niedziela, 21 września 2014

ROZDZIAŁ 12-,, I ty przeciwko mnie?"

Nie masz nic do stracenia.- powtarzałam w myślach to samo zdanie. Stałam przed lustrem w łazience, wpatrując się w swoje odbicie. To dzisiaj miałam wybrać się na kolację z ojcem i Lisą. Najchętniej nigdzie bym się nie ruszała, ale muszę dotrzymać obietnicy. Tym bardziej, że po rozmowie Olivii z moim tatą, dziewczyna zmieniła trochę podejście do zaistniałej sytuacji. Powoli wraca do dawnej Keller. Myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku. I strasznie się z tego cieszę. Chyba nikt nie lubi patrzeć na bliską mu osobę, kiedy widzi, jak ona cierpi, ze świadomością, że nie może jej pomóc. Było warto się poświęcić. Teraz muszę stawić czoła temu wyzwaniu. Przemyłam twarz zimną wodą, po czym wytarłam ją miękkim ręcznikiem. Po chwili rozmyśleń nad tym, w co mam się odziać, wybrałam moim zdaniem odpowiedni komplet. Ostrożnie wsunęłam na nogi ciemne rajstopy, aby nie puściły oczka. Zaraz po nich chwyciłam za rozkloszowaną, czarną spódnicę. Nie przepadam za tą częścią garderoby, lecz za pewne współlokatorzy wybrali ekskluzywną restaurację. Dałam im do tego wolną rękę. Na górę włożyłam granatową koszulę. Po zapięciu wszystkich guzików i suwaków, stwierdziłam, że nie wyglądam, aż tak źle. Poprawiłam kołnierzyk, po czym rozczesałam blond włosy. Pozwoliłam im swobodnie opadać na ramiona. Już w sypialni do stroju dobrałam dodatki, czyli srebrną bransoletkę i kolczyki. Skromnie i elegancko. Ostatni dylemat, jaki przyszło mi pokonać to wybór butów. Baletki, glany, szpilki czy może botki? Wkońcu postawiłam na srebrne baletki, obawiałam się, że będę w nich strasznie niska. Lisa na bank pójdzie w szpilkach, a ojciec... No tego chyba nie muszę tłumaczyć. Trudno, jakoś przeżyję. To tylko jeden wieczór. Jeden posiłek i wracamy do szarej rzeczywistości. Znowu będziemy się mijać. Ja, Lisa, Roman...? To nawet dobrze nie brzmi. Przed wyjściem z pokoju, chwyciłam za telefon i napisałam następującą wiadomość: ,,właśnie wychodzimy :/ pierwszy i ostatni raz dzięki Bogu :)" wysłano do Mario oczywiście. Szybko otrzymałam odpowiedz: ,, tylko grzeczna bądz :D". Czytając ten krótki tekst zaśmiałam się sam do siebie. Co ten chłopak ze mną robi? Chyba zwariowałam... Zbiegłam po schodach, do czekającej już na mnie pary.
- Pięknie wyglądasz!- oznajmił mój ojciec. Był ubrany w jasną koszulę, w drobną kratkę. Do tego dżinsy i marynarka. Prezentował się całkiem dobrze.
- Dzięki...- westchnęłam.
- Chodźmy, taksówka czeka.- powiedziała Lisa. Miała na sobie czerwoną sukienkę na długi rękaw. I jak przewidziałam czarne koturny. Jako pierwsza wyszła z domu, ja powędrowałam zaraz za nią w prost do samochodu. Ojciec dołączył do nas po chwili, musiał zakluczyć dom. Przypadło mi świetne miejsce. Między młotem, a kowadłem. Z prawej modelka, z lewej piłkarz. Ciekawe czy to wcześniej zaplanowali. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Z ulgą wysiadłam z wozu. W drodze powrotnej na pewno tam nie usiądę.
