I wreszcie nadszedł dzień, wypisu Sophie ze szpitala. Rudowłosa czekała na niego aż pięć długich tygodni. W tym czasie udało się jej przybrać trochę na wadzę, a żebra zdążyły się już zrosnąć. Kostka również wraca do normy, jednak dziewczyna porusza się jeszcze za pomocą kul inwalidzkich. Ale to wciąż początek walki z anoreksją. Chwilowo wszystko idzie w dobrym kierunku. Panna Weidenfeller ma ogromne wsparcie w rodzinie, jak i w swoim chłopaku. Właśnie weszli razem do starego mieszkania zielonookiej. Wspólnie postanowili, że lepiej będzie, kiedy przeprowadzi się ona do Niemca.
- Gdzie się podziała moja kondycja?- jęknęła, opadając na kanapę.
- Zaraz pozbędziesz się tych kul. Nie zdążycie się nawet zaprzyjaźnić.- zaśmiał się- Dobra, to co mam pakować?-zapytał, rozkładając na podłodzę dużą torbę. Rudowłosa wskazała mu szuflady z ciuchami, które chciała ze sobą zabrać.
- A to nie jest czasem moje?- zdziwił się, zauważywszy bardzo podobny T-shirt do swojego. Nawet w tym samym rozmiarze.
- Możesz sobie wziąść z powrotem, bo już nie pachnie tobą.- wyszczerzyła się, na co rozbawiony sportowiec pokręcił tylko głową. Zapakowali wszystkie ciuchy, książki, płyty i inne przydatne rzeczy, kiedy spotkali na swojej drodzę pierwszą przeszkodę. Mianowicie był to rowerek stacjonarny i podobne sprzęty, na których katowała się zielonooka.
- Myślę, że to zdecydowanie trzeba wyrzucić. Razem z tymi tabelkami, dietami... To już się nikomu nie przyda.- zaczął wrzucać lżejsze rzeczy do worka na śmieci. Sophie poczuła się okropnie, jakby ktoś wtargnął na jej własne terytorium i niszczył wszystko wokół. Podniosła się na kulach.
- Zaczekaj, szkoda to przecież wrzucać do śmieci.- powiedziała mało pewnym siebie głosem. Jednak Mario pozostał nieugięty.
- Tam jest ich miejsce. Rower wyniosę na końcu, za ciężarki wezmę się od razu...- zaczął głośno planować, nie dając rudowłosej dojść do głosu. Zebrało się w niej tyle złości, że nie wytrzymała. Strąciła z szafy doniczkę, która potłukła się na drobne kawałeczki. Huk zwrócił uwagę piłkrza. Nastała krępująca cisza. Do oczu Niemki napłynęły łzy, a ta szybko wyszła na balkon. Tam usiadła na posadcę, zwieszając nogi między szprychami. Oparła czoło o chłodną balustradę, a po jej policzkach popłynęły gorzkie łzy. Co w nią wstąpiło? Było jej tak głupio... Do tego znowu płacze, jak mała dziewczynka, która zgubiła misia. Przecież kiedyś taka nie była... Po dłuższej chwili Mario zajął obok niej miejscę. Oparł się o balustradę, wpatrując w zapłakaną kobietę.
- Przepraszam.- szepnęła- Chyba po prostu chciałam zwrócić na ciebie swoją uwagę... Sama nie wiem, co się ze mną dzieję. Zmieniłam się...
- Powinieniem wysłuchać cię do końca. Nie jestem bez winy.- rzekł, głaszcząc ją po ramieniu.
- Mario, czy ty wiesz, czego się podejmujesz? Ja już nie jestem tą samą córką Weidenfellera. Jestem jednym wielkim problemem.- zauważyła, zerkając na chłopaka.
- Moje wielkie serducho bije tylko dla ciebie. Pokonamy wszystkie przeszkody razem.- przybliżył się do niej- Możemy zgłosić się do terapeuty. Pomoże nam z twoją chorobą.
