Za oknem szalała wichura. Za pewne w tej chwili, trudno byłoby spotkać żywą duszę na ulicach Dortmundu. Słyszałam jak ciężkie krople deszczu uderzają o parapet mojego okna. Tej nocy, wyjątkowo ich dźwięk mnie denerwował. Nie mogłam zasnąć. Kręciłam się na łóżku z nadzieją, iż znajdę wygodniejszą pozycję, lecz żadna nie sprostowała moim wymaganiom. W pokoju panowała duchota, przynajmniej tak mi się wydawało, przez co czułam, że cała się pocę. Do tego wszystkiego, doszedł ból głowy, myślę, że spowodowany brakiem snu. Czyżbym miała być chora? O dziwo, poprzedniego dnia nic mi nie dolegało. To na pewno coś przejściowego. Mój organizm potrzebuje odpowiedniej dawki odpoczynku i myślę, że to właśnie przez to, mam wrażenie, iż ktoś walnął mnie czymś ciężkim w głowę. Najgorsze w tej całej ,, tragedii" jest to, że kiedy słońce znowu pojawi się na niebie, nastanie poniedziałek. Nie dość, że na samą myśl, iż po weekendzie trzeba wrócić do nauki, dostaję dreszczy (a może to kolejny objaw choroby, nie wiem) to na dodatek będę jutro nieprzytomna na lekcjach. Zapowiada się bardzo ciekawy dzień. Czasami mam ochotę, zasnąć i obudzić się dopiero, na święta. Wtedy wszyscy uczniowie dostają, chyba w prezencie od dyrekcji, kilka dni wolnego, co w połączeniu z świętami daje nam możliwość, aby wreszcie odpocząć od matematyki i innych przedmiotów szkolnych. Planuje na ten czas wyjechać do Monachium. Przeżyć tę magię Bożego Narodzenia z rodziną. Babcia i dziadek bardzo dużo dla mnie znaczą. No ale o czym ja myślę? Za chwilę dopiero październik, a ja dumam o grudniu. Całą noc nie zmrużyłam oka. Wstałam z łóżka, kiedy przypomniał mi o tym, niezawodny budzik. A gdyby tak, wyrzucić ten przedmiot przez okno? Z miłą chęcią nie ruszałabym się wogólę. Zwlekłam swoje zwłoki z posłania i skierowałam się do łazienki, z nadzieją, że zimna woda zmyje ze mnie zmęczenie. Po wykonaniu wszystkich rutynowych czynność spojrzałam w lustro. Moje odpicie prezentowało się dużo lepiej w rozczesanych włosach i zakrytymi lekkim makijażem, cieniami pod oczami. Ubrałam dżinsy z kilkoma dziurami, które dodawały spodniom pazura oraz czarny, luźny sweter. Termometr za oknem na pewno nie przekraczał 13 stopni, więc nie chciałam ryzykować, iż zmarznę. Udałam się do kuchni. Miałam w planach przygotować sobie do spożycia płatki owsiane z mlekiem. Oczywiście, kiedy czujecie się źle, wszystko wam się wali. Miałam tak i tym razem. Wylałam mleko na blat kuchenny, paczka z płatkami nie chciała dać się otworzyć, a gdy w końcu mi się udało, to część zawartości się rozsypała. A na deser zbiłam szklankę, na szczęście przed wlaniem do niej gorącej wody na herbatę. Akurat, gdy zbierałam kawałki szkła, do kuchni wszedł mój tata.
- Dzień...- chciał się przewitać, ale widocznie go zatkało- Czy tędy przeszedł jakiś huragan?- zapytał.
- Masz duże poczucie humoru, na prawdę.- odgryzłam się z sarkazmem. Wyrzuciłam resztki szklanki do kosza, pod zlewem.
- Za to widzę, że ty dziś nie w sosie...- podsumował, po czym otworzył lodówkę. Nie miałam nawet ochoty, żeby mu odpyskować. Wzięłam przygotowana śniadanie i usiadłam do stołu. Każdą łyżkę płatków przełykałam z obrzydzeniem. Apetyt mi nie dopisywał i czułam, iż mój żołądek powędrował tuż pod gardło.