Kelner wskazał nam zerezerwowany stolik. Lokal wydawał się być przeznaczony dla grubych szych. Wszyscy goście pod krawatem, a kobiety na wysokim obcasie. Również wystrój sali mówił sam za siebie. Wszystkiego dużo, za dużo. Jednym słowem na bogato. Przeciętny człowiek by tu nie zawitał. Chyba, że przez przypadek, jak ja. Sprawnie przyniesiono nam karte z menu. Wybrałam dla siebie risotto. Liczyłam, że szybko dostarczą nam talerze z posiłkiem i będziemy mogli wracać. Mało realne, jednak nadzieja umiera ostatnia. Bynajmniej tak mówią.
- Aż nie chce się uwierzyć, że mieszkamy ze sobą tak długi czas i prawie nic o sobie nie wiem. Nigdy razem nie spędzaliśmy czasu.- żaliła się Lisa. Nie wiedziałam za bardzo, co jej odpowiedzieć.
- Wreszcie jest okazja to naprawić.- uśmiechnął się w moją stronę ojciec. Przymrużyłam oczy. W myślach wołałam: ,,Ludzie ratunku!". Zapadła między nami cisza. Słychać było przytłumione głosy innych gości, którzy prowadzili ze sobą burzliwe konserwacje. Idealne przeciwieństwo tej naszej. Znaczy ja się jeszcze nie odezwałam.
- To może opowiem coś o sobie? A potem zamienimy się rolami? Co ty na to?- zwróciła się do mnie z zapytaniem, partnerka ojca. Kiwnęłam tylko głową na znak, że akceptuję jej propozycje. Tak na prawdę nie miałam ochoty z nią rozmawiać, ale może jak się rozgada to nie da nikomu dojść do głosu? Trudno mi przewidzieć jej ruch. Jest dla mnie obcą kobietą. W między czasie obsługa doniosła nam zamówione wcześniej napoje.- To od czego by tu zacząć...- zastanawiała się głośno blondynka.
- Może od początku?- uniosłam brew. Liczyłam na to, że zacznie i będę tylko udawać, że jej słucham.
- A więc tak...- zarzuciła długie włosy na prawe ramie- Urodziłam się w Koln. Pochodzę z wielodzietnej rodziny, i byłam najstarsza ze wszystkich dzieci. Rodzice ciężko pracowali, aby związać koniec z końcem, a ja zajmowałam się piątką młodszego rodzeństwa. Toteż, kiedy dorosłam, zaczęłam spęłniać wszystkie swoje najskrytsze marzenia. Najpierw skoczyłam ze spadochronu, co było dla mnie czymś fascynującym i cudownym. Potem udałam się do studia tatuażu...
- No co ty, masz tatuaż?- wtrąciłam bardzo zdziwiona. Zawsze podobały mi się właśnie tzw. dziary, które miały jakieś znaczenie dla właściciela. Nie myślę tu o podejmowaniu takich decyzji po pijaku. W przyszłości chciałam spróbować ale chyba nie mam w sobie tyle odwagi.
- A no mam.- uśmiechnęła się tajemniczo.- Tutaj.- zwróciła się do mnie profilem, abym mogła dostrzec arcydzieło na jej szczupłej szyji. Był to drobny napis- ,, never walk faster then your angel". Zrobił na mnie spore wrażenie. Delikatny, suptelny poprostu kobiecy.
- Bolało?- dopytywałam.
- Do zniesienia. Niestety, na więcej nie mogę sobie pozwolić przez mój zawód. Ale nie żałuję. Kocham to co robię. Modeling również był moim marzeniem.- zapewniała.- Później poznałam twojego tatę. Na koncercie Coldplay'a, pamiętasz?- zwróciła się do niego. W tym momencie miałam szczęście, że akurat nie brałam łyku napoju, bo zpewnością ciecz znalazłaby się na stoliku. To już kolejna informacja, która zaskoczyła mnie dzisiejszego wieczoru.
- Jakbym mógł zapomnieć...- zaśmiał się cicho sportowiec.
- Ty i Coldplay?- nie dowierzałam. Bardzo lubiłam ten zespół i nigdy nie zauważyłam, żeby ojciec go słuchał. W sumie to nigdy nie widziałam go z słuchawkami, a może nie zwróciłam uwagi... Nie wiem.
- No widzisz. Nigdy mnie nie słuchasz. A wystarczy ze sobą rozmawiać...- oznajmił spokojnie. Wydawał się być opanowanym.
- Zawsze chcesz prowadzić konwersację w najmniej odpowiednim momencie.- powiedziałam, popijając sok.
- Czy ten moment jest dobry?- nachylił się lekko nad stołem, jakby chciał mi przekazać jakiś sekret.
- Dlaczego nie.- odparłam. Ojciec spojrzał porozumiewawczo na blondynkę. Obydwoje nosili banany na twarzy. Nagle ich postacie stały się dla mnie jakby jaśniejsze. Wcześniej po prostu Roman i Lisa. Ojciec, do którego mam wielki żal i jego głupia dziewczyna. Powoli zaczynam patrzeć na nich obiektywniej. Modelka wcale nie jest tak pusta, jak mi się wydawało. A tata... Da się z nim wytrzymać. Nie chce chwalić dnia przed zachodem słońca, ale może wkońcu się dogadamy. Trochę dziwne nie wiedzieć, że osoba, z którą mieszkasz dłuższy czas, ma tatuaż i to nie w jakimś intymnym miejscu tylko na szyji. Po chwili dostaczono nam dania główne. Każdy zabrał się, za swoją apetycznie wyglądającą porcję, nie przerywając naszej rozmowy. Chyba bali się, że coś mi się odwidzi i zmienie zdanie.
- Wiem, że powinnam zrobić to wcześniej... Sophie, chciałam przeprosić za tą lawendę... Nie wiedziałam.- rzekła zatroskana, krojąc mięso z kurczaka.
- Może zapomnijmy o tym...- zaproponowałam. Ten temat mnie drażnił, a nie chciałam psuć, jak na razie spokojnego wieczoru.
- Jak chcesz.- dodała. Spędziliśmy wspólnie czas. Nie było, aż tak źle jak się spodziewałam. Może to spotkanie wyjdzie nam na dobre. Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy, moja rozmowa z ojcem, nie skończyła się kłótnią. I wcale nie miało na to wpływu otoczenie. Była bym w stanie rozpocząć wojne przy ludziach. Co jak co, ale temperament to ja mam. Okazało się, że znajdywanie ciekawych tematów do konwersacji, nie sprawiało nam problemu. Atmosfera przy stole zrobiła się luźna. Jakby do restauracji przyszła rodzina, chcąca coś uczcić. Czy my mieliśmy jakiś powód? Może właśnie się narodził? Koniec awantur, kłótni, krzyków? Czy to możliwe zmienić wszystko za sprawą jednego wieczoru? Szczerze wątpie w to. Było by za idealnie, prawie jak w reklamach proszków do prania. Ale może stopniowo uda nam się coś zdziałać? Taki mały kroczek do przodu, bo jak na razie staliśmy w miejscu. Czyżby los się do nas uśmiechnął? Tutaj nie da się nic więcej zdziałać, potrzeba czasu. Zobaczymy, co się z tego wykluje.


********
Nerwowo chodził w tę i spowrotem, kątem oka patrząc na prawie czteroletniego chłopczyka. Dziecko siedziało na kocyku w salonie i budowało z klocków garaż dla samochodów, jak polecił mu przed chwilą wujek. Czuł, że pocą mu sie dłonie. Denerwował się strasznie. Myślał o tym, jak ma się przy niej zachowywać. Stwierdził, że ostatnio popełnił błąd. Nie powinien się śpieszyć, bo nie chce jej przestraszyć. Problem polegał na tym, że przy zielonookiej, często nie wiedział co robi. Działał impulsywnie. Znaczyła dla niego wiele i nie chciał zmarnować szansy, jaką dał mu los. Usłyszał dzwonek, oznajmiający przybycie pierwszego gościa. Musiała to być ona, ponieważ reszta towarzystwa miała pojawić się dopiero za dwie godziny. Ostatni raz rzucił okiem na chłopczyka, po czym upewniając się, że nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo, szybkim krokiem przeszedł do korytarza. Jeszcze spojrzał w lustro i sprawnie poprawił swoją fryzurę, która i tak była już idealnie ułożona.
- Hej.- przewitała się blondynka. Miała na sobie atramentowe rurki, różową bluzę na długi rękaw, czarne trampki i torbę z ciuchami na zmiane. Uśmiechała się, czym zahipnotyzowała gospodarza domu, który dopiero po chwili wpuścił ją do środka.
- Cześć. Cieszę się, że przyszłaś i zostajesz.- wskazał ręką na skromny bagaż blondynki. Wkońcu miała tu spędzić tylko jedną noc, więc nie potrzebne były jej walizki.
- Nie miałam innej opcji. Zostałam zaszantażowana.- zaśmiała się, zostawiając obuwie obok wycieraczki.
- Zaraz szantaż.- prychnął rozbawiony- Inaczej byś się nie zgodziła.
- Skąd wiesz?- zapytała, jak zawsze pewna siebie.
- Wolę dmuchać na zimno.- sprytnie wybrnął z sytuacji. Tak długo głowił się nad strategią zaproszenia jej tutaj, a wystarczyło wybrać najprostszą opcję?- Chodź. Muszę ci kogoś przedstawić.- przeszli do pokoju dziennego, gdzie malec właśnie znudził się zabawą.- To jest Mike.- oznajmił, biorąc chłopca na ręce.
- Cześć. Ja jestem Sophie. Miło mi cię poznać.- zwróciła się do lekko zawstydzonego chłopca. Malec chętnie schowałby się w silnych ramionach wujka, lecz ciekawość nie dała za wygrną. Spoglądał na nową postać spod długich rzęs.
- Nie ma co się wstydzić. Spohie jest fajna.- piłkarz wyszeptał te słowa do chłopca, ale dziewczyna i tak je usłyszała. Uśmiechnęła się promiennie.
- Może pokażesz mi swoje zabawki?- zaproponowała. Mike szybko uwolnił się z uścisku wujka i ruszył w stronę klocków.
- Buduję garaż dla aut.- oznajmił dumnie.- A chcesz zobaczyć moje kolorowanki?
- No pewnie.- przykucnęła przy stoliku. Położył przed nią książeczkę z obrazkami do zamalowania. Większość z nich przedstawiała różnej wielkości samochody.- Pięknie kolorujesz. Lepiej niż ja.- pochwaliła dziecko.
- Tego jeszcze nie dokończyłem.- wyjaśnił wskazując w połowie czerwony pojazd.
- Mam pomysł.- wtrącił, wcześniej tylko przyglądający się Mario- Dokończysz malować ten obrazek, a my z Sophie pójdziemy do kuchni i przygotujemy wszystko na ognisko, ok?
- Dobrze.- malec odnalazł pudełko z kredkami i zaczął nanosić barwy na kartkę papieru. W tym czasie starsze towarzystwo przeszło do kuchni.
- Słodki ten maluch.- powiedziała dziewczyna, siadając na krześle.
- No wkońcu jesteśmy jakoś spokrewnieni.- wyszczerzył się młody Niemiec.
- To co chcesz przygotować?- zapytała, podwijając rękawy na wysokość łokci.
- W sumie to nie ma tego tak dużo. Trzeba ponacinać kiełbase i zrobić sałatke.- wzruszył ramionami.
- To dobrze, że przyszłam, bo byś sobie krzywde zrobił.- wybuchnęła gromki śmiechem.
- Ha, ha, ha...- prychnął- Bardzo śmieszne.
- Żebyś wiedział. To dawaj wszystkie składniki.- oznajmiła. Mario wyjął z lodówki wszystko co potrzebne. Już po chwili wszystkie warzywa zostały pokrojone i umieszczone w misce.- I już po krzyku.- powiedziała blondynka, wrzucając resztki do kosza na śmieci.
