wtorek, 9 września 2014

ROZDZIAŁ 11-,, Wolę kroczyć swoją ścieżką, popełniać własne błędy, niż iść za kimś"

Od tego niezbyt miłego dnia minął tydzień. Moje relacje z tatą pozostały bez zmian. Ograniczamy się do krótkich wymian zdań. Wydaje mi się, że jest dobrze ale skąd ja mam to wiedzieć? Nie wiem, jak powinny wyglądać relacje na lini córka- ojciec. Napisałam sprawdzian z historii na bardzo dobry stopień. Bardzo się z tego cieszyłam. A Olivia? No właśnie. Płacze już tylko nocami. Za dnia próbuję być silna. Niestety ja widzę, jakie w niej zaszły zmiany. Nie uśmiecha się, często patrzy w jeden punkt, zamyślona. Odłącza się od grupy. Staram się jej pomóc, jak tylko mogę. Ale tak naprawdę nie wiem, jak. Niby również straciłam bliską mi osobę, lecz byłam wtedy młodsza. Nie pamiętam z tego za wiele, nie pamiętam matki. A moja przyjaciółka świetnie dogadywała się z bratem. Mieli ze sobą wiele wspólnego, wiele wspomnień. Ale życie toczy się dalej, a my musimy zaakceptować wszystkie niechciane zmiany. Weszłam do domu, kierując swoje kroki prosto do kuchni.
- Cześć wszystkim.- oznajmiłam, przechodząc przez salon. Na kanapie siedział ojciec ze swoimi znajomymi. Czyli Marco, Mario, Kuba, Łukasz i... Jakaś nieznana mi twarz.
- Siema.- usłyszałam chórek.
- Hej, ja jestem Seba. Miło mi.- mężczyzna wstał z sofy, podając mi rękę. Potem wrócił na swoje wcześniejsze miejsce.
- Zciągnij buty, z tego co wiem to ty, tu nie sprzątarz.- powiedział szorstko ojciec. Miałam ochotę mu się odgryźć. Nigdy nie widziałam go, chodzby z odkurzaczem. Zajmowałam się tym Lisa i pani, której płacili za robienie porządków w domu.
- Zaraz wychodzę i są czyste.- odpowiedziałam. Zrzuciłam cieżki plecak z ramion, a kurtkę odłożyłam na krzesło. Otworzyłam lodówkę w celu znalezienia czegoś do jedzenia. Niby była pełna, ale nic w niej mnie nie zainteresowało.
- Dzwonili ze szkoły, znowu...- oznajmił spokojnie bramkarz.
- No, nie wierzę...- zamknęłam lodówkę- A myślałam, że tylko tak gadał.- zaśmiałam się, otwierając kolejno szafki. Znalazłam świerze bułki z ziarnami, w chlebaku. Wybrałam jedną dla siebie. Wpadłam na pomysł, że zjem ją na szybko z jakimś jogurtem naturalnym i owocem. Miałam w planach, iść po Olivię i pomóć jej z fizyką. Wolałam ją przyprowadzić do mnie, bo najchętniej zamknęłaby się w swoim pokoju na klucz. Na pułce dostrzegłam puszkę z napojem energetycznym. Nie byłam ich wielką fanką, dla mnie za słodkie. Jednak ostatnimi czasy wyjątkowo często po nie sięgałam. Mało snu, a kawy nie mam czasu zaparzyć, więc trzeba sobie jakoś radzić. Postawiłam picie na blacie, razem z resztą składników do przygotowania mojego ,, obiadu".
- Możesz zapoznać nas ze swoim punktem widzenia w tej sprawie. Ciekawi mnie twoje zdanie. Kolejna uwaga, co tym razem?- zapytał bramkarz. Skoro dzwonił do niego nauczyciel, to po co się pyta? Po co te gierki?