- Jesteś blada. Dobrze się czujesz?- zapytał z... troską? Omal nie wyplułam jedzenia, które właśnie próbowałam przeżuwać.
- Czuję się, jakby przejechał mnie tir.- oznajmiłam zgodnie z prawdą.
- Może masz gorączkę? Dziś odwołali nam trening, więc jeśli ci się nie polepszy, możemy odwiedzić lekarza...- na samą myśl o szpitalu, robiło mi się jeszcze bardziej nie dobrze, a wcześniej myślałam, iż jest to niemożliwe. Do tego spędzenie całego dnia, z ojcem, pod jednym dachem nie było dobrą propozycją. Pójdę normalnie do szkoły. Wytrzymam, chyba... A jak nie to wrócę szybciej i zamknę się sama w pokoju. Taki był mój plan na przeżycie dzisiejszego dnia.
- Nie jest tak źle. Idę do szkoły, bo mamy ważny sprawdzian.- skłamałam.
- Nie uważasz, że to dziwne. Nastolatka woli iść się uczyć, niż zostać z ojcem?- zdziwił mnie tym, trafnym spostrzeżeniem- Dlaczego nie potrafimy razem na przykład rozmawiać?- to było dobre pytanie. Sprzątając po posiłku, odpowiedziałam:
- Nie wiem. Tego się nie da naprawić. Jest już za późno, a ty nadal masz jakieś nadzieje. Zrozum, że nasz relacje nigdy nie będą takie, jak być powinny. Trzeba było o tym pomyśleć za nim zostawiłeś mnie w Monachium...
- Ale wiesz, że...- wtrącił
- Nie przerywaj mi. Po tylu latach wracasz, burzysz wszystko to, co sama zbudowałam. Zabierasz mnie od przyjaciół, babci, dziadka. Od mojego ukochanego miasta, z którym łączę najlepsze wspomnienia. Po czym oczekujesz ode mnie, że wymażę z życia wszystkie dni, w których zabrakło ciebie? Nie masz pojęcia co wtedy czułam. Małe dzieci inaczej patrzą na świat, a tu nagle tracisz obydwoje rodziców... I nie wiesz, dlaczego właśnie ciebie to spotkało, co źle zrobiłeś... Stajesz się tak naprawdę sierotom. Patrzysz jak rówieśnicy nie widzą nikogo, poza swoimi rodziców, którzy są dla nich autorytetem. A ty? Ty ich nie masz. Matka umarła, ojciec ma cię w dupie. Właśnie tak ja to odbierałam. Teraz jeszcze mam się cieszyć, że znalazłeś mi nową mamusię? Nie bądz śmieszny.- pierwszy raz, wyrzuciłam z siebie wszystko, co leżało mi na sercu. Piłkarz siedział na krześle, jego wyraz twarzy, mówił, że chciał coś powiedzieć, może zaprzeczyć ale nie miał argumentów. Dotknęła go brutalna prawda. Może przesadziłam? Ale to same fakty. Te kilka zdań nie oddaje tego jak zraniona się czułam. Nie jedna osoba uznałaby mnie za egoistkę. Ale ja już po prostu taka jestem. Uparta jak osioł i pamiętliwa. Trudno mi zwyczajnie wymazać coś z pamięci i udawać, że do tego nigdy nie doszło. Nie potrafię postępować inaczej. Taki mam charakter. Bramkarz nawet nie zmienił swojej pozycji. Chyba był w szoku. Uznałam, że to dobry moment aby spokojnie opuścić dom. Tak też się stało. Ojciec mnie nie zatrzymywał z czego się cieszyłam. Nie miałam siły, ani ochoty na większą dyskusję, która na 100%, przerodziłaby się w awanturę.
