niedziela, 27 lipca 2014

ROZDZIAŁ 5-,, Powtórzymy to?"

Szła chodnikiem,tanecznym krokiem. Jej celem była świątynia tutejszych kibiców, w skrócie nazywana SIP. Tam pracował jej ojciec, który właśnie ćwiczy na treningu. Powinna być zła, naburmuszona. Lecz wyjątkowo dzisiaj czuła się, jak uczeń, który kroczy do domu z wzorowym świadectwem ukończenia szkoły. Co mogło być przyczyną etuzjazmu dziewczyny? Może pogoda... Słońce świciło wysoko na niebie, ogrzewając przechodniów. Po wczorajszej ulewie i wietrze, nikt by się takiego zjawiska nie spodziewał, chyba, że meteorolodzy. Co sprawiło nastolatce taką radość we wtorek? Uczniowie zachowują się podobnie, opuszczając mury szkoły w piątki. Zresztą wczesna pora i ubiór blondynki nie wskazywał na to by akurat wracała z tego budynku. Jej rozpuszczone włosy delikatnie powiewały muskane przez przyjemny wiaterek. Miała na sobie białą, luźną koszulę z guzikami i kołnierzykiem, lecz rękawy zostały podwinięte, aż za łokieć. Do tego dopasowane do jej chudych nóg, czarne rurki. Właśnie w nie, schowana była wyżej opisywana część garderoby. Przez ramię miała przerzuconą skórzaną kurtkę. Zapewne wzięła ją ze sobą, rano, kiedy wybiegała w pośpiechu z domu, aby zdążyć na zajęcia. Cały galowy komplet dopełniały krótkie glany, w kolorze spodni, sięgające do połowy łydki. A co sprawiło, iż dziewczyna właśnie w takim stroju musiała się zaprezentować w szkole? Testy próbne. Dzisiaj uczniowie mieli szanse, pochwalić się swoją wiedzą o społeczeństwie, jezyku niemieckim oraz histrorii swojego państwa. Dla Sophie, bułka z masłem. Kiedy wszyscy skończyli pisać, jak co roku, grono pedagogiczne, pozwoliło udać się młodzieży do domów. Blondynka niestety zapomniała kluczy od domu, o czym poinformował ją ojciec sms-em jeszcze kiedy przebywała w szkole. Jego treść brzmiała następująco: ,, Córeczko, chyba zapomniałaś o kluczach. Bez sensu, żebyś siedziała pod zamkniętymi drzwiami. Wpadni na stadion". Normalnie Sophie wściekłaby się na wiadomość, że musi odwiedzyć ojca w pracy, jakby nie mógł schować tych kluczy na przykład pod wycieraczką. Tylko dzisiaj dziewczyna miała w sobie sporo empatii. Ktoś, kto nie znałby jej , mógłby powiedzieć, że jest optymistką. I właśnie tak dzisiaj się czuła. Jak beztroskie dziecko. Czy miało się to dziś zmienić? Czy ktoś, chciałby wyprowadzić ją z równowagi? Tym czasem zielonooka, przez swoje słuchawki, dała się porwać melodii kolejnych piosenek. Jej spacer trwał około pół godziny. Przy odrobinie chęci, przeszłaby ten dystans dwa razy szybciej, ale dzisiaj nigdzie się jej nie śpieszyło. Nawet nie zauważyła, kiedy wyrósł przed nią obiekt sportowy. Mimo, że jest córką piłkarza z głównej jedynastki, pierwszy raz widziała to miejsce na żywo. Zawsze omijała je szerokim łukiem. Nienawidziła piłkę nożną. Chociaż dzisiaj wszystko było dla niej piękne, to nie oszalała. Trzymała się twardo swoich zasad. Piłka nożna to zło, w tym wypadku konieczne. Przeszła przez szklane drzwi, po czym znalazła się w przestronnym pomieszczeniu, w którym stała skórzana kanapa, automat z napojami i biurko a za nim, ochroniarz.
*** oczami Sophie***
- Dzień dobry. Ja przyszłam do taty.- powiedziałam, wyłączając muzykę w telefonie.
- Witam.- przewitał się dość oschle- Młoda damo, takich jak ty mamy tu na pęczki. Do taty, wujka, kuzyna... Tylko dziadka nam brakuje.- westchnął znudzony.
- Współczuję panu.- rzekłam szczerze- Nazywam się Sophie Weidenfeller. Tata miał wręczyć mi klucze od domu, bo zapomniałam ich rano.- uśmiechnęłam się. Wydawało mi się, że mężczyzna intensywnie myślał i wacha się czy mnie wywalić czy przepuścić dalej, więc zadziałałam.
- Mogę panu pokazać legitymację...- wzruszyłam ramionami.
- Ułatwiłabyś mi wtedy zadanie.- usłyszałam. Wyjęłam z torby dokument i wręczyłam ochroniarzowi. Zdziwił się, nawet bardzo. Spojrzał jeszcze raz na mnie i na zdjęcie. Kiedy ojciec zabrał mnie do Dortmundu, prasa często pisała o nas, uważali mnie za wpadkę bramkarza. Po jakimś czasie wszystko ucichło. Ludzie w tym mieście żyją tym klubem, co sprawia, że interesują ich również rodziny piłkarzy. Na szczęście jeszcze nikt na ulicy mnie nie rozpoznał. Nie musiałam się chować przed kibicami. Poprostu nie udzielałam się publicznie, przez co moja twarz pozostała nieznana.
- Teraz mi pan wierzy?- zapytałam, chociaż znałam odpowiedz.
- Oczywiście.- uniósł delikatnie kąciki ust- To twoja przepustka, idz cały czas prosto, a trafisz na murawę.- wręczył mi karteczkę i wskazał kierunek. Przypiełam identyfikator, na którym było napisane ,, VIP", do kieszeni od spodni, aby nie musieć co chwile go wyjmować. Szłam długim korytarzem, mijając po bokach wiele drzwi i innych korytarzy. W duchu cieszyłam się, że droga, którą przyszło mi iść, nie jest skomplikowana. W pewnym momencie korytarz zaczął się rozszerzać, a na jego końcu zauwarzyłam trawę oraz trybuny. Piłkarze stali w równym rzędzie, przy lini boiska, a przed nimi ich trener. Sportowcy zwróceni byli twarzami w moją stronę lecz tylko trzech ostatnich z szeregu mogło mnie dostrzec, ponieważ reszta stała poza szerokością wejścia do tunelu.
- ... a teraz 20 minut przerwy.- zażądził szef i skierował swoje kroki do korytarza, w którym nadal stałam.
- Dzień dobry, ja...- zaczęłam.
- Dobry, dobry... Ty zapewne do taty.- szczerze się uśmiechnął.- Oczy masz ojca, ale cała reszta skóra zdjęta z matki...- dokończył. Osłupiałam.
- Pan znał moją mamę?- zapytałam zszokowana.
- Niestety nie. Ale uwierz, że wiem o niej bardzo dużo.- nic z tego nie rozumiałam- Widzisz, do każdego piłkarza podchdzę indywidualnie. Twój tata miał w sobie wielki talent i potencjał ale blokowała go tragedia, która was spotkała. Często mówią mi, że minąłem się z powołaniem i powinienem być psychologiem.- zaśmiał się głośno- Udało mi się pomóc Romanowi. Wiem, jak bardzo za tobą tęsknił...- dokończył. W tym momencie nie potrawiłam złożyć sensownego zdania. Nikt w tym mieście nie rozmawiał ze mną o matce, a tu spotykam obcą dla mnie osobę, a ona wie o mnie bardzo dużo. To dziwne uczucie.
- Ja... Pan... Ale...- westchnęłam zła, że robię z siebie idiotkę.
- Spokojnie- powiedział trener. Nawet nie wiedziałam, jak się nazywa.- Przepraszam nie powinienem wspominać o twojej matce. Sam swoją straciłem, i wiem, jak drażliwy dla mnie był ten temat. Pamiętaj, że zawsze jest lepiej wygadać się komuś nieznajomemu. Pomaga.- położył rękę na moim ramieniu.
- Nie, nie chodzi o to.- zaprzeczyłam- Zdziwiło mnie, że wie pan o mnie, aż tyle.- wyjaśniłam.
- Wiem o wiele więcej, moja droga.- znowu się uśmiechnął, jak dobry wujek- Chłopcy często się mi zwierzają, kiedy coś ich trapi. Romek bardzo cię kocha i chce dla ciebie, jak najlepiej. Rozumiem też twoją sytuację. Nie mówie, że powinnaś wpaść ojcu w ramiona po tylu latach. Ale ja na twoim miejscu spróbowałbym zbudować tą więź między wami na nowo.- rzekł. Trener nie faworyzował taty, był obiektywny. Znowu mnie zadziwił. Myślałam, że będzie bronił ojca.
- Dziękuję za radę, ale... nie wiem czy skorzystam- przygryzłam dolną wargę.
- To twoje życie i nie zamierzam włazić w nie z butami.- szybko wyjaśnił- Ty musisz nim pokierować. Zrobisz co będziesz chciała, ale przemyśl to jeszcze...- dodał. Pokiwałam twierdząco głową.- Nie zatrzymuję cię dłużej. Idz do ojca.- wskazał gestem dłoni na murawę, po czym odszedł. Nie zdążyłam się pożegnać ani nawet podziękować za rozmowę. Poczułam wielki respekt do trenera Borussii. Wielki i mądry człowiek, wywnioskowałam to już po pierwszej rozmowie. Nadal lekko oszołomiona, skierowałam swoje kroki na boisko. Gdy stałam już na trawie, mogłam przyjrzeć się, jak słynne Pszczółki zachowują się na przerwach. Jedni leżeli na ziemi, inni siedzieli na fotelach przeznaczonych dla rezerwowych zawodników, popijając zimnymi napojami. Jednak wszyscy byli wymęczeni przez trenera. Pot spływał po niektórych strumieniami, inni zaś ciężko oddychali. Muszą harować na treningach, aby mieć kondycję na meczach. Nie rozpoznałam zbyt wielu twarzy. Udało mi się, dostrzec tatę na ławce, w otoczeniu znajomych mężczyzn, którzy odwiedzili nas wczoraj. Czułam na sobie ciekawskie spojrzenia z każdej strony, nawet z trybun. Siedziały na nich trzy kobiety, zapewne partnerki sportowców. Udawałam, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Z gracją pokonałam dystans dzielący mnie z rodzicem.
- Hej!- powiedziałam w stronę Kuby, Łukasza, Reusa i Maria. Brakowało Nevena.
- Siemka!- odpowiedział mi chórek, uśmiechając się.
- No to jestem.- oznajmiłam w stronę ojca. Siedział na przeciwko mnie.
- Musimy pogadać...- rzekł, wstając z miejsca, które zajmował.
- To zapowiada się ciekawie...- uniosłam brwii. Panowie, z którymi wcześniej się przewitałam wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Chodz.- szłam z nim ramię w ramię, znaczy teoretycznie, bo praktycznie to nawet moje glany nie pomogły mi, zrównać się z tatą.- Bo jest taka sprawa...- wyglądał na zdenerwowanego. Weszliśmy do tunelu, w którym wcześniej miałam okazję, poznać Czarodzieja z Dortmundu. Tam nikt nie mógł nas podsłuchać.- Chciałbym abyś była dziś na kolacji. Lisa upiecze kurczaka z ziołami, tak jak lubisz...- myślał, że przekupi mnie marnym ptakiem?
- Niby z jakiej okazji?- zapytałam od nie chcenia. Wyczułam, że chodzi o coś ważniejszego.
- Rodzice Lisy chcieliby nas poznać. Ciebie i mnie.- zaakcentował ostatnie słowo. Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Czy to ukryta kamera?
- I co mnie to obchodzi?- byłam zdziwiona i nie ukrywałam tego.
- Sophie, proszę cię. Jeden posiłek. Nie wymagam od ciebie nie wiadomo czego...- mówił.
- To jest śmieszne!- prychnęłam- Nie znoczę Lisy i mam poznać jej rodziców? Po co? A może ja nie mam ochoty ich widzieć, a co dopiero z nimi rozmawiać?- uniosłam głos.
- Nie, nie lubisz Lisy. Ty nie chcesz jej polubić! Daj jej szansę!- teraz to i on krzyczał. Jak zwykle wyprowadziłam go z równowagi.
- I co jeszcze?! Może mam do niej mówić mamo?!- zaśmiałam się- A do jej rodziców babciu i dziadku?!- nie obchodziło mnie czy ktoś słyszał naszą wymianę zdań. Nie panowałam nad sobą. Cały entuzjazm, który miałam w sobie od rana, wyparował.
- Dlaczego ty to wszystko utrudniasz?!- złapał się za głowę.
- Chyba taką mam już naturę- mówiłam już opanowanie- Odkąd pamiętam jestem wrzodem na dupie, dobrze o tym wiem. Nie musisz mnie uświadamiać. Daj mi te pieprzone klucze.
- To nie tak. Źle mnie zrozumiałaś.- zaczął szybko wyjaśniać.
- Daruj sobie.- przerwałam mu.- Przenocuje u Olivii. Będzieci mieli chate wolną, tylko daj mi klucze.
- Przeciesz nikt cie nie wygania z domu- złapał mnie za ręce.
- Nie dotykaj mnie.- wyrwałam się- Róbcie co chcecie, mam to w dupie.
- Mogłabyś się lepiej wyrażać- zauważył- Ostatni raz proszę, to naprawdę dużo dla nas znaczy. Dla mnie i Lisy. Zrób krok w naszą stronę. Cały czas się oddalacz...- patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał w nich coś zauważyć. Na przekór jego słową zrobiłam krok w dal, zwiększając dystans między nami.
- Dostanę te klucze? Czy mam iść prosto do Olivii? Miałam w planach zabrać sobie jakieś ciuchy na zmianę.- powiedziałam nie wzruszona. Ojciec cicho westchnął i zniknął za jakimiś drzwiami. Chyba była to szatnia. Wreszcie poszedł po klucze. Oparłam się plecami o chłodną ścianę i przymknęłam oczy.
- Kurwa...- oznjamilam sama do siebie. A dzień zapowiadał się całkiem fajnie. Rodzice Lisy... i co jeszcze? Nie ma takiej opcji żebym została dziś wieczorem w domu. Ale cały czas w głowie miałam słowa trenera o daniu szansy, i do tego ostanie zdanie taty. On chyba na prawdę to wszystko przyżywał...
- Wszystko w porządku?- przed sobą ujrzałam postać Goetzego. Miał lekko zaniepokojoną minę. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Gdyby był to ktoś inny skłamałabym bez wachania. Ale nie chciałam okłamywać Maria.Tak na prawdę nic w porządku nie jest od dawna, jeśli chodzi o moje życie. Uśmiechnęłam się przepraszając w jego stronę.
- Nie Mario. Ale przywykłam. Co u ciebie?- zapytałam, co prawda widzieliśmy się zeszłego dnia.
- Sophie, mogę jakoś pomóc?-powiedział z troską.
- Mario...- westchnęłam- Nie zaprzątaj sobie tym głowy, ok? Nie warto.
- Widzę, że coś jest nie tak.- zauważył.
- Tylko pokłóciłam się z ojcem. Chleb powszedni.- wzruszyłam ramionami.
- Na pewno?- dopytywał. Martwił się o mnie. Osobie której prawie nie znam tak na mnie zależało... Dziwne.
- Tak.- pokazałam szereg ząbków.
- Ładniej ci z tymi dołeczkami w policzkach. Musisz częściej się uśmiechać.- o czym on gada?
- Mario, zmień dilera.- zmrużyłam oczy. Piłkarz wybuchnął śmiechem.
- Właściwie to przyszedłem tu w pewnej sprawie...- dziś słyszałam już podobne słowa.- Może chciałabyś pójść ze mną do kawiarni? Na kawę z ciastkiem.- prawie wyrecytował. Zastanawiałam się co mu odpowiedzieć. Z jednej strony coś mnie do niego ciągnęło, mógłby być dobrym przyjacielem. Z drugiej strony tata popsuł mi humor...
- Dobra. Tylko o 16 mam korki z twoim bratem...- poinformowałam sportowca, który promiennie się uśmiechał.
- Będę po ciebie o 17, pod moim domem? Pasuje?- zaproponował.
- Ok.- uniosłam kąciki ust ku górze. Wtedy z szatni wyszedł mój ojciec.- To do zobaczenia.- szybko się pożegnałam, nie czekając na odpowiedz i ruszyłam w stronę rodzica. Stanęliśmy na przeciwko siebie. Ojciec w ręce trzymał prządany przedmiot. W jego oczach widziałam... ból. Kiedy w nie patrzyłam, miałam ochotę skoczyć z mostu. Pośpiesznie odwróciłam wzrok.
- Mogę?- wyciągnęłam dłoń.
- Przykro mi.- tylko tyle usłyszałam z jego ust. Wręczył mi klucze. Bez żadnego słowa wyminęłam go i szłam ku wyjściu.
*** jakiś czas później***
Siedziałam na krześle obotowym w pokoju Felixa. Chłopiec poszedł do kuchni, po szklanki z sokiem pomarańczowym. Miałam na sobie białą bluzkę z krótkim rękawem, i kieszonką. Do tego bordowe rurki. W korytarzu zostawiłam skórzaną kurtkę i glany. Przy mojej nodze leżała torba, a w niej strój galowy na jutro. Moja koleżanka od razu zgodziła się mnie przenocować, a jej rodzice bardzo mnie lubią, więc nie robili nam problemów. Po wizycie na stadionie nie kontaktowałam się już z ojcem. Emocje dopiero opadły, ale nie zmieniłabym swojej decyzji. Cieszę się, że Mario zaproponował mi wspólne wyjście, ponieważ bardzo go lubiłam. Czemu nie poznać by go lepiej?
-Proszę.- młodszy Goetze wręczył mi szklankę z napojem, z której upiłam łyk. Widziałam jak Felix ciężko wzdycha, siadając obok mnie.
- Nie masz dziś ochoty na matematykę?- zaśmiałam się.
- Nie, to nie o to chodzi.- zaczął.- Bo miałem w planach wyjść później z kolegą, a mama jak zwykle ma 100 argumentów na to, że nie mogę nigdzie iść.- wyjaśnił. To troche dziwne. Dobrze wiedziałam, jak Felix może się czuć.
- Wiesz, znam ten ból. Tylko, że mam tak z ojcem. Nawet gorzej.- powiedziałam, odstawiając szklankę na biurko.
- Mama zawsze się czepia- żalił się.
- Martwi się o ciebie.- zauważyłam.
- Przesadza, przeciesz nie mam 10 lat.
- Ile ja bym dała, żeby mama się mnie czapiała, nawet teraz, kiedy mam 17 lat...- rozmażyłam się.
- Jak to...- chłopiec nie rozumiał.
- Nie pamiętam swojej matki. Byłam mała kiedy zmarła.- wyjaśniłam- Felix, masz ogromne szczęście, że wychowujesz się w pełnej rodzinie. Mama i tata cię kochają. Spotkał cię wielki dar, pielęgnuj go.- skąd we mnie tyle mądrych słów? Chyba prosto z serca.
- Nie wiedziałem. Przykro mi.- dodał- I dzięki, teraz będę patrzył na rodzinę z innej perspektywy. Zaczęliśmy lekcje. Kilka zadań. 60 minut zlekciało nie wiem kiedy. Felix odprowadził mnie do korytarza, a tam spotkałam jego rodzicielkę. Goetze wpadł matce w ramiona.
- Kocham cię.- powiedział
- I tak nigdzie cię nie puszczę- gospodyni domu zaśmiała się lecz odwzajemniła uścisk.
- Nie chcę już iść. Możemy obejrzeć jakiś film razem...- zaproponował.
- Sophie, musisz do nas częściej wpadać. Nie dość, że mój syn ma lepsze oceny to zmieniasz go na lepsze.- chwaliła mnie.
- Nie przesadzajmy. Felix to mądry chłopak. Praca z nim to przyjemność. Dowidzenia.- uśmiechnęłam się i wyszłam. Chyba zaliczyłam dobry uczynek. Przed domem Felixa stał samochód jego brata. Bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę i już po chwili zajmowałam miejsce pasażera.
- Hejka.- rzekłam, zapinając pas bezpieczeństwa.
- Cześć i jak tam mój braciszek się spisuje?- zapytał, odpalając silnik.
- Bardzo dobrze, nie długo nie będę mu potrzebna.- rzekłam zgodnie z prawdą.
- To może ja się zapiszę.
- Oj Mario, Mario jak ty coś powiesz...- zaśmiałam się.
- Widzę, że już lepiej?- zapytał, oczywiście o moje samopoczucie.
- Przy tobie zawsze, jesteś bardzo pocieszny- wyjaśniłam.
- To musimy się częściej spotykać- rzucił.
- Uważaj, bo wezmę to jak zaproszenie.- zauważyłam.
- Byłoby miło.- rzekł. Tak minęła nam droga do kawiarnii. Goetze co chwilę mnie rozśmieszał. Nie było mowy o napiętej atmosferze. Miejsce, do którego zaprosił mnie piłkarz, było urządzone z gustem. Zajeliśmy stolik, na uboczu aby nie rzucać się w oczy. Zamówiliśmy po latte i szarlotce. Moje ulubione ciasto.
- Największy przypał w moim życiu? Hym...- musiałam się zastanowić.- Trochę tego było. Kiedyś w Monachium, późnym wieczorem nudziło mi się. No i jeździłam na rowerze. Wpadłam na genialny pomysł, żeby poćwiczyć nowy trik. Można powiedzieć, że skakałam po dachach samochodów.
- Ty? Nie wierze.- pokiwał przecząco głową.
- No ja. Przyuważyła mnie taka kobieta i przed nią uciekałam.- zaśmiałam się na przypomnienie tej sytuacji- Udało się. Potem się okazał, że była to moja nowa sąsiadka. Na szczęście mnie nie poznała.- zakończyłam. Sportowiec wybuchnął śmiechem.
- Nie potrafię sobie tego wyobrazić.- rzekł.
- To masz słabą wyobraźnie.- zauważyłam, poczym upiłam łyk kawy, którą przed chwilą doniosła kelnerka. Spędziłam miły wieczór. Piłkarz wiele mi o sobie opowiedział. Dowiedziałam się, że oprucz piłki nożnej, trenuje również boks. Obiecał, że kiedyś zabierze mnie na trening. Będę trzymać go za słowo. Niestety przed 20 musieliśmy się zbierać, ponieważ właśnie przed 8 miałam być u Olivii.
- Zauważyłem, że między tobą a Romanem, że tak powiem, często iskrzy.- zauważył, sprawnie wyjeżdżając z parkingu.
- Spostrzegawczy jesteś.- rzekłam z sarkazmem.
- Wiem.- zaśmiał się.
- Tak to prawda. Ale nie psujmy sobie humorów.- odpowiedziałam.
- Jak chcesz. Powtórzymy to?- zapytał.
- No fajnie by było.- uśmiechnęłam się. Byliśmy już pod domem mojej przyjaciółki, przyszedł czas na rozstanie.- Dzięki Mario, było super. Na prawdę.
- Sophie, myślisz, że między nami mogłoby być ,,coś"?
-Ja już mam ciebie za przyjaciela.- wyznałam.
- Aaa... No... pewnie. Ja ciebie też. Przyjaciółka...- zamyślił się.
- Dobranoc.- pocałowałam Goetzego w... policzek.
- Dobranoc.- rozpromienił się. Wyszłam z samochodu. Pomachałam klubowej 10 i skierowałam kroki w stronę wejścia na posesję...


****
Kolejny rozdział, jeszcze ciepły :) miało być trochę inaczej ale jest jaki jest.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Jesteście wielkie. Mnie też denerwuje zachowanie Sophie, ale tak to wszystko zaplanowałam, że musicie uzbroić się w cierpliwość. Pozdrawiam :*

9 komentarzy:

  1. Ach, genialny! :**
    Mario *.*
    Dlaczego tylko przyjaciele?? ^^ Jestem bardzo ciekawa jak dalej się to wszystko potoczy.. No i Kloop dobrze mówi, niech Sophie postara się dogadać z ojcem.
    Pisz szybko kolejny! :**
    Pozdrawiam gorąco:**

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział *.*
    Czekam na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :) ciekawa jestem co będzie między Mario i Sophie :)
    Mam nadzieję , że Roman i Lisa znajdą wspólny język z dziewczyną :)
    Czekam na nowy i zapraszam do mnie :)
    http://tyijanaszahistoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej. Kolejny rozdzial, ktory dzisiaj czytalam tak mnie wciagnal.
    I jeszcze ta koncowka... Boska <3
    Rozumiem Sophie, ale uwazam, ze jednak powinna zrobic ten krok w strone Romna i Lisy.
    Troche to smutne, ale takie juz jest.
    Jestem bardzo ciekawa co bedzie dalej pomiedzy Sophie, a Mario.
    Mario... Zakochal sie?
    No niezle.
    Niecierpliwie czekam na nn. ;))
    Przepraszam za jakiekolwiek bledy, ale znow czytam z tel.
    Ale chyba lepsze to niz nic.

    Buziaczki... ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Na temat Sophie to się wypowiadać nie będę, bo mój komputer mógłby ulec przypadkiem uszkodzeniu.
    Jestem ciekawa uczuć Mario, no po prostu umieram z ciekawości.
    No ale nic pozostało mi czekać na następny rozdział:)
    Dziękuję za komentarz u mnie:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem strasznie ciekawa uczuć Mario co do Sophie :) Dlatego czekam na dalsze rozdziały ;D Mam też nadzieję, że da ona szansę Romanowi i spróbuję odbudować z nim relację :) Czekam na rozwój wydarzeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No kurczaczki :/
    A mi się wydaje, że coś może z tego wyniknąć...
    Przeczytałam wszystkie rozdziały i bardzo mi się podobają :)
    Życzę weny i zapraszam do siebie : http://z-pamietnika-fanatyczki.blogspot.com/
    Szalona Fanatyczka

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurcze, już myślałam,że będzie dobrze a tu znowu się między nimi porobiło....Ciekawe kiedy w końcu Sophie się otworzy : ) Szkoda, że zgasiła Mario tym, że są przyjaciółmi, mam nadzieję, że jeszcze zmieni zdanie. Byliby fajną parą, tym bardziej, że Goetze tak słodko się o nią martwi : D

    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, poinformuj mnie o nim proszę :)

    Pozdrawiam : *

    OdpowiedzUsuń