sobota, 25 października 2014

ROZDZIAŁ 16-,, Słoneczko, to ci może twarzyczkę popażyć"

Czy jest na świecie uczeń, który nie ucieszyłby się z wieści, iż kończy lekcje dwie godziny szybciej, ponieważ pani od języka niemieckiego zachorowała? Osobiście nie znam takiej osoby. Również, kiedy Sophie czytała tę informację, pojawił się u niej szeroki uśmiech. Taka okazja nie zdaża się często. Cała klasa uznała to za dużo spóźniony prezent świąteczny, ale nie znalazł się nikt, kto nie chciałaby go przyjąć. Matura zbliżała się wielkimi krokami, toteż córka Weidenfellera zaniedbała trochę Felixa. Brakowało jej czasu na korepetycje. Pani Goetze nie miała jej tego za złe. Po prostu spotykała się z chłopakiem rzadziej. Mimo to, bart Mario utrzymywał dobre stopnie, co było dużą zasługą blondynki. Nawet kiedyś myślała o tym, aby może zostać nauczycielką. Niestety nie miała pojęcia, czego mogłaby uczyć. A perspektywa użerania się ze zbuntowaną młodzieżą, szybko odwiodła ją od tego pomysłu. Sophie zatelefonowała do mamy jej ,,ucznia". Ta zaprosiła ją do swojego domu i przystała na propozycję nastolatki. Ze szkoły do domu rodzinnego bruneta było bardzo blisko, toteż po chwili blondynka dotarła na miejsce.
- Witaj kochana. Wchodź szybko. Na pewno zmarzłaś. Zdradziecka ta pogoda. Niby świeci słońce, ale jednak bez szala i czapki się nie da wyjść.- przewitała ją, jak zwykle rozgadana i uśmiechnięta pani domu. Zepewnie te cechy odziedziczył po niej Mario.
- Zadzwoniłam, bo trafiła się okazja. I tak pomyślałam, że może Felix jest już w domu i mogłabym pomóc.- uśmiechnęła się, zawieszając swoją kurtkę na wieszaku. Zdjęła również buty.
- Ależ świetnie się złożyło. Cieszę się, że o nas nie zapomniałaś. Chcesz może kapcie?- zapytała, klasnąwszy w dłonie.
- Nie, dziękuję.- odpowiedziała grzecznie.
- No dobrze, jak wolisz. Felix! Felix, Sophie przyszła!- krzyknęła w stronę schodów, prowadzących na pierwsze piętro.
- Idę już!- odkrzyknął.
- Kawy, herbaty? Co kolwiek na rozgrzanie? Wiesz, ostatnio kupiłam taką pyszną malinową i piłabym ją litrami.- zachwycała się kobieta. Zielonooka bardzo ją lubiła. Była szczera i miła. Zawsze biło od niej ciepło. Troszyczyła się o swoją rodzinę, jak najlepiej potrafiła.
- Nie trzeba.- uniosła kąciki ust ku górze. Nie chciała nadużywać gościnności.
- Jestem.- oznajmił najmłodszy domownik.- Siemka.
- Cześć, i jak tam sie trzymasz z matmą?- zapytała, ciekawa.
- Powoli do przodu. Właśnie przerabiamy...
Przeszli do pokoju młodzieńca. Dziewczyna zauważyła, że sprzątał dopiero przed chwilą, bo z szuflad wystawały ciuchy. Wyobraziła sobie, jak musiał w pośpiechu upychać rzeczy i chciało jej się śmiać. Godzina z Felixem minęła bardzo szybko. Jak się okazało, nastolatek świetnie radził sobie z materiałem, który akurat przerabiali na lekcjach, toteż zielonooka nie miała za dużo roboty. Młodzieniec sprowadził ją do jadalni, gdzie krzątała się pani domu.
- I jak tam mój synek się sprawuje?- zapytała, układając na stole talerze i sztućce.
- Bez zarzutów. Nie jestem już potrzebna.- uśmiechnęła się promiennie.
- Niemożliwe. Felix i matma?- usłyszała, dobrze znajomy jej głos. Zza kuchennych drzwi wyłonił się przystojny brunet. Nie spodziewała się go tutaj.
- No widzisz, nieprawdopodobne a jednak.- młodszy brat wytknął język w stronę piłkarza.
- Sophie to mój najstarszy syn Mario...- zaczęła.
- Mamooooo... Przecież oni się znają.- pokręcił głową z irytacją nastolatek. Jednak nikt z zebranych w pomieszczeniu nie wiedział, jak dobrze. Brunet patrzył na nastolatke z chytrym uśmieszkiem, a ta strała się nie zarumienić, nie zwracając na niego uwagi.
- Jaki ten świat mały.- podsumowała matka chłopców.- Sophie, zostaniesz z nami na obiedzie?- zaproponowała.
- Nie, nie.- zrobiła krok w tył- Ja będę już szła. Czekają na mnie w domu.- wyjaśniła.
- No dobrze, jeśli musisz.- posłała w jej stronę szczery uśmiech.
- To do następnego razu.- poczochrała włosy Felixa, jednak patrząc na to jak szybko rośnie, już niedługo to on będzie mógł, patrzeć na blondynkę z góry.- Dowidzenia.- spojrzała przez ramię, na panią Goetze.
- Dowidzenia, kochana.- pomachała na pożegnanie.
- Odprowadze cię.- szybko wtrącił brunet, po czym już stał przyniej.
- Na pewno bym się zgubiła.- szepnęła z sarkazmem, kiedy kierowali się w stronę korytarza.
- Nie pozwoliłbym na to.- oznajmił, gdy stali już przed drzwiami. Blondynka zdążyła założyć buty, po czym Mario zachłannie wbił się w jej usta.- Tak powinny wyglądać nasze powitania.
- Nie chcę, żeby narazie o nas wiedzieli...- wyszeptała, zachwycając się zapachem perfumu sportowca.
- Prędzej czy później się wyda.- zauważył, obejmując ją w talii.
- Lepiej później.- zaśmiała się cicho i delikatnie przygryzła płatek ucha brązowookiego.
- Oj Sophie, Sophie...- westchnął, mocniej zaciskając ręce na ciele dziewczyny.
- Wiesz, mogą się zastanawiać dlaczego cię tak długo nie ma...- z trudem wyswobodziła się z uścisku mężczyzny i ubrała ciepłą kurtkę, przerzucając torbę przez ramię.
- Bez buziaka na pożegnanie cię nie puszczę.- oznajmił, przyciągając do siebie dziewczynę, która nie stawiała żadnych oporów. Blondynka złożyła na jego wargach subtelny pocałunek. Stali bardzo blisko siebie i patrzyli w swoje oczy. Nie potrzebowali słów. Były zbędne. Przecież milczeć też można w doborowym towarzystwie. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się, a w nich zawitała sylwetka pana domu. Córka bramkarza miała już okazję poznać ojca swojego chłopaka. Sprawiał wrażenie miłego i szalonego człowieka.
- Cholerne klucze...- zaklnął, schylając się, po wsześniej upuszczony przedmiot. W tymczasie para zdąrzyła od siebie odskoczyć. Sophie posłała wrogie spojrzenie w stronę bruneta, jakby chciała powiedzieć: ,, A nie mówiłam?".- O witajcie dzieci. Nie zauważyłem was.- gromko się zaśmiał. Dziewczynie spadł kamień z serca. Już myślała, że wszystko się wydało.- Co tak stoicie zgęziale? To ja jestem stary, a nie wy.- zauważył, odkładając aktówkę na szafkę.
- Ja właśnie wychodziłam.- odezwała się zielonooka, a Mario, jak to Mario śmiał się z całej sytuacji.
- Ah, szkoda... Nie mieliśmy jeszcze okazji dłużej ze sobą porozmawiać.- oznajmił lekko zawiedziony.
- Spokojnie tato. Na pewno jeszcze taka się znajdzie.- poklepał ojca po ramieniu.