~jakiś czas później~
Cała klasa nie chętnie weszła do sali. Wszyscy zajęli swoje stałe miejsca w pojedynczych ławkach. Nauczycielka zamknęła drzwi, po czym stanęła przed biurkiem aby się z nami przewitać. Tak jak wielu z moich rówieśników, nie darzyłam jej sympatią. Niska, szczupła, kobieta starej daty. Czarne włosy miała upięta klamrom, a czoło przysłaniała śmieszną grzywką. Nie ważne jaką porę lata akurat mieliśmy, jakie święto czy dzień tygodnia ona zawsze ubierała się na czarno. Przeważnie były to długie spódnice i płaszcz. Przypominała w nim nietoperza. A uczyła nas... angielskiego. Kiedyś całkiem lubiłam ten przedmiot, ale kiedy poznałam ją... moje podejście do tego języka uległo zmianie.
- Dzień dobry! Już na początku wam mówię, abyście wyjęli z toreb, tylko przybory do pisania. Sprawdzę waszą wiedzę krótkim sprawdzianikiem.- oznajmiła. Nie byłam przygotowana na tę lekcję. W domu, nie otworzyłam nawet zeszytu, ponieważ nie zapowiedziano nam żadnych testów.
- Ale proszę pani...- odezwał się Felix. Chyba nikt nie ucieszył się na wcześniejszą wiadomość. Z chęcią uciekłabym z tego pomieszczenia, jak najdalej.- W regulaminie jest napisane, że sprawdziany trzeba zapowiadać z tygodniowym wyprzedzeniem.- powiedział. Przybiłabym z nim piątkę, ale że siedział za daleko, uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Dobrze wiem na jakich warunkach pracuję.- fuknęła urażona. Jej zachowanie mnie rozśmieszyło. Na jej twarzy widać było minę, jak u dziecka, któremu zabrano lizaka. Oliwia chyba również to zauważyła, bo spojrzała na mnie, z przodu klasy.- To jest taki sprawdzianik- kartkówka. Na 15 minut, nie więcej. Dacie sobie spokojnie radę. I prosiłabym, aby mnie nie pouczać. Żyję na tym świecie troszkę dłużej, od was.- zakończyła, podchodząc do pierwszej ławki, aby rozdać karteczki.
- Jasne, troszeczkę...- powiedział kolejny z mojej paczki, Matt. Tym razem wszyscy uczniowie wybuchnęli gromkim śmiechem. Kobieta w czerni udawała, iż nie usłyszała uwagi na swój temat.
- O Boże... Co to jest...- jęknęła Olivia. Jako pierwsza dostała sprawdzian, albo jak woli nasza pani, sprawdzianik.
- Młoda damo, to co powinnaś już dawno znać. Epoki historyczne i wszystko co z nimi związane...- odpowiedziała. Świetnie. Nie znam ich kolejności nawet po niemiecku, a każą mi tu pisać po angielsku w 15 minut. Tak, już to widzę... Napisałam słabo ale coś tam wymyśliłam. Po trzech kolejnych lekcjach podjęłam decyzję, iż odwiedzę szkolną pielęgniarkę. Ból głowy się nasili, przez co nie mogłam się na niczym skupić. Olivia odprowadziła mnie pod same drzwi gabinetu. Już kilka dni wcześnie umówiłyśmy się, że dzisiejsze popołudnie spędzimy w skateparku. Na razie nie zmieniałyśmy naszych planów. Wierzyłam,że do tego czasu mi się polepszy. Miła pani zmierzyła mi temperaturę i ciśnienie.
- Stan podgorączkowy. No i masz trochę za niskie ciśnienie.- podsumowała wyniki badań, notując coś w rubrykach.- Myślę, że to jakaś wirusówka. Raczej nic groźnego.- uśmiechnęła się promiennie na potwierdzenie, swoich słów.
- Dałaby mi pani coś przeciwbólowego, proszę. Strasznie boli mnie głowa.- wysiliłam się jedynie, na delikatne podniesienie kącików ust. Pielęgniarka wręczyła mi białą tabletkę i kubek z wodą do popicia. Bez zastanowienia połknęłam lek, licząc, że szybko uśmierzy mój ból.
- Wiesz, moim zdaniem, dziś w szkole już nic nie zdziałasz. Lepiej byłby, gdybyś odpoczęła w domu. Z tego co wiem, jutro macie próbne testy, więc tym bardziej nic nowego już nie zaczniecie.- powiedziała. Miała racje. Testami próbnymi nikt się nie przejmował, ponieważ nie wpływały one na nasze oceny, a w tych dniach nie odbywały się lekcje. Zapowiadały się trzy dni luzu.