- A to ci nowość.- od kiedy interesuje go, moje zdanie? Wyjęłam miseczkę i przelałam do niej biały jogurt, wurzucając do kosza puste opakowanie.- No to długa i nudna historia, ale jeśli tak bardzo chcesz to, nie wiedzę problemu.- chwyciłam mały nożyk, aby obrać kiwi.- Także, za górami, za lasami...- zaczęłam z sarkazmem. Sportowcy wybuchnęli śmiechem, oczywiście oprucz mojego ojca, który pozostał niewzruszony. Zaczęłam opowiadać dalej, nie przerywając pozbawiać owocu, skórki.- Tak na serio to siedziałam sobie legalnie na długiej przerwie. No i dyżur na boisku miał mój ulubiony nauczyciel od wychowania fizycznego.- na pewno każdy zauważył nutkę ironii w tym zdaniu. Strasznie niecierpiałam tego mężczyzny.- Patrze, a Łysy idzie w moją stronę. Już wiedziałam, że zapowiada się afera.- upiłam łyk napoju.- Miał do mnie pretensje, że nie noszę mundurka. Akurat mnie się czepiał, nie zuważając, że inni też go nie ubrali. Ja na to, że nie będę go nosoć na przerwach, ponieważ jest brzydki, niewygodny i nikt i tak tego nie sprawdza. On stwierdził, że niedość, że nie ćwicze na jego zajęciach, to jeszcze się buntuję. Powiedziałam, że nie będę grała w Palanta, bo ta gra nie rozwija moich umiejętności. A nie będę biegać, jak głupia wokół pachołków. Na to on, że nie mam prawa kwestionować jego zasad coś tam, coś tam i, że nie wie, jak ze mną w domu wytrzymują, bo taka pyskata jestem. Ja wybuchnęłam śmiechem i przyznałam mu rację, że nie mam pojęcia, jak to robią. On zaczął gadać, że na za dużo sobie pozwalam i zaraz wyśle mnie do pani pedagog.- zaczęłam kroić kiwi w drobną kostkę.- Ja na to, że fajnie i mogę iść. Pani Helga zawsze ma pyszne, zdrowe ciasteczka w gabinecie i wygodną sofę. Łysy zrobił się czerwony, zaczął coś bełkotać. Że nie takich tu mieli, z nie takimi sobie radzili itp. A na końcu ogłosił, że mam uwagę, zadzwoni do rodzica i, że pani Helga ze mną chętnie porozmawia. To tyle.- wzruszyłam ramionami, kończąc swoją wypowiedz. Wrzuciłam rozdrobiony owoc do miseczki z jogurtem, po czym wszystko wymieszałam. Widziałam, że nasi goście powstrzymują się, jak tylko mogą od śmiechu. Za to ojciec kręcił, nie dowierzając w to co usłyszał.
- Nie lepiej było by, ugryźć się w język? Przyznać mu rację i po problemie?- zauważył tata.
- Ta, i co jeszcze? Ja nie kłamię. Mogłam mu wygarnąć wszystko, co o nim myślę, a tego nie zrobiłam. Miałam do tego sporo okazji, ale nie powiem mu, bo by się człowiek załamał, i jeszcze miałabym samobójcę na sumieniu.- prychnęłam zła. Nie lubię, kiedy ktoś mówi mi, co mam robić. Wolę kroczyć swoją ścieżką, popełniać własne błędy, niż iść za kimś. To moje życie i chcę je przeżyć według swoich zasad, a nie narzuconych odgórnie wskazówek. Zjadłam bardzo szybko, przygotowany przez siebie posiłek. Dawno nie jadłam prawdziwego obiadu, ale cóż... Nie przepadam za kuchnią Lisy, a sama nie mam czasu, żeby coś przygotować, czy chociażby odmrozić pierogi albo krokiety. Jednak zawsze staram się jeść zdrowo. Nie faszeruję się fast- foodami czy słodyczami. Oczywiścię, lubię czekoladę czy ciastka, lecz wszystko spożywam z głową. Nie objadam się, jak to niektórzy mają w zwyczaju. Dokończyłam energetyk, zgniotłam puszkę i wyrzuciłam do odpowiedniego pojemnika.
