Obudziłam się po godzinie 11. W nocy kilka razy uchyliłam powieki, lecz Goetzego już nie ujrzałam. Chciałam się przeciągnąć ale szybko przypomniałam sobie o ręce. Wstałam z łóżka, po czym skierowałam swoje kroki prosto do łazienki. Zrzuciłam z siebie wczorajsze ciuchy i odwinęłam opatrunek. Po chwili czułam już na ciele gorące krople wody. Umyłam włosy moim ulubionym szamponem, o zapachu mango. Potem nakładając na dłonie mydło, odświerzyłam resztę swojego ciała. Po dokładnym spłukaniu piany, owinęłam się w niebieski ręcznik. Szybko chwyciłam suszarkę, w celu wysuszenia włosów. Strasznie denerwowało mnie, kiedy moczyły one moje plecy. Gdy zabieg dobiegł końca, wróciłam do sypialni. Odsłoniłam roletę z okna, aby promienie słońca, mogły zawitać w pomieszczeniu. Bez większych dylematów, jak to podobno mają w zwyczaju kobiety, wybrałam ubrania na dzisiejszy dzień. Po założeniu bielizny, założyłam czarne rurki i koszulę w czerwono- niebieską kratę. Rękawy podwinęłam na wysokość łokcia. W lewą rękę delikatnie wsmarowałam maść, którą wczoraj wręczył mi lekarz. Rana na niej przypomniała mi o wszystkich zdarzeniach wczorajszego dnia. Zachowałam się jak guwniara. Muszę porozmawiać z młodym Niemcem. Strasznie mi głupio. Kiedy mazidło się wchłonęło, sprawnie ukryłam ślady po upadku, pod bandażem. Zeszłam do kuchni. Byłam strasznie głodna. W pomieszczeniu niestety, siedziała para ludzi, których starałam się unikać.
- Cześć, nieźle sobie pospałaś. Jak ręka? Mario opowiedział mi o wszytkim, dziś na treningu.- powiedział. Zamierzałam się do niego nie odzywać. Postanowiłam przygotować sobie na śniadanie omlet z owocami. Układałam już na talerzu ostatnie borówki, chwyciłam w drugą dłoń szklankę z mlekiem i sztućce. Nie będę jadła w tak napiętej atmosferze. Usadowiłam się wygodnie na łóżku, konsumując moje dzieło. W między czasie zalogowałam się na Skype, a przy zdjęciu Felixa widniała zielona kropka. Nacisnęłam słuchawkę, aby połączyć się z przyjacielem.
- Hejoooooo!- usłyszałam. Na ekranie machali do mnie Felix, Matt, Adam i Olivia.
- Wow, więcej was matka nie miała?- zaśmiałam się. Nie spodziewałam się, że będą tam wszyscy.
- Oj tam, oj tam. Co wcinasz?- zainteresował się, wiecznie głodny Matt.
- Śniadanko. Omlet z owocami i do tego mleko.- wytknęłam w jego stronę język.
- Mniaaam....- rozmarzył się.
- Dopiero jesz śniadanie? Już po 12...- uniosła brew Olivia.
- Weekend mamy, to można pospać.- wzruszyłam ramionami, po czym upiłam łyk mleka.
- Ja codziennie wstaje o 7. Nie umiem inaczej.- dodała.
- Może jesteś chora?- wtrącił Adam, za co dostał kuskańca w bok od przyjaciółki.
- Jak dzieci...- westchnął ,, ten najdojrzalszy", mianowicie Felix.
- Co planujecie na dziś?- zapytałam, raczej obojętnie.
- Męskie popołudnie! Tylko jedzenie, gry i my!- wypięło dumnie pierś, trzech Niemców.
- Ja jadę na wycieczkę rowerową z Nickiem.- uśmiechnęła się promiennie moja przyjaciółka.
- Uuuuuu...- zawyli chłopcy.
- No, no... Jesteście już parą?- dopytaywałam zaciekawiona.
- Nieee, ale dowiecie się pierwsi.- rzekła.
- Czyli wszystko idzie w dobrym kierunku.- pokiwałam głową.
- Pożyjemy, zobaczymy.- zakończyła temat. Po chwili pożegnaliśmy się z braku tematów. Bo ile można patrzeć na te same twarze? Nie no żartuję. Ale czasami ma się ich dość. Wyłączyłam laptopa i odstawiłam brudne naczynia na biurko. Zdążyłam poprawić pościel na łóżku, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam pewna, że to ojciec albo Lisa.