- Nie chcę z nikim o tym rozmawiać, to jest za trudne. Mogę raz wyrzucić to z siebie, ok? A potem chcę o tym zapomnieć.- wzięła głębszy oddech.
- Jeśli chcesz to, słucham.- uśmiechnął się zachęcająco.
- Kiedy się rozstaliśmy to... Wpadłam w strasznego doła. Stwierdziłam, że to wszystko moja wina, że byłam niewystarczająca, skoro tak bardzo spodobała ci się inna. Wtedy spojrzałam w lustro i... Ujrzałam grubą, brzydką dziewczynę. Zmiana fryzury w niczym nie pomogła. Znienawidziłam swoje ciało, znienawidziłam siebie. Chciałam być szczuplejsza. Stosowałam różne diety, ćwiczyłam i nic. W tym lustrze stała ciągle ta okropna dziewczyna tylko coraz bardziej załamana. Przez głodówki przestałam się wysypiać. Stałam się taka inna. Ciągle miałam ochotę płakać, jakby to miało w czymś pomóc... Nie zauważyłam, że przerodziło się to w obsesję. Nadal trudno mi w to uwierzyć. I nie chcę być piątym kołem u wozu dla nikogo, zwłaszcza dla ciebie.- zakończyła. Strumienie łez wciąż moczyły jej chude policzki.
- To straszne, że musiałaś to wszystko przejść. I gdzie ja wtedy byłem?- nie mógł sobie wybaczyć, że to wszystko stało się z jego winy- Chciałbym chociaż trochę tego cierpienia wziąść na siebie, żeby ci ulżyć. I nie powinnaś tak myśleć. Jesteś dla mnie najważniejsza słyszysz? Za każdym razem, kiedy widzę twoje łzy, serce mi się kraja. Chciałbym powiedzieć, że nikt już nigdy cię nie skrzywdzi, bo będę ciebie chronił. Ale nie wiem, czy potrafię cię ochronić przed samym sobą.- powiedział głośno, co myślał. Sophie wysunęła się z pomiędzy prętów, po czym wtuliła w bruneta. Tak jak robiła to dawniej.
- Nie zobaczysz już żadnej łzy, obiecuję.- otarła mokre policzki, a na jej twarz wdarł się krzywy grymas uśmiechu. Chciałaby pozostać w tych ramionach już na zawsze.
- Kocham cię, kocham, kocham.- powtarzał, patrząc w jej zielone tęczówki, podczas gdy czubki ich nosów się stykały- Będę ci to powtarzał codziennie rano, wieczorem, przy obiedzie... I nie zniszczy tego nawet rutyna.
- Mam wrażenie, że nie jesteś prawdziwy. Zaraz się obudzę, albo ty znikniesz jak bańka mydlana.- rzekła tonąc w czułym spojrzeniu sportowca.
- Ale wtedy nie zrobiłbym tak.- musnął jej wargi subtelnie, jednak po chwili pocałunki zamieniały się w coraz namiętniejsze.
- Hans, czy ty to widziałeś? Do czego to dochodzi, że młodzi obmacują się już na balkonach...- była to sąsiadka rudowłosej, Stella. Staruszka interesowała się życiem prywatnym każdego lokatora kamienicy i mieszkała zaraz nad panną Weidenfeller. Gdy Goetze usłyszał wypowiedź kobiety, wybuchł gromkim śmiechem.
- Dzień dobry pani Stello. Stęskniła się pani za mną?- zapytała zielonooka, wciąż trzymana w uścisku swojego partnera. Między sąsiadkami często dochodziło do sprzeczek.
- Dziecko, dawno tak dobrze mi się nie mieszkało.- machnęła ręką- Prawda Hans?- osiemnastolatka nigdy nie słyszała, ani nie widziała męża pani Stelli. Może dawno umarł? Albo nigdy nie istniał? W jej wyobraźni pan Hans był mężczynzą z lekką nadwagą. Siedzącym cały dzień przed telewizorem z piwskiem w ręku.
