Chyba każdy zdążył zauważyć, że coraz więcej młodych ludzi ucieka do miast. Ma to związek z większymi perspektywami na przyszłe życie. Są tam anonimowi, łatwiej znaleźć im pracę czy zapewnić sobie rozrywkę. Nie odstrasza ich nawet hałas, wieczny tłok, ,,wyścig szczurów"... Jednak ciekawe jest to, jak bardzo różnią się preferencje starszych ludzi, mających na swoich barkach bagaż doświadczeń. Oni wolą zaszyć się na kanapie przy kominku, gdzieś w domowym zaciszu. Najlepiej na wsi lub na uboczu miasta, z dala od harmidru i ciągłego pośpiechu. Statystyczny Niemiec wyjeżdża na wakacje trzy razy w roku. Mowa tu o opuszczaniu granic państwa, a nie wypadzie do ciotki, mieszkającej prawie za płotem. Wiadomo, że od każdej zasady znajdzie się wyjątek. Pani Weidenfeller jest zdecydowanie typem domatorki. W swoich ,, czterech ścianach" czuje się komfortowo i nie lubi zmieniać otoczenia nawet na kilka dni. W towarzystwie swojego siwiejącego już męża niczego jej nie brakuje. Chociaż czasami tęskni za synem i jego rodziną. Chętnie spędzałaby z nimi więcej czasu, ale dzieli ich sporo kilometrów. Mówią: ,,dla chcącego nic trudnego". W dwudziestym pierwszym wieku odległość to żaden problem. Można latać samolotami, chodz jest to dość drogi środek tranaportu. Jeśli ktoś odczuwa strach przed wznoszeniem się w powietrze, może podróżować samochodem. Rozbudowane autostrady, obwodnice ułatwiają przemieszczanie się. I nadszedł ten dzień, kiedy babcia Sophie opuściła swoją posiadłość i z własnej woli wyruszyła w podróż. Może nie na słoneczną plaże w Hiszpani czy malownicze pasma górskie w Austrii, ale nie był to wyjazd w celach wypoczynkowych. Z resztą najlepiej relaksowała się we własnym ogródku. Promienie Słońca w Monachium dostarczały jej masy endorfin, więc nie musiała ich szukać w innym zakątku świata. Powód wyprawy był prosty- chrzciny wnuka. Ważny moment, jakby mogło jej zabraknąć w Dortmundzie? Nie wybaczyłaby sobie tego.
*****
Kto by się spodziewał, że zaszyt bycia chrzestną Oscara, przypadnie jego starszej siostrze. Dziewczyna przybyła do kościoła wraz z Mario. Jak widać ich związek rozwijał się prawidłowo i nic nie stało na przeszkodzie do wspólnego szczęścia. Sophie poradziła sobie z czynnościami, jakie musiała wykonać, przy polewaniu główki dziecka wodą święconą. Lisa i Roman poprosili brata modelki Brada, aby został drugim ojcem małego Weidenfellera, na co ten się zgodził. Przyjechał do Dortmundu z żoną Ester i półtora roczną córeczką. Tak jak Sophie i Goetze rodzice piłkarza Borussii i jej wybranki mieli zatrzymać się w domu sportowca. Bez problemu znajdzie się w nim miejsce dla wszystkich. Osiemnastolatka od rana czuła się nienajlepiej. Pod koniec mszy poprosiła swojego chłopaka, aby wyszedł z nią na zewnątrz, ponieważ było jej słabo.
- Siadaj tutaj.- pomógł jej usadowić się na ławce przed świątynią, prędzej cały czas ją podtrzymując, aby czasem nie upadła.
- Dzięki.- uśmiechnęła się blado. Jednak chłodne, listopadowe powietrze pomogło oprzytomnieć.- Już mi lepiej, tylko trochę zimno.
- No ładnie, będziesz chora.- skwitowała bawarska dziewiętnastka, obejmując ukochaną, by ją chociaż trochę ogrzać.