- To ja lece. Zaraz wracam z Olivką.- rzuciłam, i chwytając kurtkę wyszłam z domu, nie czekając na pożegnanie. Swoją drogą, nie mogę doczekać się ogniska u Mario. Uwielbiam spędzać z nim czas. Cieszyłam się, jak głupia, że zaproponował mi nocowanie u niego. Mam małą obawę, że będę zajmować się dzieckiem, a on w najlepsze będzie się bawił ze znajomymi. Zobaczymy, jak wszystko się potoczy, ale znam go już trochę i wiem czego można się po nim spodziewać. Ufam mu, jak nikomu. Myślę, że szukam dziury w całym. Zapukałam do drzwi państwa Kellerów, wyjmując wcześniej rękę z kieszeni kurtki. Robiło się coraz chłodniej. Do środka wpuściła mnie przyjaciółka.
- Hej. Już jestem.- oznajmiłam, uśmiechając się w stronę rówieśniczki.
- Hej...- cicho westchnęła, prowadząc mnie do pokoju dziennego- Sophie, ja myślę, że to nie jest dobry pomysł. Jakoś sobie przecież poradzę. Najwyżej pójdę poprawić ocene i tyle.- wpatrywała się w swoje stopy, jakby były ciekawym obiektem do prowadzenia obserwowań.
- Nie gadaj głupot. Nie możesz zamykać się w sobie. Chcę ci pomóc.- oznajmiłam spokojnie.
- Niby jak? Co zrobisz? Nic. Nie da się cofnąć czasu.- trochę się zbulwersowała, ale zaraz emocje opadły. Spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Masz rację. Co się stało, to się nie odstanie. Musimy, żyć dalej. Jak sądzisz, Adam pochwalałby twoje zachowanie? Chciałby żebyś tak cierpiała? Zawalała szkołę?- wiedziałam, że wzmianka o bracie da jej trochę do przemyślenia.
- Nie, nie chciałby... Ale ja nie potrafię się jeszcze z tym pogodzić. Łudzę się, że go jeszcze zobaczę, że z nim porozmawiam.- ukryła twarz w dłoniach, lecz nie płakała.
- Daj sobie czas. Wiem, że to nie jest łatwe. Znam to uczucie. W takicj sytuacjach dobrze jest mieć przy sobie bliskich nam ludzi, dlatego jestem. I zabieram cię do mnie. Może przestaniesz, chodz na chwilę o tym myśleć.- poklepałam ją po ramieniu.
- Nie mam nic do stracenia.- po tych słowach, przeszłyśmy do korytarza. Olivia założyła trampki i dżinsową katanę. Wyszłyśmy na zewnątrz. Drogę do mojego domu pokonałyśmy w ciszy. Nie chciałam na siłę, naciskać do zwierzeń. Czasami wystarczy obecność drugiej osoby. To sprawia, że czujemy się bezpieczniej i pewniej. Po co wymieniać bezsensowne zdania, czy prowadzić nudny monolog? Moja przyjaciółka musiała sobie wszystko sama poukładać. Niestety, w niektórych sprawach nie mogę pomóc, chodzbym chciała. Mogę jedynie pilnować, aby nie zrobiła głupich rzeczy. Szkoda było by zaprzepaścić swoją przyszłość, czy narazić się na jakąś chorobę. Dlatego jestem, i pomagam. Jak potrafię. Nic na siłę. Nie chcę by Olivia, czuła się do czegoś zmuszana. Zaraz za progiem posiadłości Weidenfellera, zdjęłyśmy buty i kurtki. Wprowadziłam koleżankę do salonu. W pomieszczeniu nadal przebywali mężczyźni. Przewitali się z dziewczyną, Sebastian również się przedstawił, chociaż ona na pewno go znała.
- Ja robię sobie kawę. Ktoś coś?- klasnęłam w dłonie, kierując pytanie do zebranych. Panowie pokręcili przecząco głowami.- A ty, herbata czy kakao?- wiedziałam, że ma problemy z snem, więc nie proponowałam przyjaciółce mocnego napoju.