- Wyprowadzam się, więc będzie pani miała spokój.- wyszczerzyła się Niemka. Stella tak się ucieszyła, że o mało co, nie wypadła ze swojego balkoniku.
- Co za wspaniała wiadomość! Hans, słyszałeś? Będziemy mogli spokojnie się zdrzemnąć w ciągu dnia.- klasnęła z radości- Jeśli zamieszka z tym młodzieńcem... To jednak szkoda mi chłopaka, a nawet taki przystojny...- mówiła, wchodząc już do środka swojego mieszkania.
- Przypadłeś do gustu pani Stelli...- poruszyła brwiami- Chyba muszę zacząć być zazdrosna...
- Mówisz, że mam branie?- droczył się, udając że, poprawia kołnierzyk przy koszuli.
- Uważaj na słowa, bo zaraz mogę cię zdzielić tą kulą. Przyda sie na coś.- zachichotała.
- Ty zła kobieto, co zrobiłaś biednej pani Stelli, że cię tak nie lubi?- dopytywał, pomagając dziewczynie wstać z posadzki.
- Wydaje mi się, że nie przepada za rockiem alternatywnym.- zaśmiała się, podpierając się już na kulach inwalidzkich.
** jakiś czas później**
Wszystko udało się według planu. Sophie zamieszkała z Mario, który upiekuje się nią dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czasem strasznie denerwuje ją to, że bywa nadopiekuńczy, ale nie potrafi dłużej się na niego gniewać. Starsza pani Weidenfeller przygotowała masę słoików z różnymi potrawami, które wystarczy tylko podgrzać i obiad gotowy. W każdą niedzielę zaprasza młodzież na wspólny posiłek. Nie jest to łatwe dla Sophie, ale nie poddaje się. Walczy, bo ma dla kogo. Regularnie stawia się na badania w szpitalu. Jej stan się poprawia, jednak nadal przez niedowagę, musi ograniczać aktywność fizyczną. Zaraz po regularnych posiłkach to, przeszkadza jej najbardziej. Są lepsze i gorsze dni. Ten należał do tych drugich, chociaż... Może oceńcie sami.
Mario właśnie skończył oglądać popołudniowe wydarzenia. Zauważył, że rudowłosa położyła się w ich sypialni. Chciał sprawdzić, czy przypadkiem nie usnęła. Gdy oparł się o futrynę drzwi, dostrzegł, że kobieta ma otwarte oczy. Okryła się kocem, ostatnio ciągle było jej zimno. Zauważył, że coś nie gra.
- Co jest?- zapytał, wpatrując się w dziewczynę. Ta tylko westchnęła.- Źle się czujesz?- dopytywał, siadając na łóżku obok zielonookiej.
- Strasznie... Mam doła. Nie chcę cię znowu męczyć swoim zrzędzeniem.- odwróciła się plecami do Niemca.
- Przecież wiesz, że zawsze chętnie cię wysłucham. Między innymi taka jest rola drugiej półowki. Jeśli nie chcesz, to rozumiem. Jednak myślę, że lepiej się komuś wyżalić, niż tłumić to w sobie.- powiedział, kładąc się przy zielonookiej. Ona widocznie zmieniła zdanie i z powrotem leżała przodem do Goetze. Wtyliła się w tors piłkarza, od razu poczuła ciepło bijące od niego. Delikatny uśmiech wkradł się na jej twarz, ale tylko na chwilę. Zapanowała cisza, a mężczyzna delektował się zapachem włosów partnerki.
- Chyba masz niestety rację... Znowu.- zaznaczyła, udając podirytowaną.
- Sam nie wiedziałem, że taki mądry jestem.- wyznał, po czym oboje wybuchnęli śmiechem- Lubię cię rozśmieszać, nawet dobrze mi to wychodzi.
- Ta, mógłbyś pracować jako klaun. Wiesz, jak zakończysz swoją karierę...- uniosła brwi, na co Goetze zaczął ją gilać.
- I ten uśmiech kocham.- wyszczerzył się, kiedy przestał łaskotać rudowłosą.
- Mario, nie nudzisz się tu ze mną? Nie masz ochoty stąd uciec? Wytrzymujesz te moje wszystkie humorki, pilnujesz posiłków, czy się nie przemęczam bla, bla bla. Nie masz czasu dla siebie. Nie wróciłeś na boisko...- zerknęła na niego z dołu, wciąż trzymając głowę na klatce piersiowej brązowookiego.
- A to tutaj cię boli...- pokiwał głową.
- Nie. Może. Nie wiem?- jęknęła, na co ten się zaśmiał.
- Kochanie uwierz mi, że parę miesięcy temu oddałbym wszystko, żeby móc być przy tobie.- przerwał, aby pocałować córkę bramkarza BVB w czoło- Swój wolny czas i tak spędzałbym z tobą i właśnie odpoczywam. Sezon się skończył, wrócę do trenigów po wakacjach jak reszta zespołu.
- Na prawdę nie jestem jak kamień u nogi? Bo tak się czuję dla ciebie, dla babci i dziadka, dla ojca...- splotła ich dłonie.
- Jestem tu dobrowolnie. Nikt nie trzyma mnie tutaj na siłę.- dalej tłumaczył- To normalne, że się o ciebie martwią. Myślę, że twoja babcia na pewno nie była by szczęśliwa, gdyby się dowiedziała, co za głupoty na jej temat opowiadasz...
- Przecież jej o tym nie powiem. I ty też.- zauważyła.
- No nie wiem, nie wiem...- udawał, że się zastanawia.
- No Mario!- jęknęła.
- Nie będziesz już tak o nas myślała?- w jego policzkach pokazały się urocze dołeczki.
- Postaram się.- przyrzekła.
- Więc co planujesz robić przez resztę dnia?- zapytał, nadal obejmując dziewczynę.
- Leżeć, patrzeć w sufit, dalej marudzić...- wypuściła głośno powietrzę.
- Nie są to zbyt ambitne plany... Widzę, że trzeba poprawić ci humor. Na szczęście masz przy sobie odpowiednią osobę, na odpowiednim miejscu.- rzekł, uparcie nad czymś myśląc.
- Czyli klaun Mario, do usług.- zaśmiała się.
- Udam, że nie słyszałem.- prychnął- Może przejdziemy się na lody?
- Na lody?- zdziwiła się. Czy to dobry pomysł...
- A dlaczego nie? Trzeba korzystać, zaraz zrobi sie zimno i skończy się sezon. A więc...?- czekał na odpowiedź?.
- W sumie... Ale jak ja wyglądam... Nie chcę mi się układać włosów i malować...- zauważyła.
- I tak wyglądasz pięknie. Jeśli chcesz to znam na to prosty i szybki sposób.- wyszczerzył się. Pożyczył Sophie full cap i okulary przeciwsłoneczne. Sam założył to samo. Był zadowolony, że jego plan wyciągnięcia zielonookiej na świeże powietrze, się powiódł. Na miejscu zjedli porcję orzeźwiających, miętowych lodów. Świetnie czuli się w swoim towarzystwie. Panna Weidenfeller rozchmurzyła się, na chwilę zapominając o kaloriach i chorobie. Dużo rozmawiali, wspominali. Wyszli z lokalu jako ostatni klienci. Wieczór był w miarę ciepły, a rudowłosa ubrana ,, na cebulkę", więc postanowili przejść się jeszcze na spacer do ich ulubionego parku. Brunet wziął partnerkę na barana. Nie sprawiało mu to żadnego kłopotu, a dziewczyna nie nadwyrężała się za bardzo. Kiedy dotarli do celu, zielonooka stanęła na własnych nogach. Razem spacerowali wyznaczoną do tego ścieżką. Szli w ciszy, bo słowa nie były im potrzebne. Nagle pojawił się przed nimi pewien młody mężczyzna. Szedł on zapatrzony w komórkę w drugiej ręce, trzymając bukiet róż. Co robił tu o tej porze? Nie wiadomo, ale najdziwniejsze było to, że gdy mijał się z parą, zostawił kwiaty w ręce Goetze. Sam poszedł dalej niewzruszony, jakby do nieczego nie doszło.
- Co to było?- zdziwiła się.
- Nic takiego.- machnął ręką- Nie mam pojęcia, jak to ubrać w słowa. Kocham cię. Bardzo cię kocham. Myślę, że to co przeżyliśmy tylko wzmocniło nasze uczucia do siebie. Nie wyobrażam sobie życia z inną kobietą przy boku. Po prostu stałaś się moją lepszą półówką, nie da się funkcjonować bez ciebie. Sophie Weidenfeller, czy zechciałabyś zostać moją żoną?- to co właśnie usłyszała, kompletnie ją zaskoczyło. Na prawdę się nie spodziewała. Mario właśnie klękał przed nią z bukietem jej ulubionych kwiatów i pudełeczkiem z pierścionkiem.
- Oczywiście, że tak.- wyszeptała. Brunet wręczył jej bukiet, wsunał pierścionek na odpowiedni palec, po czym przytulił do siebie rudowłosą, okręcając się z nią wokoło.
- Jestem najszczęśliwszym facetem na całym świecie!- krzyknął uradowany.
- Kiedy ty to wszystko zaplanowałeś? Przecież to było takie spontaniczne wyjście...- niedowierzała w to, co wydarzyło się przed chwilą.
- Myślałem o tym już jakiś czas wcześniej. Do kuriera zadzwoniłem, kiedy wyszłaś do toalety w lodziarni.- wyjawił, odstawiając kobietę na ścieżkę, ale nie puszczając.
- Nieźle to wykombinowałeś.- zaśmiała się- To teraz będę mogła mówić o tobie ,,mój narzeczony"?- nie posiadała się z radości. Jeszcze kilka godzin temu leżała w łóżku i rozmyślała nad sensem swojego życia, a przecież on stoi właśnie przed nią.
- Oczywiście. ,,Chłopak" idzie w odstawkę.- złączyli swoje usta w długim pocałunku pełnym uczucia. Takiego zakończenia dnia chyba nawet Mario się nie spodziewał. No i właśnie czy był on tym z grupy ,,gorszych"? Dla tej pary małżeństwo jest potwierdzeniem ich wzajemnej miłości, a nie czymś przymusowym.
***
Widzę,że zżyłyście się z opowiadaniem jak ja... Niestety czeka nas jeszcze jeden rozdział+ epilog. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Taki miałam ,,plan" na tego bloga i nie chcę robić z niego tzw. Mody na sukces. Czekam na wasze opinie i gorąco pozdrawiam.
Rozdział mega,mega.Awww.Normalnie obudził we mnie wszystkie uczucia radość, smutek i nawet łezki poleciały.A oświadczyny!*_* Kocham to opowiadanie i ich.Cieszę się,ze jeszcze 1 rozdział i epilog przeczytam,ale z drugiej strony to mało;(. Ale rozumiem..;) Życzę weny i pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńNie zgadam się na koniec.. no weź nie zabijaj mnie nooo ♥
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga i co ja na to poradzę? :) ♥
Jaka moda na sukces kochanie .. tego to nie przebijesz haha xD
Nie noo wiesz o co mi chodzi :) ♥
Rozdział mnie rozłożył na łopatki ...totalnie ♥
Jeez, te oświadczyny kurcze no malinka♥
Cudooo♥
Kocham, buziaki :*
Ah no i zapraszam do mnie na coś nowego i innego :)
Bloga powadze razem z przyjaciółką- Maroon :)
Zapraszam kochana :* ♥
http://istotne-to-co-tu-i-teraz.blogspot.com/
Jaki koniec, ja sie pytam jaki koniec :(
OdpowiedzUsuńTeraz kiedy sie zaręczyli i w ogole, jestes zła i straszna :( I nie naprawisz tego świetnym rozdziałem, nie ma tak dobrze :3 Uwielbiam spontaniczne akcje <3 Czekam nn :*
Jejku, jakie cudowne! Mario taaaki słodziak! Ciekawe, jak zareagują inni na tą wiadomość :3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;3
Jaaak słodkooo *u* nie zrobisz nam tego, prawda? Nie skończysz teraz tego bloga, nie !!!! Dziewczyno co ja będę czytać? Uwielbiam postać Mario i Sophie w tym blogu. Chcę dalej czytać ich przygody, bo świetnie piszesz. *-* xoxo
OdpowiedzUsuńPowiedz mi kochana, jak ją wytrzymam bez twojego bloga ?