- I widzisz, nic nikomu się nie stało.- uniósł dumnie głowę. Sophie nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo słoik, który trzymał brunet, roztrzaskał się na drobne kawałeczki na ziemi. Na szczęście był pusty. Goetze spojrzał na zielonooką, która nie mogła powstrzymać się od śmiechu, stojąc w wejściu do kuchni. Drobne szkło nikogo nie pokaleczyło.
- Mariooo... Ty ciapo.- dziewczyna już się opanowała. Oparła się o futrynę drzwi.
- To nie moja wina.- uniósł ręce do góry w geście obronnym.
- A niby kogo?- schowała ręce do kieszeni.
- No on sam się wyślizgnął.- zaśmiał się cicho- Złośliwość rzeczy martwych.- dodał, wyjmując z szuflady zmiotkę i szyfelkę.
- Co się stało?- przybiegł zaciekawiony chłopczyk, w wejściu zatrzymany przez córkę bramkarza.
- Uwaga, tam nie wchodzimy, bo trzeba najpierw sprzątnąć szkło.- wyjaśniła maluchowi.
- A dlaczego?- dopytywał czterolatek.
- Bo wujek Mario zbił słoik.- oznajmiła Sophie, biorąc na wszelki wypadek dziecko na ręce, aby się nie skaleczyło.
- Wuuuujek.- zaśmiał się chłopczyk.
- I ty przeciwko mnie?- Niemiec chciał udawać obrażonego ale mu nie wyszło. Sam się uśmiechał, nie wiedząc czemu. Kiedy sytuacja w kuchni została opanowana, a cała kolorowanka skończona, do domu stopniowo zaczęli przybywać zaproszeni goście. Pierwszy zjawił się Reus. Jak się okazało, dobrze znał się z Mikem, dlatego malec był wniebowzięty, gdy go zobaczył. Później Sophie miała okazję poznać Moritza i jego dziewczyne Eliane. Dowiedziała się, że chłopak grał wcześniej w tym samym klubie co Mario. Brunetka z ciemną karnacją przypadła do gustu młodej Weidenfeller. Szybko odnalazły wspólny język. Ostatnia para zaproszona na ognisko dotarła z małym spóźnieniem, jak później się okazało nikogo, kto znał Leo to nie zdziwiło. Chłopak słynął z tego, że to do niego należało tzw. wejście smoka, co wcale mu nie przeszkadzało. Przyprowadził młodszą siostrę. Przegrał zakład i musiał zabrać ją ze sobą. Dziewczyna była w wieku Sophie. Na pierwszy rzut oka, wyglądała na pustą lalę, ale blondynka nauczyła się już, że nie powinno oceniać się nikogo po wyglądzie, toteż nie skreśliła jej od razu. Wszyscy zasiedli w ogrodzie. Panowie rozpalili ognisko, a panie przygotowały stół i doniosły przekąski. Dziewczyny szybko się ze sobą dogadały, dzięki czemu nie dochodziło między nimi do zgrzytów, czego obawiał się wcześniej pan domu.
- Komu piwo?- zapytał Mo, unosząc jedną z butelek. Wszyscy z chętnych otrzymali procentowy napój.- A ty?- rzucił w stronę Goetzego, który właśnie zasiadł przy drewnianym stole.
- Ja nie mogę. Mam tu dziecko do pilnowania.- wytłumaczył, poczym przyjaciel już nie naciskał. Mario był nieświadomy tego, jak bardzo zaimponował swoją postawą blondynce. Zdecydowanie zapunktował u niej. Chłopczyk bawił się plasikowym traktorem na trawie. Starsze towarzystwo bawiło się świetnie. Jakby znali się od lat. Nadawali na tych samych falach. Sophie zaprzyjaźniła się z nowo poznanymi osobami. Wcale nie robiła za niańkę do dziecka. Trzeba jednak przyznać, że była ulubioną ,,ciocią" Mike'a.