- Nie ma mnie i nie będzie!- rzuciłam. Niech ci ludzie dadzą mi święty spokój. Nie spodziewałam się osoby, którą ujrzałam w drzwiach.- Mario...?
- Tak, dokładnie ten Mario. Zabójczo przystojny, utalentowany, inteligentny, kulturalny i skromy Goetze.- obrócił się do okoła swej osi. Uniosłam kąciki ust do góry. Nie wiedziałam, że spotkam chłopaka, tak wcześnie i nie zdążyłam ułożyć w głowie, żadnej przemowy. No trudno, będzie spontanicznie.
- Chciałam cię przeprosić za wczoraj. Jest mi strasznie wstyd. Nie powinnam się tak zachowywać. Poświęciłeś swój wolny czas na użeranie się ze mną. Nie wiesz, jak strasznie mi teraz głupio.- cicho westchnęłam- Po prostu ojciec mnie wkurzył na maksa... I tak wyszło, że wszystkie emocje, jakie się we mnie zbierały od jakiegoś czasu, wybuchły. Dziękuję, że zostałeś przy mnie, kiedy cię potrzebowałam. - nerwowo bawiłam się palcami. Piłkarz podszedł w moją stronę. Stał na przeciwko mnie.
- Nie masz za co przepraszać...- zaczął.
- Ale...- nie mogłam dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ brunet przyłożył swój palec do moich ust.
- Ja ci nie przerywałem.- uniósł brew.- Każdy ma prawo mieć gorszy dzień. Cieszę się, że mogłem w jakimś stopniu pomóc. Polecam się na przyszłość.- uśmiechnął się promiennie, po czym pocałował mnie w policzek. Pierwszy raz czułam, że się rumienie.- Wolę ciebie w takiej wersji. Uśmiechniętą, zarumienioną...- szturchnęłam go w ramię.- A! I bardzo lubię spędzać czas z tobą.- zakończył.
- Dziękuję.- nie miałam pojęcia, co jeszcze mogę powiedzieć.
- Jak się dziś czujesz?- zapytał.
- Maść działa. Nic nie boli, więc chyba jest dobrze.- spojrzałam na zabandarzowaną rękę.
- To świetnie, ale chodziło mi raczej, o twoje samopoczucie.- wyjaśnił. Aż tak się o mnie troszczy?
- Wporządku...- rzekłam
- Taaa, a ja jestem ślepy.- prychnął.
- Lepiej niż wczoraj.- oświadczyłam, siadając na łóżku.
- Co dziś będziesz robić?- zajął miejsce obok mnie.
- Nie wiem... Pewnie po południu macie mecz, czyli chata wolna. Zaszaleje i może się pouczę.- cicho westchnęłam.
- A tu cię zaskoczę, gramy jutro. Dziś już jesteśmy po trenigu, więc mamy wolne.- oznajmił.
- Czyli pełna regeneracja...- zaśmiałam się.
- Zwał, jak zwał. Porywam cię.
- Tsaaa, i myślisz, że poddam się bez walki?- założyłam nogę na nogę.
- A nie?- przygryzł wargę.
- Zależy gdzie...- zaśmiałam się szczerze już kolejny raz dzisiejszego dnia. A wszytko to zasługa tego bruneta. Co on ze mną robi?
- Chciałem zabrać cię do Reusa.- powiedział.
- Nie będę się wam wpraszać.- pokręciłam przecząco głową.
- Będzie tylko nasza trójka. Już z nim o tym gadałem i nie miał nic przeciwko.- wyjaśnił.
- A mnie o zdanie nie zapytałeś...- stwierdziłam.
- Bo znam twoją odpowiedz. Więc nie proponuję ci wyjścia, tylko oświadczam, że cię porywam.- wyjaśnił, jakby było to logiczne.
- Oj Mario... Posiedzicie sobie razem, porozmawiacie. Ja się sobą zajmę. Nie lubię być piątym kołem u wozu, a mam w tym spore doświadczenie.- zacisnęłam usta w wąską linijkę.
- Nie wygłupiaj się. Chcę, żebyś pojechała ze mną. Spędzimy czas razem. Poprawi ci się humor... Proooooszę! Będzie fajnie.- próbował mnie przekonać. W sumie nie miałam nic do stracenia. Ale czułam, że wpycham się gdzieś na siłę. Piłkarz zauważył moje wachanie.- Sophie, nie będziesz nikomu przeszkadzać. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Bałbym się, że wpadniesz na jakiś głupi pomysł i zrobisz sobię krzywdę. Reus mnie rozumie. On jest moim przyjacielem i fajnie by było, gdybyście poznali się lepiej...- dokończył.