- Przez ból i tak nie mogę się na niczym skupić- dodałam
- Wypiszę ci zwolnienie na resztę dnia. Zaniosę kartkę do twojego wychowawcy. Czy mam dzwonić po twoich rodziców, czy sama dasz radę dotrzeć do domu?- zapytała.
- Poradzę sobie. Do widzenia.- pożegnałam się, po czym opuściłam pomieszczenie. W 15 minut dotarłam do celu. Czułam się strasznie zmęczona, jakby przebiegła długi dystans. Weszłam do domu, zrzucając z ciebie torbę, już w korytarzu. Stały tam buty ojca, co świadczyło o jego obecności, ale nie znalazłam rzeczy Lisy. Widocznie musiała wyjechać, bo w końcu jest modelkom.
- O, już wróciłaś?- bardzo zdziwił się tata. No tak. Rzadko wracałam zaraz po lekcjach do domu, nie mówiąc już o wcześniejszym powrocie.
- Pielęgniarka mnie zwolniła.- krótko wyjaśniłam. Chwyciłam z kuchni butelkę wody niegazowanej. Głodna nie byłam wcale, za to czułam pragnienie.
- Bardzo źle się czujesz? Może jednak, pojechalibyśmy do lekarza?- zaproponował, drapiąc się po głowie.
- Nieee...- westchnęłam- Nie mam na nic siły. Idę spać. Dobranoc.- wytłumaczyłam, zniechęcona. Po woli podnosiłam nogi na schodach, pokonując kolejne stopnie.
- Śpij dobrze. Ale pamiętaj, jak coś to od razu jedziemy.- zakończył. Gdybym była zdrowa, na pewno wytłumaczyłabym mu, mówiąc delikatnie, że nie będzie takiej potrzeby, ale teraz tego nie zrobiłam. Tata chyba też się zdziwił. Odprowadził mnie na górę wzrokiem, jakbym miała za chwilę sturlać się na dół. Wreszcie usiadłam wygodnie na łóżku, biorąc łyk wody. Ból głowy z minuty na minutę, łagodniał. Przykryłam nogi kołdrą, ponieważ bez jakiegokolwiek nakrycia, nie potrafiłabym zasnąć. Wtedy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Już przeklinałam w myślach osobę, która ma czelność mi przeszkadzać, do puki nie ujrzałam na wyświetlaczu nazwy kontaktu: Marcel. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Pośpiesznie odebrałam.
- Cześć, Lamo!- odebrałam, uradowana.
- Siemka, Młoda!- usłyszałam jego głos. Mimo, że Marcel był ode mnie starszy tylko o rok, zawsze się tak do mnie zwracał.
- Jak my dawno ze sobą nie rozmawialiśmy...- zauważyłam
- No i tu masz rację. Jestem w ciągłym biegu. Wiesz szkoła, mecz, szkoła, mecz i tak w kółko. Udało mi się dziś znaleźć trochę czasu, ale przyznam, że myślałem, że nie odbierzesz. Trochę wcześnie dzwonie...- i tak oto musiałam wytłumaczyć moją niedyspozycję. Rozmawialiśmy bardzo długo. Walczyłam z opadającymi powiekami, aby móc chociaż chwilę spędzić z przyjacielem. Mówiliśmy o wszystkim i o wszystkich. Bardzo dużo się śmiałam, jak i on. Skończyliśmy konwersację dopiero, kiedy mój telefon się rozładował. Stwierdziłam, że Marcel się domyśli zaistniałej sytuacji, bo to nie pierwszy raz. Ułożyłam się wygodniej na łóżku, odpłynęłam.
~jakiś czas później~
Obudził mnie irytując dźwięk dzwonka. Ktoś dobijał się do drzwi. Wstałam z łóżka. Czułam się dużo lepiej. Nabrałam sił, a głowa już nie bolała. Jednak sen to najlepsze lekarstwo.
- Już idę!- krzyknęłam, aby mój gość przestał przyciskać dzwonek. Zeszłam do korytarza. Nigdzie nie spotkałam ojca, więc chyba nie było go w domu.
- Dobry dzień!- powiedział mężczyzna.- My do Romana, na Fifę.- wyjaśnił blondyn. Za nim stała czwórka, jego kolegów.
- Zapraszam- gestem dłoni zaprosiłam gości do środka. Kiedy przechodzili obok mnie, każdy się witał i przedstawiał. Kolejno do domu weszli Marco, Neven, Kuba, Łukasz i... Mario.
- Cześć!- uśmiechnął się promiennie. W lewej dłoni trzymał sześciopak piwa.- Chyba cie obudziliśmy...
- Aż tak źle wyglądam?- zapytałam, zamykając drzwi.
- Nie, nie!- zaczął się bronić- Jesteś piękna, jak zawsze i..
- Przecież żartowałam- wyszczerzyłam się. Przeszliśmy razem do salonu, gdzie reszta chłopaków, już się rozsiadła.
- Czujcie się, jak u siebie.- powiedziałam
- Może lepiej nie...- rzekł Kuba, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Gdzie Roman?- zapytał Neven. Mimo, że nie znałam ich wcześniej, miałam dobrą pamięć do imion.
- To jest dobre pytanie.- zauważyłam- Skocze na chwilę, na górę, po telefon i zaraz wracam.- oznajmiłam
- Spoko.- rzucił Marco. Jak powiedziałam tak zrobiłam, a że telefon był rozładowany poszukałam w kuchni ładowarki i tam go podłączyłam. Z tego pomieszczenia widziałam wszystko co działo się w salonie. Piłkarze wzięli się za podłączenie gry. Kiedy mój telefon wrócił do żywych, od razu dostałam 3 sms-y. Nie zdążyłam ich przeczytać, a na wyświetlaczu pojawił się napis: TATA.
- Cześć córciu! Właśnie dostałem informacje, że chłopcy są już na miejscu. I Mario nawet przyniósł piwko.- zaśmiał się. Skąd on to wiedział? Na 100% to nasz ,,monitoring". Starsza pani z domu, na przeciwko. Wredna kobieta. Ojciec wie o wszystkim, co się dzieje w domu pod jego nieobecność. Oczywiście, nikt ją oto nie prosił...
- To ona żyje?!- zapytałam zdziwiona. Ostatnio leżała w szpitalu i już się cieszyłam, że kopnie w kalendarz. Goście, gdy usłyszeli urywek rozmowy wyraźnie powstrzymywali się od śmiechu, aby podsłuchiwać dalej.
- Nie mów tak.- powiedział- Każdy ma prawo do życia...- szukał jakiś argumentów
- Ta, a zwłaszcza ona.- dla bezpieczeństwa, wdusiłam przycisk od automatycznych rolet w kuchni, ponieważ okno wychodzi wprost na dom nielubianej sąsiadki.- Kiedy wracasz?
- Wracam z banku. Stoję w korku.- westchnął- Postaram się jak najszybciej.
- Ok. Czekamy.- rzekłam.
- A jak się czujesz? Lepiej już?- i znowu niepotrzebnie.... troska.
- Tak. Pa.- rozłączyłam się.- Stoi w korku.- ogłosiłam zebranym.
- To spokojnie możemy zacząć.- trafnie spostrzegł Łukasz, łapiąc za jednego z padów.
- Możemy wiedzieć, przed kim i dlaczego się chowasz?- zapytał... no właśnie, nie kto inny jak Goetze. Zawsze ciekawski.
- Nie chowam siebie, tylko nas.- wyjaśniłam, odkładając komórkę na blat, aby mogła się spokojnie ładować.
- I komu życzysz śmierci?- dodał Reus- Mamy się bać?- zażartował. Wybuchnęłam śmiechem. Jakoś przy nich często do tego dochodziło. Chyba ich polubiłam, mimo że zadają się z moim ojcem...
- To taki, jakby paparazzi w przebraniu staruszki. I mieszka on na przeciwko, umiejętnie zatruwając mi życie.- powiedziałam, kiedy się już opanowałam.- Na przykład tata od razu wiedział ilu mężczyzn weszło do domu, mniej więcej jak wyglądają i co ze sobą przynieśli.- spojrzałam na alkohol. Panowie nie kryli zdumienia.
- Serio?- zapytał Kuba- ja myślałem, że takie rzeczy to tylko w filmach...- podrapał się po głowie.
- Ja się czuję całe życie, jak w dennej telenoweli.- zaznaczyłam. Panowie zaczęli grać w grę, której sensu nie widziałam, ale też zbytnio go nie szukałam.
- Macie może ochotę na coś do jedzenia?- zapytałam, bo czułam burczenie w swoim brzuchu.
- Nie.- odpowiedzieli chórkiem.
- Później chcieliśmy zamówić pizze.- dorzucił Łukasz
- Zjesz z nami?- zapytał Mario, a reszta przytaknęła głowami.
- Nie, dzięki. Ja nie jem fast-foodów.- wyjaśniłam- Mielibyście coś przeciwko, gdybym zrobiła sobie coś do jedzenia? Bo jestem tylko na śniadaniu...
- No co ty. Wcinaj.- zachęcił Kuba
- Jak to nie jesz fast-foodów?- reszta towarzystwa była zszokowana.
- No normalnie, nie lubię.- wzruszyłam ramionami.
-Nie lubisz pizzy, kebaba...- zaczął wymieniać Reus, z iskierkami w oczach.
- ...hotdogów, hamburgerów...- dodał Neven
- Powiem tak. Lubię jeść zdrowo i wiedzieć w 100% z czego został zrobiony mój posiłek. Wolę sama upiec pizze niż ją kupić.- powiedziałam szczerze. Piłkarze nic nie odpowiedzieli, tylko kiwnęli głowami i wrócili do poprzednich czynności. Łukasz z Kubą jako pierwsi prowadzili swoje drużyny do zwycięstwa, Neven z Marco popijali piwo o czymś dyskutując, a Mario żywo dopingował przyjaciół jako wierny kibic. Nie tracąc czasu zabrałam się za przygotowanie sobie posiłku. Wyjęłam z lodówki sałatę, pomidora, ser pleśniowy oraz dżem. Wszystkie składniki, oprócz ostatniego, ułożyłam starannie z kromce chleba żytniego. Dżem rozsmarowałam na dwóch krążkach ryżowych. Na koniec zalałam kawę, wrzątkiem. Napój na rozbudzenie. Zasiadając do stołu, usłyszałam:
- Smacznego!- krzyknęli chórkiem piłkarze.
- Dziękuję!- odpowiedziałam grzecznie, po czym rozpoczęłam konsumpcję. Kiedy połowa pierwszej kanapki już znikła, moja komórka zaczęła wibrować. Odebrałam połączenie przychodzące.
- Hejo!- powiedziała Olivia- Mam pytanko. Mogę wpaść do ciebie wcześniej?
- Cześć. No pewnie.- rzekłam.
- Bo bliźniacy przyjechali...- westchnęła- I strasznie mnie już irytują...
- O! To muszę do was kiedyś wpaść.- zauważyłam. Bardzo lubiłam starszych braci mojej przyjaciółki.
- Oddam w dobre ręce!- zareklamowała. Wybuchnęłam śmiechem.
- Przykro mi ale to nie schronisko.- powiedziałam.- Dobra, wbijaj to pogadamy.
- Zaraz będę!- i tak o to zakończyła się nasza rozmowa. Wróciłam do wykonywania poprzedniej czynności, czyli jedzenia. W tym czasie w salonie zauważyłam małą zmianę. Padami sterowali teraz Marco i Mario. Ile emocji dostarcza taka gra... Prawie jak na stadionie...
- Siema... Dzień dobry...- do domu, jak zwykle bez pukania, wtargnęła Olivia. Zadziwił ją widok mężczyzn na kanapach. Panowie wybuchnęli śmiechem.
- No to tak.- podeszłam do koleżanki, chcąc przedstawić ją zebranym.- Olivio, to jest Kuba, Łukasz, Neven, Marco i Mario. Panowie to moja przyjaciółka Olivia.- zakończyłam.
- Cześć.- znowu ten sam chórek.
- Hejka. Nie musiałaś mi wymieniać ich imion.- zwróciła się w moją stronę- Jak się ma 3 starszych braci i do tego tata... To sobota dniem świętym. Mecz i koniec.- oznajmiła.
- I prawidłowo.- wtrącił Neven.
- Zostawię cię w dobrym towarzystwie, a ja lecę się przebrać.- powiedziałam. W sypialni związałam włosy w kucyka. Ubrałam szare dresy z luźnym krokiem i ściągaczami na nogawkach. Do tego ciemna bluzka z krótkim rękawem, z napisem ~now or never~. Na rzuciłam na siebie czarną, rozpinaną bluzę. Zbiegłam po schodach do gości. W salonie panowała bardzo wesoła atmosfera, a na kanapie siedział już mój ojciec.
- To lecimy.- dałam o znać o swojej obecności. Razem z przyjaciółką pożegnałyśmy się z nowymi znajomymi. Po wyjściu z domu wyprowadziłam jeszcze rower z garażu i mogłyśmy ruszać. W skateparku było świetnie. Uwielbiałam spędzać tam wolny czas. W chwilach wolnych od trików, jak to dziewczyny, plotkowałyśmy. Nie obyło się bez Nicka, który zaimponował Olivii. Kocham moją przyjaciółkę, jak siostrę. Znajomi to jedyna dobra rzecz, jak spotkała mnie w tym mieście.
..
**************
JEST! TROCHĘ DŁUŻSZY! UDAŁO SIĘ WRESZCIE! CZEKAM NA KOMENTARZE MOTYWUJCIE :*
Przepraszam za opóźnienia, ale byłam na wakacjach :)
OdpowiedzUsuńTo taki 'wjazd na chatę' HAHAHA XDD
Ach, ten osiedlowy monitoring, nie zazdroszczę :D
Rozśmieszyłaś mnie tym zamykaniem rolet haha :D
'Każdy ma prawo do życia'. Znam kilku takich, którzy raczej go nie mają :P
Czekam na kolejny :)
Buziaki! ;**
Oh wyczuwam pozytywne spięcie między Sophie a Mario :D
OdpowiedzUsuńBardzo się z tego cieszę ;) Rozdział jest świetny, piszesz bardzo ciekawie. Mogłoby się czytać i czytać twojego bloga :)
Pozdrawiam!! ;**
Zapraszałaś, więc jestem ! :)
OdpowiedzUsuńWciągnęło mnie i to bardzo.. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Oh...współczuje Sophie bo sama mam taki 'monitoring' serio to wkurzające..
Rozdział cudowny! Czekam na nn <3
Buziaki ;**
Ps. Zapraszam do mnie na 1 rozdział http://milosc-ma-moc.blogspot.com/
Rozwalają mnie i rozczulają jednocześnie, zwłaszcza Mario ! < 3 Mam nadzieję, że kiedyś zaiskrzy między nim a Sophie :D Oby jej niedyspozycja zdrowotna była chwilowym, niegroźnym przeziębieniem :D Czekam, aż otworzy się jeszcze bardziej przed ojcem i mu wybaczy, a ten z kolei bardziej się postara, aby na nowo zdobyć jej zaufanie :)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, co tu dużo mówić, kunszt geniuszu jak zwykle tutaj :)
Informuj mnie proszę o pojawieniu się nexta :*
Pozdrawiam cieplutko :)
Aaa... Zbierałam sie i zbieralam i w koncu przeczytalam.
OdpowiedzUsuńRozdzial najlepszy ze wszystkich moim zdaniem. Nie to, ze inne byly zle, ale ten najbardziej przypadl mi do gustu.
Jej... Kocham takie rozdzialy...
No i znow mysle, ze Sophie powinna dac szanse swojemu ojcu. Przeciez widac, ze sie stara i zalezy mu na corce.
A Mario jak to Mario ciekawski. Ale slodzil... Ty zawsze jestes piekna... Hahah.
A to zasloniecie rolet... Rozbawilas mnie.
To tak....
Niecierliwie czekam na nn;)) Przepraszam za jakiekolwiek bledy, ale komentuje z tel. :D
Buziaczki... ;**