******
Goście rozjechali się do swoich domów. Mały chłopczyk już dawno zasnął, zmęczony wrażeniami dzisiejszego dnia. Sophie i Mario również chcieli iść spać, nawet nie sprzątając. Goetze pokazał blondynce jej pokój połączony z łazienką. I życząc jej dobrej nocy, udał się do swojej sypialni. Niemka powędrowała do toalety. Zrzuciła z siebie ciuchy, które nosiły brzydki zapach dymu z ogniska. Weszła pod prysznic, w celu oczyszczenia swojego ciała. Już po chwili zakręcała wodę. Była zbyt zmęczona na długą kąpiel. Szybko wytarł swoje ciało miękkim ręcznikiem. Założyła na siebie luźne, sportowe spodenki przed kolano i zwyły, szary T-shirt. Nie musiała suszyć włosów, ponieważ nawet ich nie zmoczyła, związując je wcześniej w kłosa. Przeszła do sypialni i usiadła na łóżku, wcierając w nogi nawilżający balsam. Miała już zgasić lampkę, która stała na stoliku nocnym, gdy zamarła. Dopiero po chwili zaczęła oddychać. Szybko podbiegła do ściany, w celu włączenia dużej lampy. Pomyślała, że może się przewidziała. Kiedy jej oczy przezwyczjiły się do rażoncej żarówki, ujrzała go ponownie. Nie pomyliła się wcześniej. Pod oknem siedział ogromy (jak dla niej), czarny, obrzydliwy pająk. Dziewczyna przeraźliwie bała się tych ośmionożnych insektów. W bardzo szybkim tempie opuściła pomieszczenie i bez pukania wtargnęła do pokoju Mario. Ten smacznie spał. Zrobiło jej się na chwilę żal chłopaka, ale musiała go obudzić.
- Mario, Mario wstawaj.- potrząsnęła nim delikatnie. Dzięki Bogu sportowiec nie zdążył pogrążyć się w głębokim śnie, toteż udał się jej go obudzić.
- Sophie?- zdziwił się jej obecnością.- Co ty tu...
- Musiszy tam ze mną iść. Pociągnęła chłopaka za rękę, a ten oszołomiony nie zaprotestował. Wepchnęła go do jej tymczasoweej sypialni i weszła ostrożnie za nim.- Tam wskazała palcem.
- Ale co? Ja nic nie widzę.- podrapał się po głowie.
- On tam był. Taki wielki...- tłumaczyła chaotycznie. Przestraszyła się tym, że stwór zniknął i może bezkarnie spacerować po tym pomieszczeniu. Żałowała, że niczym w niego nie rzuciła.
- Ale kto??- zapytał nic nie rozumiejąc.
- No pająk, a kto!- lekko uniosła głos, zła na bruneta, że nie zrozumiał co chciała mu przekazać. Niemiec wybuchnął śmiechem.- Oj nie śmiej się tylko go szukaj!- wywróciła oczami.
- Mam szukać pająka? Wiesz ile tu jest zakamarków? On równie dobrze mógł wyjść przez uchylone okno.- próbował się opanować.
- Nie mamy na to żadnej gwarancji. Ja tu nie będę z nim spała.- oznajmiła pewna siebie.
- Boisz się takich małych stworzonek?- uniósł brew niedowierzając.
- Czegoś trzeba.- odpowiedziała. Mario znowu wybuchnął śmiechem, przez co został spiorunowany wzrokiem. Po chwili udało mu się opanować. Zrobił się poważny. Westchnął cicho. Chwycił za kołdrę i jedną z poduszek, po czym przeszedł do swojego pokoju. Sophie nie wiedziała co jej przyjaciel planuje. Podążyła za nim.
- Co ty robisz?- zapytał zdziwiona. Mario położył przyniesioną pościel na jego własnym łóżku.
- Robię ci miejsce.- oznajmił spokojnie, przesuwając swoje manatki na drugą połowę łóżka, tak aby zmieściły się dwie kołdry.- Będziesz spała ze mną.
- Żartujesz?- zaśmiała się.
- Nie. Nie będę polował na pająki o 2 w nocy.- westchnął kładąc się. Blodynka stała w miejscu, jak sparaliżowana. - Idziesz spać?- zapytał brunet, okrywając się kołdrą do pasa.
- Jesteś głupi.- powiedziała. Zgasiła duże światło i zajęła miejsce, przykrywając się pościelą. Była to dla niej dziwna sytuacja.