- Skoro tak ci na tym zależy... Mogę jechać.- westchnęłam.
- Super.- klasnął z zadowolenia w dłonie. Wyszliśmy z mojego domu i zajeliśmy miejsca w samochodzie chłopaka. Nie informowałam ojca gdzie się wybieram i kiedy zamierzam wrócić. Cieszę się, że nie zastawił mi drogi i nie chciał wyciągnąć ze mnie informacji. Może Bóg mnie wreszcie wysłuchał i dostanę w prezencie trochę luzu? Mam nadzieję. Jechaliśmy ulicami Dortmundu. Nie miałam pojęcia, gdzie znajduję się posesja blondyna. Jeszcze nigdy tam nie byłam. Mario cały czas coś paplał. Nie mogłam się skupić na jego słowach. Po mojej głowie krążyły inne myśli. Właśnie porównywałam moje relacje z piłkarzem, do tych z Marcelem. Jeśli chodzi o gwiazdę footballu... Każdy jego gest, dotyk sprawia, że dostaję gęsiej skórki. Widzę, że jest przystojny. Czy to tylko przyjaźń? Nigdy nie czułam nic takiego przy muzyku. Często doradzałam mu w wyborze dziewczyny. Pomagałam w doborze ciuchów na randki... Ale czy gdyby Mario przyszedłby do mnie z podobną prośbą, była bym mu w stanie pomóc? Czy nie sprawiłoby mi to bólu? Czy to jest ta miłość, o której wszyscy do okoła mówią?
- Już jesteśmy.- przerwał moje rozmyślenia brunet. Wysiedliśmy z auta, po czym przekroczyliśmy próg domu pomocnika Borussii.
- Siema.- przewitał nas pan domu, przybijając piątkę z kumplem.
- Hej... Ja nie chciałam się wpraszać...- zaczęłam się tłumaczyć.
- No co ty...Ustaliłem z Mario wcześniej, że ma cię przywieźć chociażby siłą.- zaśmiał się. Przeszliśmy do salonu. Usiadłam na wygodnej kanapie.
- Piwko?- zaproponował Marco, Goetzemu.
- Prowadzę.- skrzywił się.
- Ty niepełnoletnia, sam pił nie będę...- westchnął chowając butelki do szafy.
- Akurat tego nie lubię. Jak lemoniada.- oznajmiłam. Panowie spojrzeli na siebie znacząco. Wybuchnęłam śmiechem.- Ciekawe co wy piliście w moim wieku...
- Może to lepiej niech zostanie tajemnicą.- uśmiechnął się najstarszy z naszego grona, zajmując miejsce obok mnie.- Widzę, że humorek nie dopisuje...- stwierdził. Wzruszyłam ramionami.
- Żadna nowość, jeśli chodzi o mnie.- rzekłam.
- Jak ja mam zły dzień, wychodzę na boisko, pograć w piłkę.- powiedział, Mario. Dobrze zrozumiałam aluzję.
- Co? Powiedział wam?- chodziło mi oczywiście, o tate i mój niby talent.
- Wszyscy wiemy, że młoda idzie w ślady ojca.- oznajmił Marco.
- No to chyba mam jakąś siostrę, o której istnieniu nie wiedziałam. Biedna dziewczyna.- rzuciłam z sarkazmem.
- Nie przesadzajmy.- wtrącił Mario.
- Dlaczego nie chcesz spróbować się rozwijać w tym kierunku?- zapytał Marco.
- Bo nie.- nie miałam ochoty wszystkiego im tłumaczyć.
- To spory argument.- prychnął wyższy.
- Nie będę robić czegoś, na siłę. Co nie sprawia mi żadnej frajdy.- uniosłam brew.
- Próbowałaś chociaż?- dopytywał Goetze.
- Zmieńmy temat.- oznajmiłam. Panowie cicho westchnęli. Ich plan spalił na panewce. Chcieli mnie przekonać do piłki. Nie wyszło.
- Może coś zamówimy do jedzenia?- zaproponował Reus- Pizza?
- Chińszczyzna?- rzekł Mario.
- Ja przed chwilą dopiero śniadanie zjadłm.- zaśmiałam się.
- Możemy zamówić, za nim dowiozą zgłodniejesz.- oznajmiła klubowa dziesiątka.
- To może lepiej coś sami przyżądzimy? Szybciej, taniej, zdrowiej...- wyszłam z inicjatywą.
- Mam dwie lewe do gotowania.- uniósł ręce właściciel posesji. Znowu się zaśmiałam.
- Pomogę wam. Damy radę. Gdzie masz kuchnię?- przeszliśmy do wspomnianego pomieszczenia.- Wow... Piękna, i jaki pożądek...
- Bo nie używana.- uniósł kąciki ust do góry. Zauważyłam, że brakuje jego kolegi. Wychyliłam się z za drzwi, krzycząc w stronę salonu.
- A pan specjalne zaproszenie potrzebuje?
- Nie obejdzie się bezemnie?- leniwie, podniósł się z kanapy.
- Przykro mi, ale nie...- zaśmiałam się.
- To co ma robić?- zapytał spóźnialski.
- I co będziemy jeść?- dopytywał drugi.
- Zrobimy ryż z warzywami i kurczakiem. Pasuje?- nie wiedziałam, czy to danie odpowiada sportowcom.
- Oczywiście.- powiedzieli równocześnie.
- To wasza robota.- ułożyłam na wyspie kuchennej, warzywa które trzeba było rozdobnić.- Pokroicie w drobne plasterki.- oznajmiłam.- Marco przydałaby mi się jeszcze jakaś patelnia,...
I tak o to spędziliśmy czas w kuchni. Ja przygotowałam mięso, a później ryż. Panowie strasznie długo kroili warzywa, bawiąc się przy tym, jak małe dzieci. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się uśmiałam. Aż bolał mnie brzuch. W między czasie blondyn włączył radio. Podśpiewywaliśmy niektóre piosenki. W końcu wypadło na znienawidzony przeze mnie utwór.
- Wiggle, wiggle, wiggle!- śpiewali piłkarze, aby mnie zdenerwować. Ta piosenka nie miała dla mnie sensu. Ani tekst, ani melodia nie wpadła w mój gust.
- Chłopaki, prooooooszę. Przestańcie.- błagam ich, mieszając warzywa na patelni. Mario z Marco sprzątali blat kuchenny. Wreszcie utwór dobiegł końca.
- A tak pięknie było...- skomentował brunet.
- Ta, do chóru was zapisać.- zaśmiałam się.- Można zanieść już talerze i sztućce do stołu. Blondyn chwycił za szkło i opuścił pomieszczenie, a Mario wyjmował z szuflady noże i widelce.
- Pięknie wyglądasz, kiedy się złościsz.- usłyszałam, kiedy przechodził obok mnie. Zaśmiałam się cicho. Kolejne komplementy z jegi strony w moim kierunku. Kiedy posiłek był już gotowy, przełożyłam go na duży półmisek i zaniosłam do jadalni. Obiad wszystkim smakował. Chłopcy stwierdzili, że jednak umieją gotować. No i w takim towarzystwie spędziłam resztę dnia. Świetnie się bawiłam. Cieszyłam się, że Mario namówił mnie na to wyjście. Pewnie siedziałabym teraz w książkach, a jestem z materiałem na bierząco. Polubiłam Marco. Okazał się być sympatycznym gościem. Nie dziwię się, że Mario się z nim trzyma. Pasują do siebie. Widać, że blondyn nie jest fałszywy. A w tych czasach trudno o takie osoby. Każdy patrzy na tylko na swoje potrzeby, nie zauważając bliźniego. Przykre ale prawdziwe.
*******
Nie wiem co powiedzieć. Nie jestem zadowolona z tego powyżej. Wiem co chcę napisać ale na papierze to nie wygląda, tak jakbym oczekiwała. Przyjme wszelką krytykę :) czekam na szczere opinie. Rozdziały pojawiały się co tydzień. Nie wiem kiedy pojawi się następny. Po pierwsze brak weny. Liczba komentarzy zmalała :/ motywujcie, motywujcie liczę na was.
Po drugie sprawy prywatne. U mnie jest niezaciekawie. Mam chwilowo doła. Wyszystko się uzbierało. Nasze pszczółki przegrały 0:2, strasznie mi żal chłopaków :/ do tego sporo kontuzji ZNOWU... wrzesień nadchodzi wielkimi krokami, rok szkolny... masakra, resztę zostawię dla siebie. Nie lubię się żalić :/ Także czekam na komentarze i powrót mojej weny. Pozdrawiam.