- Głupoty gadasz jak zwykle.- szybko zaprzeczyła- To ze stresu.
- Zobaczymy.- westchnął zmartwiony- Najwyżej poleżysz parę dni w domu, ja już o to zadbam.
- A praca? Wykłady? Nie mam czasu na chorowanie, za dużo by mnie ominęło.- zaśmiała się.
- Każdego kiedyś dopada jakiś wirus.- stwierdził młody Niemiec.
- Mnie nic nie dopadło.- zaakcentowała ostatnie słowo, po czym kichnęła.- Widzisz, prawda.
- Na zdrowie.- pokręcił głową rozbawiony uporem blondynki. Po zakończeniu całej uroczystości Lisa i Roman zaprosili gości do restauracji na przygotowany obiad. Tam miło spędzili czas w rodzinnym gronie, a gwiazdą był oczywiście Oscar. Podbił serca wszystkich. Maluch miał takie same oczy jak jego ojciec i siostra, jednak rysy twarzy odziedziczył po matce. Goście zjedli deser i rozjechali się do domów, ponieważ chłopczyk zrobił się senny i zaczął marudzić. Pokoje dla rodziców i teściów Romana, i Brada z rodziną w domu Weidenfellera były gotowe. Gdy modelka wraz z teściową i Ester poszła ułożyć do snu Oscara, reszta towarzystwa rozsiadła się w salonie.
- Widziałeś ten ostatni mecz Wolfsburga? Co tam się działo na boisku...- dyskutowali panowie. Sophie powoli zasypiała w fotelu, jednka uniemożliwiał jej to ból głowy. Ruszyła w stronę kuchni, aby zażyć leki przeciwbólowe.
- Idziesz już spać?- zapytał Mario, zauważając, że dziewczyna opuszcza pomieszczenie.
- Nie, idę po tabletki...- wyjaśniła. Było jej strasznie zimno.
- Jakie tabletki?- zainteresował się bramkarz z Dortmundu.
- Głowa mnie boli.- jęknęła zmęczona przeprowadzanym wywiadem.
- Co jej jest?- zapytał zdziwiony Roman, gdy zielonooka przeszła do kuchni.
- Chyba jakieś choróbstwo ją dopadło, ale oczywiście upiera się, że nic jej nie dolega.- bezradny Mario rozłżył ręce.
- Brad, sprawdzisz co i jak?- zatroskany ojciec poprosił mężczyznę.
- Zobaczę, co da się zrobić. Nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że łatwiej leczy się dzieci.- wstał z kanapy, po czym udał się w ślady blondynki.- Może pomóc?- zaproponował mąż Ester, widząc jak osiemnastolatka gimnastykuje się, aby dosięgnąć do półki z lekami. Dziewczyna zmierzyła przybysza wzrokiem. Nie lubiła, kiedy nie mogła sobie sama poradzić z jakąś sprawą. Czuła się wtedy jak dziecko, które trzeba wszędzie prowadzić za rękę.
- Chyba nie mam innego wyboru...- stwierdziła, opierając się o blat.
- Wiesz, jestem co prawda pediatrą, ale jeśli chodzi o przeziębienia, to nie ma większej różnicy między dzieckiem, a dorosłym pacjentem.
- A dasz mi coś co pomoże?- uległa- Zaraz głowa mi eksploduje, a potem zamarznę.
- Masz zmierz sobie temperaturę.- wyjął elektryczny termometr z szafki Weidenfellera.
- Trzydzieści osiem i pół...- oddała urządzenie wykształconemu człowiekowi.
- Tak myślałem...- podrapał się po brodzie- Masz jakieś inne objawy?
- Chyba mam dreszcze.- wzdrygnęła się- No i katar.
- Weź to i to.- wręczył jej dwie różne pastylki.- I prosto do łóżka. Powinnaś odwiedzić w Monachium jakąś przychodnię. Musisz się wykurować, ja dałbym na początek parę dni zwolnienia. Grypę trzeba porządnie wyleczyć, powikłania mogą być poważne.- powiedział, wstawiając wodę na herbatę.
- Tak, tak...- nie przejęła się jego słowami- Będę u siebie.- dodała. Przeszła do swojego pokoju. Położyła się do łóżka, nie biorąc nawet kąpieli, bo czuła, że zamieniłaby się wtedy w kostkę lodu. Szczelnie otuliła się kołdrą i przymknęła powieki. Ból głowy po woli jej odpuszczał, jednak wciąż miała dreszcze. Próbowała udać się do Krainy Morfeusza. Po jakimś czasie poczuła, że ktoś położył się obok niej. Wiedziała, że to Goetze poznała jego perfumy.
-Śpisz? Przyniosłem ci gorącą herbatę.- oznajmił, odstawiając kubek na stolik nocny.
- Niestety nie.- odpowiedziała. Chłopak objął blondynkę, mocno ją przytulając.
- Chyba jesteś wilkołakiem...- stwierdziła, kiedy poczuła ciepło bijące od sportowca- Zarazisz się ode mnie.
- Wilkołaki mają świetną odporność.- zaśmiał się, nie zmieniając swojej pozycji- Zaraz jak wrócimy do Monachium, idziemy do lekarza.- oznajmił.
- Chyba ty.- prychnęła.
- Jakże cięta riposta. Ja jestem zdrowy tak się składa.- zauważył.
- No z tym nie byłabym taka pewna.- uniosła brwi.
- Patrz, nawet jak chorujesz to się ciebie humor trzyma.- pokręcił rozbawiony głową.
- Nie denerwuj mnie.- ostrzegła mężczyznę.
- Spokojnie uparciuchu.- pogładził jej włosy.
- Nie pójdę na żadne zwolnienie. W poniedziałek szykuje się świetny wykład.- obróciła się twarzą do bruneta- Ten profesor przyjechał z Francji! Rozumiesz? Muszę tam być, to jedyna taka okazja. No i studio masażu. Ile można zmieniać grafik? A ja lubię tam chodzić, zawsze mogę się czegoś nauczyć.- wyjaśniła.
- Wszystko rozumiem, ale zdrowie jest najważniejsze, ty jesteś dla mnie najważniejsza. Nigdzie cię nie wypuszczę.- zarządził, patrząc prosto w jej oczy.
- Jeszcze zobaczymy.- prychnęła zła, mimo to wtuliła się jeszcze bardziej w jego tors.
Wczesnym rankiem doszło do niespodziewanej potyczki między Romanem Weidenfellerem, a ciastem na naleśniki. Chciał przygotować śniadanie dla swoich gości. Jako budzik służył mu Oscar, który był rannym ptaszkiem i nie pozwalał rodzicom na dłuższe leniuchowanie. Zamiast zapachu jeszcze ciepłych placków i parzonej kawy po domu roznosiły jak echo, ciche przekleństwa dortmundzkiej jedynki. Nie wiedział dlaczego naleśniki, nie chciały go słuchać. Surowe ciasto ciężko rozlewało się na patelni, przez co placki były dość małe. Na ich powierzchni pojawiały się pęcherze z powietrzem. Brunet niczym rycerz swoim mieczem, przekuwał je, lecz one wsiąż powracały. Po długim i żmudnym smażeniu naleśniki wyglądały jak podeszwa, chodz smakowały, tak jak powinny. Do kuchni zawitała Lisa z Oscarem na rękach.
- Po co tyle wulgaryzmów?- zdziwiła się modelka, całując mężczyznę w policzek.
- Chyba nie powinny tak wyglądać.- stwierdził, przebijając widelcem kolejnego bąbla- Walczę z nimi już pół godziny. Powoli tracę siły...- po jego słowach Lisa wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Wyobraziła sobie ukochanego, który miałby zająć się gromadką dzieci. Skoro pieczenie naleśników go przerasta, to co dopiero tam by się działo...
- Zobacz, to ciasto jest za gęste.- zauważyła, mieszając chochlą w misce.- Wystarczy dolać trochę mleka i wszystko powinno wrócić do normy.- doradziła. Zielonooki postąpił według wskazówek swojej kobiety, po czym wylał na rozgrzaną patelnię pierwszą miarkę ciasta. Obserwował uważnie, czy na powierzchni placka nie pojawiają się żadne pęcherze, trzymając w pogotowiu widelec. Nic takiego nie nastąpiło.
- Mój aniele!- krzyknął uradowany, unosząć długonogą wraz z synkiem- Jesteś najlepsza. Ty maluchu też.- zwrócił się do chłopca, który kurczowo trzymał w swojej rączce pluszową żyrafę.
- Miło to słyszeć.- promiennie się uśmiechnęła- Ale twoje dzieło sztuki zaraz może się przypalić...- No tak, trudno znaleźć mężczyznę z podzielnością uwagi.
****
Sophie nie nawidzi poranków, a zwłaszcza gdy dodatkowo męczy ją katar i nietylko. Ustawiony wcześniej budzik, który miał obudzić ją, aby zdążyła na wykład, spełnił swoje zadanie. Przetarła zaspane oczy, odgarnęła poplątane włosy z twarzy, wysmarkała nos, po czym udała się do kuchni. Strasznie drapało ją w gardle, potrzebowała napić się wody. Bolała ją głowa i wszystkie mięśnie, ale wiadomo, że nie wspomni o tym brunetowi. Mężczyzna właśnie parzył sobie kawę, jednak nie zdziwił go widok blondynki. Wiedział, że pewnie się na niego obrazi, ale dziś nie wypuści jej z domu.
- Sophie, wracaj do łóżka.- oznajmił, smarując sobie tosty masłem. Były jedną z niewielu ,,potraw", które sam potrafił przygotować.
- Jakie miłe powitanie. Też miło mi cię widzieć kochanie.- rzuciła z sarkazmem. Zapach pieczonego chleba sprawiał, że żołądek podnosił się jej do gardła. Przez brak apetytu, opijała lodówkę szerokim łukiem. Nalała sobie do kubka wodę mineralną, która była jak miód dla jej podrażnionego przełyku.
- Nigdzie się nie wybierasz.- rzekł spokojnie, miał w głowie plan, jak wszystko rozegrać.
- Myślę, że wiem lepiej, co zamierzam zrobić.- wywróciła oczami, chowając szklankę do zmywarki.
- Dzwoniłem, już do twojej szefowej. Powiedziałem, że najmniej dwa dni cię nie będzie i dowiozę później zwolnienie lekarskie. Przejęła się i kazała cię ciepło pozdrowić.- odparł zgodnie z prawdą.
- Co ty zrobiłeś?!- krzyknęła zła.
- To co słyszałaś, idz się połóż, zaraz przyniosę ci śniadanie i leki.- zarządził.
- Nie będę nic jadła.- wysyczała przez zaciśnięte zęby- Idę na uczelnię.
- A chcesz się założyć?- uniósł brew- Jak będzie trzeba to siłą cię tu zatrzymam.- nie wiedziała co zrobić. Najchetniej wyzwałaby go od najgorszych, jednak udało jej się powstrzymać. Zacisnęła dłonie w pięści, po czym wyszła z kuchni. Rzuciła się na kanapę w salonie, okrywając przy tym kocem. Mario ukradkiem obserwował, jej poczynania i zdziwił się, że tak szybko osiągnął swój cel.- Smacznego.- postwił przed nią talerz z kanapkami.
- Wal się.- rzuciła, odwracając się tyłem do piłkarza.
- I będziesz się teraz fochać?- zapytał, siadając na oparciu kanapy.
- Tego mi nie zabronisz. Daj mi spokój.- powiedziała oschle.
- To dla twojego dobra.- westchnął.
- Idz sobie.- nakryła się bardziej kocem.
- A kochasz mnie jeszcze trochę?- zapytał rozbawiony z nutką nadzieji w głosie.
- Tak, pomimo że jesteś kretynem, egoistą...
- Dobra, dobra.- przerwał jej wypowiedz- Tyle mi wystarczy, śpij sobie.- zadowolony opuścił pokój dzienny, aby zejść z pola rażenia swojej ukochanej. Cieszył się, że plan się powiódł i Sophie wykuruje się w domu. Foch przejdzie jej prędzej czy później, a on będzie miał sadysfakcję, że udało się mu postawić na swoim.
****
I jest kolejny! Nagły przypływ weny, zapewne dzięki waszym motywującym komentarzom, dziękuję :* Właśnie zaczynam długo wyczekiwane ferie, zaraz jadę w góry i nie wiem, jak to będzie z internetem. Ale gdybym go nie miała, obiecuję, że po powrocie nadrobię rozdziały na blogach, które czytam ;) Jestem przeszczęśliwa zaczynam ferie, Borussia zagrała w piątek świetny mecz pełen emocji i Marco przedłużył z nami kontrakt!!! Tak dobrze już dawno ze mną nie było :p Nie chcielibyście widzieć mojej reakcji, gdy dowiedziałam się o podpisaniu nowego kontraktu... Myślałam, że śnię i niestety zaraz się obudzę.... ale jednak NIE! Reus zostaje u nas, Borussia pnie się w tabeli do góry, dwa tygodnie wolnego od szkoły... czego chcieć więcej??? Pozdrawiam xoxoxo
Kocham każdy kolejny rozdział dodany.Roman i naleśniki.Haha.Wyobrażam to sobie.Świetny,czekam na następny.I życzę dużo weny i udanych ferii.😃
OdpowiedzUsuńRoman walczący z naleśnikami <3 No po prostu cudo! Cieszę się, że rozdział pojawił się jeszcze zanim poszłam do szkoły, bo wątpię, żebym w tym czy następnym tygodniu miała czas na czytanie. Znowu się zacznie NAUKA, NAUKA, NAUKA... O zgrozo! Co do tego kontraktu Reusa to też nadal nie mogę uwierzyć, że to się stało i to jeszcze do 2019. Normalnie SZOK i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
OdpowiedzUsuńRozumiem Sophie, ale Mario się tylko o nią martwi i robi to dla jej dobra. Hmmm... Nadal zastanawia mnie Goezte w wydaniu wilkołaka. Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić xD Coś jeszcze? A no tak...
Udanych ferii <3
Z niecierpliwością czekam na nexta. Weny ;***
Rozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńhaha xd Roman i jego naleśniki xd
Ale Sophie uparta , rozumiem ją ale Mario się o nią martwi .
Czekam nn :*
Pozdrawiam <3
Cudocudocudowny ❤
OdpowiedzUsuńSophie i jej foszki, uwielbiam ❤
Czekam nn :^
Zapraszam do siebie:)
Nadrobiłam wszystko i powiem jedno, warto było! ;)
OdpowiedzUsuńTo jest po prostu cudne. *-*
Roman gotuje Hahaha wyobrażam to sobie. :D
Mario i Sophie jak zawsze najlepsi. <3
Czekam na następny i życzę weny.
Buźka ;*
PS: Jeszcze raz zapraszam do mnie. ;)
Wow, wow. Świetne to jest! :)
OdpowiedzUsuńBędę wpadać częściej :)
I zapraszam na nowego bloga mojej przyjaciółki :)
http://pozwol-sobie.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie :)
Przepraszam, ze dopiero komentuje, ale nie miałam internetu ;x ;c
OdpowiedzUsuńBoski rozdział ♥
Kocham noo ;* !
Zapraszam do mnie ;)
http://miloscodmienna.blogspot.com/
http://oczytozwierciadloduszy.blogspot.com/