- Wiem.- zaśmiał się cicho.- Jak można robić te wszystkie tricki na rampach, i bać się pająków?
- Dobranoc.- rzuciła oschle.
- Będzie foch...- zauważył rozbawiony.
- Oj idz już spać.- szturchnęła go łokciem. Czuła jego zapach. Byli tak blisko siebie. Nie spodziewała się, że tak to się potoczy. Wszytko działo się spontanicznie, nikt nie mógł tego przewidzieć. Najdziwniejsze dla niej było to, że czuła się przy nim dobrze. Słyszała jego spokojny oddech. A on? Nie dowierzał w to co przed chwilą się stało. Że ma ją na wyciągnięcie ręki, czuje jej obecność. Cieszył się jak małe dziecko, jak Mike, gdy dostanie nowy samochodzik do zabawy. I gdyby nie to, jak bardzo był zmęczony, napewno by nie zasnął, lecz kraina Morfeusza porwała go, nie pytając o pozwolenie.

*******
Mam kolejny. Tym razem trochę dłuższy, ale nie chciałam rozbijać go na mniejsze części :) Podoba się, czy nie? Same przełomy w tym rozdziale :D tak jakoś wyszło. Komentujcie, motywujcie. Pamiętajcie, że im więcej waszych opinii tym szybciej i łatwiej pisze mi się kolejny odcinek. Wszystko w waszych rękach xd Już nie przedłużam, bo ile można. Pozdrawiam! :*
PS MARCO ODBLOKOWAŁ INSTA :O!!!

8 komentarzy:

  1. HAHAHAHA, też bym nie spała wiedząc, że niedaleko czai się pająk XD
    Nie dziwię się Sophie :D
    No, i w miarę widzę polubiła Lisę :))
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo słodko :D
    Myślę, że Sophie z czasem zaakceptuje Romana i Lisę. Tym bardziej, że modelka zapunktowała u niej tatuażem ;3
    A Mario się zakochaaał :D
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest w końcu :) trochę się już niecierpliwiłam
    Super że Sophie ma lepsze relacje z ojcem a już o Mario nie wspomnę <3
    Super rozdział ;) tak jak wszystkie
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejusiu... Rozdzial przeboski normalnie. Cudo! ;)
    Aww.. Mario. Jaki zakochany.
    Kuzde.. Juz nie moge sie doczekac kolejnego.
    I ciesze sie, ze pojawili sie Mo i Leo. Leos w mojej ulubionej postaci. Glupi wariat, zabawny i wgl.
    Ciekawe czy taki jest naprawde? Hmm..
    Dobra... Jak sie rozpisze to nie skoncze.
    Niecierpliwie czekam na nn. ;)).

    Buziaki...;** <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, ten rozdział jest genialny :)
    Mario jest cudowny :)
    A Sophie w końcu zaczyna dogadywać się z ojcem :)
    Rozdział jest cudowny :)
    Czekam na nexta i pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Okej, na jej miejscu udawałabym tego pająka żeby spać z Mario hahaah swoją drogą to się ich boję ;-; ;-; Czekam na następny xD mam nadzieje gdzieś z Marco w tle.. :D co ja Ci tu truje, dużo weny! :D I ogl pisz pisz bo lubię to co piszesz i jest to serio cudowne (ja i moje składne komentarze) W każdym razie rozdział jest świetny! :* Czekam na następny.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybacz , że dopiero dodaje komentarz ale nie miałam internetu ;c
    Rozdizał jak zwykle super ! :3
    Mam cichą nadzieję , że Sophie wreszcie znajdzie wspólny język z domownikami :)
    Mario .. ahh no nieech oni już będą razem , nie mogę sie doczekać !
    Buziaki ;*
    Zapraszam do mnie ;3

    http://nigdyniedajsobiewmowiczeniewarto.blogspot.com/
    http://tyijanaszahistoria.blogspot.com/
    http://nieczytajprzyszlosci.blogspot.com/

    Buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń