Niestety czas płynie nieubłagalnie. Gdy na przykład musimy siedzieć na nudnej lekcji, on jakby nagle naprzekór nam zwalnia. Natomiast kiedy spędzamy go ze znajomymi na dobrej zabawie, wskazówki zegara przesuwają się szybciej na naszą niekorzyść. Taki już jest ten świat. Niesprawiedliwy. Często gdzieś tam w głebi czuję zazdrość, gdy widzę dzieci, które mają to szczęście wychowywać się w pełnej rodzinie. Z mamą i tatą. Jestem naprawdę podirtowana, jak Olivia moja przyjaciółka, opowiada mi o nierzadkich kłótniach ze swoją rodzicielką. Myślę, że to tylko potwierdza ich wzajemną miłość, którą się obdarzają. Mogę tylko gdybać co by było jeśli moja matka żyłaby na tym świecie. Ciekawe czy też darłybyśmy ze sobą koty, a może zostałybyśmy bratnimi duszami? Nigdy nie poznam odpowiedzi na te i wiele innych pytań. Lecz pogodziłam się już dawno z moim losem. Widocznie Ten na górze ma wobec mnie jakieś plany. Pozostaje mi tylko żyć dalej. Więc pora wrócić na ziemię, do szarej rzeczywistości. Długi weeked za pasem. - Witam mój ukochany poniedziałku!- pomyślałam, przewracając się na drugi bok. Byłam typem lenia. Potrafiłam spać do godziny 11:00, a budziło mnie burczenie w brzuchu. Niestety moje lekcje od poniedziałku do piątku zaczynały się o godzinie 8:00 rano! Koszmar. Nie mam pojęcia kto układał ten plan zajęć. Na pewno gdy to robił nie był w pełni świadomy. Szukałam po omacku telefonu, ponieważ chciałam sprawdzić którą już mamy. Kiedy znalazłam potrzebny mi przedmiot, niechętnie uchyliłam jedną powiekę. Na wyświetlaczu ujrzałam godzinę 6:00?! No świetnie. Mój alarm dzwonił dopiero o 7:00. Zostałam brutalnie obudzona przez domowników, którzy zapewne przygotowywali się do pracy. Ale tak z łaski swojej mogliby dać mi trochę pospać. Teraz wiedziałam, iż nie zmrużę już oka. Polenichowałam jeszcze chwilę w łóżku. Zgadzam się z tymi, którzy nazywają je najlepszym przyjacielem człowieka. Minął kwadrans. Zwlekłam się, z jakże wygodnego posłania i udałam się do prywatnej łazienki, która była połączona z mym pokojem. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic, poczym w samym ręczniku, wróciłam do sypialni. Zatrzymałam się przed szafą z ciuchami. Dzisiaj miałam w planach wybrać się ze znajomymi nad jezioro. Oglądałam prognozę pogody. Zapowiadali upalny dzień, lecz wcale nie taki nieznośny, ponieważ miał wiać przyjemny, chłodny wiatr. Wybrałam krótkie, czarne spodenki oraz czarno- białą koszulę w kratę, bez rękawów. Wszytko uzupełniłam kilkoma branzoletkami i kolczykami w kształcie różowych serduszek. Włosy rozczesałam szczotką oraz związałam w wysokiego kucyka. Nie lubiłam się malować. Wolę naturalność. Wyjątkiem od tej zasady jest malowanie paznokci. Posiadam sporą kolekcję lakierów, w różnych odcieniach. Spojrzałam na zegar, który wskazywał już 7:00. Chwyciłam komórkę i torbę z książkami. Zeszłam do korytarza. Tam zostawiłam swoje rzeczy. Udałam się do kuchni, ponieważ mój żołądek domagał się codziennej porcji paliwa. Przy stole siedziała już Lisa z ojcem, jedli śniadanie. Nie zwróciłam na nich większej uwagi. - Dzień dobry.- usłyszałam z za pleców. Była to moja macocha. Jak to mam w zwyczaju, po prostu ją olałam. Postanowiłam przygotować sobie posiłak. Wlałam do szklanki mleko i zrobiłam kanapkę z szynką, sałatą, serem i pomidorem. Nie użyłam masła, ponieważ go nie lubiłam. Zajęłam miejsce przy stole. Na przeciw siedział piłkarz Borussii Dortmund, a po mojej lewej długonoga blondynka. Z apetytem zaczęłam konsumować pierwszy posiłek dnia. Ciekawe czy jest tak samo głupia jak sie mówi, o tych wszystkich modelkach?- zastanawiałam się... - Coś dzisiaj szybko zawitałaś, córeczko. Rzadko spotykany widok- przemówił mój tata chcąc podjąć jakiś temat. Gdy to usłyszałam to coś się we mnie zagotowało lecz nie dałam tego po sobie poznać. Uśmiechnęłam się sztucznie w jego stronę, przełknęłam kęs kanapki, którą miałam akurat w buzi i powiedziałam: - Tak? Ciekawe kto od rana hałasuje, budząc wszystkich do okoła.- ugryzłam z pasją część mojego posiłku. - Oh! Przepraszam.- usłyszałam dość wysoki głos- To ja upuściłam przez przypadek patelnie. Nie wiedziałam, że to było aż tak słychać.- dokończyła moja macocha. - Masz rację. Przeciesz patelnie są taaakie ciężkie, trudno je utrzymać...- przewróciłam teatralnie oczami- Mam nadzieję, że nie zrobiłaś sobie krzywdy.- moja wypowiedz aż przeciekała sarkazmem. Wstałam od stołu i posprzątałam po sobie. - Sophie, uważaj na słowa.- rzekł mój opiekun- Nie pyskuj, dobra? Powinnaś mieć szacunek do starszych. - Nie, Romek. Wszystko w porządku. Naprawdę.- zapewniła go Lisa. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. - Tatuś chce mnie uczyć co powinnam robić, a co nie. Czyżby nie troszkę za późno? Myślałam, że jako piłkarz musisz być w miarę szybki. A tu proszę... Raczej pozycja spalona.- powiedziałam wszystko co chciałam i wyszłam do korytarza. Usiadłam na pufie i ubierałam różowe trampki. Usłyszałam dzwięk odsuwania krzesła i czyjeś kroki. W drzwiach pojawił się bramkarz. - Nie lubię, kiedy zwracasz się do mnie takim tonem, z pogardą i sarkazmem. Chciałbym abyś przeprosiła Lisę za swoje zachowanie, które było niegrzeczne w stosunku do niej.- powiedział poważnie, opierając się o ścianę. Na jego twarzy pojawiła się dobrze mi znana zmarszczka. Ukazywała się zawsze, gdy tata się złościł lub nad czymś główkował. - Będę używać takiego tonu jaki będzie mi odpowiadał.- wyprostowałam się, przerzucając torbę przez prawe ramię.- To nie jest koncert życzeń, aby mówić na co ma się ochotę. Nie przeproszę jej. Nie zniże się do takiego poziomu. Jeśli coś wam się nie podoba, ja chętnie się wyprowadzę tylko potrzebuję twojej zgody, bo potem będzie, że uciekłam.- dokończyłam swoją wypowiedz. Sportowiec stał jak wryty. Mimo, że często to powtarzałam zawsze przyjmował te słowa z wielkim zaskoczeniem i wydaje mi się, że również ze strachem. Opuściłam dom bez żadnego pożegnania. Trochę podenerwowana skierowałam swoje kroki w stronę dobrze znanego wszystkim budynku, zwanego szkołą. Nie ma to jak zacząć poniedziałek kłótnią. Wolałam mijać się z domownikami niż prowadzić z nimi zbędne dyskusje. Jedno musiałam przyznać. Wcale nie lubiłam się kłócić z ojcem. Lisa to co innego. Jej z całego serca nie znoszę. Działa mi na nerwy. Ale za każdym razem gdy kierowałam w stronę, mimo wszystko nadal mojego taty, wulgaryzmy czy zwykłą bolesną prawdę, jakaś mała cząstka mnie cierpiała. Kiedy widziałam w jego oczach ból. To coś nie do opisania. Czekam na moment, kiedy dostane swój dowód osobisty. Jeszcze tylko, a może aż, rok. Jeśli wyjadę wszystkim będzie żyło się lepiej. Ja nie musiałabym udawać pyskatej guwniary, której przybieram maskę codzień. Lisa z ojciem mogliby w spokoju pleść swoje gniazdko, bez zbędnego bagażu. Ale on chce mnie zatrzymać w Dortmundzie, tak długo jak tylko będzie mógł. Ale po co mu to wszystko? Ma aż tak silne wyrzuty sumienia? Przypomniał sobie, że kiedyś tam spłodził dziecko? To jakaś szopka przed mediami? Kocha mnie? Teoretycznie powinnam zadać mu te wszystkie pytania. Ale nie mam tyle odwagi, aby spojrzeć mu w oczy. Nadal nie rozumiem jego postępowiania. Chyba jestem na to wszystko za głupia... Dotarłam na miejsce. Pierwszą moją lekcją miał być język angielski. Udałam się pod klasę. Na ławce przed nią, spotkałam moją kochaną Olivie. - Hejka. Co porabiasz?- usiadłam obok brunetki, która notowała coś w zeszycie. - Cześć. A bo tak wyszło, że zapomniałam o zadaniu domowym, ale już zkończyłam.- uśmiechnęła się promiennie w moją stronę, po czym schowała do torby notatnik z długopisem.- A ty co dziś taka przygaszona? Coś się stało?- od razu wyczuła nastrój w jakim się znajdowałam. Nie mam pojęcia jak to robiła. To chyba po prostu zwie się przyjaźnią. - Standardowo.- westchnęłam- Pokłóciłam się z ojcem. Jak codziennie. Powinnam przywyknąć, ale nie potrafię. Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane?- zapytałam - Oj Sophie...- powiedziała z politowaniem, obejmując mnie ramieniem.- Pomyśl sobie, że inni mają gorzej. Pracują ciężko za marne pieniądze, w garnkach świeci im pustkami, ciężko chorują albo giną na wojnach. Wbrew pozorom nie masz w cale tak źle. Co prawda pod górkę lecz otaczasz się ludzmi, którzy cię wspierają. Twoi dziadkowie, ja, cała nasza paczka. Pamiętaj o nas. My zawsze ci pomożemy. Nie smuć się już. Zobacz jaka piękna dziś pogoda. Ha, no i wypad nad jezioro...- powiedziała Olivia. Udało się jej. Postanowiłam, że chociaż na chwilę zapomnę. Jej przemówienie dało mi dużo do myślenia. - Olivia, dziękuję. Wiesz nie mam pojęcia co ja bez ciebie bym zrobiła.- pierwszy raz dzisiaj, szczerze się uśmiechnęłam. Przy moich znajomych zawsze czułam się swobodnie, nie musiałam nikogo udawać. Jak na poniedziałek lekcje minęły mi bardzo szybko. Bez rzadnych niespodziewanych kartkówek. Zajęcia zkończyły się punktualnie, o godzinie 15:00. Na 16:00 byłam umówiona na korepetycje z matmy, a o 17:00 miałam być nad jeziorem. Na szczęście słońce mimo września, świeciło jeszcze długo wieczorami. Pożegnałam się z Olivią i udałam się w stronę domu Fabiana, któremu pomagałam z nauką. Po drodze, kupiłam sobie w sklepie kanapkę, która miała odegrać rolę mojego dzisiejszego obiadu. Zanim dotarłam na miejsce, zdążyłam wszystko zjeść i z pełnym brzuchem zadzwoniłam dzwonkiem, do drzwi domku jednorodzinnego. Duży, zadbany ogród rozrastał się na około mnie, a gdzieś za budynkiem zauważyłam bramkę do piłki nożnej. No tak, tym sportem żyło chyba całe miasto. Tylko ja wyglądałam tutaj jak kosmita. Dyscyplina ta nie interesowała mnie wogóle. - Cześć. Proszę wchodz. Dzisiaj zapraszam do salonu. Nie zdążyłem posprzątać w pokoju- w drzwiach powitał mnie 13-latek. Na jego twarzy malowało się małe zakłopotanie. - Hej. Nie ma problemu. Wiem co to znaczy mieć syf w sypialni. Może być salon. Mi to bez różnicy.- dodałam otuchy chłopakowi. On odpowiedział mi na to szerokim uśmiechem. Usiedliśmy na kanapie. Na stoliku leżały potrzebne nam książki i notatnik. Tego dnia przyszło nam się zmierzyć z algebrą. Nie sprawiała mi ona nigdy problemów, więc mogłam pomóc szatynowi. Wyjaśniłam mu wszystkie niezrozumiałe regułki, obliczyliśmy kilka zadań o różnych stopniach trudności. Fabian chyba załapał o co chodzi. Popełniał drobne błędy ale jak na początek szło mu bardzo dobrze. Tak oto minęła prawie cała godzina. Formalności związane z pieniędzmi załatwiałam zawsze z rodzicami mojego ucznia, a że nie było ich aktualnie w domu, mogłam się już po woli zbierać. - Witam wszystkich!- usłyszałam, nieznany mi dotąd męski głos- Halo, jest tu kto?- zapytał wchodząc do pomieszczenia. - Siema, bracie- tym razem odezwał się Fabian- rodzice pojechali na zakupy i raczej prędko nie wrócą.- wytłumaczył - To szkoda bo mam do nich...- przerwał bo dopiero teraz dostrzegł moją postać- sprawę. - Sophie to mój starszy brat Mario, Mario to Sophie moja korepetytorka.- wyjaśnił młodszy chłopiec. Wstałam z sofy. Przerzuciłam torbę przez ramię, po czym skierowałam swoje kroki w stronę nowopoznanego mi mężczyzny. Był wyższy odemnie, miał na głowie brązową czuprynę. Tylko to rzuciło mi się w oczy. Nie przyglądałam się mu za bardzo. Za to on pożerał mnie wzrokiem co mnie lekko zdziwiło. - Miło mi.- podałam mu rękę. Mario odwzajemnił gest ale trzymał moją dłoń trochę za długo niż by wypadało. W porę się opamiętał lecz nadal patrzył się na mnie jakoś dziwne. Może byłam brudna? - Dobra Fabian ja lece.- rzekłam w stronę 13-latka- Powodzenia na sprawdzianie. Do zobaczenia!- pożegnałam się z moim uczniem- Cześć.- zwróciłam się w stronę starszego z braci. - Do zobaczenia!- odpowiedział- Odprowadzę cię do drzwi.- rzekł i poczłapał za mną. Kiedy chwyciłam za klamkę, przerwał ciszę.- Przepraszam za swoje zachowanie. Pewnie masz mnie za jakiegoś zboczeńca ale tak ci się przyglądam bo wydaję mi się, że gdzieś cię już spotkałem.- wyjaśnił. Zrobiło mi się głupio, że tak go w myślach oceniłam. Teraz wydawał się mi sympatyczny. Ale znam go dopiero od 5 minut, więc mogę się mylić. - Wątpie żebyśmy się znali. Pamiętałabym. Sory ale się śpieszę. To cześć.- zakończyłam delikatnie jak tylko mogłam, tą dziwną wymiane zdań i wyszłam. Resztę dnia spędziłam ze znajomymi nad jeziorem. Mimo ładnej pogody woda jak dla mnie nie nadawała się do kąpieli. Razem z Olivią pomoczyłyśmy tylko stopy. Za to Adam, Felix i Matt skakali z pomostu do jeziora. Kiedy oni się bawili jak dzieci my, jako jedyne kobiety w naszym gronie, usmażyłyśmy kilka kiełbasek na przenośnym grilu, który przyniósł Felix. Przekąska się nam udała. Wszyscy zajadali się, aż im się uszy trzęsły. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy. Poprostu dobrze bawiliśmy. Kiedy zaczęło się zciemniać i dostałam gęsiej skórki, posprzątaliśmy po sobie. Felix wracał do domu swoim skuterem. A cała nasza reszta szła pieszo. Miałam to szczęście albo nieszczęście, że mój dom stał najbliżej. Pożegnałam się z przyjaciółmi. Po cichu weszłam do budynku. Drzwi ktoś zostawił otwarte, toteż nie musiałam hałasować kluczami. W holu zostawiłam trampki. Na palcach przeszłam do swoje sypialni. Lisa z Romanem zapewnie już spali, mimo dość wczesnej pory. Była dopiero 22:30. Zmęczona całym dniem wzięłam szybką kąpiel. W pidżamie przygotowałam się do jutrzejszego dnia do szkoły. Po odrobieniu lekcji nie miałam siły na nic. Położyłam się do łóżka, okryłam szczelnie kołdrą aby było mi ciepło i zgasiłam lampkę. Przypomniała mi się jeszcze ta śmieszna sytuacja z brunetem. Ciekawe z kim on mógł mnie pomylić. Nie mam rzadnej innej rodziny w tym mieście. No trudno. Raczej się tego nie dowiem. Miał bardzo urocze dołeczki w policzkach... I tak o to, nawet nie spostrzegłam kiedy Morfeusz porwał mnie w swoje ramiona. **** Kolejny leci w wasze ręce. Już mniej tajemniczy :) czekam na wasze opinie, mam kolejny rozdział już gotowy, więc jak będzie najmniej 7 komentarzy= next.
Świetny rozdział <3 czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńDobra wpadłam tu przypadkowo, zostaje. Chciałabym powiedzieć że piszesz bardzo lekko, masz talent, naprawdę. Ja czytałam pierwszy rozdział to gdzieś tam w głowie pojawiła się taka myśl że to może być Romek i bach jest. No dobrze, Fabian to brat Mario który myśl że gdzieś widział Sophie, ja się wcale nie dziwie że ją gdzieś widział przecież gra z jej ojcem w jednym klubie, a geny robią swoje. Ja na jej miejscu naprawdę pogadałabym z Lisą i z Romkiem, ja wiem że on ją zostawił i o niej nie pamiętał a teraz jak przyszło co do czego to wziął ją do Dortmundu. Niech pogada.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuje
Werooooo.....
Ps. Serdecznie zapraszam nadzien-dobry.blogspot.com
No, no, przyznam szczerze, że oczarował mnie Twój styl pisania. Wszystko jest takie klarowne, niczego nie trzeba się domyślać. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to brak przestrzeni między dialogami. Mam na myśli, że wszystko piszesz w jednym ciągu. Mi to nie przeszkadza ale uważam, że jeszcze lepiej by się czytało gdybyś robiła odstęp między wypowiedziami. Nie potraktuj tego jako jakiś hejt czy coś. Po prostu chcę dobrze doradzić:)
OdpowiedzUsuńNo, a co do rozdziału. Naprawdę ciekawy. Szczerze powiedziawszy to mnie osobiście Sophie wkurza nieprzeciętnie. Ja rozumiem, że ojciec ją zawiódł kiedyś. I, że nie miała łatwego dzieciństwa ale mimo wszystko Roman chciałby to naprawić. Jeśli ona nie przestanie się nad sobą użalać to nic z tego. Powinna spróbować chociaż odbudować, albo dopiero zbudować tę relację między córką, a ojcem. No i Lisa. Jej też powinna dać szansę. Jej babcia dobrze mówi. Nie powinna jej od razu skreślać. Przecież, akurat ona w niczym tu nie zawiniła. Ba! Dla mnie wydaje się spoko babką ;) Może to dlatego, że w rzeczywistości darzę sympatią partnerkę Romka, a może po prostu w tym opowiadaniu już do mnie pozytywnie przemawia. Sama nie wiem! ;)
Dobra, ja już więcej nie przedłużam. Na koniec jeszcze zapraszam do siebie, jeśli będziesz miała chwilkę czasu ;) Buziaki,
Xx
http://marcinho11.blogspot.com/
Łoo... Kolejny boski rozdział.
OdpowiedzUsuńNie przestajesz mnie zadziwiać dziewczyno.
Cały czas się zastanawiam ile lat i jak nazywa się główna bohaterka.
Błagam napisz w końcu. Nie umiem tak czytać, jeśli nie wiem.
Ale z racji tego, że świetnie piszesz i bardzo podoba mi się twój styl pisania to zostaję i czytać będę dalej!
Co do rozdziału... Naprawdę świetny.
W końcu dowiedziałam się jak się nazywa ojciec bohaterki. Roman i Lisa? Jakoś niespecjalnie się ich spodziewałam.
Co prawda rozumiem główną bohaterkę, ale powinna dać szansę Lisie i swojemu ojcu. Widać było, że Lisa chce znaleźć wspólny kontakt z dziewczyną. Ale ta nie chce. Myślę, ze źle postępuje. Powinna chociaż spróbować ;)
Czekam na nn. ;))
Buziaczki... ;** <3
No proszę, zagadka rozwiązana. Roman i Lisa idealnie pasują do tej roli, a spotkanie z Mario... Cudowne! Kochana nie mogę się nadziwić jak dobrze piszesz. Z niecierpliwością czekam na next ;)
OdpowiedzUsuń;**