STYCZEŃ
Sophie udało się znaleźć wymówkę, aby nie odwiedzić Weidenfellerów w Dortmundzie. Sumiennie się uczy i pracuje w salonie z odzieżą. Stara się zaplanować każdą chwilę, żeby nie mieć czasu na rozmyślanie o Mario...
LUTY
Dziewczyna wciąż izoluje się od rodziny i znajomych. Codziennie ćwiczy, chcąc zrzucić według niej zbędne kilogramy...
MARZEC
Ten miesiąc spędza głównie nad książkami, przygotowując się do kolokwium. Nie widzi porządanych efektów po katowaniu się treningami. Zaczyna czuć wstręt do jedzenia, głodzi się...
KWIECIEŃ
Zaliczyła kolowium. Odporność Sophie słabnie i rudowłosa wraz z nadejściem wiosny łapie wszystkie choróbstwa...
To już kolejny czwarty maj, który spędza podobnie. Tego dnia jej matka obchodziłaby swoje urodziny. Świętowałaby okrągłe czterdzieści lat. Z tej okazji Sophie, Roman i jego rodzice zebrali się nad grobem kobiety. Było bardzo wietrznie, więc Lisa postanowiła pozostać z Oscarem w domu teściów, aby się nie przeziębił. Z drugiej strony nie chciała iść na cmentarz, czułaby się jak intruz. Wolała pozwolić im przeżywać to we własnym gronie. Odmówili modlitwę, ułożyli bukiet świeżych kwiatów, zapalili znicz. Dużo wspominali. Atmosfera wcale nie była napięta, ani podobna do tych na stypach. Przypominali sobie różne ciekawe historie z życia matki Sophie i uśmiechali się. Oczywiście, każdy w sercu odczuwał smutek, ale starali się go nie okazywać. Nauczyli się z nim żyć.
- Chodźmy, robi się chłodno. Upiekłam szarlotkę.- zachęciła starsza pani z drobnymi zmarszczkami na twarzy.
- Racja jeszcze się pochorujemy.- zauważył bramkarz BVB. Rodzice Weidenfellera wracali własnym samochodem, a on z córką swoim. Chciał z nią porozmawiać na osobności. Widział, że coś jest nie tak. Nie wyglądała najlepiej.- Córcia, powiedz mi, czy u ciebie wszystko w porządku?
- Tak? A dlaczego pytasz?- roześmiała się.
- Nie dźwonisz do nas, nie piszesz. Jesteś bardzo blada i sporo schudłaś...- westchnął zmartwiony.
- Ja? Gdzie? Fajnie by było.- mruknęła- Jestem przeziębiona. Dostałam zwolnienie, mogę pokazać jeśli nie wierzysz.
-Nie musisz. Chodzi o to, że się martwię. Widzę, że coś nie gra. Wciąż chodzi o Mario, prawda?- nie miał pojęcia, po jak cieńkim lodzie stąpa.
- Czy wy wszyscy możecie dać mi święty spokój? Co chwilę o niego pytacie. Ludzie! Nie jesteśmy już razem od miesięcy!- zdenerwowała się, krzyżując ręce na piersi.
- Czyli, że mam rację...- stwierdził brunet.
- Nie! Chcesz wiedzieć co u niego? Zadzwoń! Wybrać ci numer?- zaproponowała, nadal wściekła.
- Niech on mi lepiej w drogę nie wchodzi, bo nie ręczę za siebie.- ostrzegł- Co się z tobą dziecko dzieje?
- Byłam z nim- nie dobrze. Sama układam sobie życie- jeszcze gorzej... Tobie nie da się dogodzić.- pokręciła głową, zaciskając usta w wąską linijkę.
- To nie tak. Widzę, że nie jesteś sobą. Odtrącasz nas. Sama skóra i kości. To już nie jest objaw przeziębienia, tylko ano...
- Przestań!- krzyknęła- Jestem dorosła i wiem, co robię. Po prostu zmęczyłam się wykładami, pracą... Teraz po kolokwium wszytko się unormuje.
- Wiesz, że zawsze możesz do nas dźwonić z każdym problemem? My, ci pomożemy. Zapamiętasz?- zapytał, mijając ostatnie zabudowania. Cmentarz znajdował się kawałek za miastem.
- Zapamiętam.- wyszeptała, powstrzymując napływające łzy. Jechali pustą drogą, a po jej prawej stronie rozciągał się zielony las. Nagle Roman stracił panowanie nad kierownicą.- Co się dzieje?!- krzyknęła przerażona osiemnastolatka. Ojciec nie zdążył jej odpowiedzieć. Przez plamy oleju na asfalcie, uderzyli w drzewo...
***
Mówią, że najgorsze dla rodzica jest przeżycie śmierci swojego dziecka. Przecież to matka i ojciec powinni odejść w zaświaty pierwsi, prawda? To co dopiero musi odczuwać starsza pani Weidenfeller? Jej jedyny syn i wnuczka, którą wychowała, mieli poważny wypadek. Mogliby już dołączyć do kobiety, którą jeszcze przed chwilą wspólnie wspominali. Los potrawi być okrutny i nieprzewidywalny. Teraz siedzi przy córce piłkarza Borussii i czuwa. Nic więcej jej nie pozostało. Dziewczynę wprowadzono w śpiączkę farmakologiczną dla jej bezpieczeństwa. Jest podpięta do tylu różnych maszyn, kabelków... Kobieta nie powstrzymuje łez. Dlaczego to ich musiało spotkać? Dwie tak ważne osoby w jej życiu. Oddałaby wszystko, aby nie musiały cierpieć. Dosłownie wszystko...
***
Koniec tego. Blondyn ma już dość. Myślał, że Mario i Sophie sami się zejdą, ale widzi, że trzeba im pomóc. Tymbardziej teraz, kiedy zielonooka jest od dwóch dni nieprzytomna, a Goetze nie da się wyprowadzić spod jej sali. Reus zaczął działać szybko, jeszcze w drodzę do Monachium załatwił sobie adres ofiary ,,nibygwałtu". Napastnik jako jedyny wątpił, że do niego doszło, a sprawa wciąż ciągnęła się w sądzie. Skierował swoje kroki d
pod odpowiedni numer mieszkania w bloku. Schował różową karteczkę z namiarami do kieszeni spodni. Wziął głęboki wdech i zapukał do drzwi. Po chwili ujrzał drobną szatynkę, która wychyliła się zza nich.
- Pani Lia Tess?- zapytał, chcą upewnić się, że znalazł odpowiedną osobę.
- A kim pan jest?- zapytała podejrzliwie. Widocznie nie interesowała się piłką nożną.
- Marco Reus, przyszedłem w sprawie mojego przyjaciela Mario Goetze...- niebieskooka usłyszawszy nazwisko oskarżonego, chciała błyskawicznie zatrzasnąć drzwi. Niestety, blondyn rozszyfrował jej zamiary i zatrzymał je stopą- Czego pani się boi?
- Znowu bierzecie mnie pod włos. Teraz jakaś scenka na przyjaciela? Zostawcie mnie, przecież nikomu nic nie powiem!- uniosła głos, cofając się w głąb mieszkania.
- Nie rozumiem.- rzekł mężczyzna, wpraszając się do środka. Od razu znalazł się w kuchni. Mieszkanko było malutkie, mogło mieć ze dwadzieścia metrów kwadratowych.
- Przestańcie mnie nękać. Ja już na prawdę nie wytrzymuję psychicznie...- usiadła na krześle, a z jej oczu popłynęły gorzkie łzy.- klubowa jedenastka próbowała posklejać sobie wszystko w głowie. Czyżby chodziło o jakiś szantaż? Zrobiło mu się żal tej dziewczyny. Chciał pomóc, ale nie wiedział jak. Ukradkiem dostrzegł, że w rogu drugiego pokoju stoi dziecience łóżeczko, w którym spała mała istotka.
- Uwierz mi, na prawdę nie wiem, o czym mówisz. Jestem tu, bo nie mogę patrzeć na cierpienie mojego przyjaciela. Z resztą gdybym był tym kimś, o kogo mnie posądzasz, to czy bym się przedstawił?- ukucnął obok kobiety. Pragnął pokazać, że nie jest jej wrogiem.
- Ja... Po prostu się boję...- podkurczyła nogi, chowając twarz w kolanach- Co mnie podkusiło, żeby wracać wtedy krótszą drogą?- jęknęła.
- Posłuchaj, nie wiem, co tam się wydarzyło. Mój przyjaciel nie zrobiłby ci krzywydy, ale... Jego była dziewczyna, w której wciąż jest zakochany po uszy, miała poważny wypadek. Nie mogę dłużej patrzeć na ich cierpienie. Kiedy już się wybudzi ze śpiączki, chciałbym, aby do siebie wrócili. A ty możesz w tym pomóc.- wyznał.
- Niby jak?- spojrzała na niego wielkimi, przestraszonymi oczyma.
- Powiedzieć wreszcie prawdę.- doradził, jakby była to najprostrza rzecz do zrobienia na świecie.
- Nie mogę... Spójrz, ja mam dziecko. Ona jest moim największym skarbem. Oprócz Nel nie mam nikogo. Staram się zapewnić jej jak najlepsze warunki, a widzisz, że sie nam nie przelewa. Oni zagrozili, że ją zabiorą, że sąd cofnie mi prawa do opieki, że nie znajdę już nigdzie pracy. Nie takiego życia chcę dla mojego córki...- szlochała. Reus poczuł, że jest bardzo blisko odkrycia prawdy. Teraz na pewno nie odpuści.
- Taki szantaż jest karalny. Jeśli zeznasz to w sądzie, ten ktoś na pewno pójdzie siedzieć. Będziesz bezpieczna.- powiedział, z iskierkami w oczach. Nie wiadomo kiedy, przeszli na ,,ty".
- Łatwo ci mówić. Ich jest kilku. Są sławni, lubiani. Nikt mi nie uwierzy, a nawet jeśli to oni mają swoich ludzi. Ciągle mnie nachodzą, zastraszają. Myślałam, że jesteś jednym z nich...- odparła, ocierając mokre policzki.
- Nie można zostawić ich bezkarnych. Przez tych ludzi, kto inny został oskarżony. Osoba niewinna. Mario jest niewinny, prawda? Nie skrzywdził cię?- dopytywał. Chciał to w końcu usłyszeć. W pokoju zapadła cicza, przerywana spokojnym oddychaniem śpiącej Nel.
- Ja go nawet nie znam.- wbiła wzrok w swoje dłonie. Reus chciał skakać ze szcęścia, ale powstrzymał się, to jeszcze za wcześnie. Chciał skłonić szatynkę, aby wyznała to przed sądem.
- Spróbuj się postawić w jego sytuacji. Stracił prawie wszystko, a osoba, którą bezgranicznie kocha, walczy o życie. Wiem, że to trudne, ale proszę... Ty możesz im pomóc. Jesteś ostatnią nadzieją. Musisz tylko opowiedzieć, jak było na prawdę.- czekał na jej rekację, lecz Lia nie wiedziała, co powiedzieć- Pomogę. Mogę cię zawieść chodźby zaraz na komisariat. Obiecuję, że będziecie bezpieczne. Przecież jest jeszcze sprawiedliwość na tym świecie...
***
Rudowłosa zaczęła powoli wybudzać się ze śpiączki. Ostrożnie otworzyła oczy. Znalazła się w nieznajomym jej pokoju. Czuła się, jakby ktoś uderzył ją czymś w głowę. Nagle spostrzegła, że jest podpięta do różnych wężyków, głośnych urządzeń. Wiele razy widziała w filmach podobne sceny, odgrywane w szpitalu. Zaraz, zaraz. Co ona tu robi? Poczuła, że coś trzyma jej lewą dłoń. Delikatnie przekręciła głowę i ujrzała tam swoją kochaną babcię.
- Co ja tutaj robię?- zapytała, lekko zachrypniętym głosem. Kobieta nie zauważyła wcześniej, że wnuczka się wybudza.
- Sophie, jak dobrze, że jesteś!- rozpłakała się. Gładząc zielonooką po policzku. Niespodziewanie do głowy osiemnastolatki zaczęły napływać różne obrazy. Powoli ułożyły się w logiczną całość. Jechała samochodem z ojcem i...
- Gdzie jest tata?- przestraszyła się.
- Kochanie, spokojnie. Nie możesz się tak denerwować.- rzekła pani Weidenfeller.
- Gdzie jest mój tata.- powtórzyła rudowłosa, spodziewając się najgorszego.
- Zabrali go na badania. Jest lekko poobijany i złamał rękę.- wyjaśniła staruszka, chcąc uspokoić pacjentkę.
- Na pewno? Pamiętam ten pisk opon, kręciliśmy się w kółko. Tak sie bałam. A potem ten huk i... ja... tata...- studentce zaczęło podnosić się ciśnienie, o czym dały znać odpowiednie aparatury. Do sali migiem wbiegły dwie pielęgniarki i pan doktor.
- Wnusiu, spokojnie, już dobrze.- powtarzała jej babcia. Sophie dostała dożylnie leki, który pomogły się jej uspokoić. Po chwili ponownie zasnęła.
- To normalne.- zapewnił lekarz- Taki wstrząs powypadkowy. Ważne, że się wybudziła. Najgorsze za nami. Tymczasem niech odpocznie.
***
Tym razem budziła się ze świadomością, gdzie się znajduje. Wciąż czuła na swojej dłoni, jakiś ciężar, lecz to nie było to samo. Delikatnie uchyliła powieki, bojąc się, że przez to może ją coś zaboleć. Przy łóżku córki bramkarza BVB siedział Mario. Zielonooka wśrodku cieszyła się, że go widzi. Jednak serce mówi jedno, a rozum drugie. Chłopak dostrzegł, że rudowłosa się w niego wpatruje. Od razu na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Sophie... Wiesz, jak ja sie bałem? Proszę cię, nie rób tak więcej. Nigdy.- pocałował jej dłoń, a w oczach zaszkliły mu się łzy.
- Długo tu siedzisz? Mogłeś mnie obudzić.- powiedziała. Jednak nie zabrała ręki z uścisku Niemca. Brakowało jej tego, bardzo.
- Musisz wypoczywać. Jestem tu od początku. Twój dziadek mnie poinformował o wypadku...- nie mógł uwierzyć, że ma ją przy sobie, że nie odeszła w zaświaty. W myślach dziękował za to Bogu.
- Jak długo tu leżę?- zapytał, nie zdając sobie sprawy z tego, jaką mają dziś datę.
- Dwa dni. Lekarze wprowadzili cię w śpiączkę.- wyjaśnił.
- Przespałam dwa dni... To chyba mój rekord.- stwierdziła, unosząc kaciki ust ku górze.
- Zdecydowanie. Wyciąganie cię z łóżka rankiem, przebiega trochę szybciej.- odwzajemnił jej uśmiech. Jednak po chwili studentka posmutniała i odwróciła wzrok. Przypomniała sobie, że te chwile już nie wrócą, a ona nie powinna ich wspominać. Zanim Goetze zdążył zapytać, co się stało, do pomieszczenia wszedł lekarz prowadzący.
- Dzień dobry, jak samopoczucie?- zapytał, zapisując w odpowiednich rubrykach jakieś cyferki i literki.
- Trochę jakbym dostała czymś w głowę.- rzekła mrużąc oczy.
- To przez leki przeciwbólowe. Później zaczniemy stopniowo zmniejszać dawkę. Narazie nie chcemy pani męczyć.- objaśnił, kończąc notowanie.
- Tak właściwie to co mi jest?- dopytywała.
- Miała pani lekki wstrząs mózgu. Do tego dwa złamane żebra, skręcona kostka, siniaki i liczne zadrapania. Obawialiśmy się obrażeń wewnętrznych, jednak obyło się bez nich. Miała pani dużo szczęścia.- zauważył- Jest jeszcze jedna sprawa.
- Słucham.- poprosiła.
- Mamy zapisane w karcie, że była pani wcześniej umówiona na badania kontrolne, na które się pani nie wstawiła.- oświadczył, poprawiając okulary na nosie. Mario nie wiedział, o czym mężczyzna mówi. Czekał na dalsze wyjaśnienia.
- Tak, to było kiedy się przeziębiłam. Po prostu potem poczułam się lepiej.- skłamała, wcale cudownie nie ozdrowiała. Mario zauważył, że zielonooka zataja prawdę, lecz chwilowo milczał.
- Przyznaję, że nie pochwalam takiego zachwania... Ale przejdzmy do rzeczy. Rozmawiałem z pani lekarzem pierwszego kontaktu. Przedyskutowaliśmy pani wyniki. Nie biorąc pod uwagę wypadku, nie jest dobrze. Nie dobór wielu witamin to najmniejszy problem. Ja na prawdę widziałem podobne przypadki. To nie prowadzi do niczego dobrego. Anoreksja to nie jest łatwa choroba do pokonania.- powiedział poważnie.
- O czym pan mówi?- zaśmiała się.
- Pierwszym krokiem ku lepszemu jest uświadomienie pacjentce, że jest chora.- zwrócił się do Mario- Uprzedzam, że nie będzie kolorowo. Ale razem dacie radę.- spojrzał na ich splecione dłonie, po czym opuścił pomieszczenie. Zapadła głucha cisza. Goetze starał się przyswoić wszystko, co usłyszał. Nie wiedział, że z Sophie jest tak źle. Oczywiście, zauważył, że schudła, nawet bardzo ale... Jak mógł nie domyślić się, że ma problem? Przeklinał siebie w myślach. Za to Sophie nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Zwykła dieta nikomu nie zaszkodzi, prawda? Chciała być szczuplejsza, piękniejsza.
- Nie lubię go. Jakiś nawiedzony.- stwierdziła. Lekko poruszyła się na łóżku, lecz szybko odczuła ból i odruchowo syknęła.
- Wszystko w porządku?- sportowiec podniósł się z siedzenia, gotowy biec po doktora.
- Tak, nie panikuj.- westchnęła cicho.
- Znajdziemy jakiegoś terapeutę. Wszystko się ułoży.- zapewniał bardziej samego siebie, z powrotem zajmując wcześniejsze miejsce.
- Wszyscy zmówiliście się przeciwko mnie. Najpierw ojciec, ten lekarz, teraz ty... Przecież nie jestem chora psychicznie, ludzie...- zapierała się- I przypominam, że nie jesteśmy parą. Nie ma żadnego ,,my".- odwróciła głowę w przeciwnym kierunku.
- Zawsze powtarzałem i będę powtarzać, że ciebie kocham.- oparł łokcie o szpitalne łóżko, przybiżając się do rudowłosej- I nie zostawię cię z tym samej. Wszyscy chcemy ci pomóc. Jesteś dla mnie wszystkim, nie mogę patrzeć, jak cierpisz. Słyszysz?- złapał ją za rękę, którą szybko wyswobodziła z uścisku. Uciekała wzrokiem w inną stronę sali, a do jej oczu zaczęły napływać łzy. Wtedy do pomieszczenia wtargnął uradowany Reus.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale mam mało czasu. Zaraz wpadnie tu pielęgniarka i mnie pogoni.- salowa pilnowała, aby odwiedzać pacjentkę pojedyńczo- Byłem u tej kobiety. Trochę mi to zajęło, ale w końcu się udało. Wyciągnąłem z niej prawdę. Zawiozłem na komisariat, właśnie składa szczere zeznania.
- O kim ty mówisz?- młodszy nie zrozumiał, o kim mowa. Z resztą trudno mu było trzeźwo myśleć. W głowie wciąż miał Sophie. Myślał, że kiedy dziewczyna się wybudzi, odczuję ulgę. Na początku tak było, lecz teraz jest przerażony. Nie wiedział, że jest z nią tak źle. Nie chce niczyjej pomocy, nadal go odtrąca.
- Mario, jesteś niewinny!- wyszczerzył się blondyn- Ten cały gwałt to wszystko wymysł Robbena. Zastraszył tą biedną kobietę tak, że śpiewała jak jej kazał. Nie znam dokładnych szczegółów, na pewno nie działał sam. Twój adwokat zaraz do ciebie zadzwoni i poinformuje o zmianie zeznań ofiary.
- Ale czy ja mówię niewyraźnie? Jedna osoba. Pacjentka nie może się jeszcze przemęczać...- pielęgniarka wyprosiła Marco, który był cały w skowronkach. Miał nadzieję, że Goetze weźnie teraz sprawy w swoje ręce i porozmawia z córką Romana. Oni muszą być razem. Słowa klubowej jedenastki się sprawdziły i po chwili brunet odebrał telefon od Alexa. Potwierdził wszystko, co usłyszał od przyjaciela. Więcej faktów dowie się na kolejnej rozprawie.
- Jestem niewinny.- nie mógł uwierzyć. Poczuł się wolny. Teraz sąd musi umożyć postępowanie w jego sprawie. Dlaczego Robben to zrobił? Nie miał teraz do tego głowy, pomyśli nad tym później- Te wszystkie zdarzenia sprawiły, że na prawdę dojrzałem. Wiem, czego chcę od życia. Znalazłem sobie główny cel i... Chcę do niego dążyć, ale jesteś mi do tego potrzebna.- wyznał, czekając na reakcję panny Weidenfeller.
- Czy ktoś może mnie dobić? Zniszczyłam swoje życie, ja nie chcę tak dłużej.- rozpłakała się.
- Nie pozwolę na to.- oświadczył szybko, bezskutecznie ocierając policzek kobiety, na który wciąż napływały nowe łzy.
- Powinnam wtedy zostać przy tobie, wspierać cię. Na tym polega miłość, tak? A ja po prostu odeszłam. Było mi strasznie trudno, nadal jest. Tak na prawdę to ja spieprzyłam nasz związek, a było tak cudownie, a teraz? Leże tutaj jak kaleka. Wszyscy wmawiają mi, że jestem chora. Nie wiem, komu wierzyć...- głośno westchnęła.
- Nie możesz tak myśleć. Nie ty byłaś oskarżona o gwałt, nie ty. Miałaś prawo odejść, zwątpiłaś. Ja sam nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Naprawmy to. Razem będzie łatwiej. Kocham cię Sophie. Tak bardzo...- załamał mu się głos.
- Ja ciebię też.- wyszeptała, nie mogąc zatrzymać łez.
- Wybaczasz mi?- zapytał z nadzieją w głosie.
- Chyba ty powinieneś wybaczyć mi, to ja ciebie zostawiłam w najgorszym na to momencie.- powiedziała lekko zachrypnięta.
- To nieprawda, porozmawiamy o tym później. Chciałbym cię mocno wyściskać.- wreszcie się uśmiechnął.
- To chyba niewskazane.- zauważyła odwzajemniając jego entuzjazm.
- Ale to mogę zrobić.- złożył na jej wargach delikatny pocałunek. Znowu poczuła motyle w brzuchu- Już nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Kochanie, dlaczego płaczesz?- tak dawno nie słyszała tego ,,kochanie".
- Ze szczęścia.- wyjaśniła krótko z uniesionymi kącikami ust. Splotła ich dłonie ze sobą, wciąż roniąc łzy. W tej chwili czuła się najszczęśliwszą osobą na świecie. Marco zdecydowanie zostanie ich bohaterem.
,,Nowy ty, nowa ja
Talia nowych kart, nowa gra"
****
Jest!!!!! Trochę długi wyszedł, ale szkoda mi go było dzielić na pół. Przyznaję, że to chyba mój pierwszy rozdział, przy którym łezka się w oku zakręciła. Sama nie wiem, jak ja będę funkcjonować po zakończeniu historii tej pary... Polubiłam ich, bardzo. Jak wrażenia? Jestem strasznie ciekawa waszego zdania. Kto sie spodziewał? Pewnie wszyscy xd Przed naszymi bohaterami ciężka droga...
Btw Jestem przeszczęślliwa, że mam testy gimnazjalne już za sobą. Chyba zawaliłam wszystko oprócz angielskiego hahaha.
~,,Testy gimnazjalne- czyli jak zniszczyć trzy lata w dwie godziny"- takie prawdziwe.
Pozdrawiam.
piątek, 24 kwietnia 2015
środa, 8 kwietnia 2015
ROZDZIAŁ 28-,, Ale marzyć chyba można."
Była tak zmęczona, że nie miała siły, ani ochoty zmywać makijażu czy przebrać się w pidżamę. Położyła się na kanapie odziana w czerwoną sukienkę. Nie chciała nawet wyciągać pościeli ze skrzyni, więc okryła się kocem z reniferkowym wzorkiem. Mimo późnej pory wiedziała, że tak szybko nie zaśnie. Miała ogromne wyrzuty sumienia po dzisiejszej wieczerzy.
Wigilę spędziła w domu babci i dziadka, których odwiedzili również Roman, Lisa i mały Oscar. Cieszyła się ze spotkania z młodszym braciszkiem. Chłopczyk rósł jak na drożdżach. Bardzo lubił, kiedy rudowłosa bujała go w swoich ramionach i opowiadała mu, co będą robić, jak będzie starszy. Oczywiście nic z tego nie rozumiał, ale osiemnastolatka zdecydowanie była świetną siostrą. Gdy doszło do niezręcznej sytuacji przy stole, Sophie udało się uniknąć odpowiedzi dzięki Oscarowi. Najmłodszy Weidenfeller został jej bohaterem. Roman palnął głupotę, bronił się, że tylko głośno myślał. Cała rodzina nie wspominała o Mario i bolesnym rozstaniu. Nikt nie chciał naciskać. Z resztą widzieli, że zielonooka jest jakaś inna. Mniej się uśmiecha, często ucieka gdzieś myślami, jest nieobecna i małomówna. Jakby zamykała się w sobie. W końcu bramkarz BVB, jego ojciec i matka wybrali się na pasterkę, a Lisa została w domu, aby pilnować śpiącego już synka. Sophie chciała, jak najszybciej znaleźć się w swoich czterech ścianach. Pragnęła się przejść do domu, jednak Roman stanowczo jej tego zabronił. Bał się o nią, przecież było już późno, a kto wie, co złego mogłoby się wydarzyć. Zamówił dziewczynie taksówkę.
A dlaczego miała on wyrzuty sumienia? No właśnie. Według niej zjadała zdecydowanie za dużo. Przed wieczerzą obiecała sobie, że posmakuje tylko kilku potraw i nie skusi się na deser. Jednak piernik babci wyglądał tak bosko, że skosztowała kawałek. Ile to kalorii! Dobrze, że w pierwsze i drugie święto pracuje, i nie będzie narażona na więcej pokus. Jutro nie zje nic i jeszcze przed pracą porządnie poćwiczy. Nie cierpi swojego ciała, uważa, że strasznie się zapuściła. Właśnie wpatrywała się w biały sufit, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Nie spodziewała się gości po dwunastej w nocy. Zapaliła lampę w pokoju, aby przyzwyczaić oczy do światła. W progu przewitał ją Mario. Na pewno należał do ostatnich osób, które chciałby właśnie ujrzeć.
- Co ty tutaj robisz?- zapytała, marszcząc brwi.
- Chciałem osobiście złożyć ci życzenia. Takie sms-em są sztuczne.- uśmiechnął się delikatnie, przez co rudowłosa ujrzała, że jego warga jest świeżo rozcięta i podpuchnięta.
- Co się stało?- zaniepokoiła się- Biłeś się?- uchyliła szerzej drzwi, wpuszczając Niemca do mieszkania.
- Zadajesz dużo pytań.- zaśmiał się, siadając na kanapie.
- Jeśli dobrze pamiętam, jeszcze niedawno bardzo chciałeś rozmawiać.- odgryzła się, szukając w kuchni wacików- A więc?
- Spotkałem twojego kolegę i tak wyszło.- wzruszył ramionami.
- Pobiłeś się z Marcelem? W święta?- stanęła przed brunetem z zawartością apteczki.
- Każda okazja jest dobra.- ponownie się zaśmiał.
- Już brak mi na was słów.- pokręciła głową, przykładając do rany mężczyzny wacik, nasączony wodą utlenioną. Brązowooki syknął z bólu.- I po co ci to było?
- Bez przesady będę żył. Wyjaśnisz mi jedną rzecz?- zapytał, łapiąc za jej dłoń, którą wciąż trzymała przy opuchniętej wardze.
- Mogę spróbować...- delikatnie chwyciła za rękę piłkarza i przyłożyła do wacika, aby sam go trzymał. Rudowłosa chciała zwiększyć dystans między nimi, więc się odsunęła. Mario wszystko zauważył, cicho wzdychając.
- Czy ten cały Marcel był u nas ostatnio, kiedy mnie nie było w domu?- uważnie obserwował córkę Weidenfellera.
- To o to wam poszło?- zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Oj to też... ale nieważne, odpowiedz na moje pytanie.- poprosił, wciąż zajmując miejscę na kanapie.
- Tak, był. Zaprosiłam go, żeby wpadł zamiast Sue. Nie chciałam siedzieć sama, a wiedziałam, że na niego mogę liczyć.- powiedziała spokojnie, okrywając się szczelniej kocem, który nadal spoczywał na jej ramionach.
- Dlaczego nic o tym nie wiedziałem? Byłem pewny, że tamten wieczór spędziłaś w babskim gronie.- nie wiedział, co ma o tym myśleć.
- Zacznijmy od tego, że nie pytałeś. Zająłeś się leczeniem kaca.- przypomniała- Spotkałam się z przyjacielem. Nigdy go nie lubiłeś, dlatego nie wspominałam o tym, bo nie było takiej potrzeby. Z resztą po co to rozpamiętywać?- skończyła, czekając na reakcję klubowej dziewiętnastki.
- Chciałem tylko wiedzieć.- pokiwał głową.
- To wszystko? Bo wiesz, jutro muszę wstać do pracy, a jeszcze się nawet nie położyłam.- zauważyła.
- Masz rację. Będę już szedł.- podniósł się z kanapy- Chciałbym życzyć ci nie tyle wesołych świąt, co zwyczajnie szczęścia i zdrowia.- spontanicznie przytulił się do dziewczyny. Oczywiście składanie życzeń było tylko pretekstem, aby spotkać się z Sophie.
- A ja życzę ci, żebyś najzwyczajniej w świecie był szczęśliwy.- trwali wciąż w uścisku, dopóki zielonooka nie odsunęła się od bruneta.
- Wiesz kiedy tak się stanie? Kiedy będziesz przy mnie.- wyznał, patrząc na osiemnastolatkę, która unikała jego wzroku.- A co gdyby sąd oczyścił mnie z zarzutów? Wróciłabyś do mnie?- ożywił się.
- To tak nie działa.- westchnęła- Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
- Bzdura. Co musiałbym zrobić, żebyśmy byli znowu razem?- dopytywał.
- Nie chcę ci dawać żadnej nadziei.- zacisnęła usta w wąską linijkę.
- Proszę, odpowiedź.- jęknął.
- Na pewno musiałbyś dorosnąć. Stać się odpowiedzialny i w miarę rozsądny. Ale ja nie szukam ani dużego dziecka, ani partnera. Nie chcę się w nic angażować.- podkreśliła.
- Popracuję nad sobą.- obiecał uśmiechięty- Postanowienie noworoczne.
- Nie rób sobie nadziei.- powtórzyła- Nie będziemy już razem, zrozum.- rzekła.
- Jeszcze zobaczymy.- pocałował ją w czubek głowy, gdy skierował swoje kroki do drzwi- Dobranoc.- krzyknął, wychodząc z mieszkania.
- Dobranoc.- westchnęła, lecz Niemiec nie mógł jej już usłyszeć. Miło, że ich rozmowa nie zakończyła się kłótnią, jednak jej przebieg niebardzo jej się podobał. Wciąż stała w miejscu oszołomiona zapachem perfum piłkarza, który unosił się jeszcze jakiś czas w powietrzu. Gdy się otrząsnęła podeszła do okna balkonowego. Na dworzu paliły się latarnie, rozświetlając ciemności, panujące na ulicach Monachium. Blondynka pomyślała sobie, że mimo wszystko dziękuje losowi. Może wyglądać to egoistycznie, bo teraz oboje cierpią, ale cieszy się, że poznała Goetze. Nauczył ją, co to jest prawdziwa miłość. Szkoda, że ona nie może się odwdzięczyć, stojąc za nim murem w tej trudnej sytuacji.
Zdecydowanie nie czuła klimatu tych świąt, nie potrafiła się z nich cieszyć. Zaliczały się do najgorszych jakie przeżyła, ponieważ nie było przy niej osoby, którą w głebi serca nadal kochała.
,,I just want You for my own
more than You could ever know
make my wish come true
all I want for Christmas is You
You baby"
****
Jak to miło wreszcie rozprostować kości po dłuższej podróży. Weidenfeller właśnie leżał na podłodze w swoim salonie, a na brzuchu posadził syna, któremu za oparcie służyły kolana bramkarza. Oscar był zadowolony, gdy znajdował się w centrum uwagi, więc cieszył się bardzo, kiedy ojciec go rozśmieszał.
- Wymęcz go porządnie, to zaśnie nam w samochodzie.- powiedziała Lisa, krzątając się po mieszkaniu. Podlewała domowe kwiaty, stojące na parapetach.
- Świetna taktyka trenerze.- zaśmiał się mężczyzna- Wiesz, najchętniej zostałbym w domu...
- Ja też, ale obiecaliśmy moim rodzicom, że przyjedziemy do nich na Sylwestra.- westchnęła również zmęczona myślą o kolejnym wyjeździe.
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.- oświadczył sportowiec, robiąc śmieszne miny w stronę Oscara.
- Zgadzam się z tobą kochanie w stu procentach.- potwierdziła, obrywając suche listki przy roślinie- Na pewno stęsknili się za wnuczkiem.
- Za naszym urwisem nie da się nie stęsknić. Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem, nie rozmawiając z Sophie o tym wszystkim...- zaakcentował ostatnie słowa.
- Moim zdaniem jasno dawała nam do zrozumienia, że nie chce o tym mówić. Żal mi jej.- modelka posmutniała.
- Od początku wiedziałem, że to zły pomysł, żeby z nim chodziła...- przypomniał brunet.
- Gadasz jak stary zrząda.- Niemka przewróciła oczami- Miłość nie wybiera. Zakochali się w sobie, wcale nie po to, żeby zrobić ci na złość. Byli świetną parą.
- Byli, byli i co z tego wyszło? Prawda Oscar?- Mario w jego oczach został nieodwracalnie skreślony.
- A kto mógł to przewidzieć? Z resztą nie wiemy, co do końca się wydarzyło. Gazety zawsze wszystko wylobrzymiają. Wszędzie szukają sensacji.- zauważyła długonoga.
- Wiem, wiem. To nie zmienia faktu, że Sophie cierpi przez tego gnojka.- powstrzymał się od użycia ,,cięższych" słów przy dziecku, które i tak nic nie rozumiało.
- Nie chcę stawać po żadnej stronie. Widzę, że Sophie jeszcze ze wszystkim sobie nie poradziła, ale dajmy jej trochę czasu. Sama musi sobie to poukładać. I może ciebie to nie interesuje, ale myślę, że Mario też przeżywa ich rozstanie. Kochali się, to jest pewne.- podsumowała, chowając konewkę do szafki w korytarzu.
- To moja córka i strasznie się o nią martwię. Ale nie mówmy już o tym, bo pewnie teraz ma czkawkę.- bramkarz potrząsnął głową, chcą wyrzucić z niej tę myśl- Usiądź sobie, odpocznij chwilę.
- Muszę jeszcze spakować nam w walizki czyste ciuchy.- jęknęła.
- Siadaj, nigdzie się na nie pali.- zachęcał zielonooki.
- No dobrze... Ale tylko na chwilkę.- postanowiła blondynka. Lisa położyła się na kanapie, chcąc odsapnąć na moment.
- Jestem ciekaw, jak Oscar zareaguje na dźwięki wybuchu fajerwerek. Oby zdążył zasnąć, ma sen jak kamień po tacie. Można by drzewo w pokoju rąbać, a tata nic...- Roman rozgadał się jak przekupa na targu, a kiedy zadał pytanie swojej partnerce, nie doczekał się odpowiedzi. Kobieta zasnęła, każda mama małego brzdąca dałaby wiele za drzemkę wciągu dnia- Zobacz, mama zasnęła. Pewnie znowu męczyłeś ją w nocy, a tata nic nie słyszał.
*****
Retrospekcja
Niestety weekend w Dortmundzie nie rozpieszczał mieszkańców piękną pogodą. Na dworzu lało jak z cebra i chyba nikt o zdrowych zmysłach, nie wybierał się właśnie na spacer. Mimo, że była to dopiero czternasta godzina, ulice miasta opustoszały. Sophie siedziała w salonie razem z Olivią.
- Myślisz, że ten deszcz jeszcze przejdzie?- zapytała koleżanka blondynki.
- Nie zanosi się na to.- rzekła zielonooka, zerkając w stronę okna. Po szybie spływały strumienie wody.
- Szkoda, szkoda...- podsumował gość, biorac do ust kolejną porcję popcornu i wpatrując się w ekran telewizora- A właściwie dlaczego, my oglądamy bajkę?
- Masz coś do Shreka?- oburzyła się- Lepsze to niż jakaś twoja nudna komedia romantyczna.
- No dobra, ale następnym razem ja wybieram.- ostrzegła panna Keller. Już pod koniec animacji, jedna z wróżek zaśpiewała piosenkę, która podsunęła dziewczynie nową myśl.
,,I need a hero. I'm holding out for a hero 'til the end of the night.
He's gotta be strong and he's gotta be fast
and he's gotta be fresh from the fight.
I need a hero. I'm holding out for a hero 'til the morning light.
He's gotta be sure and it's gotta be soon
and he's gotta be larger than life."
- A zastanawiałaś się kiedyś, jaki powinien być twój chłopak, a później mąż?- zapytała z ciekawością.
- Chyba mamy jeszcze na to czas.- wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- No ale nigdy sobie tak nie marzyłaś?- dopytywała Olivia.
- A ty?- zielonooka odwróciła kota ogonem.
- Marzy mi się, żeby był tancerzem.- powiedziała, uśmiechając się przy tym.
- Dlaczego akurat tancerz?- Sophie zainteresowała się wypowiedzią przyjaciółki.
- Bo oni są przystojni, wysportowani, zdyscyplinowani, mają dobre gusta...- zaczęła wyliczać.
- I myślisz, że każdy pasuje do tych kryteriów?- panna Weidenfeller uniosła brew.
- Większość...- wyszczerzyła się Olivia- A twój ideał?
- Nie ma ideałów.- przypomniała zielonoooka.
- Ale marzyć chyba można.- wtrąciła pół Niemka, pół Polka.
- Niby tak, ale potem można się strasznie zawieść.- córka piłkarza BVB rozsiadła się wygodniej na kanapie- Chciałabym, żeby pokochał mnie taką jaka jestem, a ja postaram się mu tym odwdzięczyć. To chyba proste.
- Ale zostanę twoją świadkową?- Olivia miała dzisiejszego dnia bardzo dobry humor. Wciąż się uśmiechała, co udzielało się Sophie.
- Oj ty głupolu, przecież na razie nie mam chłopaka i nikogo nie szukam.- blondynka popukała się w czoło.
- Jeszcze się zdziwisz. Może miłość czeka za rogiem? Trafi cię strzała Kulidyna i bum!- dziewczyna gestykulując, rozsypała trochę popcornu.
- Za dużo romansów czytasz.- zielonooka wydała diagnozę niczym lekarz- I uważaj, żeby ciebie coś przypadkiem nie trafiło.
****
Wieje nudą, ale obiecuję, że w kolejnym rozdziale będzie się duuużo działo :3 Muszę was poinformować, że zbliżamy się powoli do końca opowiadania... Przewiduję jeszcze 3, może 4 rozdziały+ epilog. Jakoś jeszcze to do mnie nie dociera i chyba wolę o tym nie myśleć :D Dziękuję za motywujące komentarze!!! Jesteście najlepsze! Kiedy czytam wasze historie, to mało co nie popadam w kompleksy ;D Pozdrawiam ;*
Nadal żyję wczorajszym meczem 3:2! *.*!
Kolejny rozdział pojawi się jakoś po 23 kwietnia, ponieważ muszę zacząć uczyć się do testów (wiem, lepiej późno niż wcale) ;p
Wigilę spędziła w domu babci i dziadka, których odwiedzili również Roman, Lisa i mały Oscar. Cieszyła się ze spotkania z młodszym braciszkiem. Chłopczyk rósł jak na drożdżach. Bardzo lubił, kiedy rudowłosa bujała go w swoich ramionach i opowiadała mu, co będą robić, jak będzie starszy. Oczywiście nic z tego nie rozumiał, ale osiemnastolatka zdecydowanie była świetną siostrą. Gdy doszło do niezręcznej sytuacji przy stole, Sophie udało się uniknąć odpowiedzi dzięki Oscarowi. Najmłodszy Weidenfeller został jej bohaterem. Roman palnął głupotę, bronił się, że tylko głośno myślał. Cała rodzina nie wspominała o Mario i bolesnym rozstaniu. Nikt nie chciał naciskać. Z resztą widzieli, że zielonooka jest jakaś inna. Mniej się uśmiecha, często ucieka gdzieś myślami, jest nieobecna i małomówna. Jakby zamykała się w sobie. W końcu bramkarz BVB, jego ojciec i matka wybrali się na pasterkę, a Lisa została w domu, aby pilnować śpiącego już synka. Sophie chciała, jak najszybciej znaleźć się w swoich czterech ścianach. Pragnęła się przejść do domu, jednak Roman stanowczo jej tego zabronił. Bał się o nią, przecież było już późno, a kto wie, co złego mogłoby się wydarzyć. Zamówił dziewczynie taksówkę.
A dlaczego miała on wyrzuty sumienia? No właśnie. Według niej zjadała zdecydowanie za dużo. Przed wieczerzą obiecała sobie, że posmakuje tylko kilku potraw i nie skusi się na deser. Jednak piernik babci wyglądał tak bosko, że skosztowała kawałek. Ile to kalorii! Dobrze, że w pierwsze i drugie święto pracuje, i nie będzie narażona na więcej pokus. Jutro nie zje nic i jeszcze przed pracą porządnie poćwiczy. Nie cierpi swojego ciała, uważa, że strasznie się zapuściła. Właśnie wpatrywała się w biały sufit, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Nie spodziewała się gości po dwunastej w nocy. Zapaliła lampę w pokoju, aby przyzwyczaić oczy do światła. W progu przewitał ją Mario. Na pewno należał do ostatnich osób, które chciałby właśnie ujrzeć.
- Co ty tutaj robisz?- zapytała, marszcząc brwi.
- Chciałem osobiście złożyć ci życzenia. Takie sms-em są sztuczne.- uśmiechnął się delikatnie, przez co rudowłosa ujrzała, że jego warga jest świeżo rozcięta i podpuchnięta.
- Co się stało?- zaniepokoiła się- Biłeś się?- uchyliła szerzej drzwi, wpuszczając Niemca do mieszkania.
- Zadajesz dużo pytań.- zaśmiał się, siadając na kanapie.
- Jeśli dobrze pamiętam, jeszcze niedawno bardzo chciałeś rozmawiać.- odgryzła się, szukając w kuchni wacików- A więc?
- Spotkałem twojego kolegę i tak wyszło.- wzruszył ramionami.
- Pobiłeś się z Marcelem? W święta?- stanęła przed brunetem z zawartością apteczki.
- Każda okazja jest dobra.- ponownie się zaśmiał.
- Już brak mi na was słów.- pokręciła głową, przykładając do rany mężczyzny wacik, nasączony wodą utlenioną. Brązowooki syknął z bólu.- I po co ci to było?
- Bez przesady będę żył. Wyjaśnisz mi jedną rzecz?- zapytał, łapiąc za jej dłoń, którą wciąż trzymała przy opuchniętej wardze.
- Mogę spróbować...- delikatnie chwyciła za rękę piłkarza i przyłożyła do wacika, aby sam go trzymał. Rudowłosa chciała zwiększyć dystans między nimi, więc się odsunęła. Mario wszystko zauważył, cicho wzdychając.
- Czy ten cały Marcel był u nas ostatnio, kiedy mnie nie było w domu?- uważnie obserwował córkę Weidenfellera.
- To o to wam poszło?- zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Oj to też... ale nieważne, odpowiedz na moje pytanie.- poprosił, wciąż zajmując miejscę na kanapie.
- Tak, był. Zaprosiłam go, żeby wpadł zamiast Sue. Nie chciałam siedzieć sama, a wiedziałam, że na niego mogę liczyć.- powiedziała spokojnie, okrywając się szczelniej kocem, który nadal spoczywał na jej ramionach.
- Dlaczego nic o tym nie wiedziałem? Byłem pewny, że tamten wieczór spędziłaś w babskim gronie.- nie wiedział, co ma o tym myśleć.
- Zacznijmy od tego, że nie pytałeś. Zająłeś się leczeniem kaca.- przypomniała- Spotkałam się z przyjacielem. Nigdy go nie lubiłeś, dlatego nie wspominałam o tym, bo nie było takiej potrzeby. Z resztą po co to rozpamiętywać?- skończyła, czekając na reakcję klubowej dziewiętnastki.
- Chciałem tylko wiedzieć.- pokiwał głową.
- To wszystko? Bo wiesz, jutro muszę wstać do pracy, a jeszcze się nawet nie położyłam.- zauważyła.
- Masz rację. Będę już szedł.- podniósł się z kanapy- Chciałbym życzyć ci nie tyle wesołych świąt, co zwyczajnie szczęścia i zdrowia.- spontanicznie przytulił się do dziewczyny. Oczywiście składanie życzeń było tylko pretekstem, aby spotkać się z Sophie.
- A ja życzę ci, żebyś najzwyczajniej w świecie był szczęśliwy.- trwali wciąż w uścisku, dopóki zielonooka nie odsunęła się od bruneta.
- Wiesz kiedy tak się stanie? Kiedy będziesz przy mnie.- wyznał, patrząc na osiemnastolatkę, która unikała jego wzroku.- A co gdyby sąd oczyścił mnie z zarzutów? Wróciłabyś do mnie?- ożywił się.
- To tak nie działa.- westchnęła- Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
- Bzdura. Co musiałbym zrobić, żebyśmy byli znowu razem?- dopytywał.
- Nie chcę ci dawać żadnej nadziei.- zacisnęła usta w wąską linijkę.
- Proszę, odpowiedź.- jęknął.
- Na pewno musiałbyś dorosnąć. Stać się odpowiedzialny i w miarę rozsądny. Ale ja nie szukam ani dużego dziecka, ani partnera. Nie chcę się w nic angażować.- podkreśliła.
- Popracuję nad sobą.- obiecał uśmiechięty- Postanowienie noworoczne.
- Nie rób sobie nadziei.- powtórzyła- Nie będziemy już razem, zrozum.- rzekła.
- Jeszcze zobaczymy.- pocałował ją w czubek głowy, gdy skierował swoje kroki do drzwi- Dobranoc.- krzyknął, wychodząc z mieszkania.
- Dobranoc.- westchnęła, lecz Niemiec nie mógł jej już usłyszeć. Miło, że ich rozmowa nie zakończyła się kłótnią, jednak jej przebieg niebardzo jej się podobał. Wciąż stała w miejscu oszołomiona zapachem perfum piłkarza, który unosił się jeszcze jakiś czas w powietrzu. Gdy się otrząsnęła podeszła do okna balkonowego. Na dworzu paliły się latarnie, rozświetlając ciemności, panujące na ulicach Monachium. Blondynka pomyślała sobie, że mimo wszystko dziękuje losowi. Może wyglądać to egoistycznie, bo teraz oboje cierpią, ale cieszy się, że poznała Goetze. Nauczył ją, co to jest prawdziwa miłość. Szkoda, że ona nie może się odwdzięczyć, stojąc za nim murem w tej trudnej sytuacji.
Zdecydowanie nie czuła klimatu tych świąt, nie potrafiła się z nich cieszyć. Zaliczały się do najgorszych jakie przeżyła, ponieważ nie było przy niej osoby, którą w głebi serca nadal kochała.
,,I just want You for my own
more than You could ever know
make my wish come true
all I want for Christmas is You
You baby"
****
Jak to miło wreszcie rozprostować kości po dłuższej podróży. Weidenfeller właśnie leżał na podłodze w swoim salonie, a na brzuchu posadził syna, któremu za oparcie służyły kolana bramkarza. Oscar był zadowolony, gdy znajdował się w centrum uwagi, więc cieszył się bardzo, kiedy ojciec go rozśmieszał.
- Wymęcz go porządnie, to zaśnie nam w samochodzie.- powiedziała Lisa, krzątając się po mieszkaniu. Podlewała domowe kwiaty, stojące na parapetach.
- Świetna taktyka trenerze.- zaśmiał się mężczyzna- Wiesz, najchętniej zostałbym w domu...
- Ja też, ale obiecaliśmy moim rodzicom, że przyjedziemy do nich na Sylwestra.- westchnęła również zmęczona myślą o kolejnym wyjeździe.
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.- oświadczył sportowiec, robiąc śmieszne miny w stronę Oscara.
- Zgadzam się z tobą kochanie w stu procentach.- potwierdziła, obrywając suche listki przy roślinie- Na pewno stęsknili się za wnuczkiem.
- Za naszym urwisem nie da się nie stęsknić. Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem, nie rozmawiając z Sophie o tym wszystkim...- zaakcentował ostatnie słowa.
- Moim zdaniem jasno dawała nam do zrozumienia, że nie chce o tym mówić. Żal mi jej.- modelka posmutniała.
- Od początku wiedziałem, że to zły pomysł, żeby z nim chodziła...- przypomniał brunet.
- Gadasz jak stary zrząda.- Niemka przewróciła oczami- Miłość nie wybiera. Zakochali się w sobie, wcale nie po to, żeby zrobić ci na złość. Byli świetną parą.
- Byli, byli i co z tego wyszło? Prawda Oscar?- Mario w jego oczach został nieodwracalnie skreślony.
- A kto mógł to przewidzieć? Z resztą nie wiemy, co do końca się wydarzyło. Gazety zawsze wszystko wylobrzymiają. Wszędzie szukają sensacji.- zauważyła długonoga.
- Wiem, wiem. To nie zmienia faktu, że Sophie cierpi przez tego gnojka.- powstrzymał się od użycia ,,cięższych" słów przy dziecku, które i tak nic nie rozumiało.
- Nie chcę stawać po żadnej stronie. Widzę, że Sophie jeszcze ze wszystkim sobie nie poradziła, ale dajmy jej trochę czasu. Sama musi sobie to poukładać. I może ciebie to nie interesuje, ale myślę, że Mario też przeżywa ich rozstanie. Kochali się, to jest pewne.- podsumowała, chowając konewkę do szafki w korytarzu.
- To moja córka i strasznie się o nią martwię. Ale nie mówmy już o tym, bo pewnie teraz ma czkawkę.- bramkarz potrząsnął głową, chcą wyrzucić z niej tę myśl- Usiądź sobie, odpocznij chwilę.
- Muszę jeszcze spakować nam w walizki czyste ciuchy.- jęknęła.
- Siadaj, nigdzie się na nie pali.- zachęcał zielonooki.
- No dobrze... Ale tylko na chwilkę.- postanowiła blondynka. Lisa położyła się na kanapie, chcąc odsapnąć na moment.
- Jestem ciekaw, jak Oscar zareaguje na dźwięki wybuchu fajerwerek. Oby zdążył zasnąć, ma sen jak kamień po tacie. Można by drzewo w pokoju rąbać, a tata nic...- Roman rozgadał się jak przekupa na targu, a kiedy zadał pytanie swojej partnerce, nie doczekał się odpowiedzi. Kobieta zasnęła, każda mama małego brzdąca dałaby wiele za drzemkę wciągu dnia- Zobacz, mama zasnęła. Pewnie znowu męczyłeś ją w nocy, a tata nic nie słyszał.
*****
Retrospekcja
Niestety weekend w Dortmundzie nie rozpieszczał mieszkańców piękną pogodą. Na dworzu lało jak z cebra i chyba nikt o zdrowych zmysłach, nie wybierał się właśnie na spacer. Mimo, że była to dopiero czternasta godzina, ulice miasta opustoszały. Sophie siedziała w salonie razem z Olivią.
- Myślisz, że ten deszcz jeszcze przejdzie?- zapytała koleżanka blondynki.
- Nie zanosi się na to.- rzekła zielonooka, zerkając w stronę okna. Po szybie spływały strumienie wody.
- Szkoda, szkoda...- podsumował gość, biorac do ust kolejną porcję popcornu i wpatrując się w ekran telewizora- A właściwie dlaczego, my oglądamy bajkę?
- Masz coś do Shreka?- oburzyła się- Lepsze to niż jakaś twoja nudna komedia romantyczna.
- No dobra, ale następnym razem ja wybieram.- ostrzegła panna Keller. Już pod koniec animacji, jedna z wróżek zaśpiewała piosenkę, która podsunęła dziewczynie nową myśl.
,,I need a hero. I'm holding out for a hero 'til the end of the night.
He's gotta be strong and he's gotta be fast
and he's gotta be fresh from the fight.
I need a hero. I'm holding out for a hero 'til the morning light.
He's gotta be sure and it's gotta be soon
and he's gotta be larger than life."
- A zastanawiałaś się kiedyś, jaki powinien być twój chłopak, a później mąż?- zapytała z ciekawością.
- Chyba mamy jeszcze na to czas.- wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- No ale nigdy sobie tak nie marzyłaś?- dopytywała Olivia.
- A ty?- zielonooka odwróciła kota ogonem.
- Marzy mi się, żeby był tancerzem.- powiedziała, uśmiechając się przy tym.
- Dlaczego akurat tancerz?- Sophie zainteresowała się wypowiedzią przyjaciółki.
- Bo oni są przystojni, wysportowani, zdyscyplinowani, mają dobre gusta...- zaczęła wyliczać.
- I myślisz, że każdy pasuje do tych kryteriów?- panna Weidenfeller uniosła brew.
- Większość...- wyszczerzyła się Olivia- A twój ideał?
- Nie ma ideałów.- przypomniała zielonoooka.
- Ale marzyć chyba można.- wtrąciła pół Niemka, pół Polka.
- Niby tak, ale potem można się strasznie zawieść.- córka piłkarza BVB rozsiadła się wygodniej na kanapie- Chciałabym, żeby pokochał mnie taką jaka jestem, a ja postaram się mu tym odwdzięczyć. To chyba proste.
- Ale zostanę twoją świadkową?- Olivia miała dzisiejszego dnia bardzo dobry humor. Wciąż się uśmiechała, co udzielało się Sophie.
- Oj ty głupolu, przecież na razie nie mam chłopaka i nikogo nie szukam.- blondynka popukała się w czoło.
- Jeszcze się zdziwisz. Może miłość czeka za rogiem? Trafi cię strzała Kulidyna i bum!- dziewczyna gestykulując, rozsypała trochę popcornu.
- Za dużo romansów czytasz.- zielonooka wydała diagnozę niczym lekarz- I uważaj, żeby ciebie coś przypadkiem nie trafiło.
****
Wieje nudą, ale obiecuję, że w kolejnym rozdziale będzie się duuużo działo :3 Muszę was poinformować, że zbliżamy się powoli do końca opowiadania... Przewiduję jeszcze 3, może 4 rozdziały+ epilog. Jakoś jeszcze to do mnie nie dociera i chyba wolę o tym nie myśleć :D Dziękuję za motywujące komentarze!!! Jesteście najlepsze! Kiedy czytam wasze historie, to mało co nie popadam w kompleksy ;D Pozdrawiam ;*
Nadal żyję wczorajszym meczem 3:2! *.*!
Kolejny rozdział pojawi się jakoś po 23 kwietnia, ponieważ muszę zacząć uczyć się do testów (wiem, lepiej późno niż wcale) ;p
Subskrybuj:
Posty (Atom)