- Może być kakao.- wymusiła na twarzy krzywy uśmiech. Na pewno włożyła w niego wiele wysiłku. Usiadła na pufie, czekając na mnie. Wpatrywała się w telewizor. Oczywiście starszyzna grała w jakąś grę, więc Olivia miała pretekst, że wciągnęła ją akcja. Ale ja widziałam, że jej wzrok jest pusty, nieobecny. Wstawiłam w czajniku wodę na jedeną porcję. Mleko na kakao dla mojego gościa, przelałam do garnuszka, po czym umieściłam na sąsiednim palniku. Do jednego kubka wsypałam dwie łyżki zmielonych ziaren kawy, a do drugiego brązowy proszek. Przyjaciółka wstała z miejsca i przywędrowała koło mnie.
- Sophie, proszę pozwół mi stąd iść. Poczekam w twoim pokoju. Proszę. Nie wytrzymam tutaj.- wyszeptała, chcąc aby znajomi ojca nie usłyszeli jej wypowiedzi. Wachałam się co do odpowiedzi. Gdzieś w głebi bałam się, że wpadnie na jakiś głupi pomysł.
- No nie wiem...- zamyśliłam się.
- Przecież to chwila. Nie chcę psuć im wieczoru. Gapią się na mnie, jak była duchem i myślą, że nie widzę.- rzekła.
- Bo jesteś nieobecna. I cała blada. Jesz coś wogóle? Może jesteś głodna?- zaproponowałam jej posiłek. Byłam gotowa przygotować, co tylko sobie zażyczy.
- Nie przesadzaj. Jem. Nie jestem głodna. To mogę?- dopytywała zniecierpliwiona.
- No leć już.- uległam.
- Dzięki.- i już jej nie widziałam. A właśnie tego chciałam uniknąć. Ona musi wyjść między ludzi. Może zabardzo naciskam? Sam już nie wiem... Miałam ochotę... iść spać. Sen. Marzenie. A przedemną długi wieczór. Muszę później odprowadzić Olivię, odrobić zadania pisemne na jutro... Masakra. Myślę, że z jednym kubkiem kawy się nie obejdzie, niestety. Zchowałam twarz w dłoniach, rozmasowując skroń.
- I jak?- usłyszałam głos ojca. Pytanie zostało skierowane do mnie.
- Co jak?- zapytałam. Może nie dosłyszałam czegoś wcześniej.
- Z Olivią. Jak się trzyma?- dopytywał.
- No chyba widzisz.- wskazałam ręką na schody, prowadzące na górę.- Niezaciekawie.- oparłam się o blat, w kuchni. Tata wiedział o całym zajściu. Musiałam mu powiedzieć, dlaczego wtedy tak wybiegłam i nie wróciłam na noc do domu. Napisałam wtedy sms-a. Zresztą rodzice Olivii mieli dobry kontakt z bramkarzem. Nie mogłam przed nim ukrywać, takiej tragedii, która spadła na Kellerów. Jednak reszta sportowców nie miała zielonego pojęcia o czym rozmawiamy. Nagle dostałam olśnienia. Nie miałam pewności, że się uda, a jeśli tak to, jakim kosztem. Ale musiałam spróbować. Dla Olivii.
- Tato...- o Boże, sam początek jest trudny- wiem, że nigdy w życiu cię o nic, nie prosiłam. I nadal nie mam ochoty, ale robię to dla Olivii. Spróbowałbyś z nią porozmawiać? Myślę, że mogłoby to jej jakoś pomóc. Pamiętasz więcej niż ja. Czemu by nie zaryzykować? Na złe chyba jej to nie wyjdzie...- powiedziałam. To najtrudniejsze zdania wypowiedziane przezemnie w życiu. Nie wiem, gdzie znalazłam w sobie tyle odwagi. Wszystko wyszło spontanicznie.
- Spróbuję pomóc. Pod jednym warunkiem.- świetnie. Strach się bać.- Pójdziesz ze mną i z Lisą na kolację. Gdzie i kiedy będziesz chciała.- oznajmił. Spojrzałam na niego wzrokiem mordercy.