OdpowiedzUsuńDopiero co ponownie się zeszli, a ty już chcesz konczyć tę historię.
Mam nadzieję, że wrócisz do nas jeszcze z jakimś świętym opowiadaniem.
Rozdział jest świetny, a do tego ten koniec <3 normalne bajka.
Mam nadzieję, że teraz życie naszych bohaterów się ułoży i będą żyć długo i szczęśliwie.
Czekam na następny rozdział ;)
Pozdrawiam i życzę weny ^^
Buziaki :*
Jeśli masz ochotę, zapraszam do mnie na nowy rozdział.
OMG!!! Nie spodziewałam się takiego zakończenia. W ogóle nadal nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec tej historii. Bardzo się do niej przywiązałam i nawet kiedy nie komentowałam, byłam gdzieś tam z tobą i z bohaterami...
OdpowiedzUsuńCzasem rzeczywiście zachowanie Sophie może trochę irytować, ale w gruncie rzeczy chodzi tutaj o miłość, a to najwspanialsze uczucie, którego można doznać. Ale najlepszy jest oczywiście Mario <3 No po prostu zakochałam się w nim w tym opowiadaniu.
Czekam na nexta ;***
I believe for you <3 I will never doubt ;***
Zapraszam na:
nie-lekajcie-sie.blogspot.com
NADROBILAM. BĄDŹ DUMNA. NADROBILAM. JEZU OLGA KOCHAM CIĘ.
OdpowiedzUsuńdalas mi drame jaka chciałam. mario i gwałt ta lia czy jak jej tam było. BAJKA. Kochana to było cudowne!
Ale wiedzialam ze najgorszy będzie Robben, widzę że nadal go nienawidzisz całym sercem. Co do anoreksji Sophie nie spodziewałam się tego. Myślałam ze jest z rodzaju tych silnych. Pomyliłam się. MARIO I ZARECZYNY TY ROMANTYKU XDDD
takie słodkie zaręczyny w parku jejciu
Lody miętowe moim życiem
Co ja tam jeszcze miałam powiedzieć
a tak
Ledwo co nadrobilam i juz koniec
tylko ja tak potrafię :')
Kocham Cię i tego bloga! Mam wielką nadzieję ze napiszesz coś nowego
pozdrawiam gorąco ;*
Nawet nie wiesz, jak bardzo się zżyłam z tym opowiadaniem! Czemu wszystko, co piękne, musi się tak szybko kończyć? :/
OdpowiedzUsuńMario... jest dla Sophie naprawdę wielką podporą, która w tym trudnym dla niej czasie nabiera ogromnej wartości. Chyba nie muszę powtarzać, że jak dla mnie od zawsze był idealnym człowiekiem dla naszej bohaterki. Tak naprawdę nie wierzyłam w to, że Mario być aż tak romantyczny. ;) Te 'niespodziewane' oświadczyny w parku - cudo! *-* Końcówka była idealne, wręcz nie można było napisać lepszej! Będzie mi bardzo trudno się z tobą rozstać, twoim opowiadaniem... Ale wierzę, że wrócisz do nas z jeszcze bardziej powalającą historią, która podobnie jak ta zawojuje nasze głowy.
Worka weny! :*