudowną parą ;* Jestem ciekawa co wyniknie z ciąży Lisy i czy Shopie się wyprowadzi. Ogólnie święty rozdział czekam z niecierpliwością na następny ^.O
OdpowiedzUsuńCieszę się, że między Sophie a ojcem i Lisą w miarę się ułożyło. Szkoda mi jej tylko, po tym jak dowiedziała się o ciąży Lisy. Z Mario są świetną parą. Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie na nowy ;* http://meine-echte-liebe.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Award! :)
OdpowiedzUsuńWow. Lis jest w ciązy ! Nie spodziewałam się tego. Szkoda mi Sophie. Z Mario są rewelacyjną parą. Czekam nn <3 zapraszam do mnie na nowy rozdział :) http://nasza-dortmundzka-konstelacja.blogspot.nl/2014/11/rozdzia-4.html
OdpowiedzUsuńKochana , zapraszam na 8 <3
OdpowiedzUsuńhttp://tyijanaszahistoria.blogspot.com/