****
Kiedy tylko otworzyła drzwi, przewitał ją biszkoptowy labrador. Był to urodzinowy prezent od jej ojca dla Lisy. Właśnie jutro wyprawiała małą imprezkę z tej okazji. Charlie zaczął wysoko skakać, głośno przy tym szczekając.
- Oj już, już. Daj mi wejść do domu.- zaśmiała się, schylając do poziomu szczeniaka, który skutecznie domagał się jej uwagi. Pogłaskała go, po czym od razu poczuła ciepły język na swoich dłoniach.- Czy ktoś wie, skąd ten pies ma tyle energii?- zapytała, wchodząc do kuchni. Przy kuchence stała Lisa, a ojciec wyjadał coś z lodówki.
- Cześć? Zjesz z nami?- zapytała modelka, posyłając jej promienny uśmiech.
- A co dziś serwujesz?- zbliżyła się do garnków, z których unosiła się gorąca para.
- Kurczak z warzywami, w sosie greckim.- oznajmiła, uchylając pokrywkę.
- Brzmi i pachnie bardzo apetycznie.- zauważyła, siadając przy nakrytym już stole.- Trzeba go zapisać na jakieś szkolenie...- pokręciła z niedowierzeniem głową. Charlie biegał po mieszkaniu ciągle popiskując. Mimo, że uroku osobistego mu nie brakowało to powoli doprowadzał nastolatkę do szału.
- Żartujesz chyba.- prychnął oburzony Niemiec- Coś ci pokaże.- chwycił za kawałek suszonej kiełbasy i przywołał labradora. Ten w zastraszająco szybkim tempie znalazł się przy nodze bramkarza.- Charlie, siad.- zakomenderował. Piesek wpatrywał się w kawałek mięsa, jakby nie jadł od bardzo dawna. Po dłuższej chwili jednak usiadł na kafelki. Ale czy było to wytresowane? Może po prostu to wygodniejsza pozycja do obserwacji?- Daj łapę.- doadał, przyklękając. Wystawił dłoń w stronę zwierzeka, a ten ułożył na nie swoją kończynę, aby otrzymać smakołyk.
- No brawo, a bez tej zachęty nie umie?- zapytała, unosząc brew.
- Oj młody jest. Za dużo wymagasz.- odpowiedział, wręczając psu nagrodę, którą zjadła w mgnieniu oka.
- Ale apetytu to mu nie brakuje...- podsumowała, na co wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, a Charlie zawtórował nam szczeknięciem. Zasiedliśmy do wspólnego posiłku. Nie zdażało się to zaczęsto, więc tym bardziej trzeba korzystać. Ojciec trenuje w róznych godzinach, a Lisa ma częste sesje zdjęciowe w różnych miastach. Przeważnie kiedy nastolatka wraca do domu, Roman wycięczony po treningu dawno zjadł już swoją porcje, a modelki jeszcze nie ma. Jedno co trzeba zauważyć, to że w ciągu ostatnich miesięcy rodzina zżyła się ze sobą bardziej, niż od przeprowadzki Sophie z Monachium.
- I jak wam smakuje?- dopytywała Lisa, ciekawa opinii jej królików doświadczalnych- Tym razem użyłam innych przypraw.
- Wyśmienite.- zapewnił sportowiec, zajadając się zdrowym kurczakiem.
- Nie mam zastrzerzeń.- dodała najmłodsza z towarzystwa.
- To się bardzo cieszę.- oznajmiła, biorąc łyk wody mineralnej.
- A właśnie mi się przypomniało.- nagle coś oświeciło mężczyzne- Widziałem, że od jakiegoś czasu zaprzyjaźniłaś się z Goetze. No i mam pytanie.- oznajmił tajemniczo. Dziewczyna się lekko przestraszyła, lecz nie dała tego po sobie poznać.
- Nie rozumiem...- zmarszczyła brwi.
- Mario od paru tygodni chodzi taki inny... Z głową w chmurach, z jeszcze większym uśmiechem niż nosił do tej pory. Ja powiedziałbym, że zakochany ale on się wszystkiego wypiera. Nie znasz może wybranki jego serca?- nachylił się delikatnie nad stołem.
- Oj Romek, ty to czasem zaciekawski nie jesteś?- zachichotała modelka.
- No wiesz, aż tak blisko nie jesteśmy. To raczej dobry znajomy. Nie rozmawiamy o takich sprawach.- wzruszyła ramionami. W głebi serca czuła ulgę. Udało jej się wybrnąć z trudnej sytuacji. Roman odpuścił. Uwierzył w jej bajeczke. Nie chciała mówić mu prawdy. Dziwnie by się z tym czuła. Do końca nie wiedziała, jak się zachować.
- Szkoda. I tak się dowiem.- rzekł pewny siebie.- ,, Żebyś się nie zdziwił..."- pomyślała.


*****
Usłyszała kolejny już dzwonek do drzwi. Postanowiła pójść otworzyć, ponieważ widziała, że Lisa właśnie przyjmuje życzenia od świeżo przybytych gości, a Roman jej towarzyszy. Komuś strasznie paliło się, aby wejść do środka.
- No ile można czekać?- prychnął niezadowolony brunet. Widziała go pierwszy raz. Wysoki, wysportowany, za pewne piłkarz. Od razu czuła, że go nie polubi.
- Tyle ile będzie trzeba.- odgryzła się, wpuszczając go do środka.
- Pyskata widzę.- zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.- Słoneczko, gdzie znajdę solenizantkę?- rzucił pewny siebie.
- Słoneczko, to ci może twarzyczkę popażyć.- uśmiechnęła się sztucznie.- Lisa w salonie, myślę, że trafisz.- wskazała dłonią kierunek, w którym powinien się udać. Chyba trochę go zatkało, bo nic nie odpowiedział. Ruszył w stronę modelki.
- Tu jesteś. A ja cie szukałem.- powiedział, zachodząc ją od tyłu sportowiec.
- No i widzisz, jakie masz szczęscie.- zaśmiała się, miała ochotę go przytulić, ale musieli zachować odpowiedni dystans, jak na przyjaciół przystało.
- Widzę, właśnie widzę. Pięknie wyglądasz.- oznajmił, wsześniej przyglądając się zielonookiej. Miała na sobie szarą spódniczkę w kwiatowy wzorek. Do tego różowy top i sweterek w kolorze spódniczki. Włosy związane w kłosa, opadały na prawe ramię.
- Dziękuję.- przygryzła dolną wargę.
- Czy mogę panią prosić do tańca?- wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Nie umiem tańczyć...- zawahała się- Ale z tobą to co innego.- i już po chwili, wirowali na parkiecie wśród innych par. Miejsce do pląsów znalazło się w przestronnym salonie Weidenfellerów. Sofę i fotele ustawiono w kątach pomieszczenia zaraz obok stolika z przekąskami i napojami dla dorosłych, których nie mogło zabraknać. O dziwo, piłakrze Borussii zachowali umiarkowanie w piciu, ponieważ jutro mieli ważny trening i nie zdążyliby wytrzeźwieć do tego czasu. Jednak zapewnili już swoje partnerki, że kiedyś to odbiją. Sophie dobrze się bawiła. Przetańczyła kilka utworór z Goetze, później znalazł się Reus. Następnie sam Roman porwał ją z rąk Marco. Po kolejnej piosence była lekko zmęczona. Przeszła niepostrzeżenie do kuchni, w celu nawodnienia organizmu. Usiadła przy stole i obserwowała, co działo się w salonie. Po jakimś czasie w pomieszczeniu pojawił się Mario, po czym zajął miejsce naprzeciw blondynki. Upił łyk z jej szklanki.
- Jasne, nie krępuj się.- zaśmiała się z bruneta.
- Znajdzie się też miejsce dla mnie?- zapytał retorycznie, poznany dziś przez zielonooką mężczyna, siadając obok klubowej dziesiątki.
- Dla ciebie może tak, ale nie wiem, czy twoje ego się zmieści.- zauważyła, patrząc prosto na nieznajomego.
- Ty już sie o mnie nie martw. Na swój język lepiej uważaj.- skrzywił się.
- Uuuuu... Ale między wami iskrzy...- wybuchnął śmiechem Goetze.
- Nawet go nie znam.- wzruszyła ramionami Sophie.
- To jest Mitchell, nasz bramkarz. A to Sophie, córka Romana. Poznajcie się.- oznajmił Mario.
- Na pewno zapamiętasz moją twarz.- wyszczerzył się.
- Na pewno... Będzie śniła mi się po nocach... W koszmarach...- nie lubiła go. Strasznie.
- Tak tylko mówisz. Ja swoje wiem.- pokiwał głową.
- Mariooo. Zaraz zrobię mu krzywdę.-żaliła się. Brunet uśmiechnął się najpiękniej, jak umiał dodając jej otuchy.
- Mitchell nie jest wcale taki zły. Trochę się przed tobą popisuje.- oznajmił chłopak.
- Współczuję twojej dziewczynie.- westchnęła.
- A ja twojemu chłopakowi. Ładna jesteś, ale za pyskata.- wytknął w jej stronę język.
- Słuchajcie kochani, chcielibyśmy coś wam ogłosić.- muzyka ucichła, a głos zabrał Roman, obejmując ramieniem dzisiejszą solenizantkę. Langerak i reszta towarzystwa przeszli do salonu, aby lepiej słyszeć, co ma im do przekazania para.
- Nie powinniście przebywać w swoim towarzystwie.- szepnął rozbawiony Mario w stronę blondynki, kiedy stanęli już w rogu, tak aby dobrze widzieć i słyszeć, co ma się wydarzyć.
- Najpierw chciałabym podziękować wam, że przyszliście. Na prawdę wasza obecność to dla mnie największy i najlepszy prezent, jaki mogliście mi wręczyć.- powiedziała Lisa.
- I teraz druga sprawa. Myślimy, że to dobry moment, aby was wszystkich powiadomić... Lisa jest w ciąży. Znowu zostanę tatą.- goście zaczęli klaskać i gratulować przyszłej mamie, jak i tacie. A Sophie... Poczuła, jakby ziemia się pod nią zatrzęsła. Była w szoku. Po śmierci matki nigdy nie pomyślała, że może zostać jeszcze czyjąś siostrą. Podeszła powoli do Lisy i Romana. Za nią, jak Anioł Stróż szedł Mario. Nie wiedział co powiedzieć, aby wesprzeć dziewczynę.
- Gratuluję...- tylko tyle udało jej się wydusić.
- Sophie wiem, że to musi być dla ciebie trudne...- zaczął ojciec.
- Nie przejmujcie się mną. Na prawdę się cieszę, kiedy widzę, że jesteście szczęśliwi. I tak jest teraz.- nie była do końca pewna, tego co mówi.- Jak sie wyprowadzę, możecie przerobić mój pokój dla maluszka.- zaproponowała, uśmiechając się blado. Lisa chciała zaprzeczyć, lecz Roman jej przerwał.
- Nie ma takiej opcji. Dom jest duży, poradzimy sobie. A dla ciebie zawsze znajdzie się tu miejsce. Nikt tego nie zmieni.- oznajmił szczerze.
- Dziękuję.- odpowiedziała i ustąpiła miejsca reszcie znajomych, którzy oblegali parę z każdych stron. Przecisnęła się przez tłum ludzi. W korytarzu pośpiesznie założyła kurtkę i obuwie, po czym opuściła mieszkanie. Poczuła na twarzy powiew zimnego powietrza. Biegła. Jak te kobiety ze złamanym sercem w teledyskach rockowych piosenek. Chciała zostawić myśli za sobą, lecz niestety było to niemożliwe. Będzie miała brata albo siostrę... Czyli Lisa na stałe zawitała do ich rodziny. Ojciec traktuje ją poważnie. Planują wspólną przyszłość. Kiedyś trudno było jej wyobrazić sobie tatę z inna kobietą. Nie wspominając o dziecku. Później poznała modelke... Początki były niezaciekawe, lecz ostatnio wszystko się unormowało. Tylko, że Sophie widziała ją bardziej jako koleżankę, niż macochę. Nigdy nie pomyślała, o tym że ma ona takie same potrzeby, jak inne kobiety. Zegar biologiczny tyka. Ostatni dzwonek na założenie prawdziwej rodziny. Planowali to? A może to kolejna wpadka, taka jak ona? Jednak temu dziecku będzie żyło się lepiej, niż nastolatce. Będzie mieć kochających, odpowiedzialnych rodziców. Słaba kondycja dała się we znaki i dziewczyna przystanęła, łapiąc oddech. Znalazła się przed cmentarzem. Światełka w zniczach o różnych kolorach, wyłaniały się z ciemności. Mama blondynki została pochowana w Monachium, więc dlaczego akurat tutaj przybiegła? Przypadek? Wpatrywała się w lampki na grobach, a później przeniosła swój wzrok na niebo. Gwiazdy tworzyły różne konstelacje, na których kompletnie się nie znała. Wiedziała, że gdzieś tam u góry przebywa jej matka. Usłyszała za sobą kroki, lecz je zignorowała.
- A już myślałem, że cie zgubiłem.- rzekł brunet, chowając ręce w kieszeniach.
- Wyszłam się przewietrzyć...- powiedziała zdawkowo, nie zmieniając swojej pozycji.
- A w tej bajce były centaury.- westchnął- Sophie wiem, jak się czujesz...- zaczął, chciał ją objąć, lecz dziewczyna szybko odepchnęła jego dłonie.
- Mario nic nie wiesz. Wy nic nie wiecie. Tak cholernie za nią tęsknie... Nie da się tego opisać. A ty mi mówisz, że wiesz. Masz ojca i matkę, którzy bezgranicznie cię kochają. A ja czułam się sierotą.- jej głos drżał- Ja... Zwyczajnie ci zazdroszczę. Zazdroszczę tobie i temu dziecku, które przyjdzie na świat. Będzie miało życie, jak z bajki. Takie, o którym ja zawsze marzyłam.- po jej policzkach płynęły łzy. Piłkarz podszedł do niej powoli, po czym przytulił. Odwzajemniła uścisk, cicho szlochając.- Mario, przepraszam...
- Spokojnie. Płacz. Czasami lepiej nie dusić w sobie wszystkich emocji.- poczuła się bezpieczniej w jego ramionach.
- Kocham cię.- wyszeptała, mocniej obejmując chłopaka.
- Wiem, ja ciebie też. Bardzo. Zrobiłbym wszystko, żeby ci jakoś pomóc.- oznajmił.
- Po prostu bądź przy mnie.- powiedziała, dając upust wszystkim emocją. Łzy lały się strumieniem. Stali tak przez jakiś czas w ciszy. Słychać było bicie ich serc oraz cicho szloch nastolatki.
- Wracajmy, robi coraz chłodniej...- zauważył Niemiec, delikatnietnie odsunął ją od siebie, aby móc spojrzeć w zielone, zapłakane oczy. Nie chciał, żeby cierpiała, lecz nie mógł nic na to poradzić. Był bezsilny.
- Nie mogę pojawić się w takim stanie.- rzekła, głośno przełykając ślinę.
- Przenocujesz dziś u mnie.- oznajmił. Nie protestowała. Nie ważne co by teraz powiedział, uwierzyłaby w każde słowo, poszłaby z nim na koniec świata. Objął blondynke ramieniem, po czym ruszyli w drogę powrotną. Przed domem Weidenfellera wsiedli do auta Goetze i w ciszy udali się do jego posiadłości. Sophie swoje kroki skierowała prosto do sypialni bruneta.
- Masz ochotę na coś do jedzenia? Może zaparzyć ci herbaty?- zapytał sportowiec, szukając czegoś w szufladzie. Zielonooka zaprzeczyła kręcąc głową.- Proszę. Bluzkę kiedyś zostawiłaś, a spodenki powinny pasować.- wręczył jej starannie złożoną kupkę z ubraniami.
- Dzięki...- rzekła, po czym przeszła do łazienki. Wzięła szybki i orzeźwiający prysznic. W tym czasie Niemiec napisał sms-a do kolegi z drużyny, aby nie martwił się o córkę. Sophie ubrała się w ciuchy, które wcześniej wręczył jej Mario. Co by bez niego zrobiła? Opuściła pomieszczenie, a po chwili położyła się w łóżku, okrywając kołdrą. Nie zauważyła, kiedy piłkarz znalazł się w pokoju, więc przestraszyła się, gdy poczuła jego oddech na szyji.
- Śpisz?- zapytał, splatając swoje dłonie na jej brzuchu.
- Nie.- odpowiedziała.- Mario, przepraszam. Wiem, jestem straszną egoistką i...- nie dała rady dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ brunet wszedł jej w słowo.
- Co ty bredzisz?- zdziwił się. Składając na jej ramieniu ciepły pocałunek.
- Ciągle użalam się nad sobą, powinnam się cieszyć, że będę miała brata lub siostrę. A tymczasem ty musisz tego wszystkiego wysłuchiwać, ciągle mnie pocieszać...- wyjawiła, co męczyło ją od pewnego czasu.
- Nie mów tak. Jesteś moim skarbem. Już zawsze będę przy tobie. Nic tego nie zmieni. Nie zadręczaj się już. Dobranoc. I pamiętaj, będę powtarzał to codziennie. Kocham cię.- wyszeptał.
****
I jak? Przyznaje, że ten rozdział powstał w sumie z niczego. Muszę nauczyć się pisać sielankowe rozdziały ;) Wielkie dzięki za komentarze. Motywują i to baaaardzo. Dacie radę znowu napisać 10 komentarzy?? Dla was to chwila, a dla mnie motywacja i uśmiech na twarzy. Pozdrawiam gorąco, bo coraz zimniej sie robi :/

piątek, 17 października 2014

ROZDZIAŁ 15-,, Cieszę się z takiego awansu"

,,Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni. Gdy nie ma w domu dzieci, to jesteśmy niegrzeczni."- podobno tak śpiewają rodzice, kiedy ich pociechy opuszczają na jakiś czas rodzinny dom. Ale czy taka jest prawda? Może niektórzy wypłakują oczy, nie wiedząc co dokładnie dzieje się z ich dziećmi? Pozostaje się nam tylko domyślać, a kiedyś przekonamy się o tym na właśnej skórze. Wracając do naszych bohaterów. Tutaj mamy sytuację troszkę inną niż w dobrze znanej nam piosence. Dorośli korzystają z ostatnich dni urlopu, wygrzewając się na plażach. Za to nastolatka zostaje sama w domu. Nie przez przypadek, jak zdarzyło się Kevinowi, którego na pewno obejrzymy w te święta, ale z własnej woli. Właśnie, i jak to wygląda? Wkońcu dziewczyna ma osobę, która zdeklarowała się jej ,, jakby co" pomóc...
- To co robimy?- zapytał Mario, rozkładając się leniwie na kanapie, w salonie Weidenfellerów. Tak, to właśnie jego Romek poprosił o ,, rzucenie okiem" na ukochaną córkę.
- Nie wiem, ty tutaj jesteś niańką.- zaśmiała się, akcentując ostatnie słowo. Usiadła na brzuchu młodzieńca, ponieważ dla niej nie było już miejsca.
- Widzę, że ci wygodnie.- uniósł zabawnie brew. Zaczął ją łaskotać, co sprawiło, że dziewczyna zaczęła się szamotać, po czym ułożyła na jego klatce piersiowej.
- Mario, ogarnij.- wreszcie udało jej się złapać oddech. Położyła głowę na jego ciele, tak że doskonale słyszała bicie serca przyjaciela.
- Możemy sobie poprostu tak poleżeć.- uśmiechnął się, chowając głowę we włosach nastolatki. Wyczuwał jabłkowy szampon, którego musiała używać. Każdy obserwator uznałby, że wyglądają, jak zakochana w sobie para.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł...- rzekła dziewczyna. Chciała się podnieść się z kanapy.
- Genialny.- zaprzeczył sportowiec, wzmacniając swój uścisk na tyle, aby zielonooka się mu nie wyrwała.- Masz jakąś lepszą propozycję?- zapytał.
- Wiesz na co mam ochotę?- westchnęła cicho.- Na czekoladowego Mikołaja. Chodź.- złapała go za ręke i pociągnęła za sobą do kuchni.- Proszę bardzo.- wręczyła mu jedną figurkę w kolorowym papierku.
- Dzięki, swoją drogą niezłą ma brodę ten dziadek.- zaśmiał się, podziwiając czekoladowe arcydzieło.
- A, czyli że chcesz się do niego upodobnić?- zaśmiała się, zerkając na kilkudniowy zarost piłkarza.
- Właśnie się nad tym zastanawiam.- udawał, że ciężko nad tym główkuje.
- Skąd taka zmiana?- zapytała, odpakowywując słodki upominek.
- Jeszcze się nie zdecydowałem.- zaśmiał się, na wyobrażenie siebie w takiej stylizacji.
- Ej! Co ty robisz?! Masz takiego samego.- zaprotestowała dziewczyna. Mario właśnie odgryzł głowę jej Mikołaja.- Pociągają cie chyba te brody.- wybuchnęła śmiechem, chowając za plecami reszte czekolady, która jej pozostała.
- Nie jestem gejem, tylko chciałem spróbować czy twój smakuje podobnie.- wytłumaczył, unosząc ręce w geście obronnym. Sophie wybuchnęła gromkim śmiechem.- Co cię tak bawi?
- Ubrudziłeś się czekoladą.- wyjaśniła nadal rozbawiona.
- Już?- zapytał, wcześniej przecierając dłonią usta.
- Nie umiesz nawet jeść.- pokręciła głową. Chwyciła za papierowy ręcznik i starła resztki słodyczy z polika Niemca.- No, teraz prezentujesz się przyzwoicie.
- Cóż za komplement...- uniósł brew.
- Żaden gościu z brodą tobą nie pogardzi.- rzuciła, po czym wybiegła z pomieszczenia, chcąc uciec mężczyźnie. Nie oszukujmy się, ale Mario to sportowiec, więc już w salonie udało mu się złapać dziewczynę.
- I co teraz zrobisz?- wyszczerzył się. Jego ręce blokowały jedyną drogę ewakuacji dla Sophie.
- Raczej co ty mi zrobisz. Boje się.- udawała przestraszoną, lecz zaraz wybuchnęła śmiechem. ,,Groźna" mina Niemca doprowadziła ją do tego stanu.
- Gilanie jest już przereklamowane...- stwierdził, przekrzywiając lekko głowę.
- Poskarże się tacie.- wytknęła język.
- Ty? Już to widzę.- prychnął.
- To sie zdziwisz.- wzruszyła ramionami.- Ale wiesz, jestem córeczką tatusia... Razem pracujecie, jeśli można no tak nazwać. Jest większy, silniejszy...
- Chcesz mnie zastraszyć?- zaśmiał się, zakładając jej kosmyk włosów za ucho.
- Coś w tym stylu.- przyznała, odgryzajac kawałek swojej czekoladowej figurki.
- Będę dobrym człowiekiem i odpuszczę ci ostatni raz.- oznajmił, lustrując blondynke wzrokiem.
- Oh, jaki zaszczyt mnie spotkał.- zaśmiała się. Obydwoje przerwali swoją dziecinną zabawę.
- Idziemy do mnie.- zakomenderował sportowiec, podnosząc swoje cztery litery z oparcia fotelu.
- Po co?- zapytała zdziwiona propozycją chłopaka.
- Możemy obejrzeć jakiś film. Mam sporą kolekcje płyt.- wyjaśnił, zakładając zimową kurtkę.
-O! Super!- ucieszyła się. Przeszła do korytarza, po czym założyła okrycie wierzchne.- Tylko jest jeden warunek.- zauważyła.
- Co znowu?- zaśmiał się, chcąc już opuścić mieszkanie.
- Popcorn!- wyszczerzyła się w stronę piłkarza.
- Zobaczymy co da się zrobić.- odpowiedział rozbawiony. Po krótkiej przejażdżce samochodem Goetzego, przyjaciele dotarli pod posiadłość bruneta. Spędzili dłuższy czas na przygotowywaniu popcornu w mikrofalówce. Zadanie to wcale nie okazało się być takie proste, jak zostało przedstawione na opakowaniu. Największym problemem okazał się czas trzymania ziaren kukurydzy w gorącej temperaturze. Nie chceli ich spalić, ale nie mieli również zamiaru jeść surowych. Wreszcie zasiedli przed telewizorem, na wygodnej kanapie. Między sobą ustawili sporej wielkości miskę, w której znalazł się popcorn. Jednak coś im udało się ,,ugotować". Mogli poczuć się, jak w kinie. Oglądali film, wybrany wcześniej przez Sophie, ,,Porąbani". Kiczowaty horror, który stał się komedią. Brunet znał go bardzo dobrze, mimo to, wybuchał co chwilę niepohamowanym śmiechem.
- Wiesz, to jest tak głupie, że aż śmieszne.- podsumowała film dziewczyna, kiedy na ekranie pojawiły się napisy.
- Mógłbym to oglądać codziennie.- skwitował, przeciągając się na kanapie.
- Zanieśmy to do kuchni, bo sie bałagan zrobi.- oznajmiła zielonooka, chwytając za pustą miskę. Mario zrobił to samo z szklankami po soku.- Pada deszcz.- westchnęła córka bramkarza, spoglądając przez okno w kuchni.
- Po co?- jęknął Niemiec, odkładając naczynia na blat.- Śnieg sie stopi. Błoto będzie... Ups... Mam otwarte okno dachowe w sypialni.- przypomniał sobie nagle.
- Dobra ja skoczę, zamknę.- rzuciła nastolatka, po czym ruszyła po schodach na górę.- Spokojnie, trafię.- dodała, będąc już na piętrze. Weszła do sypialni i zamknęła okno. Na szczęscie krople deszczu, nie zdążyły dostać się do pokoju. Zaraz potem zbiegła na dół. Weszła do kuchni w poszukiwaniu piłkarza, ale tam go nie zastała. Miała skierować swoje kroki do salonu, kiedy pan domu wyrósł przed nią.
- Sytuacja opanowana.- zasalutowała, jak żołnierz, czym wywołała uśmiech na twarzy sportowca. Nagle Mario zaczął zbliżać się w jej stronę, a ona nie wiedziała co się dzieję.- Co taki cichy jesteś?- zapytał rozbawiona. Brunet ujął jej twarz w dłonie, po czym pocałował namiętnie. Chciał przekazać jej w ten sposób wszystkie swoje uczucia, o których trudno mu było mówić. A ona? Stała, jak zamurowana. Nie wiedziała, jak się zachować. Odepchnąć go? Bo to co się właśnie dzieje, na pewno nie jest normalną relacją między przyjaciółmi. Tylko, że nie mogła racjonalnie myśleć. Ktoś skutecznie ją rozpraszał. Wkońcu Mario musiał nabrać powietrza, co sprawiło, że odsunął się lekko od dziewczyny. Patrzył prosto w jej oczy. Jakby chciał ujrzeć w nich duszę kobiety. Nie wiedział czego się spodziewać. Może zaraz dostanie w twarz albo Sophie wyzwie go od najgorszych. Dziewczyna przejechała opuszkiem palców po jego policzku, lecz mężczyzna zatrzymał jej dłoń tuż przy kąciku ust. Trwali w tej pozycji dłuższą chwilę. W końcu blondynka się przełamała i złożyła pocałunek na wargach bruneta. Pragnęli swojej bliskości. Chemia między nimi była widoczna gołym okiem. Zatracali się w coraz namiętniejszych pieszczotach. Ich serca biły jednym rytmem. Obydwoje czuli motyle w brzuchach, które latały we wszystkie możliwe strony, jak szalone. Para przeniosła się do sypialni, a jak wszystko się zakończyło, każdy się domyśla.

***następnego dnia***
Otworzyła jeszcze zaspane oczy. Analizowała swój sen. W sumie to koszmar, ponieważ była w nim zmuszona wstać do szkoły. Obudziła się z niego z wielką ulgą. Przed nią jeszcze kilka dni wolnego, coś pięknego. Nagle uświadomiła sobie, że nie leży w swojej sypialni, ale znała to pomieszczenie. Schroniła się w nim przed pająkiem. Lecz to było jeszcze przed świętami... Po chwili przypomniała sobie wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce wczorajszego wieczora. Co ona zrobiła? Jak mogła pozwolić, żeby do tego doszło? Przekręciła się delikatnie na lewą stronę. Ujrzała obok siebie śpiącego Mario. Przykryty białą kołdrą, wyglądał tak niewinnie. Uśmiechał się przez sen. W tym momencie nie miała już żadnych wątpliwości. Przespała się z przyjacielem. Czuła się, jak jakaś dziwka. Z trudem udało jej się zatrzymać napływające do oczu łzy. Wstała z łóżka, tak aby nie obudzić bruneta. Poszukała swoje wczorajsze ubrania, po czym szybko je założyła. Chyba właśnie przez swoją głupotę straciła przyjaciela. Nie mogłaby udawać, że nic się nie stało. Wybiegła z mieszkania, kierując swoje kroki do domu ojca. Tam szybko udała się pod prysznic. Myślała, że może woda pozwoli jej racjonalnie myśleć i znaleźć wyjście z zaistniałej sytuacji. Przezwyczaiła się już do codziennych wygłupów czy fochów Mario. Tęskniła, kiedy wyjeżdżał na zgrupowania. To on potrafił poprawić jej humor. Zawsze mogła na niego liczyć. Kochała go? Świetne pytanie, na które nie znała odpowiedzi. A może bała się do tego przyznać? Na pewno nie był jej obojętny. Wymknęła się z domu piłkarza a ekspresowym tempie. Nie potrafiła spojrzeć w swoje lustrzane odbicie. Wytarła ciało puchowym ręcznikiem, po czym odziała się w czyste ciuchy. Mogła to wszystko wczoraj zatrzymać, a tego nie zrobiła. Teraz przyjdzie jej zapłacić za błedy. Zeszła do salonu. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie mogła siedzieć bezczynnie, bo czuła, że wtedy zwariuje. Zaczęła składać wyprane pranie, które leżało na jednym z foteli. Przy okazji zrobi coś pożytecznego. W pewnym momencie usłyszała dzwonek do drzwi, a zaraz potem ktoś sam wszedł do domu. Wiedziała, kogo może się spodziewać.
- Wiesz, powinnaś się zakluczać, bo jeszcze ktoś was okradnie.- zauważył uśmiechnięty, wchodząc do pomieszczenia. Chciał przewitać się z dziewczyną, lecz ta dałamu do zrozumienia, że buziakiem w policzek musi się zadowolić. Od razu zrozumiał, że coś jest nie tak.- Dlaczego wyszłaś tak wcześnie?- zapytał, siadając naprzeciw jej.
- Tak wyszło.- wzruszyła ramionami.- Mario, musimy porozmawiać.- oznajmiła, patrząc w jego brązowe tęczówki, czego szybko pożałowałała i odwróciła wzrok.
- Właśnie widzę, że coś jest nie tak.- oznajmił, zdziwony zachwaniem blondynki. Nie wiedział, czym było spowodowane.
- To nie powinno się wydarzyć.- rzekła spokojnie. Mario szybko się domyślił, co ma na myśli zielonoka.- Planowałeś to?
- Nie, to był impuls. Tak wyszło...- zaczął się tłumaczyć, ale zielonooka zrozumiała to trochę na opak.
- A rozumiem już.- pokiwała głową.- Jestem poprostu kolejną zdobyczą i tyle.- rzuciła złożonym ręcznikiem na kupkę poukładanych już ciuchów.
- Co? Nie, to nie tak.- uniósł się z kanapy i zbliżył do blondynki.- Przecież mnie znasz.
- Właśnie nie wiem, Mario. Poznaliśmy się tylko kilka miesięcy temu.- powiedziała oschle.
- Wiesz o mnie wszystko. Tylko ty i Marco jesteście wtajemniczeni, w nie które wydarzenia.- oznajmił łagodnie, chciał złapać ją za dłoń, ale ona wyrwała ją.- Wiem, że zawaliłem. Na całej lini. To nie miało tak być.
- Żałujesz?- wtrąciła. Nie wiedziała, jaką odpowiedz chciała usłyszeć.
- Nie, nie żałuję.- zapewnił ją.- Spojrz na mnie.- uległa i powtórnie uniosła wzrok.- Ja nie umiem mówić o uczuciach. Zanim cię pocałowałem, powinienem wszystko wyznać. Sophie, kocham cię, jak wariat. Nie chce być tylko przyjacielem.- zaakcentował przedostatnie słowo. Nie wierzyła w to co, usłyszała. Z jednej strony mogła się cieszyć, że nie była dla Mario kolejną laską do zaliczenia, a z drugiej... Kochał ją. Czy to możliwe? Ona taka szara myszka, miałaby się mu podobać? Ale najważniejsze czy te motyle, które czuła wczorajszego wieczora, to była właśnie ta miłość? Nie wyobrażała sobie, że w jej życiu nagle miałoby zabraknąć Niemca.
- Ja... Ja nie wiem...- jąkała się, próbując złożyć logiczne zdanie.
- Dzień bez spotkania z tobą, to dzień stracony.- wyznał. Widział w jej oczach duże zdziwienie i zakłopotanie. Wcześniej myślał, że na pierwszy rzut oka widać, że czuje do niej coś więcej i każdy dawno go rozszyfrował.
- To napiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek ktoś mi powiedział.- przyznała, uśmiechając się blado.- Ale ja nie wiem, co mam powiedzieć. Po prostu...- westchnęła zła na samą siebie.
- Będe czekał.- rzekł. Chwycił za kurtkę i opuścił mieszkanie. Stała, jak słup soli, walcząc sama ze sobą. Czy aby go nie zraniła? Powinna lepiej dobierać słowa. Czy zaryzykować? A jeśli się nie uda? Straci go? Warto stawiać wszystko na jedną kartę? A gdyby spróbowała? Jasno dał jej do zrozumienia, że nie chce być tylko przyjacielem. Od tego wszystkiego zaczęła boleć ją głowa. Blondynka połknęła pastylkę na złagodzenie bólu i popiła lek wodą. Przypomniała sobie, że jeszcze nic dziś nie jadła. Nie była głodna. Jedzenie to ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę. Chciałaby zakopać się gdzieś pod ziemią. Z daleka od ludzi i swoich myśli. I po co komu ta miłość? Same z nią problemy. Siedziała tak jeszcze chwilę, po czym ubrała ciepłe buty i kurtkę. Przytłaczały ją te cztery ściany, toteż postanowiła wyjść się dotlenić. Szła powli, nigdzie się nie śpiesząc. W sumie nie określiła sobie konkretnego celu tej wędrówki, lecz dotarła do parku. Nie tego głównego, gdzie przychodzą zakochane pary i matki z dziećmi. Wolała ten starszy i opuszczony przez ludzi. Mimo to był urokliwy. Lecz ona dziś tego nie zauważała. Ciągle bujała w obłokach, układała różne scenariusze. Brała pod uwagę wszystkie za i przeciw. Ale tak na prawdę, liczyło się jedno pytanie. Czy kocha Mario? Kto ma to wiedzieć, jak nie ona? Zaczęła płakać, a robiła to bardzo rzadko. Uświadomiła sobie bardzo ważną rzecz. Lepiej późno, niż wcale. Na dodatek powtórzyła się sytuacja z wczorajszego wieczora i nad Dortmundem zgromadziły się ciemne chmury. Momentalnie zaczęło lać. Sophie założyła kaptur, ale to nic nie pomogło. Po chwili była cała mokra, a deszcz mieszał się z jej łzami. Nie czuła zimna, nie denerwowało ją to, że ubrania kleją się do jej ciała. Nawet nie próbowała się chować pod jakimś drzewem czy daszkiem. Wiedziała dokąd zmierza i nawet pogoda jej nie zatrzyma. Popełniła błąd, który chciała jak najszybciej naprawić. Stanęła przed drzwiami budynku. Wzięła kilka wdechów, po czym zadzwoniła dzwonkiem. Nie musiała długo czekać, aż ktoś raczy się je otworzyć. W progu zawitał Mario. Tak, to do jego domu przyszła.
- Boże, jak ty wyglądasz!- przestraszył się, widzą przemokniętą dziewczyne. Szybko wpuścił ją do środka.
- Mogę na chwilę?- zapytała niepewnie.
- Żartujesz? Nie widzisz, co się dzieje za oknem?- martwił się o nią. Nie chciał, by się przeziębiła czy złapała gorsze choróbstwo.
- Przyszłam, bo chcę ci coś powiedzieć.- zaczęła, wbijając wzrok w swoje dłonie.- Przepraszam za dziś. Nie powinnam cię nawet o coś takiego podejrzewać. Głupio mi. Ale chyba już przywykłeś do tego, że ja najpierw mówię, potem myślę.
- Sophie, nie masz za co przepraszać.- wtrącił. Zbliżył się do niej i palcem wskazukącym uniósł jej brodę tak, by patrzyła w jego oczy.
- Mario, a po drugie...- zawiesiła się. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.- Po drugie to cię kocham. I nie wiem, dlaczego byłam taka ślepa.- dokończyła.
- Kiedyś rozmawialiśmy o tym, że rzadko płaczesz. I na prawdę nie chciałem stać się do tego powodem.- uśmiechnął się, przytulając zielonokoą.
- Będziesz cały mokry.- zaśmiała się, przez łzy.
- Nie ważne. Teraz jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi.- powiedział mocniej ją ściskając.- Chodź, znajdę dla ciebie jakieś suche ciuchy, bo sumienie będzie mnie dręczyć.- Po kwadransie para spoczęła na kanapie. Sophie położyła głowę na kolanach bruneta. Była zawinięta kocem, prawie jak w kokonie. Patrzyła w telewizor, próbując skupić się na filmie. Słabo jej to wychodziło, bo gdyby ją zapytać o jego treść, nie powiedziałaby nic. Mario bawił się jej włosami, nie ukrywając radości. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Chwilo trwaj.
- Będziesz moim prywatnym grzejnikiem.- zaśmiała się, zmieniając swoją pozycje. Teraz wtuliła się w bruneta, jak w pluszowego misia.
- Cieszę się z takiego awansu.- uniósł kąciki ust ku górze.
- Wiesz, boję się, że to tylko sen i zaraz się obudzę.- cicho westchnęła. Opierając głowę o ramie mężczyzny.
- A wtedy zrobie tak...- złożył subtelny pocałunek na wargach zielonokiej, co bardzo się jej spodobało.- I powiem: ,, Witaj skarbie".
,, I niech stanie w miejscu czas, nikt nie patrzy na mnie tak, jak ty. Niech się kręci cały świat, zawsze niech już będzie tak, jak dziś."


*****
Dodaję ze sporym opóźnieniem. Mam nadzieję, że spełnia wasze oczekiwania. Trochę smutno mi bo spada liczba komentarzy, stać was na więcej niż 6, przy 16 obserwatorach... Kiedy pojawi się next, zależy tylko od was. Wiecie co robić... :) pozdrawiam :*

niedziela, 5 października 2014

ROZDZIAŁ 14-,, W snach chyba."

Święta zbliżały się wielkimi krokami, a ludzie dzielili się na dwie grupy. Byli ci, co wcale nie cieszyli się na Boże Narodzenie. Dla nich było zbędne. Znowu ciągły pośpiech, cała ta gorączka związana z przygotowaniami potraw, porządkami. Sztuczne życzenia przy dzieleniu się opłatkiem, które nie posiadają żadnej mocy. Zaś Sophie należała do tych drugich. Kochała święta. Wracała wtedy do swojego rodzinnego miasta i spędzała te dni z najbliższymi. Magia Świąt udzielała się wszystkim z jej otoczenia. Każdy cieszył się chwilą i nie martwił jutrem. Przynajmniej na ten czas zakopywano topór wojenny. Zasiadano razem przy stole, uginającym się pod ciężarem jeszcze gorących potraw. Zawsze pamiętano, o jednym dodatkowym nakryciu i sianku pod białym obrusem. A wieczorem zakładano na siebie ciepłe płaszcze i szale, po czym całą rodziną wybierano się do kościoła. A wszystkiemu towarzyszył biały puch, okrywający ziemię. Może nie przepadała za tym ostatnim elementem. Zimny śnieg, przez który nie raz straciła równowagę. Lepił jej włosy, a dłonie bardzo szybko marzły, mimo skórzanych rękawiczek. Jednak nie potrafiła sobie wyobrazić świąt bez niego. Niby nie chciany, lecz nadawał charakteru temu wydarzeniu. Śpiewać kolendy i podziwiać przez okna gołe drzewa? Wkońcu mamy grudzień, zimę. Śnieg musi być! Zniecierpliwione dzieci oczekiwały na niego, aby móc zorganizować bitwę na śnieżki, ulepić bałwana czy pozjeżdżać na sankach. Właśnie dopakowała swoją walizkę. Z małymi problemami dopieła zamek. Zaopatrzyła się w ciepłe swetry, spodnie czy skarpety. Termometry w Niemczech od dłuższego czasu wskazywały ujemne liczby. Jeszcze ostatni raz przebiegła spojrzeniem po pokoju, sprawdzając czy może o czymś ważnym nie zapomniała. Cała podekscytowana, razem z bagażem zbiegła ze schodów. Potknęła się i wylądowałaby na ziemi, gdyby nie jej ojciec.
- Ma się ten refleks!- zaśmiał się, odstawiając córkę na ziemię.
- Nie tato, nie musisz się o mnie martwić. Nic mi się nie stało.- rzekła z lekkim sarkazmem, na co obydwoje wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Wiesz, że ta walizka jest cięższa od ciebie?- zauważył, podnosząc bagaż blondynki.
- Uznam to za komplement.- podwinęła rękaw przy beżowym sweterku.
- A co wam tak wesoło?- zapytała Lisa, wchodząc do korytarza z blachą przykrytą folią aluminiową.
- Po prostu święta!- klasnęła w dłonie, najmłodsza z towarzystwa.
- Co tam przed nami chowasz?- dopytywał, zaciekawiony Roman.
- Upiekłam pierniki według mojego przepisu.- uśmiechnęła się promiennie.
- Nie potrzebujesz jakiś ekspertów, którzy przetestują twoje wypieki?- zaproponował mężczyzna.
- Ja naprzykład zgłaszam się na ochotnika!- oznajmiła nastolatka, przeswuając się delikatnie w stronę modelki.
- Ej! Ja byłem pierwszy!- zaprotestował bramkarz ze zbolałą miną.
- Dziewczyny mają pierwszeństwo.- wytknęła w jego stronę język w geście triumfu.
- Moja własna córka...- kręcił głową z niedowierzeniem.
- Jesteście zabawni.- śmiała się kobieta, która przyglądała się całej sytuacji- Żeby było sprawiedliwie, nikt nie dostanie pierników. Poczęstuje was na miejscu.- oznajmiła spokojnie.
- No ale...- zaczęła protestować zielonooka.
- Dlaczego...- zawył sportowiec.
- Bo tak. Zjecie mi wszystkie na raz. Chcę, żeby w Monachium mogli ich spróbować.- wyjaśniła.
- Przekonamy ją w samochodzie.- wyszeptał do ucha córki, na co ta przytaknęła.
- Co wy tam spiskujecie przeciwko mnie?- zaśmiała się, wkładając płaszcz.
- My?- nastolatka udawała zdziwienie.
- Ja przeciwko tobie? Kotku, nigdy.- przesłał jej buziaka w powietrzu.
- No ja myśle...- wszyscy opuścili mieszkanie. Roman zapakował bagaże, a Lisa zakluczyła dom. Jej koleżanka miała wpaść jednego dnia i sprawdzić czy wszystko w porządku. Weidenfellerowie wyjeżdżali na tydzień. Zdążą pomoć w przygotowaniach do świąt. Jeszcze przed Sylwestrem dziadek i babcia Sophie, wybierają się do sanatorium. Na zasłużony wypoczynek, pod okiem wykwalifikowanych lekarzy i masażystów. Wtedy Roman, Lisa i Sophie wrócą do Dortmundu. Lecz piłkarz i modelka mają jeszcze inne plany, o których nie wspominali nastolatce. Powiedzą jej dopiero w drodze powrotnej. Tymczasem pokonują kolejne kilometry. Atmosfera w samochodzie jest luźna i wesoła. Wkońcu modelka nie wytrzymała i wręczyła po jednym ciasteczku zielonookiej i Romkowi. Oboje z triumfem kosztowali wypieków długonogiej. Bardzo im smakowały, ale niestety więcej nie udało im się przejąć. Lisa zauważyła, że współpraca całkiem nieźle im wychodzi. Bardzo się z tego powodu ucieszyła.
- A ty co się tak uśmiechasz?- zapytał cicho sportowiec, łapiąc ją za dłoń. Zciszył głos, ponieważ jego córka, przed chwilą zasnęła.
- Chodzi o Sophie...- rzekła.
- Jest coraz lepiej, prawda?- odrazu zrozumiał, o czym myśli jego partnerka.
- Aż nie mogę w to uwierzyć.- zaśmiała się cicho.

***
Wreszcie dotarli na miejsce. Sophie już od pewnego czasu, nie mogła spokojnie wysiedzieć na miejscu. Była bardzo podekscytowana. Lisa i Roman również się cieszyli, że bezpiecznie dotarli do celu, ale marzyło im się rozprostować nogi. Zaparkowali pod dobrze znanym nastolatce, domem. Blondynka nie czekając na resztę wybiegła z samochodu prosto ku drzwiom wejściowym. Zadzwoniła dzwonkiem i czekała na to, aż ktoś je otworzy. Słyszała już kroki po drugiej stronie i wkońcu ujrzała swoją najukochańszą bacię. Na twarzy przybyło jej kilka zmarszczek, dodających uroku. Wnuczka, bez słowa rzuciła się w ramiona staruszki. Obydwie zaczęły płakać ze szczęścia. Dzieliło je tyle kilometrów i wreszcie mogły poczuć swój dotyk, zapach.
- Nie macie pojęcia, jak się cieszę, że już jesteście!- oznajmiła wesoło matka bramkarza. Syn wraz z partnerką również dołączyli do rodzinnego uścisku.- Wchodzcie szybko do domu. Bo przemarźniecie i będę was miała na sumieniu.- zaprosiła gości do środka.
- Mił mi panią poznać, Lisa.- wyciągnęła rękę w stronę pani domu. Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Żartujesz Rybko? Jaka pani? Mów mi mamo.- podała jej dłoń, lecz zaraz objęła. Był to bardzo miły gest z jej strony. Właśnie nadarzyła się okazja, aby lepiej się poznać.
- Synku, chodz tu do mnie!- pisnęła wniebowzięta, wyciągając ręce w stronę pierworodnego.
- Witaj mamuś.- powiedział, tuląc do siebie drobną, jedną z najważniejszych osób w swoim życiu.
- Po kim ty taki wyrosłeś, to ja nie wiem...- stwierdziła, przyglądając się brunetowi.
- Jak to po kim? Oczywiście, że po mnie!- zawołał, wchodząc do pomieszczenia najstarszy z zgromadzonych.
- Dziadek!- krzyknęła zielonooka, i już tonęła w objęciach, siwego mężczyzny.
- Witam piękną dame.- ucałował ją w czoło, na co ta cicho się zaśmiała.- Ty zapewne jesteś Lisą?- zapytał staruszek.
- Miło mi poznać.- wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Mi również.- odwzajemnił uścisk ręki, i posłał jej ciepły uśmiech.- No i został jeszcze ten największy.- oznajmił, zbliżając się do potomka. Roman nie wiedział, co odpowiedzieć, toteż wyściskał ojca, nie mniej niż wsześniej matkę.- Powinieneś dostać lanie za to, że tak rzadko nas odwiedzacie.- pogroził mu palcem.
- Chciałbym, ale regularne treningi... Trudno to wszystko pogodzić.- westchnął.
- I tylko twój zawód cię mój drogi ratuje.- wyszczeszył się szeroko, na co meżczyzna odpowiedział mu tym samym.
- Oh, dlaczego my stoimy w korytarzu? Zapraszam do salonu, pewnie jesteście zmęczeni podróżą...
Największy przywilej, jaki posiadają dziadkowie, to rozpieszczanie wnuków. Państwo Weidenfeller chcieli aby ich jedyna wnuczka, niczym się nie przemęczała, odpoczywała. Lecz ona miała inne plany. Kręciła się w kuchni równie często, jak Lisa pomagając starszej kobiecie w gotowaniu potraw i pieczeniu ciast. Już na pierwszy rzut oka, Roman zauważył, że jedzenia będzie sporo za dużo, jak na ich piątkę. Na co jego mama oznajmiła ze spokojem, iż zapakuje im słoiczki. Piłkarz cieszył się w duchu, że ma pojemny samochód i zmieści się w nim jeszcze kilka walizek. Kiedy płeć piękna większość czasu spędzała przy garnkach, ojciec z synem zajmowali się choinką. Jednego dnia wybrali się na zakupy po świąteczne drzewko. Innego odwiedzili strych, w poszukiwaniu przeróżnych ozdóbek. Przynajmniej mogli nadrobić te stracone dni. No właśnie czas... Płynął nieubłagalnie. Powodował to, że pani domu coraz bardziej stresowała się, iż nie zdąży ze wszystkim do Bożego Narodzenia. Jednak się udało. Z taką pomocą nie było innej opcji. Sophie stała w swoim dawnym pokoju. Odkąd stąd wyjechała, nic się w nim nie zmieniło. Wszystko stało na swoim miejscu, tak jak to pozostawiła. Założyła na siebie czerwoną spódnicę, zapinaną na zamek. Do tego beżowa bluzka, prezentowała się pięknie. Rzadko można było ją spotakć w takiego rodzaju kreacjach. W salonie spotkała już resztę towarzystwa. Wszyscy odświętnie odziani. Stół opsypany, jeszcze parującymi potrawami. Każdy chwycił za opłatek i zaczęło się składanie życzeń.
Najpierw dziadek Sophie-,, Żebyś wnusiu była zawsze zdrowa. Bo to najważniejsze. Reszta przyjdzie sama".
Babcia-,, Kochana, dużo miłości. Abyś znalazła sobie takiego partnera, jak ja. Abyście mogli się razem zestarzeć."
Później Lisa-,, Życzę ci, byś dotarła do wymarzonego celu. Trzeba wierzyć, że się uda."
I ostatnie już, od taty-,, Córciu, chciałbym aby już zawsze było tak, jak teraz. Abyśmy się nie kłócili. Wreszcie nam się udało. Wytrwajmy w tym. I cokolwiek by się nie działo, pamiętaj. Kocham Cię, a Ona patrzy na nas tam z góry. I napewno się właśnie uśmiecha."
Zasiedli do wspólnej wieczerzy. Co chwilę wybuchali śmiechem, rozmawiali na różne tematy. Ale przedewszytkim jedli. I to dużo, ale w święta można sobie pozwolić. Nie ich wina, iż pani Weidenfeller gotuje niesamowicie. A staruszka prawie skakała z radości, widząc jak jej rodzina szczerze chwali wszystkie wyroby.
Sophie nie zapomniała o swoich znajomych, którym wysłała życzenia sms-em, a Mario nawet pofatygował się do niej zadzwonić.
- Wesołych Świąt!- usłyszała głos bruneta, co spowodowało szeroki uśmiech na jej twarzy.
- No wesołe to tutaj są. A u ciebie jak?- zapytała.
- Szczerze? Nic więcej już nie dam rady przełknąć.- westchnął cicho, na co dziewczyna się zaśmiała.
- Klopp przywróci was do porządku.- zauważyła.
- Dzięki Bogu teraz mamy tą przerwę.- oznajmił- Nie wyobrażam sobie w tym momencie wejść na boisko...
- I 20 kółeczek na rozgrzewke.- powiedziała, kąciki jej ust ciągle unosiły się ku górze.
- W snach chyba.- Niemcowi udzielał się nastrój jego koleżanki, mimo że narzekał. Tak właśnie to wyglądało. Obydwoje działali na siebie w ten sposób. Ciekawe, jaką tworzyliby parę...
Czas w Monachium dla blondynki płynął o wiele szybciej, niż w Dortmundzie. Sophie spotkała się jeszcze z Marcelem. Miło spędzili dzień na wspominaniu i spacerowaniu po mieście, w którym dziewczyna się wychowała. Nim się obejrzała, trzeba było spowrotem pakować walizki do samochodu. Tym razem znalazło się w nim trochę wiecej bagaży, a to za sprawą babci nastolatki. Jedzenie nie mogło się przecież zmarnować. Po długim pożegnaniu, wsiedli do auta i odjechali. Blondynka już planowała, kiedy by tutaj znowu wpaść. I tym razem wóz prowadził Roman, a Lisa zajęła miejsce pasażera. Można było usłyszeć ciche melodie piosenek, wydobywających się z radia. Jakiś czas jechali w milczeniu. Modelka i piłkarz posyłali sobie znaczące spojrzenia, co nie przykuło uwagi nastolatki. Ta wpatrywała się w znikający krajobraz za szybą. W końcu brunet zebrał się w sobie, po czym przemówił.
- Sophie, mamy dla ciebie propozycję.- oznajmił łagodnie. Dziewczyna oderwała wzrok od okna, wyczekując na dalsze wyjaśnienia.
- Skoro wszyscy mamy jeszcze tydzień wolnego...- zaczęła Lisa.
- Wpadliśmy na pomysł, aby wyjechać na wakacje. A dokładniej polecieć... Może na Malediwy.- dokończył tata nastolatki, drapiąc się po kilku dniowym zaroście.
- I co ja mam z tym wspólnego?- zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Chcielibyśmy zabrać cię ze sobą.- rzekła Lisa, promiennie się uśmiechając.
- Co? Ja?- westchnęła- Nie, dziękuję.- odparła. Nie miała ochoty nigdzie się wybierać. Nie lubiła kiedy ojciec za nią płacił, a sama nie znalazłaby tak dużej sumy w swoim portfelu. Była smutna. Ponownie musiała zostawić rodzinę. Nie dało się tego ukryć, że nie cieszyła się na powrót do domu. Jedynym plusem był Mario. Napewno poprawi jej samopoczucie.
- Ale dlaczego? Było by świetnie!- zaprotestował sportowiec. Spodziewał się takiego właśnie scenariusza.
- Po prostu nie chcę. Możecie sami polecieć.- wzruszyła ramionami, opierając skroń o zimną szybę.
- Może jednak zmienisz zdanie?- długonoga nadal miała nadzieję.
- Nie.- odpowiedziała zdawkowo, bawiąc się palcami u dłoni.
- I tak nie zostaniesz sama w domu.- oznajmił kierowca.
- Niby dlaczego? Przypominam, że zaraz będe pełnoletnia.- zdziwiła ją, wypowiedz rodzica.
- Nie zaraz, tylko w lipcu, a mamy grudzień. Do tego czasu jestem za ciebie odpowiedzialny.- oświadczył.
- Myślisz, że nie umiem się sobą zająć?- prychnęła.
- Umiesz, ale my będziemy daleko. Bałbym się o ciebie.- wyjaśnił. Lisa pokiwała, przytakująco głową.
- To co, niańke mi wynajmiesz?- zaśmiała się. Wydawało jej się to absurdalne.
- Kogoś zaufanego znajdę.- oznajmił. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Nie miała ochoty na dyskusję czy kłótnie. Odpuściła. Ciekawiło ją tylko, jak tę sprawę ma zamiar rozwiązać jej ojciec. Wiedziała, że kiedy już coś powie, to napewno słowa dotrzyma. Zapowiada się ciekawy tydzień. I to bardzo...

******
Kolejny rozdział, myślę, że dużoo lepszy od tamtego :) swoje opinie zostawcie w komentarzach, motywujcie.
Chciałabym wspomnieć o kilku ciekawych blogach ( tu pozdrawiam autorkę :*) odwiedzcie opowiadania i... komentujcie! Na prawdę warto tam wpaść w wolnej chwili :) autorce brakuje motywacji, a szkoda żeby taki talent się zmarnował :/ także... wiecie co robić :D
http://quiet-anotther-bvb-story.blogspot.com/?m=1

http://you-cant-give--up.blogspot.com/?m=1