PS Moja mama powiedziała, że Lewy
strasznie wygląda w stroju Frayernu :D
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSzkoła :/ Nieeeeee :C
Myślę, że w końcu połączysz Mario i Sophie :)
Czekam na nexta i życzę weny :***
A prywatnie na pewno tez Ci się ułoży :***
Hej świety rozdział tak samo jak blog. Nie mogę doczekać się następnego i mam nadzieję że wena szybko powróci ^.O
OdpowiedzUsuńPozdrów od mnie mamę! ;)
OdpowiedzUsuńAle wróćmy do sedna sprawy... czytałam twojego bloga i nagle przestałam, nie wiem czemu. :( Trudno mi będzie nadrobić pozostałe rozdziały a mam pewność, że niedługo tego dokonam. <3 Fabuła toczy się ciekawie. Muszę ci się przyznać, iż kiedy to czytam, ciary chodzą mi po plecach. :D
Rozdział kochana jak zwykle mega <3 Uwielbiam ;*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ,że coś się zacznie dziać między Sophie a Mario :D
Pozdrawiam no i oczywiście wbijaj do mnie :)
http://tyijanaszahistoria.blogspot.com/ zaapraszam <3
Usuńhttp://nigdyniedajsobiewmowiczeniewarto.blogspot.com/
UsuńJak ja się cieszę, że mam jeszcze miesiąc wakacji : )
OdpowiedzUsuńI nie masz co narzekać na rozdział, jest naprawdę dobry, jak dla mnie wszystko świetnie oddałaś i jak zwykle świetnie mogłam sobie wyobrazić każdy szczegół, który opisałaś :D
Mario to wspaniały przyjaciel, ale mam wrażenie, że cicho podkochuje się w dziewczynie...a może będzie chciał zeswatać ją z Marco ? No ciekawe co tam nam dalej wymyślisz. Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka.
Dużo weny kochana : * Pozdrawiam i buziaki : *
Na, początku to pozdrów odemnie swoją mamę, bo wie co mówi ! :) Z resztą moja też uważa, że Lewemu znaczniej lepiej jest w żółtym czerwonym... xd
OdpowiedzUsuńEhh.... kochana nie wiem, co Ty chcesz od tego wspaniałego rozdziału ? Mi osobiście się on bardzo, ale to bardzo podoba i sądząc po komentarzach, które są u góry to dziewczyną również... xd
Mario jaki kochany przyjaciel.. No, Marco też. ;)) Mam nadzieje, że jednak chłopakom uda się jakąś ją przekonać i rozwinie swój talent ! *o*
Czekam na nn <3
Buziaki ;**
Twoja mama ma gust musze przyznac.
OdpowiedzUsuńI nie moge... Ty tez mowisz na Bayern, Frayern. Nie wiem tylko czy ty tez dokladasz jeszcze Gejusion. Tala piekna calosc... Frayern Gejusion. Rewelacja!
Rozdzial... Strasznie krotki. :(
Ale co tam..
Bardzo mi sie podoba ten rozdzial. Z reszta jak wszystkim.
Mario jaki slodki, dobry i fakny przykaciel.
Tylko, ze ile oni jeszcze tak wytrzymaja?
Wszyscy tutaj wiemy, ze oni oboje czuja do siebie cos wiecej niz tylko przyjazn.
Mario to juz ba pewno, za to Sophie powoli zaczyna sie do tego przyznawac. ;))
Wspaniale!
Mam tylko nadzieje, ze nic pomiedzy nimi nie pomacisz. A bron Boze!
Czekam na nn. =D
Buziaki... ;**
to ja sobie przybiję piateczkę z Twoją mamą ok? Jak widzę ten czerwony kolor to aż mi się płakać chce:c
OdpowiedzUsuńRozdział podoba mi się i to bardzo:)
Mario<3
No to przeciez taki słodziak, że nie można nawet z Niego złego typa zrobić przecież:)
Czekam na nastepny.
Buziak<3
Sophie, Mario! kiedy Oni w końcu zrozumieją że są dla siebie stworzeni?
OdpowiedzUsuńRozdział przecudowny:)
Zgadzam się z Twoją mamą!
Wzędzie błagam wszędzie tylko nie Bayern! :c
Nadal nie mogę się z tym pogodzić.