- Na prawdę?- łudziłam się, że to jakiś żart.
- Serio, serio.- potwierdził, wstając z fotela.
- Jeden.... jedyny raz. Robie to tylko dla niej.- rzekłam.
- Rozumiem. Dziękuję.- oznajmił, i udał się na górę w celu rozmowy z moją przyjaciółką. Przeszłam do salonu, usiadłam na kanapie, na wolnym miejscu. Oparłam głowę o ramie Goetzego, przymykając oczy.
- Przecież cie nie otrują.- zaśmiał się.
- Chyba sama to zrobię.- westchnęłam. Reus i Piszczek trzymali w rękach pady. Rozgrywali między sobą pojedynek, a Mario, Sebastian i Kuba przyglądali się całemu zajściu.
- O czym mówiliście?- zapytał Łukasz.
- Nie dawno zmarł bart Olivii. W Afganistanie.- uświadomiłam chłopaków. Nastała krępująca cisza, którą przerwał Kuba.
- Od razu zauważyłem, że coś jest nie tak.- powiedział.
- To świeża sprawa. Trudno jej się z tym pogodzić.- dorzuciłam.
- Rozumiem...- pokiwał głową Polak. Poczułam na prawej dłoni, czyjś dotyk. Musiał być to brunet, bo tylko my siedzieliśmy na tej sofie. Splótł swoje palce z moimi. Trochę mnie zaskoczył tym gestem, ale raczej pozytywnie.
- Zaraz zaśniesz... Nie zapominaj o sobie, dobra?- Mario się martwił? O mnie? Nie wierzę. Zdecydowanie za blisko niego siedzę. Sprawia mi to ogromną przyjemność. Nie powinnam.
- Nie mogę spać. Nie ma na to czasu.- wyjaśniłam.
- Spohie, proszę cię.- uniósł brew.- Nie przesadzaj.
- Oj, spokojnie. Poradzę sobie.- zapewniłam go. Byłam zmuszona opuścić, jakże wygodne miejsce, ponieważ woda zaczęła się gotować, a mój telefon pozostawiony na blacie, ogłaszał, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić. Szybko wyłączyłam ogień pod czajnikiem, przelewając gorącą ciecz do kubka. Odstawiłam również na bok, mleko na kakao, o którym sobie przypomniałam.
- Wraca moja wiara w dzisiejszą młodzież!- wypiął dumnie pierś, polski pomocnik. Zgaduję, że chodziło mu o melodię, nadal grającą w mojej komórce.
- To jest coś, a nie te wasze Biebery ( od razu wspomne, że nikogo nie chcę obrazić, każdy ma prawo słuchać czego chce, i nikomu nic do tego :))- prychnął Łukasz w stronę reszty towarzystwa. Zaśmiałam się cicho i odebrałam telefon.
- Dzień dobry. Z tej strony tata Olivii...- przedstawił się znajmy głos.
- Witam pana.- przewitałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Przepraszam, jeśli przeszkadzam, ale chciałem się dowiedzieć, czy jest z tobą moja córka.- oświadzył.
- Nic się nie stało.- zapewniłam- Olivia jest u mnie. Mamy w planach razem się uczyć. Później odprowadzę ją do domu.- wyjaśniłam zmartwionemu ojcu przyjaciółki.
- Bardzo dziękuję za informacje. Kamień z serca.- wyraźnie mu ulżyło- To nic. Jeszcze raz przepraszam i dowidzenia.
- Dozobaczenia.- zakończyliśmy krótką rozmowę. Wymieszałam mleko z ziarnami kakaa, i napój był już gotowy. Zaczęłam sączyć swoją porcję mimo, że była gorąca. Później odczuję jej przykre skutki. Ale mój organizm domagał się kawy, jak nigdy. Dziś raczej też mi się nie uda, w pełni odpocząć. Mam jeszcze referat do napisania. Tak to jest, kiedy odkłada się wszystko na ostatnią chwilę.


