Dzisiaj wreszcie zobaczę Marcela. Co prawda będzie to bardzo krótkie spotkanie, ponieważ jego drużyna do Dortmundu wpada, jak burza. Jednak mam nadzieję, że znajdzie dla mnie chwilkę po meczu. Czuję, jakbym go wieki nie widziała. Takie myśli towarzyszyły mi od początku dnia. W szkole jak i w skateparku. No właśnie. Razem z Adamem, Felixem, Mattem i Olivią doszliśmy do wniosku, że trzeba łapać ostatnie promyki słońca tego roku i nie tracić ani chwili. Także każdy z nas przyjechał na swoich pojazdach już pod znienawidzony przez wielu uczniów budynek, rankiem. Chłopcy zabrali deskorolki, a ja z przyjaciółką rowery. Po skończonych zajęciach, zawitaliśmy szybko do baru z kanapkami robionymi na wynos. Cały prowiant przewieźliśmy do parku. Tam zaczęliśmy go spożywać.
- Ej, macie może już zadanie z matmy, na jutro?- zapytał Adam, kończąc swoją kanapkę z szynką i serem.
- Już na lekcji zrobiłam.- powiedziałam, wyciągając nogi przed siebie.
- Oooo, Sophie jak ja cię kocham...-zaczął się mi podlizywać.
- No wiesz... Coś za coś...- zauważyłam. Wszyscy do okoła wybuchnęli śmiechem- No co za zboczeńcy!- prychnęłam.
- Przecież nikt nic nie mówi.- krztusił się swoim posiłkiem Felix.
- Wróćmy do tematu. Ok. Co byś chciała?- spojrzał na mnie poważnie Adam.
- Pożyczysz mi deske i nauczysz jakiegoś triku.- zaproponowałam. Podstawy jazdy na desce znałam, ale zawsze wolałam swój rower.
- Spoko.- wzruszył ramionami. Chyba spodziewał się trudniejszych do spełnienia, zadań. Wyjęłam z plecaka niebieski zeszyt, po czym wręczyłam go blondynowi.
- Tylko jak nie zdasz matury to nie miej do mnie pretensji.- po tym komunikacie oddałam mu notatnik.
- O mnie się nie martw.- uśmiechnął się i zaczął kopiować moje obliczenia. Reszta zebranych miała bardzo powolne ruchy. Olivia delektował się swoją kanapką, jak drogim łososiem na parze. A Matt i Felix siedzeli obok rozmyślając, Bóg wie o czym.
- Ludzie, co z wami? Wyglądacie, jakbyście nie mieli w sobie energii...- rzuciłam, związując włosy w kitkę, aby nie przeszkadzały mi na rampach.
- Jem.- odpowiedziała moja przyjaciółka z pełną buzią.
- Masz rację.- wróciła na ziemię, dumająca dwójka. Migiem zabrali sprzęt i już popisywali się w powietrzu. Ja założyłam ochraniacze na kolana. Nie znosiłam ich, toteż nigdy nie były przezemnie używane, ale nie miałam aż takiej wprawy w robieniu trików na deskorolce, a rower to jednak co innego.
** w tym samym czasie, po drugiej stronie parku**
- Mario, po co to wszystko?- zapytał zniecierpliwiony blondyn.
- Oj nie jęcz. Zgodziłeś się dobrowolnie tu przyjść.- zauważył, udając, że czyta jakieś czasopismo. Tak na prawdę cały czas patrzył przez swoje przeciwsłoneczne okulary, na uroczą dziewczynę z grupą znajomych.
- Myślałem, że idziemy się przejść, a nie, że będziemy śledzić wybrankę twojego serca.- ciężko westchnął, poprawiając swój fullcap.
- My jej nie śledzimy. Wspominała mi, że tu będzie. Nie ciekawi cię co oni tutaj wyprawiają?- mówił to wszystko zciszonym głosem. Mimo, że siedzieli daleko od obiektu zainteresowania, nie chciał zostać rozpoznany. Bardzo wczuł się w swoją rolę.
- No nie wiem...- udawał, że intensywnie myśli- O! A może spędzają wolny czas w sakteparku? Mario, idę do domu.- chciał już wstać, kiedy przyjaciel szarpnął go za rękę, tak, że ponownie usiadł.
- Uważaj, bo nas zdradzisz! Popatrzymy co umieją. Na pewno zaraz zaczną...- zepewniał mężczyzna z ciemniejszą karnacją.
- Raczej co ona umie...- rzucił zły Reus.
- Patrz zakłada nakolanniki. Chyba zaraz zaczną!- nawet nie próbował ukryć swojej ekscytacji.
- Wow... Fascynujące. Mario, nie popadasz w opsesję?- zadał pytanie piłkarz.
- Głupi jesteś- szturchnął go w ramię.
-Powiedzał ten, co czyta gazetę do góry nogami.- wybuchnął śmiechem, wyższy sportowiec.
- To świadczy o moim geniuszu. I ciszej bądz, bo nas zdemaskują!- pośpiesznie obrócił czasopismo tak, jak powinien je trzymać.
******
- Skończyłem!- ogłosił triumfalnie Adam.
- Schowaj zeszyt do mojego plecaka.- powiedziałam. Przyjaciel spełnił moją proźbę, po czym od razu znalazł się obok mnie.
- To co byś chciała umieć...- zaczął blondyn.
- Wiesz, może ty coś zaproponuj. Ale na dobrym poziomie, a nie dla amatorów.- uśmiechnęłam się. Po chwili chłopak jeździł już po rampie.
- Dobra. To pokaż mi jeszcze raz ten wyskok z rampy, przewrot w powietrzu i tak dalej.- Adam posłusznie, powtórzył swój wcześniejszy wyczyn. Uważnie się mu przyglądałam. Nawet Matt z Felixem zajęli miejsca obok Olivii, aby lepiej widzieć moje poczynania z deską.
- I co, próbujesz?- zapytał, wręczając mi swój pojazd ale myśle, że dobrze znał moją odpowiedz.
- Bez ryzyka nie ma zabawy.- oddaliłam się od przyjaciół. Wzięłam rozbieg, już po chwili stałam na deskorolce, która kierowała mnie na szczyt rampy. Kiedy dotarłam do celu, udało mi się zrobić salto w powietrzu i wylądować na ziemi. Ale zabrakło mi prędkości aby doończyć mój wyczyn. Poprawnie wykony zostałby, gdybym po krótkim odcinku jazdy, ponownie zrobiła salto. Z niezadowoloną miną, podjechałam do przyjaciół.
- No Sophie, nieźle, nieźle...- pochwalił mnie Matt.
- Nie wyszło mi. Adam, pokaż jeszcze raz.- zarządałam. Po krótkim pokazie, już chciałam spróbować ponownie, kiedy Felix mnie zawołał.
- Weź mój kask.- rzucił nim w moją stronę.
-Nie wierzysz we mnie?- uniosłam brew.
- To dla twojego bezpieczeństwa.- wyjaśnił. Wiedziałam co myślał. Ale takie coś dodawało mi tylko motywacji. Chęć pokazania innym, że też potrafię. Dla spokoju założyłam plastikowe nakrycie głowy. No i mamy replay. Udało się! Wszystko zrobiłam tak, jak mój przyjaciel. Ale tam gdzie on wykonał po jednym salcie, ja zrobiłam dwa dzięki dłuższemu rozbiegowi. Stanęłam uśmiechnięta od ucha do ucha przed znajomymi. Olivia nic nie mówiła. Znała moje możliwości. Tak, jak ja jej.
- Dzięki- oddałam Adamowi deskę, a Felix otrzymał swój kask.
- Szacun...- chyba był w szoku.
- Brawo!- zawył Matt, unosząc kąciki ust ku górze.
- To co, zjadłaś?- zwróciłam się do przyjaciółki.
- No pewnie. Chodz po rower.- zachęciła mnie gestem ręki.
*****
- Widziałeś to?!- krzyknął Mario szarpiąc, przyjaciela za ramię.
- Bluzę mi rozciągniesz.- odsunął się, zielonooki- Ona z tego chyba nie była zadowolona...- spostrzegł- Zobacz, podchodzi drugi raz.- całe widowisko, chyba w końcu wciągnęło mężczyznę. Kiedy blondynka w kasku ,, wyladowała ostatecznie na ziemi" panowie nie kryli zdziwienia. Patrzyli po sobie nie dowierzając.
- A ona nie miała jeździć na rowerze?- wyszeptał Reus, nadal pod wrażeniem.
- Widocznie na desce też umie.- wzruszył ramionami młodszy Niemiec i wrócił do wpatrywania się w dziewczynę.- Wykrakałeś, idą po rowery.-dodał. Mężczyźni myśleli, że już nic ich nie zaskoczy, ale się pomylili. Po chwili blondyn zsunął okulary z nosa, aby lepiej wszystko widzieć, a Mario aż otworzył buzię.
- Jak one to robią?!- głośno przełknął ślinę, już nie udając, że czyta.
- Wszystko równo, jakby tańczyły...- mówił wyższy.
- Opony rzadko dotykają tej rampy- dodał jego towarzysz.
- Czuję, jakbym nie umiał jeździć na rowerze...- zwierzyła się klubowa jedynastka.
****
- Dobra, wystarczy na dziś.- po tych słowach, wróciłyśmy odpocząć na ławkę. Postawiłyśmu rowery obom siebie.
- Olivia, tylko nie patrz się teraz przed siebie!- ostrzegłam ją, wpatrując się w kolegów na deskorolkach- Spójrz za chwilę, na ławkę na przeciwko nas. Tam siedzi takich dwóch kolesi. Wydaję mi się, że cały czas się na nas gapią.
-Jakieś znajome sylwetki...- dodała po chwili.
- Zaraz, zaraz...- patrzyłam prosto w naszych ,, nieznajomych"- To chyba Mario i Marco!- olśniło mnie. Zaraz do nich pomachałam. Olivia powtórzyła mój gest. Panowie obrócili się za siebie, upewniając się, że to właśnie do nich kiwamy. Obydwoje na nosie nosili okulary przeciwsłoneczne, a na głowach czapki z daszkiem. To chyba ich sława, sprawiała, że musieli się kamuflować. Wymienili ze sobą kilka zdań, po chwili stojąc już przed nami.
- Hej- powiedziałam, biorąc łyk wody.
- Siemka...- odpowiedzieli chórkiem
- Co was tutaj sprowadza?- zapytała piłkarzy Olivia.
- No właśnie...- Reus zmierzył kolegę zabujczym spojrzeniem.
- Tak przechodziliśmy i zauważyliśmy was...- bełkotał niższy- To co robicie na rowerach...
- Masakra, jakbym się 100 lat uczył to i tak bym tego nie powtórzył.- dokończył myśl Mario, Marco.
- Nie przesadzajmy- uśmiechnęłam się.
- Wam zdecydowanie lepiej niż nam wychodzi kopanie piłki. Chociaż Sophie...- zaczęła Olivia.
- Zamknij się.- szturchnęłam ją w ramię, na co ta się zaśmiała. Panowie zajęli miejsca obok nas.
- Co Sophie?- dopytywał Goetze.
- Nic. Ktoś ma bujną wyobraźnie i tyle.- rzekłam. W tym momencie podeszli do nas chłopcy. Widocznie zmęczyli się już jazdą.
- To jest Mario i Marco. A to Adam, Felix i Matt.- przedstawiłam sobie mężczyzn. Trójka z mojej paczki miała jakieś dziwne miny. Matt był bardzo uradowany. Panowie podali sobie ręce na powitanie.
- To ja się będę zbierał. Obowiązki wzywają - mówił ten najbardziej uradowany, z nad komórki- A i pamiętajcie. Cztery skrzynki piwa.- skierował ostatnie słowa do pasjonatów deskorolek.
- Co?!- zdziwił się Felix- Była mowa o dwóch!
- I nie mamy pewności, że to oni.- wtrącił Adam.
- Boże daj mi siły- westchnął Matt- Po pierwsze dwie skrzynki na głowę. Łącznie daje nam to cztery. Znaczy mi. Po drugie to oni. Oczy otwórz. Marco Reus. Mario Goetze.- wskazał na sportowców.
- Zbierzność imion. Nie wiemy jak mają nazwisko.- wykłócał się Adam. Chciało mi się śmiać.
- To sie zapytaj, jak nie wierzysz. Tylko dziwne, że wyższy ma na ręce taki sam tatuaż jak Reus. Z jego datą urodzenia.- uniósł brwii.
- Przeciesz ma bluzę z długim rękawem.- powiedział, mój nauczyciel od jazdy na desce.
- Ma się ten rendgen w oczach.- wybuchnęłam śmiechem- Dobra ja lece. Nara.- i już go nie było. Felix z niedowierzeniem spoglądał na Adam.
- Mario, jesteśmy warci dwie skrzynki piwa- ogłosił jego przyjaciel.
- Jeszcze załeży jakie- zauważył Mario, poczym zaczęliśmy się śmiać. Tylko chłopcom nie było do śmiechu. W końcu przegrali zakład.
*** jakiś czas później***
Gotowa na mecz! Ubrałam się w klubowe barwy drużyny, której mam zamiar kibicować, czyli biały i niebieski. Założyłam błękitne rurki, a do nich oczywiście glany. Zmieniłam w nich sznurówki, z czarnych na te w kolorze spodni. Odziałam się również w koszulkę, taką jaką nosili zawodnicy. Dostałam ją kiedyś od Marcela. Na plecach widniał numerek 10 i nazwisko mojego przyjaciela. Kiedy chwyciłam komórkę, by sprawdzić godzinę, ujrzałam za oknem auto Goetzego. Mieliśmy razem dojechać na halę, która znajdowała się na drugim końcu miasta. Miejmy nadzieję, że obejdzie się bez korków na drodze. Z uśmiechem na twarzy zbiegłam ze schodów i już po chwili zajęłam miejsca pasażera, w wozie piłkarza.
- Siema.- ucałowałam go w policzek, jak miałam w zwyczaju.
- Hejka. To co, jedziemy?- zapytał chyba retorycznie, po czym odpalił silnik.- Zgaduję, że koszulka twojego przyjaciela?
- Tak. Marcela.- potwierdziłam.
- To musi być dobry.- pokiwał głową. Uniosłam brew.
- Po czym to wnioskujesz?- dopytywałam.
- 10 to liczba zwycięzców.- wyjaśnił. Wybuchnęłam śmiechem.
- Czyli, że ty też nosisz 10...- raczej oznajmiłam.
- No oczywiście.- wyprostował się na siedzeniu, czym bardziej mnie rozbawił.
- Mario, jak można być takim optymistą, jak ty?- zadałam pytanie, które męczyło mnie od jakiegoś czasu.
- No wiesz- spojrzał na mnie- Lata praktyki.
- Aha.- jechaliśmy chwilę w ciszy. Mogłam przyjrzeć się bardziej kierowcy. Chyba sprawdził w internecie barwy klubowe, drużyny Marcela. Potwierdzały mnie w tym przekonaniu, jego granatowe rurki i biały T-shiry. Na głowie oczywiście czapka z daszkiem, bo to Mario inaczej się nie da. A na nosie okulary przeciwsłoneczne. Zdjęłam mu je i przymierzyłam, przeglądając się w lusterku.
- Po co ci one? Słońca nie ma.- powiedziałam.
- Chowam się przed dziennikarzami.- oznajmił- Są wszędzie. Do twarzy ci.- promiennie się uśmiechnął.
- Czyżby...?- spojrzałam na niego spod okularów. Obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem. Przy nim zawsze dużo się śmiałam. Czułam się swobodnie.
- Szczerze, to wolę cie bez. Masz za piękne oczy, żeby je zasłaniać.- rzekł, oddałam mu pożądany obiekt.
- Ta, ty tu lepiej nie słodz.- szturchnęłam go w ramie.
- Ale mówię prawdę.- bronił się- Nie jeden by...
- Nie jeden by co?- dopytywałam.
- Poszedł za tobą w ogień.- spojrzał na mnie, tak jakby czegoś oczekiwał. Wywróciłam oczami. Droga minęła nam w całkiej sympatycznej atmosferze. Dotarliśmy na miejsce jeszcze przed czasem. Mario kupił popcorn. Mówiłam mu, że się nie skuszę ale wziął największy kubełek, jaki mieli. Odnaleźliśmy nasze miejsca. Widać stąd było wszystko. Nie mogłam doczekać się pierwszego gwizdka. Zaczęło się. Niestety w pierwszym składzie, nie znalazłam mojego przyjaciela. Został na ławce. Lekko się zawiodłam ale nic. Kibicowałam drużynie razem z Mario. Cała atmosfera na hali nam się udzieliła. Pierwszy set... Nasz faworyt przegrał i to dużą różnicą punktów. Lepiej nie mówić ile. Krótka przerwa i emocje powracają. Obie drużyny zaczęły grać na równym poziomie. Niestety po przerwie technicznej widzimy wynik 8:1 dla gospodarzy. I wreszcie wyczekiwany moment. Na boisko wchodzi numerek 10. Moj Marcel. Nic się nie zmienił. Spod rękawa jego koszulki w oczy, rzucał się tatuaż. Litera ,,s". Tak to od mojego imienia. Zrobił go niedawno. Bardzo mi się podobał. Na dzień dobry zaserwował przeciwnikom 5 asów serwisowych. Później angażował się w wiele akcji, kończoncych się sukcesem. Mecz był świetny. Dobrze się bawiłam. Siatkarze obu drużyn sprawili, że kibice odczuwali masę emocji. Całe starcie zakończyło się wynikiem 3:1 dla... Monachium! Okazało się, że Marcel był ich tajną bronią. Ludzie zaczęli opuszczać trybuny. Goetze powiedział, że skorzysta z toalety. Umówiliśmy, że spotkamy się na parkingu, przy aucie. Ruszyłam do wyjścia. Poczułam przyjemny powiew wiatru, świerze powietrze. W tym całym tłumie musiało być duszno. I wtedy go ujrzałam. Machał w moją stronę, tak długo aż go zauważyłam. Nie zastanawiając się pobiegłam w jego stronę.
- Marceeeeeeeel!- rzuciłam mu się w ramiona. Poczułam dobrze znany mi perfum. Odwzajemnił uścisk. Nie puszczał mnie. Chciałam tego. Pragnęłam czuć jego obecność przy sobie jak najdłużej.- Byłeś świetny.
- Dzięki, Mała.- wiedziałam, że powiedział to specjalnie, i że się uśmiecha. Nie widziałam jego twarzy, ponieważ głowę trzymałam przy jego piersi.
- Nie będę się dziś z tobą kłócić.- rzekłam. Nadal wtulona w przyjaciela.
- Sophie, tęskniłem.- wyznał cicho.
- Ja też. Nie da się tego opisać słowami. Połowa mnie została z tobą, w Monachium.- zauważyłam. Trochę posmutniałam na myśl o wszystkich wspomnieniach z dziecinstwa. Brakowało mi tamtego miasta i tamtych ludzi.
- Ej...- uniósł mój podbródek tak, że mógł patrzeć w moje oczy- Nie smuć się, proszę. Cieszmy się tą krótką chwilą. Przecież nie dzieli nas pół świata. Tylko kilkaset kilometrów.
- Masz rację...- zauważyłam, unosząc kąciki ust ku górze.
- Zawsze ją mam.- po tych słowach oboje wybuchnęliśmy śmiechem.- Opowiedz mi lepiej co u ciebie. Z kim przyszłaś na mecz? Widziałem jakiegoś mężczyznę.
- To Mario. Mój kolega. Poznałam go ostatnio i okazał się być świetnym towarzyszem.- wyznałam.
- Będzie coś między wami?- dopytywał, uniosłam brew- No co, chcę wiedzieć. Jako prawie twój brat, należą mi się jakieś wyjaśnienia.
- Nie wiem, na prawdę. Mógłby być moim przyjacielem. Mamy dobry kontakt. Zobaczymy z czasem.- uśmiechnęłam się, kończąc swoją wypowiedz.
- Przedstawisz mi go kiedyś. I jeśli tylko coś ci zrobi, to wsiadam w pociąg i przyjadę sobie z nim porozmawiać.- pocałował mnie w czoło.
- Oj nie przesadzaj. Nie jest taki.- wyjaśniłam- Co w Monachium?
- Bez ciebie jakoś tak nudno. Ja kursuje między halą a szkołą. Nie mam za dużo wolnego czasu. Niestety. Ale jak zakończe studia to będzie lepiej.- oświadczył.
- No ja myśle. Jakieś trasy koncertowe...- rozmarzyłam się. Marcel tylko się zaśmiał.
- Nie planuję kariery jako piosenkarz.- zaśmiał się.
- Myśle, że nikt ze znanych artystów, nie planował zostać tym, kim jest teraz.- powiedziałam.
- Mam coś dla ciebie.- wyskoczył, jak Filip z konopii.
- Nie trzeba. Nie ostrzegłeś mnie i ja nic nie przygotowałam.- zgłosiłam zażalenie.
- Jak to. Przyszła tutaj dzisiaj dla mnie. Nic lepszego bym sobie nie wymarzył.- w ręce trzymał zapakowane pudełeczko. Raczej płaski kwadrat.- Otwórz dopiero w domu, nie prędzej. Proszę. Myślę, że ci się spodoba, a jak nie to wyrzuć.- wzruszył ramionami.
- Na pewno tego nie zrobię.- przyjełam prezent- Dziękuję- pocałowałam go w policzek.
- Niestety nie chcę tego mówić ale czas na mnie...- oświadczył niezadowolony- Wracamy autokarem, całą drużyną. Bez wyjątków.
- Cieszę się, że mnie tu zaprosiłeś i mogłam cię spotkać. Jeszcze raz gratuluję zwycięstwa i dziękuję za prezent, Mistrzu.- wtuliłam się w niego, jak dziecko w maskotkę. On objął mnie swoimi rękami. Staliśmy w uścisku jakiś czas, aż w końcu każde z nas musiało iść w swoją stronę. Marcel ucałował mnie w czoło, jak wtedy kiedy byłam młodsza.
- Dozobaczenia.- powiedział, po czym z kwaśną miną odszedł. Stałam moment jak zamurowana. Kiedy odzyskałam czucie w nogach, uśmiechnięta wróciłam do samochodu Goetzego. Piłkarz siedział już w środku.
- Jestem.- oznajmiłam, zapinając pasy.
- Co u niego?- zapytał, musiał widzieć całą sytuację.
- Zabiegany. Nie było czasu porozmawiać. Ale chociaż to...- westchnęłam.
- Widać, że długo się znacie.- zpostrzegł Mario, wyjeżdżając z parkingu.
- Odkąd pamiętam. Zawsze był przy mnie.- powiedziałam.
- Znasz mnie już trochę, i wiesz, że jestem ciekawski...- zaczął.
- Pytaj.- zaśmiałam się.
- Nigdy nie byliście parą?- dokończył, zmieniając bieg.
- Nie pamiętam, abym kiedyś spojrzała na niego w tej kategorii. Jest dla mnie jak brat.- wyjaśniłam.
- A on? Nigdy nic do ciebie...
- Oj Mario... Brat i siostra. Jak zawsze komplikujesz.- zauważyłam, śmiejąc się. Ciekawi mnie czy Goetze kiedyś stanie sie dla mnie tak bliski, jak Marcel. Zaufałam mu, a zawsze miałam z tym problemy. Polubiłam go. Spędzanie z nim czasu to czysta przyjemność. Przyjaciele... Czemu nie? No cóż, zobaczymy co przyniesie czas.
*****
Tadam! Kolejny oddaje do waszej oceny! Narazie troszkę nudno ale do czasu. Mam już wszystko rozplanowane i nie zawsze będzie tak kolorowo :D zobaczycie same. Dziękuję za komentarze z całego serca! Cieszę się, że jest was coraz więcej. Takie minimum dla mnie to 8 komentarzy, tyle ile jest obserwujących ale mam świadomość, że jest was więcej. No to teraz, jak miałam w planach, podzielę się z wami moim przeżyciami. Była we Wrocławiu, na meczu *.*! Nasze Pszczółki genialne, ale to same wiecie. Kupywałam bilety z tatą przez internet. No i peszek. Trybuna B o.O jak okazało się później, najwięksi ,,fanatycy" Śląska ( dla mnie to kibole). No i od razu dali nam do zrozumienia, że nie jesteśmy mile widziani :/ Kazali nam zająć miejsca po bokach i sie nie wywyższać inaczej w morde. Razem z koleżanką przestraszyłyśmy się i zmyłyśmy farby z twarzy, schowałyśmy szalik i plakat, który przygotowałyśmy zostawiłyśmy w toalecie :D na prawdę pełna dyktatura, wolałam się maskować, żeby przeżyć. Ale na tej trubunie było wielu fanów Borussii. Przed nami siedziała rodzina z małymi dziećmi. Chłopczyk w koszulce Lewego. Jego tata cały mecz trzymał go na kolanach, aby nie rzucał się w oczy :/ nie rozumiem polskich kibiców. Dla spokoju krzyczałam razem z nimi nie które hasła typu ,, cała polska w cieniu śląska" xdd ale no bez przesady ,, jebać borussie" albo ,, pedały w żółtych koszulkach" ???!!! Nie rozumiem Polaków! Wstyd! Ale mieliśmy tam swoich ludzi ^^ za nami siedziało trzech ,,pasjonatów" stare wygi, i byli lekko podchmieleni. Mój tata mówi, że z takim ludzmi łatwiej się dogadać, i ma racje :) mam nawet zdjęcie z jednym. Najbardziej denerwowało mnie to, że palili ( nie znosze zapachu tego dymu) i ich teksty ,,Skąd w Polsce biorą się tacy ludzie?" Chodziło o nas, fanów Borussii. Tak mnie kusiło żeby im odpowiedzieć ale chciałam wyjść żywa ze stadionu. Mecz bardzo udany dla BVB. Piękne bramki. A najśmieszniejsze jest to, że po bramce na 0:3 dla gospodarzy, Ślask śpiewa, że nawet wiatr go nie pokona hahahahahahaha :p co za ludzie... udało mi się wyjść bez szfanku z czego się ciesze. Jestem zawiedziona naszymi kibolami, i ludzmi z warszawy, którzy nie zaznaczyli gdzie siedzą ,,fani" Śląska. To tyle nie przedłużam. Pozdrawiam. Czekam na wasze komentarze :)
Fanatycy xDD Chociaż trochę ich rozumiem kibicują itd, ale szacunek powinien być wobec kibiców wszystko jedno komu kibicujemy ...
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, a ja czuję, żę coś będzie międz Mario, a Sophie... :3
Czekam na nn i pozdrawiam :***
Ahahaha Mario.. czyżby zazdrość? XD To słodkie, ale żeby od razu ją szpiegować? ;p
OdpowiedzUsuńRozdział napisany bardzo ciekawie ;3 Zazdroszczę takiego talentu ;)))
Co do meczu we Wrocławiu, to też byłam. Na szczęście siedziałam wśród 'normalnych' ludzi. Tak mi się przynajmniej wydawało :/ Prawda jest taka, że pomimo mnóstwa ludzi w żółtych koszulkach, którzy siedzieli w moim sektorze tylko ja i moje przyjaciółki skakałyśmy z radości po strzelonym golu lub kiedy wchodził Kuba itp. Reszta to jacyś.. Ehh dziwni ludzie.
Kibice Śląska zachowali się karygodnie. Ja rozumiem miłość do klubu, ale do rywala też trzeba mieć szacunek...
Uu ale się rozpisałam xD
pozdrawiam ;**
Jej... Czytam i czytam a tu koniec, no. Nie moglas napisac dluzszego??
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zawsze boski. Hahahh. Jal czytalam te cala sytuacje w parku to myslalam, ze.. Ehh... Mario i te jego pomysly.
Niech sie cieszy, ze Sophie go nie zdemaskowala.
A zaklad chlopakow. I ten rendgen w oczach...
Co do meczu. Niestety nie bylam i bardzo zaluje. Ale z tego co mi wiadomo to polscy kibuce zachowywali sie skandalicznie.
Powinni soe cieszyc ze taki klub jal Borussia przyjechal do Polskk zagrac z.takim klubem jak Slask. I kibibe Slaska powinni miec szacunek i do chlopakow z BVB jak o ich kibicow.
A to, ze sa starsi to nie oznacza, ze moga sie wyzywac na mlodszych kibicach BVB. I wcale ci sie nie dziwie, bo ja tez bym sie przestraszyla...
Troche sie rozpisalam...
Niecierpliwiw czekam na kolekny rozdzial.
Buzka... :**
Świetny !;) strasznie jestem ciekawa co Sophie dostała od Marcela ..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :3
Świetny rozdział widzę że się coś szykuje między Mario, a Sophie niecierpliwie czekam na kolejny :) strasznie wciąga :D
OdpowiedzUsuńMasz racje kibice śląska byli lekko to ujmując ''chamscy''. Pozdrawiam
Mario- Sophie? huhuhuhu już mi sie podoba ta myśl:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę też chciałam znaleźć się we Wrocku ale się nie udało! :(
Czekam na nn rozdział.
Buziaki:**
http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/
Wybacz, ze dopiero tak późno i nie systematycznie, ale miałam małe problemy mi. Wyjazd. :/ Ale nadrobiłam wszystko :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny !
Hhaha. Mario i Marco warci dwie skrzynki piwa.. ^-^
Czekam na następny ! :*
Co do meczu to nie byłam niestety, bo byłam w podróży. :/ Właśnie jesteś chyba szóstą osobą od której słyszę, że kibice Śląska zachowywali się skandalicznie.. Szkoda. Ale przecież czego my się spodziewaliśmy po tych kibolach ?.
Zapraszam w wolnej chwili do mnie na trzeci rozdział http://dlugi-sen-diany.blogspot.com/
Buziaki. <3;**
Super rozdział :D Mario i Spohie? Podoba mi się to połączenie <3 Szybko dodawaj next'a :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://why-are-you-avoiding-me.blogspot.com/
Pojawił się nowy rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny ;*
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję:)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział:)
Zaintrygowałaś mnie połączeniem Mario i Sophie(mam nadzieję)
Niestety na meczu nie byłam ale mam rodzinę nieopodal i też słyszałam, że Polscy kibice się nie popisali:)
Buziaki:*