*******

I jest 11, wow już 11 :o! Dzięki, że czytacie i komentujecie. Długo ze mną wytrzymujecie :D wiem, że na razie nic wielkiego tu się nie dzieje, ale przed założeniem bloga, postanowiłam, że w moim opowiadaniu nikt nie bedzie trafiał do szpitala co rozdział xdd chciałam, aby historia, wyglądała ,,naturalnie", mam nadzieję, że w miarę mi wychodzi :p chyba każdy widzi, że między Sophie a Mario iskrzy ^^ sporo dla nich przygotowałam, zresztą zobaczycie co z tego wyjdzie. Teraz rozdziały będą coraz mniej dołujące i smutne :) wreszcie! Już czasami mnie to męczyło, ale tak zaplanowałam, więc... czekam na komentarze, motywujcie dalej. Oglądałam ostatni mecz Niemców i widziałam potknięcie Reusa. To jakaś masakra... Jabym chyba psychicznie na jego miejscu, sobie nie poradziła :( biedny... zastanawiałam się sporo nad tym i doszłam do wniosku, że chyba gorzej niż kopać leżącego, jest znęcać się nad takim, który właśnie się podnosi... :/ pozdrawiam, powodzenia w szkole, bo w końcu PSO kiedyś się skończy :D

7 komentarzy:

  1. Hmm rozdział jest ciekawy. Cieszę się, że Sophie się przełamała w stosunku do Romana. Myślę, że teraz będzie coraz lepiej, co nie znaczy łatwo ;)
    Mario mnie zaskoczył, choć wiedziałam, że dziewczyna nie jest mu obojętna :)
    Co do Reusa to bardzo spodobało mi się twoje zdanie " chyba gorzej niż kopać leżącego, jest znęcać się nad takim, który właśnie się podnosi" Idealnie opisuje jego sytuację. Mam nadzieję, że wróci jeszcze silniejszy :)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze, że Olivia ma przy sobie Sophie.. Bez niej, by się ona chyba już załamała.. Mam nadzieje, że w końcu Olivii uda się wrócić do normalnego stanu i zapomni o tej całej tragedii..
    Sophie do Romana powiedziała 'tata' nie wierze.. ! Mam nadzieje, że teraz ich relacje w jakimś sto[pniu się poprawią.. Nawet małym, ale się poprawią.. :)
    Co do Mario, to mnie zaskoczył chociaż i tak wiedziałam, że Sophie nie jest mu obojętna...Martwi się właśnie o nią ! Słodki jest ! *o*

    Rozdział wyszedł Ci cudownie z resztą jak każdy inny na tym blogu ! Już nie mogę doczekać się kolejnego ! :)

    Czekam na nn <3

    Buziaki, Hooope ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku tu nawet bardzi iskrzy :)
    A Mario taki troskliwyy, oj tu sie wiele wydarzy ^^
    Czekam na nexta i pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  4. No hej, hej. Dziękuję bardzo za informacje o nowym rozdziale. ;))
    Jak zawsze genialny.
    Mario... Boski. Jaki on slooodki. No nie moge.. *_*
    Olivia... W sumie nie dziwie sie jej. Gdyby zabraklo kogos z mojej rodziny, tak bardzi mi bliskiego pewnie zachowywalabym sie podobnie.
    No coz. Takie zycie. Co sie stalo to sie nie odstanie. :/
    Czekam na nn. ;))

    Buziaki... ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. No więc tak, rozdział jest słodki o matulu *-*
    Mario. Jest dofihfoieiweohfioewhfi w tym opowiadaniu i zakochałam się w nim po raz 654674654854684 XD Ale mniejsza. XD
    Olivia. Jeju tak mi jej szkoda :cc Musi wyjść do ludzi i może bliżej poznać się z Marco :DDD Ten blond włosy aniołek ją perfekcyjnie pocieszy xD
    Sophii. Lubię takie xD Ostra jest i pyskuje o matko kocham jej teksty hahaha :D
    Marco (zdjęcie ;-;) podobną miałam minę jak się skapnęłam że już 31 ;-;
    Czekam na następnym, wciągnęłam się i to bardzo *o*
    Pisz szybciutko, dużo weny! :**
    Pozdrawiam ♥

    + Nie widzę, żeby ktoś tu pisał o blogu ani o nic ;-; Ale nie widzę też zakładki spam ;-; Więc zapraszam serdecznie do siebie xx
    http://you-cant-give--up.blogspot.com/
    http://quiet-another-bvb-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. następny rozdział :) supeeerrr podoba mi się :D
    Szkoda mi Marco, myślałam że przyjedzie na narodowy no ale teraz najważniejsze aby się szybko wyleczył. Pozdrawiam czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń